Rozdział 15
Nie poszłam w poniedziałek do szkoły. Musiałam nakłamać mojej mamie, że czułam się fatalnie z powodu okresu. Nie była to do końca prawda, ale kobieta od razu uwierzyła. Anabelle natomiast zachowywała się bardzo podejrzliwie, jakby wiedziała, że za moim stanem stało coś innego. Na szczęście szybko udało mi się każdego pozbyć z domu, więc teraz mogłam dołować się w samotności.
Leżałam na kanapie, oglądając The Fosters, w którym nadal byłam totalnie zakochana. Wiedziałam, że na górze czekały na mnie notatki z angielskiego, ale kompletnie nie mogłam się na nich skupić.
Wczoraj Sam zaprowadził mnie do siebie i opowiedział wszystko od samego początku. Okazało się, że ktoś powiedział Johnsonowi, że tylko udawałam zauroczenie nim, a tak naprawdę chciałam mieć zapewnione miejsce w gazetce, bo to było dla mnie najważniejsze i dobrze by wyglądało w mojej aplikacji na studia. Naprawdę nie byłam w stanie uwierzyć, iż ktoś w ogóle mógł wymyślić takie oszczerstwa na mój temat. Wilk mówił też o jakichś dodatkowych informacjach, ale wtedy byłam zbyt zszokowana, by słuchać go dalej. Z Niną było z resztą podobnie, ale ona, jako dobra przyjaciółka, w ogóle nie uwierzyła w te bzdety, rozmawiałam z nią wczoraj. Najbardziej chyba bolał mnie fakt, iż Jack uwierzył. Fakt, znaliśmy się krótko, ale dużo rozmawialiśmy, spędzaliśmy ze sobą czas, kurczę nawet się całowaliśmy! A teraz? Uwierzył przypadkowej osobie, a nie mi? Co z zaufaniem? Co z wyjaśnieniem tego? Mógł zapytać, powiedzieć, zrobić cokolwiek. W sumie to zrobił. Zerwał ze mną wszelkie kontakty. Nigdy w życiu bym się po nim tego nie spodziewała, bardzo się zawiodłam na chłopaku. Ale musiałam to przeboleć, szybko zapomnieć i skupić się na nauce, bo to było najważniejsze. Nina cały czas powtarzała mi, że powinnam walczyć, ale o co? O kogo raczej? Bo na Jacka chyba było już za późno. Kiedy ja próbowałam z nim porozmawiać, to tylko zamknął mi drzwi przed nosem. Przecież nie mogłam go nękać, bo to było nielegalne. Nigdy nie poddawałam się łatwo, zawsze walczyłam do końca, a nawet później, lecz teraz to nie miało większego sensu, bo on sam dał za wygraną. Zastanawiało mnie też, kto mógł to powiedzieć? Fakt, było parę dziewczyn, które, miło mówiąc, nie przepadały za mną, ale wątpiłam, że mogły zrobić coś tak okropnego. Tym bardziej że to musiał być ktoś bliski, bo, z tego, co mówił Wilk, ta osoba wiedziała bardzo dużo o mnie i o blondynie, wiedziała, kiedy się widzieliśmy, co robiliśmy... Z naszej ekipy nikt by czegoś takiego nie zrobił, każdy nas shippował. Naprawdę nie chciałam o tym myśleć, ale nie mogłam też przestać, a to było najgorsze. Nina mówiła mi, że w naszej paczce wszyscy już o tym wiedzieli. I każdy próbował wybić to Johnsonowi z głowy, ale on był nieugięty i nikomu nie wierzył. W takim razie za kogo on mnie miał? A może dowiedział się czegoś mocniejszego, o czym nie powiedział nikomu? Czułam się jak w jednej z tych pieprzonych meksykańskich telenoweli, które tak bardzo uwielbiałam oglądać. Tylko intrygi, kłamstwa i oszczerstwa. To było zwykłe zachowanie czternastolatek. Myślałam, że wyrośliśmy z tego, najwyraźniej się myliłam.
Nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Jęknęłam głośno. To był zapewne kurier, Any znowu zamówiła jakieś pierdoły. Na szczęście byłam w pełni ubrana, więc szybko ruszyłam, by otworzyć, zanim ten durny listonosz pojedzie dalej. Otworzyłam drzwi na oścież i zobaczyłam Ninę. Zmarszczyłam brwi zaskoczona i zdezorientowana. W dłoni trzymała reklamówkę z logo pobliskiego supermarketu. Ubrana była w czarne kuloty do łydek, biały, luźny T-shirt oraz tego samego koloru trampki. Połowę włosów związała w dwa koczki na głowie, a resztę zostawiła rozpuszczone. W jej uszach widniały duże kolczyki w kształcie kół. Spojrzałam na zegarek. Wybiła dopiero 9.30.
- Co ty tu robisz? - spytałam, po czym zaprosiłam dziewczynę do środka gestem dłoni.
- To ja się pytam, co ty tu robisz? Nie było cię w szkole, więc przyjechałam. Wszystko okej? - spytała, uważnie rozglądając się po pomieszczeniu - Ładnie tu.
- Dzięki, tak wszystko okej - westchnęłam, siadając na kanapie.
- O, oglądasz Fosterów?! Kocham ich, a wiesz, że Callie i Brandon będą razem na sam koniec?
Uśmiechnęłam się smutno.
- Jack ostatnie mówił coś całkiem innego - mruknęłam, ściszając głośność w telewizorze.
- Wiem, że jest ci przykro i masz złamane serce, więc przyniosłam ci coś - oznajmiła, po czym zaczęła wyciągać duże opakowanie krakersów, moje ulubione żelki, chipsy oraz lizaki.
- Zwariowałaś - rzuciłam ze śmiechem.
- No co? Dla siebie wzięłam czekoladę, bo ja wolę słodkie niż słone. Nie rozumiem, jak można jeść chipsy, kiedy ma się na wyciągnięcie ręki czekoladę. - Wywróciła oczami i ugryzła kawałek tabliczki.
- To ja nie rozumiem, jak można jeść cały czas czekoladę i czekoladę, przecież to można szału dostać! A zęby? One sobie rady nie dadzą! A krakersy można gryźć i gryźć i gryźć i gryźć - odpowiedziałam, a po kilku sekundach ciszy wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.
- Uważam, że powinnaś o niego zawalczyć. Skoro to nie jest prawda... - zaczęła nagle - Bo nie jest, prawda?
Oburzyłam się.
- Oczywiście, że nie! - krzyknęłam od razu - Ktoś to sobie wymyślił! Nawet do końca tego nie łapię. Przecież ja poznałam Jacka dopiero po tym, jak się dostałam, ciebie z resztą też!
- Wiem, wiem, sama do końca tego nie rozumiem. A tym bardziej nie rozumiem, dlaczego Jack w to uwierzył. Przecież to mądry osobnik, najwyraźniej się pomyliłam - westchnęła.
- No trudno.
- Naprawdę tak po prostu się poddajesz? I dajesz sobie z nim spokój? - zapytała.
- A co mam z nim zrobić? On nawet nie chce ze mną rozmawiać, a jak już do tego dojdzie, to tylko rzuca wyzwiskami. Chyba nie mam innego wyjścia - mruknęłam.
- Może napiszesz go niego list? - zaproponowała, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Co ty masz z tymi listami? - spytałam.
- Nie wiem! - pisnęła, dołączając do mnie - Jakoś tak po prostu...
Pokiwałam głową przecząco, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Może masz rację? Postaram się z nim jeszcze pogadać. Ale naprawdę nie wiem, czemu on się tak zachowuje. I co za suka tak powymyślała.
- Myślisz, że to była dziewczyna? - Podniosłam brwi.
- Na pewno. Jest wiele dziewczyn, które są do szaleństwa zakochane w J. Co się dziwić, fajny chłopak. Może znalazła się jakaś, co po prostu chciała cię wyeliminować. Spokojnie, my z dziewczynami znajdziemy tę dziewczynę i odpowiednio się nią zajmiemy - oznajmiła, a ja spojrzałam na nią z przerażeniem.
- W takich momentach zaczynam się zastanawiać, czy jesteś odpowiednio przystosowana do tego świata - stwierdziłam, udając poważną.
- To świat nie jest odpowiednio przystosowany do mnie - odpowiedziała, a ja parsknęłam śmiechem.
Wzięłam krakersa do ust i zaczęłam delektować się tym pysznym smakiem, a brunetka patrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Bardzo podoba mi się twoja dzisiejsza stylówka - rzuciłam z pełnymi ustami. - Chciałabym tak wyglądać.
- Co ci przeszkadza? - spytała - Chodźmy na zakupy!
- Przestań, wyglądam strasznie - jęknęłam w poduszkę.
- To się wymaluj! No już! Zmiana wyglądu na pewno ci pomoże - stwierdziła, a ja przyznałam jej rację.
Dlaczego nie? Niech Jack zobaczy, co stracił przez swoją nad wyraz dużą głupotę.
Poszłyśmy do mojego pokoju, gdzie twarz posmarowałam kremem BB, a rzęsy podkreśliłam maskarą. Włosy zaczęłam rozplątywać.
- Może to była twoja siostra? - spytała nagle Nina.
Odwróciłam się gwałtownie zaskoczona jej słowami. Z wrażenia aż szczotka wypadła mi z ręki. Dziewczyna trzymała w dłoni zdjęcie moje i Any z dzieciństwa oprawione w ładną ramkę.
- Przestań gadać takie głupoty, ona i Jack prawie się nie znają. Gadali może ze dwa razy - parsknęłam, bo teoria przyjaciółka była głupia.
- Wszystko by się zgadzało, ale masz w sumie rację.
- Poza tym to moja siostra, ona nigdy by czegoś takiego nie zrobiła. Ostatnio w ogóle się nie kłócimy i wszystko idzie idealnie - dodałam przekonana o niewinności kochanej siostry.
- A to, kto jest? Twój brat? - spytała i podeszła do mnie z kolejną fotką wykonaną dziesięć lat temu w piaskownicy w pobliskim parku.
- Nie, coś ty, Nate jest cztery lata starszy. To Lemond, nasz kolega z dzieciństwa. Mieszkał niedaleko, a potem się wyprowadził, bo jego ojciec ruszył w jakąś tam dziesięcioletnią trasę po świecie, czy coś - rzuciłam i machnęłam lekceważąco ręką.
- Chyba go nie lubisz, co? - spytała z uśmiechem.
- Pierwsza miłość Any, nasza pierwsza kłótnia, pierwsza przysięga - mruknęłam.
- Pierwsza przysięga? - powtórzyła.
- Obiecałyśmy sobie, że nigdy nie stanie pomiędzy nami żaden chłopak - odparłam - Możemy się zbierać, jestem gotowa.
- Ciekawe, czy Any też tak poważnie traktuje tę obietnicę - rzuciła cicho Nina.
- Co? - Zmarszczyłam brwi.
- Nic, nic, chodźmy, centrum handlowe nie będzie wiecznie czekać - powiedziała, a ja jej przytaknęłam.
******
Zostałam zwolniona, więc teraz rozdziały pewnie będą częściej :()
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro