Rozdział 16
W końcu nastał czwartek. Dzień, którego cholernie się bałam i za nic w świecie nie chciałam przeżyć. Był tylko jeden powód mojego paranoicznego zachowania. Dzisiaj było spotkanie TT. Moja pierwsza bliższa konfrontacja z Johnsonem. Przez cały dzień trzęsły mi się ręce i kompletnie nie mogłam się na niczym skupić. Byłam ciekawa, czy w ogóle się do mnie odezwie. Na szczęście ze mną miała być Nina, która ciągle dodawała mi otuchy.
Moje lęki były nieuzasadnione, bo dobrze wiedziałam, jak Jack obecnie mnie traktował. Jak powietrze, jakbym kompletnie nie istniała. Odzywał się do mnie tylko wtedy, kiedy musiał. Starałam się nie zwracać na to zbytnio uwagi, ale ciągle mnie to bardzo bolało. Już nie próbowałam z nim rozmawiać na ten temat, bo to po prostu nie miało dla mnie większego sensu. Postanowiłam o tym zapomnieć, jeśli on nie chciał się ze mną zadawać, to przecież nie mogłam go do niczego zmusić. Był idiotą. A na świecie było wielu innych chłopaków. Teraz musiałam trochę poczekać, aż mi przejdzie z blondynem.
Popatrzyłam na Jacka. Siedział skupiony nad zeszytem, nie zwracając uwagi na otoczenie.
- Powiem wam, te domki, do których jedziemy, są całkiem luksusowe - stwierdził Sam, podając innym swój telefon.
- Jakie domki? - spytałam, budząc się z transu.
- Aria, misiaczku, za niecałe trzy tygodnie jedziemy na wycieczkę! Cancun* czeka! - krzyknął Wilk, obejmując mnie ramieniem.
- Pamiętajcie, że do jutra trzeba zapłacić, bo inaczej nie pojedziecie, Sam! - rzuciła Vanessa, patrząc morderczym wzrokiem na szatyna.
- No co? Wiesz, ile ja mam na tej pięknej główce? - spytał chłopak i popukał się w głowę.
Parsknęłam śmiechem.
- No rzeczywiście, wyrwanie jakiejś laski, dbanie o samochód... - Wyliczała na palcach dziewczyna. - Spotkanie z kumplami, kurczę Sam, jaki ty jesteś zabiegany!
Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Nie miałam pojęcia, co w ostatnim czasie zaszło między tą dwójką, ale Nessie ciągle rzucała złośliwymi komentarzami w stronę Sama i dogryzała mu.
- Kochani, dajcie spokój. Trzeba zacząć ogarniać wycieczkę - powiedziała Charlie.
- A co tutaj ogarniać? - spytałam zdezorientowana.
- To będą sześcioosobowe domki, nas jest tylko czwórka - rzuciła.
- Trzeba kogoś fajnego znaleźć, by nie trafić z pustakami albo nerdami. - Pokiwała powoli głową Nina.
- Bądźmy razem w jednym domku! - rzucił nagle Sam, a my spojrzeliśmy na niego jak na idiotę. -No co?
- Boże, jaki ty jesteś głupi - zaśmiał się G - Przecież nie pozwolą nam być w jednym domku.
- Niby czemu nie? Tak byłoby fajniej! - stwierdził rozentuzjazmowany i zadowolony, jakby właśnie wpadł na najlepszy pomysł świata.
Westchnęłam głęboko, po czym uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło.
- Sam, nie mogą nas umieścić w jednym domku, bo są dwie płcie - oznajmiłam powoli, a mina chłopaka zrzedła.
- A. No coś w tym jest - mruknął - Ale jesteśmy już prawie dorośli, a to jest jakaś zasada dla dziesięciolatków! Trzeba zapytać, porozmawiać, zaszantażować...
- Może od razu zabić? Wtedy problem byłby z głowy - dodała Charlie poważnym tonem, a ja robiłam wszystko, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
- O, to jest myśl! Lottie, co ja bym bez ciebie zrobił? - spytał Wilk i przybił piątkę dziewczynie.
Nie mogłam uwierzyć w głupotę przyjaciela. Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową z politowaniem.
- W sumie, jako redaktor naczelny mógłbym pogadać z dyrem. - Do rozmowy włączył się Johnson, a mi serce zabiło szybciej.
- Jack, bracie, jesteś moim bohaterem! - krzyknął Sammy i rzucił się na blondyna, mocno go przytulając.
Po chwili zadzwonił dzwonek, więc szybko zebraliśmy się i weszliśmy do szkoły. Odłączyłam się od reszty i ruszyłam na ukochany hiszpański. Tylko ta lekcja dzieliła mnie od bliskiej konfrontacji z Johnsonem.
- Aria, czekaj! - Usłyszałam głos G, więc posłusznie zatrzymałam się i odwróciłam w stronę chłopaka. Jack szybko podbiegł do mnie i złapał za ramię. - Pogadajmy.
- Mam teraz hiszpański, więc spoko. Co tam? - rzuciłam.
- Co z Jackiem? - spytał, a ja spuściłam głowę w dół. Westchnęłam cicho.
- A co ma z nim być? - spytałam, udając głupią.
- Aria, dobrze wiesz, o co mi chodzi - zaczął.
- Jack, proszę cię. To skończony temat. On nie chce się ze mną zadawać, nie odzywa się do mnie, więc co ja mogę z tym zrobić? - Przerwałam mu wkurzona.
Wiedziałam, że inni cały czas na ten temat rozmawiali i zastanawiali się, jak nas naprawić. Uważali, że jeszcze była jakaś szansa, lecz ja w to nie wierzyłam.
- Porozmawiaj z nim, wymuś to na nim. Słuchaj, ja wiem, że on cały czas do ciebie coś czuje i o tobie myśli - oznajmił.
Byłam wkurzona na G. Po co on mi to mówił? Czemu dawał nadzieję, jeśli jej nie było?
- Jack, daj spokój. Jeśli on nie chce, to nie, łaski bez. Nie będę się prosić na kolanach o jakąś durną rozmowę, która prawdopodobnie i tak nic nie zmieni, bo J już dawno podjął decyzję sam. Proszę, nie rób mi nadziei - powiedziałam cicho.
- Próbuję z nim rozmawiać o tobie praktycznie codziennie, wiesz? A Nina została prawdziwym detektywem i próbuje znaleźć osobę, która to powiedziała. Dziewczyny jej pomagają. Prawdziwi Agenci NCIS - dodał, a ja parsknęłam śmiechem.
Zatrzymaliśmy się przed drzwiami, gdzie prawdopodobnie właśnie rozpoczęła się lekcja hiszpańskiego. Kompletnie się tym nie przejmowałam, gdyż kochałam hiszpański i świetnie sobie z nim radziłam, a nauczycielka uwielbiała mnie.
- Ty się nie śmiej, ja nie żartuję! W pokoju trzyma taką tablicę i tam są zdjęcia głównych podejrzanych, jakieś karteczki z notatkami, czerwone sznureczki... Masakra!
Podniosłam brwi. Najwyraźniej Nina naoglądała się zbyt dużo odcinków Teen Wolfa, dziewczyna miała istną obsesję na punkcie tego serialu, ja z resztą też go kochałam całym moim sercem.
- Przemówię jej do rozsądku, spokojnie - mruknęłam, powoli uspokajając się od długotrwałego śmiechu.
- O, a przy okazji, może mogłabyś mi pomóc? Zbliża się kolejna miesięcznica moja i Niny, a ja kompletnie nie mam pojęcia, co zorganizować. - Podrapał się po głowie, a ja uśmiechnęłam się.
To było takie słodkie, G zawsze urządzał dla Niny idealne, oryginalne randki. Trochę im tego zazdrościłam, sama chciałabym być w takim związku jak oni.
- Hmmm, jasne, spróbuję ją podpytać i coś wymyślę, a potem dam ci znać - uśmiechęłam się lekko.
Brunet przytulił mnie mocno, a ja potem ruszyłam spóźniona na lekcję. Szybko wymyśliłam jakąś wymówkę, ale nauczycielka się o nic mnie nie czepiała, tym bardziej że zgłosiłam się do odpowiedzi na ochotnika, ratując klasę oraz siostrę, która znowu się nie nauczyła. Siedziała zamyślona w telefonie, co jakiś czas rzucając jakiś komentarze w stronę naszego kolegi z ostatniej ławki.
- Co ty taka zadowolona? Z kim piszesz? - spytałam, widząc Any szczerzącą się do telefonu. Próbowałam wyrwać jej komórkę z ręki, lecz było to na marne.
- Przestań! Oszalałaś?! - zapiszczała, walcząc ze mną.
W końcu jednak się poddałam. Zgarnęłam chrupka z ławki stojącej za mną i usiadłam wygodniej na krześle, odwracając się tyłem do nauczycielki.
- Pewnie ze swoim nowym chłopakiem - zasmiał się John.
- Any? Johny wie, a ja nie? - rzuciłam pół żartem, pół serio.
- Dajcie spokój. - Wywróciła oczami zirytowana.
- Johny, czytamy kolejny rozdział fanfika z Harrym? Bo ja już się doczekać nie mogę! - rzuciłam i podałam chłopakowi telefon, a on zaczął czytać najgorsze opowiadanie w dziejach USA swoim głębokim głosem. Zawsze to roiliśmy, kiedy tylko nadarzała się do tego okazja. Czasem nawet śmialiśmy się, że założyliśmy prywatne Kółko Fanfików.
Dwie godziny szybko nam minęły, a mi całkiem z głowy wypadło spotkanie TT. Przed piwnicą spotkałam Ninę, do której szybko się przytuliłam.
- Boże, boję się - mruknęłam.
- Daj spokój, jestem przy tobie, w razie czego, stanę za tobą - powiedziała.
Odsunęłam się od niej.
- A tak w ogóle, to wpadłam na genialny pomysł! - pisnęła, klaszcząc w dłonie, kiedy schodziłyśmy po schodach.
- O nie, z tego, co mi wiadomo, twoje pomysły nie są najlepsze - mruknęłam, a dziewczyna szarpnęła mnie lekko za kosmyk włosów.
- Randka w ciemno! - rzuciła.
- Co? Przecież dobrze układa ci się z G, co ty pleciesz? - zapytałam zszokowana, zatrzymując się z wrażenia.
- Co? - zdziwiła się, stojąc obok nie. - Nie! Randka dla ciebie!
- Co?!
- No co?
- Oszalałaś? - zapytałam głośno.
- Dobrze ci to zrobi, umówię cię z kolegą Gilinskiego, zapomnisz o Johnsonie - dodała.
- Tobie to do reszty na głowę padło chyba! Nawet nie ma takiej opcji! - krzyknęłam.
Nie miałam zamiaru ani ochoty chodzić na jakieś wymuszane randki z chłopakami, których nawet nie znałam. Dla mnie była to największa głupota na świecie.
- Oj no weź, co ci szkodzi? - jęknęła i rzuciła się na mnie.
- Nina, tobie to się w życiu nudzi? Prowadzisz śledztwa, wymyślasz jakieś randki... - rzuciłam.
- Skąd wiesz o śledztwie?
- G mi powiedział - odparłam - Skończ to, bo to głupota totalna!
- Hmm... Skończę to, jeśli obiecasz się iść na tę randkę - oznajmiła po chwili namysłu.
Moja ręką zatrzymała się na klamce. Musiałam dobrze przemyśleć tę umowę, nie chciałam, by Nina wciąż to roztrząsała, tylko skupiła się na swoich sprawach teraźniejszych.
- Niech będzie - westchnęłam, po czym szybko weszłam, by uniknąć ataku radości przyjaciółki.
W środku siedział już Jack oraz Christina, którą poznałam jakiś czas temu. Okazała się bardzo miłą osobą, ale po dłuższej rozmowie z nią czułam znudzenie. Wydawała mi się, że jest przeciętną nastolatką, która czas spędzała głównie w domu.
- No w końcu jesteście! - krzyknęła Chris, odrywając oczy od ekranu.
- Na sam koniec - dodał J. Nie obrzucił nas nawet spojrzeniem. Zabolało.
- Przykro nam, że nie mogłyśmy się zwolnić z dwóch ostatnich lekcji, tak jak ty - rzuciła Nina - Nie mamy aż tak wysokich pozycji, jesteśmy zwykłymi robolami.
Zaśmiałam się cicho razem z Christiną, a Johnson prychnął.
- Co mamy jeszcze zrobić? - zapytałam.
- Sprawdź wygląd gazetki, a ty, Nina, popraw ostatni akapit w tym tekście o wygranej naszych biegaczek.
Szybko usiadłam przy swoim stanowisku i włączyłam odpowiedni plik. Zaczęłam go dokładnie przeglądać, przy okazji starając się nie koncentrować mojej uwagi na Jacku. Skupiony siedział naprzeciwko mnie. Mrużąc lekko oczy, czytał jakiś artykuł, o czym świadczyły jego szybko poruszające się gałki oczne. Włosy ułożone miał jak zwykle w nieładzie, a na jego brodzie zauważyłam kilkudniowy zarost.
Oderwałam od niego wzrok i wróciłam do nudnego przeglądania. Kiedyś bardzo lubiłam czytać gazetkę szkolną i z niecierpliwością czekałam na każdy numer. Teraz widziałam wszystko od środka, więc straciło to tę magiczną aurę. Znałam wszystkie zdjęcia, sama je wykonywałam, a o artykułach też już trochę słyszałam.
- Uważam, że te zdjęcia lepiej by wyglądały na górze, obok nagłówka, bo tutaj zostają przygniecione przez tekst - powiedziałam po około pół godzinie.
- Gdzie? - spytał J, podchodząc do mnie, a ja mu pokazałam moją wizję palcem na ekran.
Wcale nie przejmowałam się tym, jak blisko mnie stał. Wcale nie czułam jego pięknego zapachu. Wcale nie czułam jego ciała nad swoim. Nie, ani trochę.
- Hmm... Nie jestem przekonany, moim zdaniem powinno zostać, tak jak jest - mruknął.
Co? Przecież to wyglądało fatalnie! Byłam prawie pewna, że blondyn specjalnie zignorował moją uwagę, co bardzo mnie wkurzyło. Kurczę, nie powinniśmy przenosić naszych prywatnych kłótni do piwnicy! Ja starałam się to zostawić za drzwiami, ale chłopak miał ewidentnie jakiś problem. Aż miałam ochotę go uderzyć za to idiotycznie zachowanie.Wysłałam błagalne spojrzenie Ninie.
- Może ja zerknę? Wiecie, że znam się na tym najlepiej - powiedziała wesołym tonem, przy okazji mrugając do nas.
Wstała szybko i podeszła, opierając ręce na mojej głowie. Popatrzyła przez chwilę, lekko mrucząc, a ja zaczynałam się bać, że to jednak Johnson miał rację.
- Jack, no co ty? Przecież ta ostatnia strona to kompletna masakra! Aria ma rację, trzeba to jakoś zmienić! - powiedziała w końcu, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Jak chcecie - burknął wkurzony i wrócił do swojego komputera.
- Coś jeszcze zrobić? - zapytałam po chwili.
- Nie, możesz iść do domu. Dzięki - mruknął wrednym tonem, a ja zmarszczyłam brwi.
Pożegnałam się z dziewczynami, po czym wyszłam.
O co do cholery chodziło? Teraz tak miało być za każdym razem? Naprawdę? Miał być niemiły i się ze mną spierać, zamiast posłuchać? Czy to miało sens? Czy w takim razie nie lepiej było zrezygnować?
*- meksykańskie miasto
*********
Nie było mnie, dlatego też wrzucam 2000 słów. Mam nadzieję, że się podoba, powiedzcie, co sądzicie :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro