Rozdział 3
Kiedy dotarłam do domu, byłam szczęśliwa i podekscytowana. Koniecznie musiałam opowiedzieć Anabelle o Jacku! On był taki słodki, miły, a jego uśmiech?
Westchnęłam rozmarzona, otwierając drzwi.
- Aria, to ty? - Usłyszałam krzyk mamy.
- Nie, to złodziej - odparłam, śmiejąc się.
- Jak pierwszy dzień jako pani fotograf? - zapytała kobieta, kiedy weszłam do kuchni.
Mama ubrana była w różowy fartuszek ze śmiesznym napisem. Jasne włosy zebrała w niechlujnego koka. Stała przy garnkach i coś gotowała.
Nasza kuchnia była duża. Pod ścianami stały beżowe blaty, a na środku mała wysepka kuchenna, którą razem z rodzeństwem często okupowaliśmy. Zawsze panował tutaj porządek, mama o to bardzo dbała. Często się śmiała, że to jej raj, a my się z tym w pełni zgadzaliśmy. Blondynka była szefową kuchni w jednej z lepszych restauracji w Omaha.
- Świetnie! Poznałam bardzo miłych ludzi, a ta piwnica jest taka ładna! Już jutro zaczynam robić zdjęcia, bo te, co zrobił poprzedni fotograf, były tak beznadziejne... - opowiadałam - Już się nie mogę doczekać! Muszę naszykować mój aparat! - krzyknęłam nagle, a mama wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Spokojnie, spokojnie, wdech i wydech. Zaraz będzie obiad, więc za nic się nie zabieraj. Dzisiaj pierwszy raz zrobiłam pieczone żeberka w sosie piwno-miodowym. Mam nadzieję, że będą wam smakowały.
- Znowu będziemy twoimi królikami doświadczalnymi? - jęknęłam.
Wadą posiadania mamy kucharki było fakt, że ciągle testowała na nas różne dania. Większość z nich była pyszna, zdarzały się też wyjątki. Kiedyś Stella nakarmiła nas dorszem w sosie miodowo-brokułowym. Nikt z nas nie ruszył się z domu przez następne kilka dni z powodu zatrucia pokarmowego.
- Ile razy mam was jeszcze przepraszać za dorsza? - spytała, prychając.
- Do końca życia? - odparłam, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.
Z szerokim uśmiechem na twarzy poszłam do swojego pokoju. Rozejrzałam się, lecz nie zauważyłam Anabelle. Zmarszczyłam brwi zdziwiona. Chciałam jej opowiedzieć o Johnsonie, a to była sprawa niecierpiąca zwłoki. Westchnęłam i usiadłam na niedużym łóżku. Ułożyłam się wygodnie na miękkim, szarym kocu, po czym rozejrzałam się dookoła. Sprzątałam tu w zeszłą sobotę, a znowu był syf. Any była okropną bałaganiarą, już od kilku lat próbowałam ją tego oduczyć, lecz bezskutecznie. Nie ścieliła łóżka, zostawiała brudne ubrania na podłodze, nie odkładała książek na miejsce, nie wyrzucała śmieci. Ponieważ byłam w świetnym nastroju, a jutro nie miałam nic ważnego w szkole, zaczęłam sprzątać. Kosmetyki odłożyłam na toaletkę, która stała naprzeciwko łóżka Anabelle. Książki ułożyłam na półce stojącej obok drzwi wejściowych, a różne pierdoły na szafeczkę dzielącą nasze łóżka. Do szafy, która znajdowała się we wnęce, włożyłam czyste ubrania. Śmieci wyrzuciłam. Odetchnęłam głęboko zadowolona. Otworzyłam drzwi na balkon, by się przewietrzyło.
- O, już jesteś - rzuciła Anabelle, wchodząc do pokoju.
- Czemu tu jest zawsze taki syf, Any? - warknęłam, rzucając się na łóżko.
Odwiedziłam social media, gdyż nie robiłam tego cały dzień. Postanowiłam też znaleźć Jacka na Facebooku i Instagramie. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie dostawałam jakiejś obsesji. Widziałam tego chłopaka raz na oczy, przez niecałą godzinę, a już mi tak odbijało?
Nigdy nie byłam zakochana. Fakt, podobało mi się kilku chłopaków, lecz po bliższym zapoznaniu, jakoś się ode mnie odsuwali i zaczynali bardziej przyjaźnić się z Anabelle. Było mi przykro, jednak rozumiałam to i w pełni akceptowałam. A teraz... Jedno spotkanie z chłopakiem, a ja już chciałam go śledzić. A jakby zdobyć jego nazwę na Snapchacie? Nie, to już było zbyt głupie, musiałam się opanować i skupić na nauce.
- Jak było dzisiaj? Pierwszy dzień, hę? - zapytała z dziwnym uśmiechem na twarzy siostra.
Usiadła przy biurku, po czym otworzyła pierwszą lepszą książkę.
- Super, już jutro będę robić zdjęcia! W ogóle to muszę ci się pochwalić - zaczęłam, starając się ukryć uśmiech - Poznałam chłopaka. Jest redaktorem naczelnym w TT i jest taki przystojny! W dodatku ciągle się uśmiecha i jest bardzo, bardzo, bardzo miły. No i zabawny. Wydaje mi się, że ja jemu też się spodobałam, ale nie jestem jeszcze pewna...
- Zwolnij trochę. Widziałaś gościa kilka minut i już wyobrażasz sobie nie wiadomo co? Dziewczynko, obudź się. Nie żyjemy w średniowieczu.
- Już nie przesadzaj, okej? Bardzo go polubiłam - odparłam zdenerwowana zachowaniem bliźniaczki.
O co jej chodziło? Miała zły dzień czy co? Jak ona znajdywała sobie nowego krasza co tydzień, to zawsze sobie plotkowałyśmy o nim, a teraz co?
- Nawet go nie znasz - prychnęła - A nawet jeśli, to serio myślisz, że ktoś taki jak on zwróci uwagę akurat na ciebie? Niedoczekanie. - prychnęła, a ja otworzyłam usta zdumiona.
Co się stało z moją siostrą? Dlaczego mówiła takie okropne słowa? Znałam ją 16 lat, ale w życiu nie spodziewałabym się takiej postawy jej w stosunku do mnie. Musiałam przyznać, że Anabelle miała ostry, cięty język. Lubiła się kłócić, często wpadała w furię bez znanego powodu, obrażała innych z niewiadomych przyczyn. Jednak dla mnie zawsze była miłą, ukochaną, troskliwą siostrzyczką. Nie miałam pojęcia, co ją napadło i nawet nie chciałam w to wnikać. Byłam zbyt wściekła.
- No tak, bo ja jestem nikim w porównaniu do nic nieznaczącej pani w samorządzie - warknęłam, po czym ruszyłam do wyjścia.
Moja siostra czynnie działała w samorządzie szkolnym, z czego była bardzo dumna i chwaliła się każdemu. Prawda jednak była taka, iż dziewczyna udzielała się tam sporadycznie, nic z tego nie miała, nikt nigdy nie wypowiedział jej nazwiska podczas podziękowań. Ale brała udział w samorządzie? Brała.
- Suka. - Usłyszałam, zanim, najgłośniej jak potrafiłam, trzasnęłam drzwiami.
To była jedna z najpoważniejszych wymian zdań, jakie przeprowadziłam z Any. Jęknęłam głośno, ciągnąc lekko długie, jasne włosy. W efekcie kilkanaście z nich zostało w moich dłoniach. Co ja miałam teraz zrobić? Jak na zawołanie usłyszałam piski młodszej siostry. Ostatnie czego chciałam to zabawa z nią, dlatego też schowałam się w pokoju brata.
- Co cię do mnie sprowadza, siostro? - zapytał Nate, wystraszając mnie na śmierć.
Zaskoczona krzyknęłam, odwracając się nagle.
- Co ty tu robisz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Ymm... Mieszkam? - rzucił, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Myślałam, że ty urzędujesz tutaj tylko wieczorami - mruknęłam.
Rozejrzałam się po pokoju. Panowała tutaj czystość. Na środku stało dwuosobowe łóżko z szarą pościelą. Naprzeciwko niego widniało biurko, przy którym siedział chłopak. Ściany były jasnej barwy, a pod jedną z nich stała duża zapełniona książkami półka. Obok mnie znajdowały się drzwi do łazienki. Chłopak dzielił ją z Mandy. Natomiast obok dużego okna umieszczone były kolejne drzwi do naszego wspólnego balkonu.
- Tak, ale muszę załatwić papierki mi na studia. Nigdy nie popełniaj mojego błędu i nie idź na studia. To najgorsze zło, jakie istnieje - westchnął, po czym odwrócił się na fotelu i zaczął uważnie studiować mój wyraz twarzy - Jak było?
- Super, jutro robię zdjęcia - powótrzyłam kolejny raz w ciągu dnia - Ale nie o to chodzi... - zaczęłam, po czym opowiedziałam skrót ostatnich kilkunastu godzin, nie omijając żadnych szczegółów.
- Jak ja nie lubię naszej siostry - oznajmił Nate, kiedy skończyłam całą historię.
Obydwoje leżeliśmy na łóżku, pod ciepłym kocykiem i jedliśmy nasze ulubione chipsy. Za to kochałam Nathana, dla mnie był w stanie rzucić wszystko w każdej wolnej chwili.
- Przestań, to nasza siostra - zaśmiałam się.
- I co z tego? Gdyby nie to, że jesteś ty, na pewno bym sprawdził, czy nie jest adoptowana. Nie mam pojęcia, w kogo ona się wdała. Mama i tata są normalnymi ludźmi, a ona zachowuje się... Ach, szkoda gadać. - Machnął ręką. - Opowiedz mi o tym chłopaku lepiej.
- Nazywa się Jack... - zaczęłam.
- Ładnie - stwierdził.
- Jest redaktorem naczelnym - mówiłam dalej.
- Ambitny!
- I koszykarzem w szkolnej drużynie...
- W dodatku pracowity... Czekaj, co? On jest w drużynie? - zapytał zdziwiony, a ja przytaknęłam.
- Jack Johnson - dodałam.
- Ej, kojarzę typka! - krzyknął.
- Co?
- Też byłem w drużynie przecież. Fakt to było cztery lata temu, ale no. Pamiętam go, całkiem nieźle grał jak na Juniorów. Ale nigdy z nim nie gadałem, wiesz, nie zadaję się z takimi małolatami.
- Ej! - pisnęłam oburzona, po czym zaczęłam łaskotać chłopaka, pamiętając o jego największej słabości.
- Przestań! - krzyknął - Wysypujesz chipsy!
Ja jednak nie zamierzałam przestać i bawiłam się w najlepsze. Po chwili jednak role się zamieniły, w efekcie czego spadłam z łóżka na miękki, biały dywan. Wpadliśmy w karuzelę śmiechu, z której nie dało się łatwo wyjść.
- Obiad! - Usłyszeliśmy krzyk mamy.
Wykorzystałam ten moment i uwolniłam się ze szponów brata. Szybko się podniosłam, po czym ruszyłam do jadalni. Niestety Nate był szybszy ode mnie. Złapał mnie w pasie w połowie schodów, przez co straciłam równowagę.
- Tato! Pomocy! - krzyknęłam, widząc wchodzącego do domu rodziciela.
Ubrany w garnitur mężczyzna spojrzał na nas i westchnął.
- Boże, co ja w życiu zrobiłem, że mnie ukarałeś czwórką dzieci? Powiedz, czym? - zapytał, kierując się w stronę pysznych zapachów.
W końcu udało nam się dotrzeć do małej jadalni. Anabelle zabijała nas spojrzeniem, natomiast Mandy chciała się przyłączyć. Całą naszą zabawę zakończyła mama, każąc nam się uspokoić i zacząć zachowywać jak normalne, dojrzałe osoby. Kiedy zasiedliśmy do stołu, ciągle czułam na sobie palący wzrok mojej bliźniaczki. Wysłałam jej równie nienawistne spojrzenie.
- Coś się stało? - zapytał tata, uważnie nas obserwując, jednak nikt się nie odezwał, co oznaczało potwierdzoną odpowiedź na jego pytanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro