Rozdział 26
- Nina! - krzyknęłam - Masz trochę miejsca w walizce?
Dziewczyna spojrzała na mnie znacząco, a ja wypuściłam powietrze z płuc.
- Oszalałaś? Musiałam buty spakować do walizki Jacka - dodała.
Westchnęłam głośno. Dlatego właśnie nigdy nie latałam samolotami, po prostu nie byłam w stanie zmieścić się w wyznaczonych przez prawo parametrach odnośnie do bagażu. Obecnie trzymałam w jednej dłoni dużą walizkę oraz podręczną torebkę, w drugiej natomiast wypełnioną kosmetyczkę z produktami pielęgnacyjnymi do twarzy, bez których nie mogłam ruszyć się z domu na dłuższy czas. Po dokładnym zważeniu moich bagaży okazało się, że nie zmieści się ona, więc musiałam znaleźć jej nowy dom na sam lot.
- Co ja mam teraz zrobić? - jęknęłam, rozglądając się dookoła.
Pozostałe dziewczyny też już pytałam, jednak żadna z nich nie miała miejsca. Godzina odlotu zbliżała się niemiłosiernie. Na całym lotnisku panował totalny chaos. Dyrektor szkoły oraz nauczycielka hiszpańskiego biegali dookoła, próbując zliczyć uczniów, wielu z nich nadal się nie pojawiło, mimo dokładnej godziny zbiórki. Takim osobnikiem był Alex, którego nigdzie nie widziałam, ale jakoś się o niego nie martwiłam. Może nawet byłoby lepiej, gdyby nie pojechał? Przynajmniej miałabym trochę czasu dla siebie i nie musiałabym się bać, że zrobi coś głupiego. Bardziej zastanawiało mnie, gdzie teraz przebywał Wilkinson. Chłopak zawsze pojawiał się na ostatnią chwilę. Bardzo mnie to irytowało, gdyż ja sama zawsze stawiałam się w wyznaczonym miejscu wcześniej.
- A gdzie Alex? On na pewno ci pomoże. - Dziewczyna mrugnęła do mnie znacząco, a ja rzuciłam jej mordercze spojrzenie.
- Nigdzie go nie widziałam i na razie nie chcę - mruknęłam, sprawdzając godzinę w telefonie.
- A jak wasza wczorajsza randka? - zapytała.
- Nigdy więcej nie pójdę do KFC - warknęłam i poprawiłam warkocza.
- Co? Zabrał cię do KFC? - rzuciła ze śmiechem, a ja powoli pokiwałam twierdząco głową.
Chłopak wymyślił sobie drugą randkę, a ja naprawdę nie wiedziałam, jak mu odmówić. Nie mogłam przecież powiedzieć, że muszę się uczyć, bo następnego dnia był wyjazd. Rodzinne spotkanie też było bez sensu, bo Anabelle wyszła z Johnsonem, a on o tym wiedział. Tak więc poszliśmy na kolejną randkę. Tym razem nie popełniłam tego błędu i nie stroiłam się specjalnie. Założyłam dżinsowe boyfriendy z ogromnymi dziurami na kolanach, białą koszulkę i jasną, cienką kurtkę. Włosy związałam w luźnego koka. Miałam przeczucie, że brunet nie zorganizuje nic specjalnego i nie myliłam się. Pojechaliśmy jego motorem do KFC na kolację. Obiecałam sobie, że już nigdy nie wejdę na tę maszynę, chłopak jechał dwa razy szybciej, niż powinien i prawie spowodował wypadek. To było naprawdę straszne i chyba nigdy w życiu się tak nie bałam. Potem szybko zjedliśmy posiłek i Alex odwiózł mnie do domu. Było... Nudno, tak po prostu. I drętwo. Po prostu rozmawialiśmy o sobie. Brunet opowiadał żarty, z których śmiałam się sztucznie. Byłam zawiedziona oraz zdegustowana.
- W takim razie trzecia randka będzie w McDonaldzie! - Wybuchnęła śmiechem Vanessa, pojawiając się obok nas nagle.
- O, nie, nie będzie trzeciej randki - zaprzeczyłam od razu - Kończę z nim.
- Co? - spytała zaskoczona Nessie.
- Tak! - pisnęła Nina zwycięsko, wyciągając ręce do góry i tańcząc dookoła.
- Mam go już dosyć - dodałam - Muszę z nim jakoś skończyć.
- Tylko nie teraz.
- Czemu? - Zmarszczyłam brwi.
- Będziemy mieszkać z nim w jednym domku. Jeśli z nim zerwiesz, będzie niezręcznie, on będzie wściekły i w ogóle. Chcesz tego?
- Masz rację - westchnęłam, gdy zastanowiłam się nad tym dłużej.
Alexander był bardzo wybuchowym i zazdrosnym osobnikiem. Nie chciałam narażać siebie na jego ataki złości, tym bardziej, kiedy mieliśmy mieszkać pod jednym dachem przez ponad tydzień.
- Cześć, moje laseczki! - Odwróciłyśmy się wszystkie i ujrzałyśmy uśmiechniętego od ucha do ucha Sama, który machał do nas. W drugiej ręce trzymał dużą, czarną torbę sportową. Obok niego szedł Alex z walizką. Uśmiechnął się do mnie szeroko, jednak ja udawałam, że go nie widzę. - No, prawie wszystkie - dodał Wilk, patrząc znacząco na Ninę.
Parsknęłam śmiechem. Blondyn pocałował nas wszystkie na powitanie, a w jego ślad poszedł brunet.
- Sammy, masz trochę miejsca w walizce? - zapytałam słodkim głosem.
- Jasne, a co? - odpowiedział pytaniem napytanie.
Bez słowa otworzyłam jego torbę i wrzuciłam tam kosmetyczkę.
- Co ty robisz? - zadał kolejne pytanie zdziwiony.
- Nie mieszczę się - mruknęłam, otwierając różową, plastikową walizkę.
Wyciągnęłam z niej sandałki na koturnie z białymi paseczkami, dwa ręczniki oraz ciężkie czerwone pudełeczko z biżuterią.
- Mogłaś do mnie wczoraj zadzwonić, od razu byśmy się razem spakowali - stwierdził blondyn.
Wybuchnęłyśmy śmiechem. Kątem oka zauważyłam zirytowany wyraz twarzy Alexandra. Chciałam się go już pozbyć, ale nie mogłam zniszczyć całego wyjazdu. Długo się z nim męczyłam, więc dodatkowy tydzień nic mi przecież nie zaszkodzi. Ważne, żeby inni też się dobrze bawili. To miała być niezapomniana wycieczka.
- Kto też jest tak podekscytowany? - zapytała Lottie, obejmując ramieniem latynoskę i Ninę - Już nie mogę się doczekać! To będą najlepsze wakacje wszech czasów!
- Spokojnie - rzuciłam ze śmiechem.
- Młodzieży, idziemy, pora na nasz lot! - wrzasnął dyrektor, przerywając nasze rozmowy.
Biorąc bagaże, ruszyliśmy do samolotu. Przeszliśmy przez odprawę, a następnie wszystkie bramki. Z ulgą oddałam swoją walizkę, która ważyła mniej niż wcześniej. Byłam trochę zestresowana, ponieważ nigdy nie leciałam samolotem. Zawsze podróżowałam samochodem, pociągiem, czasem autobusem. Słyszałam, że pierwszy raz był najgorszy. Bałam się, że samolot rozbije się, jak w Oszukać przeznaczenie. Pewnie tylko przesadzałam, naoglądałam się za dużo tych durnych filmów.
- Przecież jak ten facet wsiądzie do samolotu, to on nie odleci, bo nie da mu rady! - Śmiał się Sam razem z resztą chłopaków z jakieś gościa, który zajmował dwa fotele.
Mimowolnie wywróciłam oczami. Byli tacy dziecinni.
- Gdzie siedzisz, Aria? - zapytał mnie Alex.
- Ymm... W E31 - odparłam, patrząc na swój bilet.
- Co? O, nie! Ja w A9, to dwa różne końce samoloty! - powiedział zasmucony - Ma ktoś miejsca obok E31? Zamienimy się? - Zaczął krzyczeć Alex, a ja westchnęłam.
Inni zaczęli cicho się z niego naśmiewać, więc szybko ruszyłam małym korytarzem do samolotu. Przy okazji dogoniłam dziewczyny idące przede mną.
- Chyba Alexowi się nie udało zdobyć miejsca obok ciebie - rzuciła Nina ze śmiechem.
- Daj spokój, co za wstyd - warknęłam - A może wy siedzicie obok mnie?
Cała trójka pokiwała przecząco głową. Westchnęłam. Nie chciałam siedzieć przez bite pięć godzin sama w strachu. Miałam nadzieję, że nie trafię na jakichś idiotów obok.
- Boję się - oznajmiłam.
- Daj spokój, to nic takiego. To takie uczucie, jakbyś... Hm... Skakała na bungee - rzuciła Vanessa, która podróżowała tylko i wyłącznie w powietrzu.
Spojrzałam na nią jak na idiotkę. W zeszłym roku skakałyśmy na bungee. Nie było to takie fajne, jak wszyscy mi mówili.
- Dałaś radę z tym debilem, a nie dasz w samolocie? - Machnęła ręką Nina.
Nie do końca wiedziałam, o którym chłopaku mówiła, ale zignorowałam jej uwagę.
Kiedy dotarłyśmy na pokład, pożegnałam się z przyjaciółkami, które życzyły mi powodzenia. Zamierzałam pozostać z nimi w kontakcie, by nie skupiać się na locie. Cudem ominęłam Alexa. Ruszyłam na koniec, a w międzyczasie zauważyłam całującego się Johnsona z moją siostrą. Mimowolnie odwróciłam wzrok, bo nadal nie mogłam na nich obojętnie patrzeć. Usiadłam na środkowym siedzeniu. Obok mnie siedział mały chłopiec. Miał na oko osiem lat i był naprawdę słodki. Jasne włosy wchodziły mu w zielone oczy. Był bardzo szczupły i opalony. Czytał nieznaną mi książkę dla dzieci. Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Zapięłam szybko pasy. Zaczynałam naprawdę się bać. Starałam się wyregulować oddech. W mojej głowie pojawiły się wizje spadającego samolotu. Przymknęłam powieki i oparłam się o zagłówek fotela. Poczułam, jak ktoś siada obok mnie.
- Pierwszy lot?
Otworzyłam nagle oczy zaskoczona. Blondyn patrzył na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Co ty tu robisz? - zapytałam ze zmarszczonymi brwiami.
- Jak to? Jedziemy do Cancun! - krzyknął, a pasażerowie obok spojrzeli na nas surowo.
Pokiwałam głową ze śmiechem. Kiedy usłyszeliśmy donośny głos pilota, od razu zaczęłam uważnie go słuchać. Wykonałam każde jego polecenie. Samolot ruszył nagle.
- Sam, boję się - mruknęłam.
- Och, daj spokój, ty się boisz? - zaśmiał się, a ja wysłałam mu mordercze spojrzenie.
Wilkinson złapał mnie za rękę w celu uspokojenia, a ja zacisnęłam ją mocno.
- Słuchaj, mam dla ciebie ciekawe informacje - powiedział nagle.
- Ploteczki? - zapytałam z uniesioną brwią.
- Już prawie wiem, kto tak nagadał na ciebie do Jacka. Wiem też, że ta osoba jest tu z nami. I wiem też, że do końca wyjazdu wszystko się wyjaśni - oznajmił.
- Skąd ta pewność? - zadałam kolejne pytanie zaciekawiona.
- Aria, kochanie, ja wiem wszystko. Kiedy już wszystko się wyjaśni, ty i J znowu będziecie razem - stwierdził.
- On jest z Any, moją siostrą - przypomniałam mu.
- Kiedy się dowie, że to wszystko to bzdury, od razu wróci do ciebie na kolanach - dodał z pewnością.
Zaczęłam się zastanawiać. Próbowałam wyobrazić sobie siebie i Jacka razem. Było to trudne. Nie wiedziałam, co czułam do niego. Coś na pewno. Ale miałam też do niego ogromny żal. Jego zachowanie, jego słowa, sam jego wzrok. To były jak szpileczki wbijane każdego dnia w moje serce. Niby mało bolesne, ale patrząc na ilość, zbierał się niezły ból.
- Nie wiem, czy jeszcze chcę z nim być - powiedziałam szczerze po kilku minutach ciszy.
Wilk spojrzał na mnie gwałtownie jakby z niedowierzaniem.
- W głębi duszy chcesz. Wiem o tym. I ty też - powiedział, patrząc na mnie intensywnie. Czułam, jak próbował przeniknąć do mojego umysłu i zakodować te informacje. - Popatrz, jesteśmy w chmurach. Teraz już z górki.
Czy było już z górki? Wątpiłam w to.
************
Jestem! Kto tęsknił?
Nudny rozdział?
Jack i Aria będą razem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro