Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

  - Nie mogę uwierzyć, że to ostatni dzień - westchnęłam zasmuconym tonem, krojąc kiełbasę na ognisko.

- Tylko nie płacz - zaśmiał się Wilk, który stał obok mnie.

Wysłałam mu mordercze spojrzenie.

- Zamknij oczy, otwórz usta! - powiedział.

Posłusznie wykonałam jego prośbę, a po kilku sekundach poczułam słodki smak miękkich pianek. Mruknęłam zadowolona. Wróciłam do szykowania jedzenia na ognisko. Sam mało mówił od wczoraj, co było dla mnie trochę dziwne, bo chłopak ciągle gadał i się śmiał.

- Czy już wiesz, co zrobisz z Alexem? - zapytał nagle, a ja westchnęłam ciężko.

Opowiedziałam blondynowi całą wczorajszą sytuację, a Wilk był wściekły. W pierwszej chwili chciał rzucić się na Alexandra, bardzo ciężko było mi go uspokoić. Dziewczyny również był bardzo wkurzone na bruneta. Ja byłam bardziej przerażona, bo naprawdę nie miałam pojęcia, jaki ruch teraz wykonać.

- Na razie się do mnie nie odzywa i jakoś mi to nie przeszkadza - odparłam niewzruszonym tonem.

- W czymś pomóc? - zapytała nagle Lottie, wchodząc do kuchni i przerywając nam rozmowę.

- Możesz już wziąć kiełbasę i sałatkę - rzuciłam - My też już idziemy.

- Aria nowa szefowa - zachichotała ruda, ale wykonała moje polecenie.

Dziewczyna wzięła ogromną, srebrną tacę oraz dwie miski, po czym wyszła.

- Weź wodę i możemy iść - dodałam.

- Aria, poczekaj - powiedział szybko Wilk, łapiąc mnie za rękę.

Odwróciłam się zaskoczona w stronę przyjaciela, a on przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno. Zdezorientowana również go objęłam.

- Przepraszam - oznajmił. Miałam zamiar na to jakoś zareagować, ale nie było mi dane. - Ale muszę to zrobić.

- Co zrobić? - zapytałam, zadzierając głowę do góry i patrząc w oczy Sama.

- Zobaczysz. Wiem, że będziesz wściekła, ale nie mam innego wyjścia. Robię to, bo cię kocham - odparł tajemniczo smutnym tonem, a ja już kompletnie nie wiedziałam, o co mu chodziło.

- Też cię kocham, Sam, ale o czym ty mówisz? - spytałam.

- Chodźmy już - mruknął.

Wziął napoje i, nie puszczając mojej dłoni, ruszył do wyjścia. Poszłam razem z nim, ale ciągle się zastanawiałam nad słowami przyjaciela. To brzmiało jak jakieś pożegnanie. Co Sam zrobił? A raczej miał zamiar zrobić? Westchnęłam. Pozostało mi chyba tylko czekanie. Miałam nadzieję, że nie wymyślił niczego głupiego, nie chciałam, by znowu wpadł w kłopoty.

Na plaży już wszyscy na nas czekali. Ognisko się paliło, a wokół niego siedzieli nasi przyjaciele na grubych pniach drzewa. Nina przytulona do Gilinskiego rozmawiała z Lottie i Vanessą. Naprzeciwko zauważyłam Any, która szeptała coś do Mii. Dłonią lekko dotykała kolana Johnsona, który na to nie reagował. Siedział wpatrzony w płomienie. Alex też z nikim nie rozmawiał, pisał na telefonie.

- W końcu jesteście! - rzuciła Nina, nas zauważyła.

Wysłałam jej promienny uśmiech i usiadłam obok przyjaciółki.

- Wznieśmy toast - zaczął Wilk i nalał każdemu soku do kubeczka - Za nas! I za Meksyk!

- Za nas! - powtórzyliśmy ze śmiechem.

Upiłam małego łyka napoju. Ciągle się zastanawiałam, co Wilkinson miał na myśli.

- Nie chcę stąd wyjeżdżać, mogłabym tu zmieszkać - westchnęłam, opierając głowę o ramię Niny.

- Ja też - mruknęła rozmarzona przyjaciółka - Może zostaniemy tutaj? Znając życie, dyro nawet się nie skapnie!

Wybuchnęłam głośnym śmiechem.

- Patrząc na to, jaki on jest nieogarnięty, myślę, że to by się udało - prztaknęłam.

- Jordan mógłby nas przenocować! - rzuciła Nessie.

- A kiedy on wraca do Stanów? - zapytałam - I gdzie on w ogóle mieszka?

- Mówił, że wraca, jak tutaj się skończy sezon, czyli na początku grudnia. Mieszka w Lincolnie.

- To tylko godzina drogi z Omaha - powiedziałam zaskoczona.

- Brawo - zachichotała - To jest przeznaczenie! - dodała rozmarzonym tonem, a ja parsknęłam śmiechem.

Nessie naprawdę nakręciła się na tego całego Jordana.

- Może zagramy w prawda czy wyzwanie? - zaproponował nagle Wilk, a ja jęknęłam.

Ta gra nigdy nie kończyła się dla mnie dobrze.

- Tak! - pisnęła Lottie.

- Świetny pomysł - dodała Nina - Kto pierwszy?

- Jestem najmłodsza, więc ja! -krzyknęła Nessie pewnym siebie tonem.

Miała urodziny ostatniego dnia grudnia i zawsze to wykorzystywała.

Latynoska wysłała znaczące spojrzenie Wilkowi, a on prawie niezauważalnie skinął głową. Zmarszczyłam brwi. Co oni knuli?

- G, prawda czy wyzwanie? - spytała dziewczyna.

- Pff, Jasne, że wyzwanie - rzucił brunet.

- Świetnie! - Klasnęła w dłonie Van i uśmiechnęła się przebiegle. - Mój kochany Jacku, chciałabym, abyś w samych bokserkach poszedł do domku nauczycieli, zapukał i powiedział, że jesteś syreną i nie możesz wyjechać, bo odnalazłeś rodzinę w morzu.

Wybuchnęliśmy głośnym, niepohamowanym śmiechem. Jackowi zrzedła mina.

- No weź! On mnie uzna za jakiegoś niedorozwiniętego psychicznie! - krzyknął oburzony.

- Idź, kochanie - rzuciła ze śmiechem Nina, po czym musnęła lekko usta bruneta.

- Pamiętaj, jeśli się nie zgodzisz, jesteś skończonym luzerem i musisz robić za nas wszystkich lekcje przez najbliższy miesiąc! - dodał Wilkinson, przypominając nam najważniejszą zasadę tej gry.

Chłopak jęknął głośno, po czym wstał. Zdjął koszulkę, a następnie szorty. Naszym oczom ukazały się różowe, ciasne bokserki w serduszka. Myślałam, że nie wytrzymam ze śmiechu.

- Ani słowa - warknął i pobiegł do domku dyrektora, który znajdował się raptem kilkadziesiąt metrów.

Dokładnie obserwowaliśmy poczynania naszego przyjaciela. Widzieliśmy, jak puka do drzwi, a po chwili one się otwierają. G powiedział coś do dyrektora, dłonią wskazując na morze. Udało nam się nawet usłyszeć głośne krzyki mężczyzny oraz trzaskanie drzwiami. Jack przybiegł do nas zdyszany.

- I co? - zapytał, śmiejąc się Johnson.

- Mam przerąbane! - krzyknął wkurzony, ale na jego twarzy nadal widniał uśmiech - Powiedział, że będę musiał siedzieć przez tydzień w kozie!

- Daj spokój, pewnie cię nie rozpoznał. - Machnął dłonią lekceważąco Wilkinson.

- Nie rozpoznał? Jestem Jack Gilinsky! - wrzasnął chłopak, po czym usiadł.

-Grajmy dalej, kogo wybierasz G? - spytała Nessie.

- Sammy, mój przyjacielu - uśmiechnął się szyderczo Jack - Prawda czy wyzwanie?

Blondyn jęknął.

- Prawda.

- Powiedz nam wszystkim, co czujesz do Arii - nakazał brunet.

Zauważyłam, jak oczy Alexa suną najpierw po mnie, a następnie po Samuelu. Wilkinson natomiast objął mnie lekko ramieniem.

- Moi kochani, kocham Arię najbardziej na świecie. Jest moją najlepszą psiapsi i bez niej nie osiągnąłbym tyle, ile udało mi się osiągnąć - oznajmił i pocałował mnie w czoło.

Dziewczyny pisnęły podekscytowane, a ja uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela.

- Bez moich prac domowych i pomagania na sprawdzianach nawet byś nie zdał - przytaknęłam, śmiejąc się.

- O tym właśnie mówię! - rzucił - No dobra, to ja wybieram Anabelle. Prawda czy wyzwanie, złotko?

Moja siostra spojrzała zaskoczona na Sama, zapewne się tego nie spodziewała. Ja sama też nie. Pewnie Wilk chciał się z nią trochę zakumplować. W końcu była to dziewczyna jego najlepszego kumpla, niestety.

- Prawda - powiedziała pewnym siebie tonem, jakby rzucała wyzwanie Samowi.

To było trochę dziwne.

- Świetnie! - Klasnął w dłonie blondyn. - W takim razie powiedz nam, Any, dlaczego nawymyślałaś tyle oszczerstw na własną siostrę i wmówiłaś to wszystko jej chłopakowi?

Nastała pełna napięcia ciszy, bo nikt nie wiedział, co powiedzieć. Johnson spojrzał zszokowany najpierw na Sama, potem na Any.

- Co? - rzuciłam zdezorientowana - Sam, daj spokój!

Byłam wkurzona na chłopaka. Miało być tak miło i przyjemnie, a on znowu zaczynał. Mimowolnie wywróciłam oczami.

- Właśnie, Sam!

- Och, Anabelle, daj spokój, nie wywiniesz się. Mam nagrane to, jak opowiadasz o swoim planie Mii, mam zrzuty ekranu z rozmów z Johnsonem, w których obrażasz i wyzywasz od najgorszych swoją własną siostrę! - krzyknął Wilkinson.

Zamurowało mnie. Anabelle także, bo spuściła głowę.

- Any? - mruknęłam, czując łzy napływające do oczu - O czym Sam mówi?

Poczułam, jak ktoś lekko dotyka moich pleców.

To nie mogła być prawda, nie, Any na pewno by tego nie zrobiła. Nie, dlaczego ona się nie broniła? Coś się pomylił Wilkinsonowi, to było jakieś nieporozumienie.

- Anabelle? - spytał wyczekująco J.

- Sam, ty debilu! - wrzasnęła w końcu, wstając gwałtownie - Po co niszczysz samopoczucie swojej rzekomej przyjaciółki i przyjaciela?! Mogłeś dać spokój!

- Ja niszczę? - powtórzył i również się podniósł - Ja? To ty jesteś jakąś dwulicową suką! Zniszczyłaś im związek, wbiłaś nóż w plecy Arii i nawet nie jesteś w stanie się do tego przyznać?!

Ona to zrobiła. Naprawdę zrobiła. I nawet nie była w stanie się przyznać. Co za zdzira. Dwulicowa, fałszywa zdzira. Jak ona mogła to zrobić? Dlaczego? Co nią kierowało? Kiedy to wszystko uknuła? Byłyśmy siostrami. Pieprzonymi siostrami bliźniaczkami.

- Dlaczego to zrobiłaś? - syknęłam wściekła przez łzy.

Blondynka spojrzała na mnie. W jej oczach nie było żadnej skruchy, żalu, wstydu. Jedynie złość, jej plan zawiódł.

- Nie przesadzaj, nic wielkiego się nie stało, a ty na to zasłużyłaś. - Wzruszyła obojętnie ramionami, a we mnie się zagotowało.

Wstałam gwałtownie.

- Ja na to zasłużyłam?! - krzyknęłam - Ty jesteś jakaś nienormalna! Co z tobą jest nie tak? Robić coś takiego własnej siostrze?! Powaliło cię? O co ci chodzi, do cholery?!

- Odpieprzcie się wszyscy ode mnie! - wrzasnęła, po czym pobiegła do domku.

- Anabelle, kurwa, czekaj! - rzucił za nią wściekły Johnson, wstając i ruszając za nią.

Mia również poszła, zapewne wiedziała, że nikt z nas nie chciał jej widzieć. Usiadłam na pniu, po czym rozpłakałam się. Wilk od razu mnie przytulił, a dziewczyny wraz z nim.

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam - szeptał mi blondyn na ucho.

Już wiedziałam, o co mu chodziło wcześniej. Nie miałam mu jednak tego za złe. Musiał to zaplanować. Nagle przypomniało mi się, że wczoraj stał na balkonie przed pokojem Anabelle. Pewnie wtedy je nagrał.

Nigdy nie spodziewałabym się tego po własnej siostrze, ale teraz wszystkie części pasowały do jednej układanki. Any nigdy nie popierała mnie i Johnsona, teraz wiedziałam, jakim cudem tak nagle stali się parą. Zastanawiałam się tylko, co nią kierowało? Świadomie chciała zadać mi ból? Była zazdrosna? Nudziło jej się w życiu? Nie wiedziałam, chyba nawet nie chciałam wiedzieć. Ja po prostu już nie miałam bliźniaczki. Nie mogłam jej tak nazwać, teraz była dla mnie obcą istotą, z którą byłam niestety spokrewniona.

Charlie wyciągnęła z kieszeni paczkę chusteczek, którą przyjęłam z wdzięcznością. Wytarłam zapłakane oczy, przy okazji rozmazując tusz do rzęs.

- Mogę zostać teraz sama? - wychrypiałam cicho.

Sammy pocałował mnie w czoło, Lottie zostawiła więcej chusteczek, a Nina tylko wysłała pokrzepiający uśmiech. Zgodnie z moją prośbą wszyscy poszli. Powoli wstałam i odwróciłam się w stronę morza. Nadal płakałam, po prostu nie byłam w stanie przestać. Chciałam zadzwonić do Nate'a, wszystko mu opowiedzieć, jednak nie umiałam tego zrobić przez telefon. Byłam wściekła na Anabelle, w mojej głowie panował istny chaos oraz mnóstwo pytań. Inni mówili mi już wcześniej, że to ona, a ja to wypierałam. Uważałam ją za kogoś całkiem innego, nagle okazało się, że nie znałam własnej siostry. Suka. Tylko to przychodziło mi na myśl. Krzyknęłam głośno sfrustrowana. To już nie był najlepszy wyjazd wszech czasów. Chciałam wrócić do domu, położyć się ze słuchawkami na uszach i iść spać. Dlaczego? Czemu to mi się to wszystko przytrafiało? Czy ja nie mogłam być po prostu szczęśliwa? Teraz wszystkie sprawy zaczęły się w miarę układać, prawie pogodziłam się z tym, że Jack i Anabelle są parą, już prawie mnie to nie bolało. I co? I wszystko się spieprzyło jak domek z kart.

- Aria?

Odwróciłam się zapłakana. Przede mną stał Jack Johnson. Był wkurzony i bardzo smutny.

- Przepraszam. Przepraszam, że byłem takim dupkiem, przepraszam, że jej uwierzyłem. Przepraszam za wszystko. Przepraszam, że cię zostawiłem. Przepraszam, że cię zraniłem.

Blondyn szybko podszedł do mnie tak, że prawie stykaliśmy się ciałami. Johnson złapał moją twarz w dłonie i pocałował.

Co za pieprzony dzień.

**************

Co sądzicie o tym?

Przez was jestem spóźniona!

EDIT: Teraz rozdział kończę z ponad 38-stopniową gorączką...  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro