Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

Byłam w beznadziejnym humorze. Nie wiedziałam dokładnie dlaczego. Czasem po prostu nadchodziły takie dni, podczas których miałam ochotę iść spać i nie robić nic więcej. Wszystko mnie dzisiaj irytowało już od samego rana. Tata wylał kawę na moją ulubioną koszulę, więc na szybko musiałam się przebrać. Dziewczyny ciągle gadały mi coś o wyborach. Nauczyciel angielskiego wziął mnie do odpowiedzi, której nawet nie zaliczyłam. Jack ciągle coś ode mnie chciał, a ja naprawdę nie miałam ochoty nawet na rozmowy z nim. W dodatku skończyły się frytki w szkolnym bufecie, więc musiałam wziąć jakąś surówkę, a mama zrobiła mi awanturę za jakąś pierdołę. Teraz w końcu mogłam odpocząć od tego wszystkiego. Był piątek, ja leżałam w łóżku i zamierzałam właśnie obejrzeć jakiś film. Zastanawiałam się, czy był w ogóle jakiś sens tego, bo byłam cholernie, cholernie zmęczona po całym tygodniu szkoły.

Do pokoju wślizgnął się po cichu Nate. Zrzucił z siebie kurtkę, a z kieszeni dżinsów wyjął telefon, klucze oraz drobniaki.

- O, nie śpisz? - zapytał, kiedy mnie zobaczył.

- A da się spać z otwartymi oczami? - mruknęłam wpatrzona w ekran laptopa.

- Co robisz?

- Leżę? - odparłam pytająco zirytowana głupimi pytaniami brata.

- Widzę, że z tobą się nie da dzisiaj porozmawiać - stwierdził i wywrócił oczami.

Nathan wszedł do łazienki, a ja nadal szukałam jakiegoś filmu.

- Oglądasz ze mną? - zapytałam głośno, a chłopak znowu pojawił się w pokoju.

- A co oglądasz? - Rzucił się na łóżko obok mnie - I gdzie Tyler?

- Jakiś film. Powiedział, że wróci późno, bo ogarnia jakiś projekt i się chce spotkać z nowymi kumplami. Ma teraz dużo zaległości. - Wzruszyłam obojętnie ramionami.

- Wziął się w garść? Daj to, bo przecież ty nic normalnego nie znajdziesz - powiedział, zabierając mi komputer.

- Ej, to nieprawda! - krzyknęłam oburzona.

- Ta, a kto ostatni znalazł taki super film Atak pająków?! Boże, żałuję, że nie mogę cofnąć czasu, by tego nie oglądać!

- Dobra, odwal się - warknęłam, bo zabrakło mi sensownego argumentu - Tak, trochę się ogarnął - przytaknęłam po chwili, wracając do tematu Tylera.

Z tego, co wiedziałam, kuzyn wziął się w garść. Rozglądał się za jakąś pracą, miał w miarę dobre oceny i nie bił się na każdej przerwie z byle kim. Musiałam przyznać, że byłam z niego naprawdę dumna.

Nate wybrał jakiś thriller, w którym przystojny główny bohater poszukuje swojej ukochanej. Był to naprawdę ciekawy film, ale już po kwadransie nie wytrzymałam. Oparłam się o ramię brata i ziewnęłam przeciągle, przymykając powieki. Nawet nie zorientowałam się, kiedy usnęłam.

Śnił mi się Jack, co było bardzo dziwne. Był naprawdę szczęśliwy, śmiał się z czegoś. Nie miał na sobie koszulki, a jego włosy podtrzymywała różowa bandamka, w której wyglądał słodko.

- Aria, Aria!

Szturchnięcia nie dały mi spać, więc niechętnie otworzyłam oczy. W myślach ciągle miałam obraz chłopaka. Rozejrzałam się dookoła. Film nadal trwał, w pokoju panowała ciemność, a Nathan krzyczał nade mną.

- Co? - mruknęłam niezadowolona.

- Twój telefon - powiedział, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że ktoś do mnie dzwonił.

Spojrzałam na zegar. Była prawie jedenasta. Kto był takim idiotą, że dzwonił do mnie w piątek o tej porze? Wzięłam komórkę do ręki. Nessie.

- Czy ty jesteś normalna, dzwoniąc do mnie o tej porze? - zapytałam zaspanym głosem.

- Aria, pomóż nam! - Usłyszałam zapłakany ton przyjaciółki i od razu podniosłam się z łóżka, przytomniejąc.

W tle usłyszałam głośne krzyki oraz coś jeszcze, ale nie wiedziałam co.

- Van, co się stało?

- Aria, proszę, zabierz nas stąd! - mówiła, ciągle płacząc, a mi się krajało serce.

- Nessie, gdzie jesteś? - spytałam roztrzęsiona.

- Ymm... To chyba Read Street! Proszę, pospiesz się!

- Zaraz będę - obiecałam i rozłączyłam się bez słowa.

Na swoją piżamę, która składała się z krótkich, futrzanych spodenek w kolorze pudrowego różu oraz bluzy z pomponami, oraz uszami przy kapturze do kompletu, założyłam czarną bluzę brata sięgającą mi do kolan.

- Co się dzieje? - zapytał Nathan.

- Coś z Vanessą, jest na Read Street - odparłam, zakładając trampki.

- Jechać z tobą?

- Dam sobie radę - uśmiechnęłam się smutno i prawie że wybiegłam z pokoju.

Pokonałam schodki, a w salonie ujrzałam rodziców, którzy oglądali jakiś nudny program przyrodniczy.

- A gdzie ty się wybierasz, Ario? - spytał tata, bacznie mi się przyglądając.

Musiałam wyglądać komicznie.

- Mogę jechać do Charlie? To ważne! - pisnęłam, szybko wymyślając jakieś kłamstwo.

- Oszalałaś? O tej porze się śpi - warknęła mama, a ja wywróciłam oczami.

- Mamo, proszę, Lottie mnie potrzebuje. Jej rodzice znowu się pokłócili, tym razem o opiekę nad Charlie, potem obydwoje gdzieś pojechali, a ona jest załamana i płacze! Mamo, proszę, to moja przyjaciółka - skłamałam.

Wiedziałam, że za wykorzystywanie złej sytuacji rodzinnej Lottie, pójdę do piekła. Ale musiałam to zrobić, by pomóc Vanessie. Nie wiedziałam, co się stało, ale byłam przerażona jej zachowaniem.

- Aria, rozmawialiśmy na ten temat - przypomniała mi rodzicielka.

- Mamo, proszę. Wiesz, jaka ona jest - powiedziałam spokojnym, smutnym tonem.

Nastała chwila ciszy, podczas której rodzicie patrzyli na siebie, głęboko się nad czymś zastanawiając.

- Jedź - westchnął w końcu tata - Weź mój samochód. Tylko proszę, uważaj na siebie.

- Jasne, dziękuję, kocham was! - pisnęłam szybko.

Zgarnęłam z korytarza kluczyki i wybiegłam z domu, głośno trzaskając drzwiami. Odpaliłam auto i od razu wcisnęłam gaz do dechy. Read Street nie znajdowało się daleko, raptem kwadrans przy dobrej drodze.

Byłam naprawdę przestraszona. W co mogła wpakować się Nessie? I z kim ona była? Co takiego działo się na Read Street? Skądś kojarzyłam nazwę tej drogi, ale kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Miałam przeczucie, że to nie była żadna błahostka. Latynoska zawsze była spokojna i nawet w najtrudniejszych sytuacjach świetnie sobie radziła z emocjami. A teraz była zapłakana, roztrzęsiona i przestraszona.

Nim się obejrzałam, już wjeżdżałam na odpowiednią ulicę. Zatrzymałam się przy najbliższym zjeździe. Gdzie miałam dalej jechać? Może Van była na jakiejś imprezie? Wybrałam numer do niej, ale odezwała się tylko poczta głosowa.

- Cholera!- warknęłam, uderzając w kierownicę.

Co teraz?

Po kilku minutach intensywnego myślenia postanowiłam wpisać nazwę ulicy w wyszukiwarkę, by dowiedzieć się o jakichś wydarzeniach z dzisiaj. Weszłam w pierwszy lepszy link. Bingo! Wyścigi motocyklowe. To by wyjaśniało te dźwięki, które słyszałam w tle, kiedy z nią rozmawiałam. Wcisnęłam gaz i ruszyłam w odpowiednie miejsce. Co ona tam robiła? Nie znałam żadnej osoby, która jeździłaby na motocyklu. A tym bardziej Vanessa, która uważała to za bardzo niebezpieczny sprzęt. Ponownie zadzwoniłam do przyjaciółki. Nadal poczta głosowa. Nagle przypomniało mi się. Bardzo dobrze znałam osobę, która nałogowo jeździła na motorze. Tyler.

- Kurwa! - wrzasnęłam wściekła.

To on musiał wplątać w to wszystko Vanessę. Co za skończony idiota! A ja mu uwierzyłam w te jego gadki, zaufałam, myślałam, że się ogarnął. Zawiodłam się na nim i to cholernie! I jeszcze wmieszał w to moją najlepszą przyjaciółkę.

Zatrzymałam się na poboczu drogi, kawałek dalej od innych samochodów. Kiedy wysiadłam, do moich uszu dotarły krzyki, piski i śmiechy. Dookoła dużej grupy ludzi świeciły się jakieś pseudo latarnie. Na środku drogi stały dwa motory, jeden z nich od razu rozpoznał, przecież widywałam go każdego dnia. Co za pieprzony skurwiel. Wokół nich zgromadziła się młodzież. Dużo osób kojarzyłam ze szkoły. Dziewczyny miały mocny makijaż, kuse spódniczki i crop topy. Chłopcy ubrani byli w skórzane kurtki. Wszyscy popijali piwo. Zaczęłam się dokładnie rozglądać za Vanessą albo Tylerem, jednak żadnego z nich nie widziałam. Cholera jasna! Gorzej być już chyba nie mogło. Wyciągnęłam telefon, zadzwoniłam po raz kolejny, ale latynoska nadal nie odbierała. Byłam naprawdę wściekła, mało brakowało mi do wybuchu. Stanęłam, nie chciałam podchodzić bliżej, by ktoś mnie zauważył. Weszłam na mokrą trawę, nadal próbując dodzwonić się do przyjaciółki. Modliłam się w duchu, by usłyszeć jej głos po drugiej stronie słuchawki. Wsadziłam telefon do kieszeni piżamy. Miałam ochotę uderzyć w samochód stojący najbliżej mnie. Schowałam twarz w dłonie, a do moich uszu dotarł znajomy głos. Rozejrzałam się po raz kolejny i zauważyłam stojącą w ciemności parę. Kłócili się. Tyler i Vanessa, już stąd dochodziły do moich uszu jej piski. Ruszyłam się biegiem w tamtą stronę, jednocześnie uważając, by nie potknąć w żaden przedmiot, który leżał na drodze.

- Musisz to zrobić, przecież taka byłaś chętna jeszcze parę godzin temu! - krzyknął Ty.

- Nie chcę, boję się! To straszne i niebezpieczne! - odparła głośno Van zapłakanym tonem.

- Mała, przecież wiesz, że ze mną nic ci nie grozi - oznajmił kuzyn.

- Co tu się dzieje, do cholery?! - wrzasnęłam, kiedy podeszłam na tyle blisko, by mnie zobaczyli.

- Co ty tu robisz? - zapytał zaskoczony chłopak.

- Co ty tu robisz? Miałeś się uczyć!

- Oj, siostra, daj spokój! - Machnął ręką lekceważąco.

Już miałam ochotę coś krzyknąć, ale przerwał mi głos nieznajomego chłopaka.

- Tyler kontra Sebastian! Dawać, ziomki!

- Pamiętaj o umowie, kotku. Czekaj na mnie - powiedział kuzyn do Nessie, musnął jej usta i odszedł, kompletnie mnie ignorując.

- Vanessa! Możesz mi to wszystko wyjaśnić? Jaka umowa?- spytałam wkurzona do granic możliwości.

- Aria, przepraszam, ja nie chciałam! To miało być nic takiego, w co ja się wplątałam? - Dziewczyna od razu się do mnie przytuliła, wybuchając jeszcze głośnym płaczem.

- Jaka umowa? Co mu obiecałaś?

Nastąpiła chwili ciszy, a latynoska starała się uspokoić oddech. Byłam naprawdę przerażona jej stanem.

- Po pierwszym okrążeniu muszę wsiąść na jego motor, stać tam przywiązana do niego z zamkniętymi oczami - oznajmiła, a mnie zamurowało.

- Co? Czyś ty do reszty oszalała? - krzyknęłam.

- Nie wiedziałam, na co się piszę! Aria, co ja mam teraz zrobić?!

- Zabieram cię do domu!

- Nie możesz! Muszę to zrobić, inaczej on przegra, a wtedy będzie wściekły - odparła.

- Mam głęboko w poważaniu uczucia Tylera! Vanessa, jedziemy do domu! - krzyknęłam stanowczo, ciągnąć ją za nadgarstek.

- Aria, nie mogę, bo to się dla mnie źle skończy. On się zemści. Tyler wcale nie jest taki, jak myślałam! On jest niebezpiecznym typem! Przepraszam! - oznajmiła, pociągając nosem.

Stanęłam i wzięłam głęboki oddech. Było jakieś inne wyjście z sytuacji, wiedziałam o tym. Nessie nie mogła tego zrobić, to była sytuacja rodu z Trzech metrów nad niebem, naprawdę. Musiałam się tylko skupić, by jakoś z tego wyjść. Przeszkadzał mi w tym jednak ten hałas oraz ciche wycie syren.
- Policja - powiedziałam, podnosząc głowę.

- Musimy stąd spadać!

- Co?

- Aria, to są nielegalny wyścigi! - oznajmiła, krzycząc.

- Co?! - powtórzyłam zszokowana.

To było oczywiste, a ja na to nie wpadłam. Jack miał rację. Blondynki to idiotki.

- Ludzie! Gliny! - wrzasnął ten sam chłopak.

Nim zdążyłyśmy coś zrobić jakoś zareagować, pojawił się tutaj wielki chaos. Ludzie biegali do swoich samochodów, uciekali w stronę lasu. Wszyscy krzyczeli do siebie, szukali swoich przyjaciół, chłopaków. Słyszałam trzask rozbijanych o drogę butelek. Szybko oprzytomniałam i złapałam przyjaciółkę za rękę. Puściłyśmy się pędem w stronę mojego samochodu, przeciskając się między dziewczynami w szpilkach oraz palącymi papierosy chłopakami.

Nie mogłyśmy trafić na komisariat, nie mogłyśmy iść do więzienia! Co by rodzice powiedzieli? To byłaby stracona przyszłość.

- Trzymaj się mnie! - krzyknęłam, lecz moje słowa zawirowały się gdzieś w tym tłumie.

Po kilku minutach już stałyśmy przy samochodzie, ciężko dysząc. Drżącymi rękoma wyciągnęłam z kieszeni pilota i nacisnęłam dwa razy.

- Co z Tylerem? - zapytała Ness, szarpiąc za klamkę od strony pasażera.

Wsiadłam do środka.

- Wejdź na tył, te się zacinają! - wrzasnęłam, a dziewczyna szybko spełniła moją prośbę.

Odpaliłam silnik i odjechałam z piskiem opon, kompletnie nie zważając na inne osoby biegające wszędzie. Zdążyłam tylko zobaczyć, jak policja zatrzymuje się po drugiej stronie.

- Mam go w dupie - powiedziałam w końcu.

Jechałam, nie zważając na dozwoloną prędkość. Siedziałyśmy w ciszy. Nawet nie zorientowałam się, kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy, ciągle ciężko oddychałam. Nigdy w życiu w moich żyłach nie płynęła taka adrenalina.

- Co ci strzeliło do głowy? - zapytałam w końcu, kiedy oddaliśmy się od tego miejsca o parę mil.

- To Tyler mnie namówił. Miały być wyścigi z jego znajomymi. Tylko oglądanie. Naprawdę nie wiedziałam, że to tak wygląda, Aria. Przepraszam, cholernie żałuję tego. Ty był miły, fajny, często gdzieś wychodziliśmy. Zaczął mi się podobać, więc nie chciałam mu odmawiać. Dopiero na miejscu okazało się, że to jakieś pieprzone nielegalne wyścigi. Przepraszam, Aria, naprawdę, przepraszam - mówiła, łkając.

- Już dobrze, Ness. Już dobrze - powiedziałam, bo poczułam żal dla przyjaciółki.

- Właśnie uciekłyśmy policji - oznajmiła.

- Ja pierdzielę, a jeśli ktoś nas widział? To samochód mojego taty! - pisnęłam, bo nagle uświadomiłam sobie o poważnych konsekwencjach naszego czynu.

- Nie ma takiej opcji, wszędzie było ciemno, a policja nawet nas nie widziała. Nikt nie mógł nas widzieć, zaparkowałaś daleko - powiedziała.

- Nie chcę iść do więzienia - dodałam.

- Jakiego więzienia? Przecież nas tam nie było - odpowiedziała, a w lusterku dojrzałam jej uśmiech.

- Właśnie uciekłyśmy policji - powtórzyłam, powoli kiwając głową - Takie przygody to chyba tylko z tobą.

- Przynajmniej się nie nudzisz - stwierdziła, a po chwili obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem, dając upust emocjom.

- Gdzie jedziemy? W takim stanie nie możemy pokazać się rodzicom - spytałam kilka minut później.

- Nie wiem - mruknęła, wyglądając przez okno - Ktoś, kto jest sam.

- Jack Johnson - powiedziałam cicho, bardziej do siebie.

Przyspieszyłam, więc w bardzo krótki czasie byłyśmy już pod domem blondyna. Zaparkowałam na pustym podjeździe. Wysiadłyśmy, a ja zamknęłam samochód pilotem.

- Boże, Aria, jakim cudem ja mogłam być taka głupia? Dać tak się zwieść? - zapytała Van, znowu zaczynając płakać.

- Już dobrze, każdy ma chwile słabości, kochanie - szepnęłam i przytuliłam ją mocno, całując we włosy - Chodź, musimy się położyć.

Stanęłyśmy przed drzwiami chłopaka, a ja zapukałam głośno. Cała się trzęsłam, lecz nie byłam w stanie nad tym zapanować. Latynoska złapała mnie za rękę.

- Boże, co on robi? - zapytałam zirytowana i wyciągnęłam telefon z kieszeni.

Wybrałam odpowiedni numer.

- Halo? - Usłyszałam chwilę później.

- Otwórz drzwi, bo zimno - rzuciłam i rozłączyłam się bez słowa.

Był listopad, a ja miałam na sobie krótkie spodenki. Mimo to czułam uderzenia gorąca, które opanowały całe moje ciało.

Kilka minut później drzwi otworzyły się, a my w końcu ujrzałyśmy Jacka. Miał na sobie tylko czarne dresy ze ściągaczami przy kostkach. Włosy miał potargane, prawdopodobnie obudziłyśmy go. Kiedy tylko zobaczyłam jego zdezorientowaną twarz, wybuchnęłam płaczem i rzuciłam mu się na szyję, jednocześnie wchodząc do środka. Nessie zamknęła za nami drzwi. Słyszałam jaj ciche łkanie.

- Co się stało? - zapytał przejęty Jack, a ja rozpłakałam się jeszcze bardziej.

- Tyler zabrał mnie na nielegalne wyścigi, to było straszne, pojawiła się Aria, uciekłyśmy policji, on tam został, mogli nas widzieć, uciekłyśmy przed policją, to było straszne - mówiła bez ładu i składu Van.

Wdychałam zapach Jacka. On sam chyba zbyt wiele nie zrozumiał całej sytuacji, ale poznał najważniejsze szczegóły, w tym naszą ucieczkę przed policją.

- Chcecie się czegoś napić? Herbaty? - spytał.

- Mogę spać na kanapie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Van.

Przymknęłam powieki, biorąc głęboki wdech, a następie wydech.

- Możesz spać u rodziców.

- Wolę kanapę - mruknęła latynoska, po czym poszła do salonu.

- Już dobrze, kochanie - szepnął Jack, głaszcząc mnie uspokajająco po włosach - Chodź na górę - dodał, ciągnąc mnie lekko za rękę.

Przetarłam oczy i rozejrzałam się po całym domu Nigdy nie było mi dane tutaj wejść. Było całkiem przytulnie. Jasne, drewniane schody, na białej ścianie wisiały zdjęcia rodzinne. Na korytarzu skręciliśmy w pierwsze drzwi po prawej stronie. J miał ładny pokój, który dobrze kojarzyłam ze Snapchata. Czarne meble, duże okno oraz dwuosobowe łóżko z białą pościelą na środku pokoju. Od razu usiadłam na nim wygodnie i zdjęłam bluzę brata. Położyłam głowę na miękkiej poduszce, w uszach nadal dzwoniły mi syreny policyjne. Poczułam uginanie się materaca. Blondyn przytulił mnie mocno, a ja wtuliłam się w jego nagą klatę. Było tak przyjemnie. Nadal do końca nie myślałam trzeźwo, jakby moja głowa pozostała na wyścigach.

- Muszę przyznać, że wyglądasz bardzo seksownie w tej piżamie.

******

Jezu, wy też tak to przeżywacie?

Takie emocje, że OMG haha

Co myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro