Rozdział 51
- Mamo! Przecież to nie jest moja wina! - piszczała w kuchni Anabelle.
Ubrana w czarne rurki oraz szary sweterek z głębokim dekoltem zeszłam na dół. Weszłam do pomieszczenia, by dowiedzieć się, o co tym razem chodziło mojej siostrze. Ziewnęłam, po czym nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki.
- Nie, Anabelle! Skończ już te jęki! Masz szlaban i koniec! - Podniosła głos zirytowana zachowaniem Any mama.
Młoda blondynka pisnęła głośno pełna frustracji, a ja wstrzymałam się od śmiechu.
- Co tam? - spytałam, włączając się do rozmowy.
- Mam szlaban, bo ledwo zaliczyłam semestralny z matmy - rzuciła Anabelle z rękoma założonymi na piersi.
Usiadła przy wyspie kuchennej, a ja podałam jej talerz z tostami.
- Ja chyba nawet go nie zaliczyłam - mruknęłam.
- Ale ty, Ario, nie skupiasz się na matematyce, tylko na angielskim i literaturze ogólnoświatowej. Jeśli ci nie pójdzie, również możesz szykować się na szlabam - oznajmiła kobieta, a ja westchnęłam.
- Nie no, literatura była całkiem prosta - stwierdziłam.
Telefon zawibrował mi w kieszeni, więc wyjęłam go. Dostałam wiadomość od Johnsona, który już wyjechał z domu, ja zatem też musiałam się powoli zbierać. Dzisiaj Nate wyszedł wcześnie do pracy, a ja jako jedyna w domu musiałam jechać już na pierwszą lekcję i nie miałam z kim. Jack na szczęście postanowił ułatwić mi to zadanie.
- Ja się zbieram - rzuciłam z pełnymi ustami i wstałam.
- A o której wrócisz? - zapytała mama.
- Późno, mam kozę - odpowiedziałam, po czym wywróciłam oczami.
Any zachichotała, a ja spojrzałam na nią spod byka.
- A, no tak. A za co ją otrzymałaś i na jak długo?
- Tydzień za spóźnianie się - skłamałam gładko w stronę mamy, przecież nie mogła się dowiedzieć o moich wagarach z Jackiem, wtedy dopiero by się wkurzyła. Kobieta już go w pełni zaakceptowała, nie chciałam tego zmieniać. - An, a ty ogarnęłaś już tego gościa? - zapytałam po chwili, ostatnio opowiedziałam siostrze o moim dziwnym stalkerze, okazało się, że on chodzi również za nią. Dziewczyna postanowiła go więc wyśledzić.
- Nie, Ty zabrał mi komputer i nie miałam zbytnio czasu, ale spokojnie, daj mi jeszcze za dwa dni, w końcu poznamy jego nazwisko - oznajmiła z przebiegłym uśmiechem.
- Zaraz ci go oddam, spokojnie - powiedział chłopak, wchodząc do kuchni w samych bokserkach. Podrapał się dłonią po włosach i ziewnął przeciągle.
- Tyler! Ubierz się, do jasnej cholery! - krzyknęła Stella, posyłając mu naganne spojrzenie.
Parsknęłam śmiechem, po czym zaczęłam ubierać się ciepło, by wyjść na zewnątrz bez narażania się na zamarznięcie.
- Wiecie co? W tym domu obok nie mieszka żadna gorąca laska, tylko jakiś chłopak - mruknął Ty.
Anabelle otworzyła szerzej oczy z zaskoczenia.
- Skąd to wiesz? - krzyknęła, podnosząc się gwałtownie i szarpiąc kuzyna za rękę.
- Widziałem przez okno, jak zabierałem z balkonu dżinsy, nie pytajcie - westchnął ciężko, jakby całą noc spędził na ostrym imprezowaniu.
- Jak wyszedłeś w samych bokserkach, chłopak pewnie dostał jakiegoś zawału - stwierdziła mama poważnym tonem - Trzeba mu dostarczyć jakiś kosz z przeprosinami.
Śmiejąc się pod nosem, opuściłam dom, przy okazji trzaskając z drzwiami. Przy chodniku stał czarny, nowoczesny samochód mojego chłopaka, który dostał na święta od rodziców. Nie miałam pojęcia, co to była za marka, bo kompletnie się na tym nie znałam, ale Jack wraz z resztą chłopaków cholernie się jarali tym autem. Wgramoliłam się na przednie siedzenie, a gorące powietrze od razu mnie uderzyło w twarz.
- Hej - rzuciłam z lekkim uśmiechem, po czym pocałowałam Johnsona w usta.
- Fuj - mruknął Wilkinson z tyłu, a ja wywróciłam oczami.
Blondyn odjechał z piskiem opon, a ja modliłam się w duchu, by mama nie widziała tego przez okno.
- Nie zgadniecie, co się stało! - krzyknął Sam nagle.
- Mama Wilk w końcu postanowiła zabrać się do psychiatry? - spytał Gilinsky, a ja parsknęłam śmiechem i przybiłam z nim piątkę.
- Czy może postanowiła wysłać cię do specjalisty, który zamknie ci usta na wieczność? - podsunęła Nina, a ja zakrztusiłam się śliną.
- Ale wy się znęcacie nad naszym biednym chłopcem - mruknął J.
Chłopak dotknął lekko mojego uda i zaczął je masować. Rzuciłam mu znaczące spojrzenie, które przyjął z lekkim uśmiechem oraz mrugnięciem oka.
- Dziękuję, Jack - powiedział urażony Sammy - Chciałem tylko powiedzieć, że udało mi się zaliczyć wszystkie przedmioty!
Otworzyłam usta ze zdziwienia. Byłam pod ogromnym wrażeniem chłopaka, zwłaszcza że zawsze był na skraju zagrożenia. Wilkinson nie przejmował się nauką i często marudził z tego powodu.
- Gratulacje, Sam - rzuciła Nina z uznaniem.
- A to wszystko dzięki mojej kochanej Arii, która wysłała mi wszystkie notatki z wszystkich przedmiotów - dodał i wysłał mi buziaka.
- Sam, zwolnij, Aria jest moja - oznajmił jasno JJ, rzucając spojrzenie chłopakowi w lusterku.
- Bez urazy, Jack, ale Aria zawsze była, jest i będzie moja - uśmiechnął się złośliwie Wilkinson, a Johnson westchnął.
W pewnym sensie musiałam przyznać rację przyjacielowi, przyjaźniliśmy się od dobrych dziesięciu czy jedenastu lat. A Jacka tak naprawdę znałam kilka miesięcy.
- Dzisiaj jedziemy do studia - powiedział Gilinsky, zmieniając temat, a w tym samym czasie blondyn wjechał na parking.
- Studia? - powtórzyłam ze zmarszczonymi brwiami zaskoczona.
Johnson zatrzymał samochód na parkingu, a my wysiedliśmy. Chłopak zamknął go, wysłał buziaka i odwrócił się. Patrzyłam na niego ze zdegustowaną miną.
- O tym właśnie mówiłem, samochód jest ważniejszy od Arii, chodź, kochanie - mruknął Sam i objął mnie ramieniem po przyjacielsku.
Parsknęłam śmiechem.
- Ten samochód to moja miłość, muszę o niego dbać i obchodzić się do niego z należytym szacunkiem i miłością - powiedział Johnson.
Blondyn chyba naprawdę oszalał na punkcie tego autka, musiałam porozmawiać z Jennifer, że popełniła ogromny błąd. Miałam naprawdę wspaniały kontakt z mamą Jacka, kiedy do niego przychodziłam, zawsze poświęcałam co najmniej kwadrans na rozmowę z nią. Wszyscy się naśmiewali z tak dobrej relacji z "moją przyszłą teściową", Nina bardzo mi zazdrościła, bo sama nie mogła przebywać w tym samym pomieszczenie, coś rodzicielka Gilinskiego.
- Szkoda, że mnie tak nie traktujesz. - Wywróciłam oczami.
- Oh, kochanie, daj spokój - rzucił Jack, łapiąc mnie za rękę.
Nastała chwila ciszy, a ja przypomniałam sobie o niedokończonym temacie G, więc ponowiłam próbę rozmowy z nim.
- Jack, jakie studio? - powtórzyłam.
- Wygraliśmy ten konkurs, teraz zapraszają nas do studia, by obgadać wygraną i płytę, jestem taki podekscytowany! - powiedział z szerokim uśmiechem.
Podniosłam lewą brew. Przybliżyłam się do niego, tym samym oddalając się od Sama i Johnsona, którzy byli tak pochłonięci rozmową na temat samochodów, że nawet tego nie zauważyli. A tak o mnie walczyli...
- Jaka wygrana? - zadałam następne pytanie.
- Johnson nic ci nie powiedział? - Zdziwił się.
Zrobiło mi się trochę głupio, tak naprawdę nie zagłębiałam się w szczegóły tego konkursu. Mogłam go zapytać, tak powinna zrobić dobra dziewczyna.
Gilinsky, widząc moją minę, zaśmiał się.
- Główna nagrodą było wydanie płyty za darmo oraz trzymiesięczna trasa koncertowa - oznajmił, kiedy przekroczyliśmy progi szkoły.
Powoli pokiwałam głową w zamyśleniu. J nic nie powiedział mi na ten temat, nie wydawało mi się, by był to przypadek. Przecież to była ogromna szansa, którą wygrali. Czemu mi się nie pochwalił? Każdy normalny człowiek by tak zrobił. Musiałam z nim porozmawiać na ten temat.
- Jack! Layla czeka! - krzyknął pan dyrektor, który stał z ładną, wysoką, szczupłą dziewczyną o kruczoczarnych włosach oraz szerokim uśmiechu przy ścianie.
Johnson bez słowa, szczerząc zęby, ruszył w ich stronę i przywitał się z osobami. Przystanęliśmy zszokowani, dokładnie obserwując tę scenę. Poczułam ukłucie w sercu. Wysłałam znaczące spojrzenie Ninie, która mi przytaknęła. Ponownie obczaiłam wygląd tej dziewczyny, zanim zniknęła razem z moim chłopakiem. Była naprawdę ładna oraz zgrabna. Miała śliczne, duże, ciemne oczy oraz nieskazitelną cerę i idealnie ułożone fale na włosach.
- Czy Jack właśnie sobie poszedł? - zapytałam dla upewnienia, nie odrywając wzroku od czupryny chłopaka.
- Tak - rzucił Sam.
- Daj mi dwie minuty, ogarnę tę laskę, daj dwa dni, a ją zniszczę - oznajmiła moja przyjaciółka.
*************
Laptop działa bez zarzutu, szwagier jest niezastąpiony!
Muszę się Wam przyznać, że mam okropną niechęć do pisania, jestem teraz strasznie przemęczona...
Wplotłam tutaj trzy, a nawet cztery duże, główne wątki, z których narodzą się dramy!!
Co o nich myślicie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro