Rozdział 53
Nastała cisza. Byłam naprawdę zszokowana, kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć ani jak się zachować. Patrzyłam to na chłopaka, to na Anabelle, nie wiedziałam, co się dzieje. I co on tutaj do cholery robił?
- Cześć, Aria - powiedział w końcu Lemond.
Niemrawo podszedł, po czym przytulił mnie mocno.
Zdziwiona lekko dotknęłam jego pleców, ciągle patrząc na moją siostrę. Ona jedynie rzuciła mi bezradne spojrzenie z lekkim uśmiechem. Zmarszczyłam brwi. Nadal zależało jej na Lemondzie? Jak on się tutaj znalazł? O co chodziło, co przegapiłam?
Bishop odsunął się ode mnie, nadal jednak skanował dokładnie moją twarz, przez co poczułam się trochę niezręcznie.
- Jestem Sam Wilkinson - rzuucił mój przyjaciel, widząc moje niekomfortowe położenie w tej sytuacji.
- Wiem, Lemond Bishop. - Chłopcy podali sobie dłonie i znowu zapanowała niezręczna cisza.
Zacisnęłam lekko usta, starałam się unikać spojrzenia obcego chłopaka za wszelką cenę.
- Dobra, to ja lecę na górę. Ogarniesz coś do żarcia? - spytał mnie Wilk, a ja pokiwałam powoli głową.
Sam pobiegł schodami na górę, a Lemond wrócił na swoje miejsce. Bez słowa odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do kuchni.
- Czekaj, ja też wezmę coś - rzuciła szybko siostra, podążając tuż za mną.
Kiedy tylko znalazłyśmy się w kuchni, tym samym tracąc chłopaka z zasięgu wzroku i słuchu, odwróciłam się od Anabelle.
- O co tutaj chodzi? - krzyknęłam szeptem rozemocjonowana.
Wyjęłam z lodówki wielką blachę z ciastem.
- Jezu, Aria, to długa historia - zaczęła Any.
- To streść się w tych kawałkach ciasta - mruknęłam.
Wyjęłam z szuflady nóż, by pokroić słodkości. Nie spieszyłam się, bo sama byłam cholernie ciekawa tej całej opowieści.
- Ten chłopak chodził już za mną cały czas, więc podeszłam do niego taka wkurzona do granic możliwości i zapytałam, czy ma coś nie tak z głową, że śledzi mnie i moją siostrę - oznajmiła, a ja parsknęłam głośno śmiechem. To było tak bardzo w naszym stylu. - No i coś tam zaczął się mieszać, coś tam, coś tam, po czym jakoś się okazało, że to Lemond. Byłam w tak ogromnym szoku, że aż zamilkłam.
- Jak ty zamilkłaś, to serio musiałaś być w stanie ciężkim - stwierdziłam, nakładając ciasto na talerz.
- Wal się - rzuciła oburzona - No i zaczęliśmy gadać, po czym się rozstaliśmy. A jak wróciłam do domu, to po pięciu minutach on przyszedł. A potem przyszliście wy.
- Yhym - mruknęłam i ponownie nastała cisza - Ale zachowuje się normalnie? Jaki on jest?
- Bardzo miły - odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem.
- Any! - pisnęłam, wybuchając śmiechem.
- No co? - spytała, czerwieniąc się.
Pokiwałam przecząco głową. Wzięłam talerz z ciastem, po czym opuściłyśmy kuchnię. Mrugnęłam do siostry i ruszyłam na górę, nie obrzucając chłopaka ani jednym spojrzeniem. Nie ufałam mu, no ale ja nigdy tego nie robiłam. Bishop zawsze był dla mnie podejrzaną osobą, nie przepadałam za nim i to się nie zmieniło. Weszłam do pokoju, gdzie na moim łóżku leżał Sam, mówiąc coś do swojego telefonu. Kiedy zobaczył mnie z jedzeniem, przeniósł aparat na moją osobę, a ja uśmiechnęłam się słodko.
- O, właśnie mój misiaczek przyniósł nam coś do jedzenia, więc lecę, bo będziemy teraz bardzo zajęci, do potem, kochani - dodał chłopak, po czym rzucił telefon na łóżko.
Zachichotałam, odkładając talerz.
- Ale ty jesteś głupi - mruknęłam i ułożyłam się obok niego.
- No co? Tylko Jack może się dobrze bawić? - spytał Wilkinson.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- O czym ty mówisz?
Przyjaciel bez słowa odblokował telefon, wszedł na Instagrama, a następnie na InstaStory mojego chłopaka. Blondyn opublikował zdjęcie z kawiarni, główny plan stanowiła Layla, która uśmiechała się szeroko, patrząc przez okno, a przed nią stała biała filiżanka z kawą. Wzięłam głęboki wdech, bo mimowolnie się wkurzyłam. Normalnie udawałabym, że kompletnie mnie to nie ruszyło, ale przed Samem nie musiałabym niczego ukrywać.
- Nienawidzę go - powiedziałam, mocno zaciskając zęby.
- Och, daj spokój, serio myślisz, że Jack da się omamić jakiejś tamblerowskiej lasce? - spytał Sammy, po czym prychnął.
- No wiem, ale... - jęknęłam głośno w poduszkę.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek mojego telefonu. To Nina dzwoniła na FaceTime, oczywiście Sam musiał odebrać to połączenie.
- Widzieliście? - zapytała bez ogródek Nina.
- Co z tym robimy? - zapytał Wilk.
- Jutro organizujemy babski i męski wieczór. Ty i G wybadacie sytuację, możecie mu trochę piwa dać, to będzie można łatwiej wydobyć z niego wszelkie informacje - zarządziła przyjaciółka, najwyraźniej miała opracowany cały plan.
- A my po co? - spytałam.
- My też musimy sobie trochę pogadać - oznajmiła znacząco, a ja pokiwałam twierdząco głową - Dobra, to ja lecę, muszę mamie pomóc.
- A nie jesteś umówiona z Gilinskym? - spytałam zdziwiona.
- Nie.
Usłyszeliśmy sygnał oznajmiający zakończone połączenie. Spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni, a ja zeszłam z łóżka, po czym głośno westchnęłam. Podeszłam do biurka i rzuciłam Wilkowi plik z notatkami z równaniami matematycznymi.
- Między nimi chyba też nie jest najlepiej - rzucił Sam.
- Wybadaj coś jutro - poprosiłam cicho.
Było mi smutno z powodu Niny i Gilinskiego. Ostatnio rzeczywiście nie było między nimi najlepiej, ale dziewczyna nawet nie chciała o tym mówić.
- Jasne, będę zapisywał każde ich słowo w notatniku - powiedział, salutując, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem.
Podeszłam do niewysokiej komody i zgarnęłam zdjęcie z dzieciństwa.
- Było tak dobrze, a teraz wszystko się pieprzy - powiedziałam, patrząc na fotografię ukazującą mnie, siostrę oraz Lemonda.
- Kochanie, nie myśl teraz o tym, skupmy się na matmie - powiedział przyjaciel, próbując mnie w jakiś sposób rozweselić, bez skutku jednak.
Wróciłam do łóżka, przykrywając nas ciepłym kocem. Oparłam się o ramię przyjaciela, który zaczął czytać na głos zasady zmieniania funkcji kwadratowej kanonicznej na kwadratową ogólną.
- Przyjacielu, proszę, zlituj się - jęknęłam po kilku minutach, udając płacz i zamknęłam oczy.
- Byłem ciekawy, jak długo wytrzymasz - zaśmiał się.
- Sam, a ty wiedziałeś o tej trasie koncertowej Jacków? - spytałam nagle, poważniejąc.
Wilk westchnął głęboko.
- Jasne, że wiedziałem, już od wakacji oni o tym ciągle opowiadają. Tylko potem Johnson przestał, zabronił mi mówić cokolwiek na ten temat tobie. To jest właśnie kolejny potwierdzenie tego, że on jest w tobie naprawdę zakochany.
- Nie będzie go przez trzy miesiące - westchnęłam.
- Ale potem będziesz mieć chłopaka celebrytę - stwierdził.
- Ale dlaczego on mi o tym nie powiedział? - zapytałam.
Naprawdę mnie to męczyło, kompletnie nie potrafiłam sobie jakoś z tym poradzić.
- Ja do końca nie wiem - przyznał - On chyba po prostu się boi cię zostawić. Wiesz, Jack był już kiedyś w związku na odległość.
- Naprawdę? - Podniosłam brew zaciekawiona.
J nigdy nie opowiadał mi o swoich związkach, ja też nie pytałam, nie chciałam być wścibska i nachalna. Jedynie Sam coś tam mi kiedyś wspominał o jego paru byłych, z jedną nawet chodziłam na przyrodę.
- Tak, ona wyjechała na wymianę międzynarodową do Hiszpanii na pół roku.
- I co się stało?
- Zakochała się w jakimś Hiszpanie i już tam została. Johnson bardzo mocno to przeżył, to była jego pierwsza wielka miłość.
- Boi się, że ja go zostawię - powiedziałam cicho.
- Jakoś sobie dacie radę - mruknął.
- Jezu, wiecie co?! - wrzasnęła Anabelle, wchodząc do pokoju.
Na jej twarzy ujrzałam szeroki uśmiech. Dziewczyna zaczęła skakać na łóżku i piszczeć, zachowywała się trochę jak opętana. Wiedziałam, że stało się coś naprawdę istotnego w jej życiu, ostatnim razem tak się cieszyła, jak zaliczyła matmę na ponad dziewięćdziesiąt procent.
- Lemond zaprosił mnie na randkę na przyszłą sobotę!
Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. To było dla ogromne zaskoczenie, najwyraźniej chłopakowi się spieszyło i naprawdę stęsknił się za moją siostrą. Uśmiechnęłam się z wymuszeniem, bo odczuwałam niemałe zmieszanie. Czy jego intencje na pewno były dobre? Chłopak zniknął z naszych żyć na ponad dziesięć lat, tak naprawdę nie wiedziałyśmy o nim nic. Musiałam poprosić Ninę, by wyśledziła jego życiorys w Internecie.
- Any, przecież ty masz szlaban - powiedziałam nagle.
Zapał dziewczyna zniknął. Blondynka usiadła na łóżku z przygaszoną miną. Po chwili jednak jej oczy zaświeciły się ponownie. Spojrzała na mnie błagalnie.
- Nawet nie ma takiej opcji! - krzyknęłam, podnosząc się gwałtownie.
- Przecież się nie skapnie! Proszę, zrób to dla mnie!
Przez chwilę biłyśmy się na spojrzenia. Zorientowałam się, że bliźniaczce cholernie na tym zależało.
- Jesteś moją dłużniczką - westchnęłam.
Siostra ponownie zaczęła piszczeć.
- Nie rozumiem was - powiedział Sam.
- Zgadnij, kto idzie na randkę z Lemondem? - spytałam przyjaciela.
- Aria, będą z tego kłopoty - rzucił Wilkinson.
Wiedziałam, że ma rację.
***********
Zgadnijcie, kto ma jutro test z historii i nic nie umie?
Mam takie urwanie głowy, że nawet nie mam, kiedy maseczki sobie zrobić!
Jestem wyczerpana i naprawdę mam dosyyyć...
Co sądzicie o tym rozdziale?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro