Rękopis
-Kate! Wstawaj, spóźnisz się na zajęcia!- ze snu wyrwał mnie krzyk mojej współlokatorki Alex.
-Co? Która godzina? Czemu nie obudziłaś mnie wcześniej?!- wbiegłam z impetem do łazienki żeby móc się szybko ogarnąć. Brak odpowiedzi ze strony przyjaciółki sprawił że zaczęłam mieć wątpliwości co do wiarygodności jej słów. Jej histeryczny i stłumiony drzwiami łazienki śmiech tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową i mimowolnie się uśmiechnęłam. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Ciepła woda powoli obmyła wrażenia wczorajszej nocy. Dopiero teraz poczułam lekki ból głowy i przypomniałam sobie wydarzenia z poprzednich godzin.
Po dwudziestu minutach wyszłam z łazienki ubrana w czarne jeansy i białą bluzkę z krótkim rękawem, z łóżka w sypialni zgarnęłam swój telefon który wskazywał 7:30 i kierowana pysznym zapachem kawy udałam się do kuchni. Na stole czekał na mnie talerz z naleśnikami oraz kubek z parującym napojem. Zobaczyłam Alex siedzącą po drugiej stronie, wpatrywała się w ekran laptopa raz po raz podnosząc kubek do swoich ust.
-Co robisz?- zapytałam siadając i przyciągając ciepłe jeszcze śniadanie. Dostałam maila od Roberta, prosił żebym mu pomogła rozszyfrować i przetłumaczyć jakiś rękopis.- powiedziała marszcząc brwi, jakby próbowała coś zrozumieć.-Cholera.-zaklęła cicho opierając się o oparcie krzesła popijając spory łyk kawy.
-Co się stało?-wstałam od stołu i skierowałam się do zlewu.
-Ta rycina nie pasuje do żadnego języka znanego ludzkości. To nie ma sensu, myślałam że t hebrajski, albo aramejski, w ostateczności bardzo stara cyrylica ale odrzuca mi każdą próbę przetłumaczenia tego.-poddała się. Widząc jej nieporadność uśmiechnęłam się upijając ostatni łyk kawy. Odstawiłam kubek i podeszłam bliżej.
-Pokaż tą rycinę.-nachyliłam się nad nią opierając jedną ręką o stół a drugą o oparcie krzesła. zmarszczyłam brwi, język wyglądał dziwnie znajomo ale nie wiedziałam skąd go znam. Spojrzałam na zegarek 7:50.
-Zbieraj się-powiedziałam do przyjaciółki-rozgryziemy to na zajęciach.-wzięłam z komody torebkę oraz klucze do domu a z wieszaka obok drzwi swoją kurtkę. brakowało mi mojego pięknego płaszcza, z którym nie rozstawałam się prawie nigdy. Spojrzałam w jego stronę, wciąż wisiał na wieszaku, przez naturalne marszczenia przebijała się wielka czerwona plama pozostawiona tam po farbie. Jakiś idiota uznał za zabawne rzucenie we mnie balona z farbą, niestety pomimo usilnych starań plama nie zeszła.
-Musze kupić nowy płaszcz.-powiedziałam wychodząc i zamykając dom za towarzyszką.
-Właściwie to czemu?-zapytała kierując się w stronę uczelni. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, cholera, sama nie wiedziałam dlaczego tak bardzo ciągnęło mnie do tego płaszcza, ale był dla mnie ważny. Jakby był częścią mnie.
-Po postu go lubię.- odpowiedziałam wymijająco; reszta drogi minęła nam na śmianiu się z wczorajszego gdzie trochę się upiłyśmy i śpiewałyśmy przy akompaniamencie nowo zakupionych płyt i gramofonu, budząc przy tym sąsiadów.
*****
-Alex! Alex!-szturchnęłam przysypiającą koleżankę. Nie dziwiłam się jej, w zasadzie to gdyby nie przeszukiwanie internetu w poszukiwaniu pasującego do ryciny języka to też bym zasnęła.
-Na Lucyfera Kate! Wiesz że mnie tak nie można budzić!-odezwała się zaspanym głosem. Uśmiechnęłam się widząc odciśnięty na jej policzku łańcuszek bransoletki.
-Nie narzekaj śpiąca królewno, i tak zaraz wykład się kończy. Mam teraz okienko więc poszukam czegoś w bibliotece, może tam coś znajdę. Tak w ogóle to widziałaś dzisiaj Rob'a?- zapytałam rozglądając się po sali w poszukiwaniu przyjaciela.
-Nie, właśnie...nigdy nie opuszczał łaciny z profesorem Hudson'em.-no właśnie, kochał łacinę, więc to było dość dziwne.
-Na następne zajęcia poproszę, abyście przygotowali materiały na temat demonów. Będziemy o tym rozmawiać i będziecie mieć do napisania esej, obszerny.-podkreślił ostatnie słowa- po łacinie.-dodał po chwili. No tak Hudson lubił męczyć nas tym językiem .
-Panno Johnson...mógłbym pani zająć chwilę...mam do pani pewną sprawę.-zwrócił się do mnie gdy przechodziłam obok jego biurka. Skinęłam głową i stanęłam na przeciw niego.-Masz doskonałe wyniki Kate.-zaczął łagodnie zbierając dokumenty z biurka-Mam dla ciebie propozycję-przekrzywiłam głowę lekko w bok zaciekawiona jego słowami.-Rozmawiałem z dziekanem i się zgodził, więc...-przeciągną ostatni wyraz jakby chciał być bardziej dramatyczny. Zapatrzyłam się na niego, biała koszula delikatnie podkreślała jego ciemniejszą cerę, kruczoczarne włosy idealnie współgrały z czekoladowym odcieniem jego oczu, a jasne usta delikatnie zaznaczały uśmiech na jego twarzy. Nie wiem nawet kiedy się uśmiechnęłam, to był odruch.-Jeśli napiszesz teraz prace jesteśmy wstanie zaliczyć ci studia przed ostatnią klasą.-Jego głos był melodyjny i pełen...satysfakcji. Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedział. Chcą mi zaliczyć studia?
-Ale...jak to?-powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.-Czemu?-zmarszczyłam brwi.
-Masz najlepsze oceny w historii uczelni, biegle władasz kilkoma językami wymarłymi i większością nowożytnych, masz wiedzę przekraczającą program a nawet przewyższającą wiedzę nauczycieli. Napisz licencjat i jesteś wolna-zarumieniłam się lekko na jego słowa. Fakt umiałam kilka języków ale czy aż tak dobrze?
-Na jaki byłby temat?-miałam nadzieje że to nie będzie kolejne bezsensowne opętanie albo kolejni stygmatycy.
-Anioły.
-Słucham?-czy ja się przesłyszałam?
-Napiszesz licencjat na temat aniołów.-jego spokój i opanowanie były co najmniej przerażające. Ale fakt, był to ciekawy temat.
-Umm...dobrze, ile mam czasu?
-Trzy miesiące.-trochę mało ale dam radę-Jeśli miałabyś jakieś pytania to śmiało przychodź. A i jeszcze jedno.-odwróciłam się w drzwiach.-Ten licencjat to tylko formalność. Już masz dyplom.-skinęłam głowa i wyszłam. Byłam szczęśliwa, zdezorientowana ale i zmotywowana.
Pchnęłam drzwi do biblioteki, sama nie wiedziała za co się zabrać. Usiadłam przy stoliku obok okna i otworzyłam laptopa. Popatrzyłam na laptopa, to pismo...wydawało się znajome, przerażająco znajome. W tym momencie dostałam wiadomość od Rob'a, że w sumie to nie ciekawi go ten rękopis bo znalazł inny,po łacinie. Spojrzałam na ekran laptopa potem na telefon. Mogłam odpuścić ale jakaś dziwna siła kazała mi przetłumaczyć tekst. Sięgnęłam do torebki po pendrive'a, zgrałam potrzebny plik i skierowałam się do drukarki, z kartką w dłoni skierowałam się do stolika.
-Przydałaby się jakaś kawa.- westchnęłam zrezygnowana, spakowałam rzeczy i wyszłam z uczelni.
Nogi same poniosły mnie do małego sklepu przy stacji benzynowej. Trzymałam cały czas w rękach wydrukowaną kartkę, zatrzymałam się na światłach nie odrywając od niej wzroku. Stanęłam przed stacją i przejechałam wzrokiem po zaparkowanych samochodach, jeden wyraźnie się wyróżniał. Czarny lakier błyszczał w świetle popołudniowego słońca, srebrne chromy idealni ez nim kontrastowały, podeszłam bliżej, już nie miałam wątpliwości, wszędzie poznam ten samochód, polowałam na niego od dawna jednak nigdzie nie mogłam znaleźć tego konkretnie modelu. Bezmyślnie przejechałam palcami po lakierze, moje paznokcie delikatnie zaskrzypiały w zetknięciu z nim. Przymknęłam oczy delektując się uczuciem jakie na mnie sam dotyk Chevrolet'a Impali 67', to prawda co mówią...to auto leczy duszę.
-Piękne prawda?-z melancholii wyrwał mnie męski nieco zachrypnięty głos. Oderwałam dłoń od samochodu i popatrzyłam na rozmówcę. Jego włosy w kolorze ciemnego piasku delikatnie falowały na wietrze, jeansy i brudnozielona kurtka podkreślały jego urodę i lekką opaleniznę, twarz zdobił przyjazny lecz zawadiacki uśmiech, oczy w kolorze zielonego jabłka wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem.
-Tak, jest cudowne.- powiedziałam odwracając od niego wzrok i przenosząc go z powrotem na auto.-Zawsze marzyłam o takim. Niestety, szczęście mi nie dopisało posiadać takie cudo w garażu.-moje usta lekko powędrowały do góry.
-Jeśli chcesz to mogę cię przewieźć?-podniosłam wzrok nad dach samochodu.-Jestem Dean, moglibyśmy skoczyć potem na drinka.
-Kate, chętnie , ale mam dużo pracy.-smutek wkradł się do moich oczu, ale zaraz potem zapaliła się w nich lampka pomysłu i cień nadziei.-Ale jeśli jeszcze kiedyś byłbyś w tej okolicy i chciał mnie przewieźć, to zadzwoń.-podałam blondynowi karteczkę z numerem. Uśmiechnęłam się bardziej do samochodu niż do niego i skierowałam się do wnętrza sklepu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro