Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 56

Luty zawsze oznaczał dla mnie początek czegoś. Powietrze powoli się ogrzewało, wyrastały pierwsze kwiaty po zimie, dzień stawał się dłuższy oraz przyjemniejszy. Był to jeden z moich ulubionych miesięcy w całym roku. Dzisiejszy dzień był szczególny, moja trzecia miesięcznica związku z Johnsonem. Powinnam się cieszyć, gdyby nie zachowanie tego idioty. 

- On powiedział, że mnie kocha! Rozumiesz?!Gilinsky naprawdę to powiedział! - piszczała mi do telefonu rozradowana Nina. 

Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową z powodu zachowania przyjaciółki. Ona naprawdę oszalała z miłości i szczęścia. 

- Wiem, mówiłaś mi to jakieś cztery razy - rzuciłam, nadal się śmiejąc.

Usiadłam przy toaletce, a Anabelle stanęła za mną. Zaczęła delikatnie czesać moje włosy. Musiałam się do niej upodobnić, by Lemond nie zorientował się, że poszedł na randkę z inną bliźniaczką. Dlatego też dziewczyna postanowiła zrobić mi lekkie fale na włosach, które sama bardzo często sobie tworzyła. Ja natomiast zgarnęłam czerwoną szminkę do ust z szafeczki, po czym dokładnie umalowałam się. Dzisiaj zmuszona byłam do użycia całkiem innych kosmetyków, w tym cieni, rozświetlacza i bronzera. To było bardzo dziwne, wyglądałam identycznie jak moja siostra. Już dobre dwa lata się nie zamieniałyśmy miejscami, a przynajmniej nie na taką skalę, dlatego nie musiałyśmy tak długo się przygotowywać. Any uczyła mnie dzisiaj dobrego wysławiania się, zwracając uwagę na słowa, których ciągle używała. Zależało jej na tej randce do tego stopnia, że musiałam zdjąć naszyjnik od Johnsona, by zastąpić go złotym serduszkiem, które Anabelle nosiła od dzieciństwa. Oprócz tego blondynka uraczyła mnie małoznaczącymi historiami, które przeżyła z Bishopem i opowiadała, o czym z nim rozmawiała. Byłam tak dobrze przeszkolona, to nie miało prawa nie wyjść. 

- Bo mi samej cholernie ciężko w to uwierzyć! - krzyknęła Nina, a ja mimowolnie wywróciłam oczami. 

Any niemo mnie upomniała, sama nigdy tego nie robiła. Pokazałam jej środkowy palec do odbicia w lustrze. 

- A ty i Jack? - spytała przyjaciółka, a ja wydęłam usta, chociaż dobrze wiedziałam, że dziewczyna tego nie zobaczy. 

- No cóż... Od poniedziałku nic się nie zmieniło, on w dalszym ciągu się do mnie nie odzywa, a ja nie odzywam się do niego - oznajmiłam zimnym tonem, a w środku zakłuło mnie serce.

Blondyn najwyraźniej mnie zignorował, postawił przyjaźń z Laylą na pierwszym miejscu, bo do mnie nie wypowiedział ani jednego słowa, ba, nawet spojrzeniem mnie nie uraczył. Ja sama starałam się na niego nie patrzeć, to był ewidentny koniec, brakowało tylko tych kilku słów. 

Anabelle objęła mnie lekko od tyłu, tym samym dodając otuchy. Zaszkliły mi się oczy, mrugnęłam kilkakrotnie, by odgonić łzy, siostra naprawdę długo starała się z tym makijażem. 

- Trochę przesadziłaś z tym ultimatum - stwierdziła Nina, a ja westchnęłam. 

- Nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji, przynajmniej wiem, ile dla niego znaczyłam - mruknęłam, a mój głos powoli się załamywał. 

- Aria dobrze zrobiła, Jack jest po prostu debilem i się nie potrafi zdecydować na jedną - dodała Any, włączając się do rozmowy. 

Przypomniał mi się fakt sprzed kilku miesięcy. Na samym początku znajomości przecież tak mu się podobałam, a potem nagle przerzucił się na moją siostrę. Już nie chodziło o te bzdury, które ona mu powiedziała. Jack skakał między mną a nią. Teraz pojawiła się Layla i on od razu do niej pobiegł. 

- Coś w tym jest - przytaknęła Nina po chwili ciszy. 

- Dobra, Nina, ja się zbieram, ty ciesz się Gilinskym - rzuciłam, kiedy spojrzałam na zegar wskazujący późną godzinę. 

Lemond miał pojawić się lada moment. Dziewczyna rozłączyła się, a ja wrzuciłam telefon do niedużej, czarnej torebki, która idealnie pasowała do czerwonej, obcisłej sukienki przed kolano. Miała głęboki dekolt w kształcie litery V i należała do mojej siostry. Założyłam złote, błyszczące szpilki z paseczkiem przy kostce i ruszyłam do wyjścia z pokoju. 

- Dasz sobie radę - rzuciła siostra, widząc moją niepewną minę. 

Powoli, by się nie wywalić, ruszyłam na dół. 

- Anabelle! - krzyknęła mama - Gdzie ty się wybierasz? Masz szlaban! I to jeszcze w jakim stroju!

Zachichotałam, zatrzymując się przy kanapie, gdzie siedzieli rodzice. 

- Mamo, to ja, Aria. Idę do restauracji - oznajmiłam, a Anabelle śmiała się obok mnie. 

Stella patrzyła to na mnie, to na siostrę zdezorientowana. Po chwili jednak uwierzyła w moje słowa i mimowolnie wywróciła oczami. 

- Wy naprawdę jesteście identycznie, wybierasz się z Jackiem? - spytała. 

Rzuciłam szybkie spojrzenie bliźniaczce. 

- Ymm, tak. A teraz lecę, pewnie już czeka - odparłam szybko, chcąc uniknąć dodatkowych pytań. 

Zgrabnym ruchem założyłam na siebie beżowy, długi płaszcz z czarnymi guzikami. Na niego narzuciłam chustę w podobnym kolorze. 

- Powodzenia - powidziała cicho Any, patrząc prosto w moje oczy - W razie czego dzwoń, jestem pod telefonem. I dzięki jeszcze raz. 

Objęła mnie jedną ręką i ucałowała policzek. Po założeniu rękawiczek na dłonie wyszłam. Samochód Lemonda stał na poboczu drogi, chłopak dokładnie mnie obserwował. Czułam się trochę jak królowa, Jack nigdy nie zabierał mnie do takich drogich restauracji czy innych miejsc, w których trzeba było wyglądać co najmniej jak milion dolarów. Bishop szybko wyszedł, po czym ucałował moją dłoń. 

- Pięknie wyglądasz - oznajmił z szelmowskim uśmiechem, który oddałam. 

- Dziękuję, ty również niczego sobie - odparłam. 

Chłopak otworzył mi drzwi od strony pasażera, a po chwili odjechaliśmy powoli. Lemond już mnie oczarował, nie wiedziałam, że był takim dżentelmenem. Musiałam jednak zachować czujność, nadal mu nie ufałam. Poza tym on nie mógł się dowiedzieć, że ja to ja, wtedy zniszczyłabym przyszły związek siostrze, a tego naprawdę nie chciałam. 

Jechaliśmy w ciszy, nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę i trochę się stresowałam. Bałam się, że palnę coś głupiego. 

- Jak ci minął dzień? - zapytał swobodnie, zerkając na mnie. 

- Dobrze, siedziałam z Arią i oglądałyśmy serial, a potem siedziałyśmy z Nathanem - rzuciłam z mocno bijącym sercem. 

- Arią? - Podniósł brwi. - Doszły do mnie plotki, że odbiłaś jej chłopaka. 

Machnęłam ręką lekceważąco, tak zapewne zrobiłaby siostra. Zastanawiałam się, co powiedzieć. Okazać skruchę, śmiać się?

- Och, daj spokój, to za dużo powiedziane. Było, minęło, ona jest z Jackiem, wybaczyła mi i tyle - odpowiedziałam w końcu.

- Pamiętam, Aria zawsze taka była. Niewinna ofiara, która nie umie się długo gniewać - przytaknął, z jego tonu wyczytałam złośliwość, co mocno mnie zirytowało. 

Zatrzymaliśmy się na parkingu. Rozejrzałam się dookoła, jednak nie poznałam tego miejsca. A jeśli on mnie gdzieś wywiózł? Przełknęłam ślinę, po czym niepewnie opuściłam samochód. 

- Restauracja jest tuż za rogiem - wyjaśnił - Muszę ci się przyznać, że nigdy nie przepadałem za twoją siostrą, była nudna i ostrożna. Z tobą zawsze można było się dobrze bawić, a ona? Taka troszkę córunia mamuni, nigdy nie chciała z nami zjeżdżać na zjeżdżalni, bo się bała i w ogóle. Byłem szczerze zaskoczony, gdy spotkałem ją w liceum. To już nie jest ta sama osoba. 

Chłopak naprawdę mnie wkurzał, czemu o mnie mówił? Nie miał do tego żadnego prawa, chciałam, by się ode mnie odwalił. 

- Tak, zmieniła się - mruknęłan, potakując. 

Szliśmy szybko chodnikiem, a ja zerkałam na sklepu znajdujące się obok nas. Akurat przechodziliśmy obok jubilera, więc patrzyłam z dużym zainteresowaniem na błyskotki. Miałam do nich ogromną słabość. W oko wpadł mi pewien pierścionek wykonany ze srebra. W środku miał nieduży brylancik, który się błyszczał. By przyjrzeć mu się uważniej, przystanęłam. 

- Podoba ci się? - spytał Lemond, a ja pokiwałam twierdząco głową. 

Pokierowałam wzrok w górę. W środku, przy ladzie dostrzegłam Laylę, a mój humor od razu się zepsuł. Już miałam odchodzić, gdy spostrzegłam chłopaka stojącego obok niej. Johnson trzymał w dłoni naszyjnik z niebieskimi kryształkami, pokazywał go dziewczynie. 

- Chodźmy - warknęłam, nie mogąc dłużej patrzeć na tę scenę i, nie czekając na partnera, ruszyłam. 

Teraz już wiedziałam, co porabiał mój chłopak w naszą miesięcznicę. 

- Czy to nie był chłopak twojej siostry? 

- Musimy rozmawiać o mojej siostrze? - zapytałam wściekła. 

- Przepraszam, masz rację. To nasz wieczór - stwierdził, a między nami ponownie zapadła cisza. 

Nagle chłopak przystanął przy drzwiach do restauracji, po czym otworzył je, wpuszczając mnie przodem. Przez kelnera zostaliśmy pokierowani do stolika. Pomieszczenie było bardzo ładne, wszędzie paliły się świeczki, dając romantyczną atmosferę. Obrus był w białej barwie. Zdjęłam płaszcz i podałam go kelnerowi, a Lemond dosunął za mną krzesełko. 

- Pamiętam, że zawsze lubiłaś być damą i marzyłaś o randce w takim miejscu - oznajmił z uśmiechem. 

Byłam pod ogromnym wrażeniem, chłopakowi naprawdę zależało na mojej siostrze. Pamiętał takie szczegóły sprzed dziesięciu lat.

- Bo to jest tak - zaczęłam - Ja jestem gwiazdą, a moja siostra królową. 

W tym samym momencie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, a osoby z sąsiadujących stolików popatrzyły na nas z pogardą. 

- Co podać? - zapytał kelner, pojawiając się nagle. 

Zerknęłam do menu, szukając jakiegoś dobrego dania. 

- Niech zgadnę... - Zamyślił się Lemond, uważnie studiując menu. - Dla tej pani ryba z frytkami, a dla mnie szparagi z łososiem. 

Parsknęłam cicho śmiechem, kręcąc głową. Chłopak był naprawdę dobry, frytki to ulubiony posiłek mój i siostry, mogłyśmy je jeść na śniadanie, obiad i kolację. 

- Pamiętam wszystko - oznajmił z błyskiem w oku - Czekałem na tę chwilę dziesięć lat, wiesz? 

Mimowolnie się zarumieniłam i uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka. 

- Nadal rysujesz? - spytał, zmieniając temat. 

- Czasami, ale brakuje mi na to czasu. Teraz przerzuciłam się bardziej na fitness i bieganie - oznajmiłam. 

- Naprawdę? W życiu bym w to nie uwierzył. Tobie nigdy się nie chciało biegać, nawet jak uciekał nam Łapa - odpowiedział ze śmiechem, który był zaraźliwy. 

Jak przez mgłę pamiętałam niedużego kundelka Bishopów, Any była z nim naprawdę zżyta, od zawsze chciała mieć psa, jednak rodzice się na to nie zgadzali. 

- Trzeba o siebie dbać - powiedziałam, na pewno tak by powiedziała Anabelle, dla niej wygląd był najważniejszy. 

- To co? Bieganie jutro o 7 rano? - zaproponował, a ja pokiwałam twierdząco głową. 

Upiłam łyk wody ze szklanki. 

- Twoje umiejętności makijażowe znacznie się poprawiły, raptem dziesięć lat temu kładłaś szminkę na brwi - rzucił ze śmiechem, a ja aż się zakrztusiłam, po czym zaczęłam się śmiać. 

Nie wiedziałam, że Lemond był tak zabawnym chłopakiem. Miło było spędzać z nim czas i nie myśleć o własnym chyba byłym chłopaku, który robił zakupy u jubilera ze swoją przyjaciółką. 

***

Obydwoje śmialiśmy się w najlepsze, trzymałam się za brzuch, który aż mnie rozbolał z tego powodu. 

- Śpiewać to ty nadal nie umiesz - stwierdził chłopak. 

- Ty też nie! - mruknęłam, ocierając małe łezki w kącikach oczu, które pojawiły się nagle. 

Po dwóch godzinach w restauracji musieliśmy się już zbierać, budynek miał być już zamykany. Naprawdę się rozluźniłam w towarzystwie Lemonda, znacznie się zmienił przez te lata. Znaleźliśmy wspólny język i naprawdę świetnie się bawiłam. Było mi trochę głupio, że od razu tak osądziłam chłopaka. Musiałam przyznać, że się pomyliłam co do niego. 

Lemond zatrzymał się przed moim domem. Spojrzałam na niego i lekko zagryzłam wargę. Po chwili przypominałam sobie, że nie mogę tego robić, to nie było w stylu Anabelle. 

- Dziękuję za wspaniały wieczór - powiedziałam cicho z lekkim uśmiechem. 

Zbliżyłam się do chłopaka, po czym delikatnie musnęłam ustami jego policzek, zostawiając ślad czerwonej szminki. Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi. Wysunęłam jedną, a następnie drugą nogę, od razu poczułam chłód. 

- Słodkich snów, Ario - powiedział brunet na pożegnanie. 

Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam do domu. Nagle odwróciłam się, zdążyłam zobaczyć szeroki uśmiech Lemonda. On wiedział! Jasna cholera! Jak?! Przecież wszystko było perfekcyjnie! Jakim cudem się zorientował?! Gdzie popełniłam błąd?! Cholera, przecież Anabelle na pewno zamierzała mnie zabić! Ale czemu Bishop nic nie powiedział? Nie zareagował? Przecież nie mógł się dowiedzieć w ostatniej sekundzie naszego spotkania. Dlaczego się nie zdenerwował? Poszedł z inną osoba na randkę! Było mu wszystko jedno, czy co? Cholera, no! Tak się starałam, co zrobiłam źle?

Pobiegłam do środka, nie zważając na wysokie szpilki, w których mogłam się zabić. Dopadłam do drzwi i otworzyłam je szybko. Wpadłam do salonu, gdzie zobaczyłam przejętą siostrę oraz Nathana i Mandy. 

- Mamy problem! - krzyknęłam. 

- Nie jest dobrze! - rzuciła blondynka, wstając gwałtownie z kanapy. 

- Lemond wie, że ja to ja! 

- Johnson był tutaj z kwiatami! 

- Co?! - wrzasnęłyśmy w tym samym czasie. 

*************

Ale długiiiiii, dobra wena dzisiaj, to zapewne przez świeże powietrze :)

Co myślicie? Jestem cholernie ciekawa waszej opinii!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro