Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[5XII CZWARTEK]

Aeri krzątała się po kuchni, przygotowując dla siebie śniadanie. W tle słuchała wywiadu z Pyun Hye Young, młodą pisarką. Prawdę powiedziawszy, dziewczyna nie czytała ani jednej jej książki, ale jej to nie przeszkadzało. Lubiła słuchać innych ludzi.

Podskoczyła na dźwięk dzwonka w telefonie, a nóż, którym kroiła chleb na kanapki, prawie skaleczył jej palec. Przeklęła pod nosem i poszła odebrać telefon. Prychnęła na widok imienia, które przeczytała na wyświetlaczu komórki.

— Akihiko, przypomniałeś sobie o moim istnieniu? — Powiedziała, czując przyjemne uczucie w sercu. W Seulu była zaledwie kilka dni, ale zdążyła się stęsknić za brzmieniem ojczystej mowy. Kto by się spodziewał, że akurat tego aspektu życia będzie jej brakować, skoro była poliglotką.

— Daj spokój, wyjechałaś pięć dni temu. — Chłopak po drugiej stronie słuchawki prychnął — Już się stęskniłaś? Nawet nie waż się tu wracać!

— Czemu? — Spojrzała na zegarek. Zostało jej tylko kilka minut na zjedzenie śniadania, bo inaczej mogłaby spóźnić się do pracy już pierwszego dnia. Dlaczego Akihiko musiał zadzwonić akurat tego dnia? Oczywiście, cieszyła się z tego, ale chłopak nigdy nie miał wyczucia czasu. Wróciła do kuchni, włożyła telefon między ucho i ramię, które skierowała ku górze i znów zaczęła kroić pieczywo.

— Nie spodoba ci się to, ale razem z chłopakami założyliśmy się, że szybko wrócisz.

„Typowe" przewróciła oczami dziewczyna. Nie dziwiło jej to.

— Mój ociec też brał w tym udział?

— To był jego pomysł. — Była pewna, że Akihiko po drugiej stronie uśmiechnął się głupio. Nie chciała tego przyznać, ale tęskniła za jego uśmieszkiem, choć zwykle ją irytował.

— Czemu dzwonisz? — Zmieniła temat.

— Mama kazała zapytać co u ciebie. — Jego szczerość była wprost powalająca. — Tylko się sprężaj, rozmowy zagraniczne są drogie.

— To po co dzwonisz? Mogłeś równie dobrze skłamać — wzięła gryza kanapki, którą skończyła przygotowywać.

— Że też mi to do głowy nie wpadło. — Stwierdził i się rozłączył. Dziewczyna spojrzała na telefon z niedowierzaniem, a później się roześmiała.

Akihiko od zawsze był taki. Dziewczyna wielokrotnie zastanawiała się, jak mogłaby określić ich relację. Wiedziała na pewno, że była dziwna. Większość czasu sobie dogryzali i kłócili o byle pierdoły, ale zawsze mogli też na sobie polegać. Właściwie nigdy nie poruszyli tego tematu i nie określili kim dla siebie są. Byli po prostu Akihiko i Aeri, dwójka łamiących serc nastolatków. Chłopak był bardzo przystojny i równie kochliwy jak Aeri, jednak on nigdy nie znalazł stałej miłości. Nigdy nie przeżył tego, co ona. I miała nadzieję, że nie przeżyje.

Obracali się w innym towarzystwie. Wiedziała, że gdyby tylko chciała, mogliby się przyjaźnić, ale byłoby to dla niej zbyt dziwne. Być może przywykła do tego, że jest sama. On też nigdy nie zrobił niczego, by rozbudować ich relację. Nie czuł takiej potrzeby. Stare baby o nim nie plotkowały. Wręcz przeciwnie, lubiły go. Akihiko wiedział jak kogoś oczarować.

„Oh, braciszku" zaśmiała się w myślach. „Kiedy ty dorośniesz?"

Ich rodzice poznali się, gdy Aeri i Akihiko byli dziećmi. Ojciec chłopaka zostawił ich, gdy dowiedział się o ciąży jego matki, a mama Aeri zginęła w wypadku samochodowym, gdy dziewczynka miała dwa lata. Na początku żadne z nich nie cieszyło się z nowego rodzeństwa i cały czas ze sobą walczyli, ale na wieść o kolejnym członku rodziny, wszystko się zmieniło. Zawarli milczącą umowę, o tym, że będą opiekować się młodszą siostrą. Z czasem się polubili, choć żadne nigdy tego nie przyznało. Połączyła ich miłość do Akkiko.

Chwyciła torebkę i wyszła z mieszkania. Zamykając drzwi, przypomniała sobie, że miała porozmawiać z Jae Joonem, ale nie miała na to czasu. Poprzedniego dnia była zbyt zaaferowana rodziną Kim Mi Jeong, a później pracą i o tym zapomniała. Spieszyła się i nie była pewna czy jest w domu, więc obiecała sobie, że wieczorem do niego pójdzie.

Weszła do restauracji. Wnętrze było przestronne i ciepło urządzone, ale podobnie jak dom Kim Tae Su, trochę ją przytłoczyło. Rozejrzała się niepewnie, szukając wzrokiem kogoś, kto mógłby powiedzieć jej co ma robić. Poprzedniego dnia podczas rozmowy z ojcem Mi Jeong, dowiedziała się jedynie, gdzie znajduje się restauracja. Wszystko inne miał jej ktoś wyjaśnić, gdyż najwyraźniej mężczyzna nie miał na to czasu. I tak dziwił ją fakt, że on sam się nią zajął, była pewna, że w tak dużej firmie są osoby za to odpowiedzialne.

— Przepraszam, ale jest jeszcze zamknięte. — Obróciła się, słysząc głos za swoimi plecami. Ujrzała średniego wzrostu chłopaka. Był ubrany w czarny uniform i przyjaźnie się uśmiechał.

— Miałam tu pracować. — Wyjaśniła odrobinę zmieszana. Zmarszczył brwi — Jestem Uchinaga Aeri. — Przedstawiła się.

— Racja, menedżerka mówiła, że ktoś dziś przyjdzie. — Pokiwał głową. Zmierzył dziewczynę wzrokiem, zastanawiając się, jak tu się dostała. Nie wydała mu się nikim szczególnym. Aby dostać pracę w restauracji Kim Tae Su, trzeba było mieć doświadczenie, reputację lub znajomości. On sam dostał się tu dzięki swojemu ojcu, który znał pana Kima z balów charytatywnych. Wiedział, że miał duże szczęście i choć praca kelnera nie była szczytem jego marzeń, dzięki niej miał czas na rozwijanie swojej pasji, jaką było malarstwo. No i była dobrze płatna. Co oczywiście też miała swoją cenę. Jedno spóźnienie czy skarga klienta wystarczyły, by ktoś stracił posadę, a dodatkowo musiał wypłacić Tae Su odszkodowanie. I to całkiem spore. Zastanawiał go ten punkt umowy o pracę, gdy ją podpisywał, ale doszedł do wniosku, że ktoś taki jak Tae Su nie mógł pozwolić sobie na jakąkolwiek rysę na swojej reputacji. — Nazywam się Lee Hyeop. Menedżerka powiedziała, żebym cię do niej zaprowadził, gdy już przyjdziesz.

Ruszyli przez pomieszczenie i weszli do kuchni, która była równie ogromna, jak część dla gości, czysta i lśniąca. Jednak nikogo w nie niej było, ponieważ było jeszcze za wcześnie. Przeszli przez jedne z drzwi i wyszli na wąski w porównaniu z resztą pomieszczeń korytarz ze schodami. Zaczęli się po nich wspinać i wyszli pierwszymi z drzwi, jakie napotkali. Ponownie znaleźli się na korytarzu, który tym razem należał do znajdującego się nad restauracją hotelu z salami bankietowymi. Przynajmniej tak jej powiedział Lee Hyeop. W końcu stanęli przed jednymi z drzwi. Chłopak zapukał, a gdy ze środka dobiegło ich ciche „wejść", pchnął drzwi i zaleźli się w środku.

Pomieszczenie było urządzone całkiem inaczej niż reszta miejsc, w których była. Ściany pomalowano na ciemny brąz, meble były wykonane z ciemnego drewna, a okna przysłaniały ciężkie, czerwone zasłony. Znajdował się tam też ciemny stolik, ustawione równolegle do niego kanapy i fotel stojący naprzeciw wejścia. Głównym punktem gabinetu było wielkie biurko z ciemnego drewna, nad którym pochylała się drobna postać. Nawet na nich nie spojrzała, pochłonięta lekturą dokumentów, walających się na blacie. Hyeop pchnął ją lekko do przodu, a sam wyszedł, zostawiając ją sama. Obejrzała się za nim, jednak on zdążył zamknąć już drzwi.

— Ja naprawdę nie gryzę.

Aż podskoczyła na dźwięk głosu, który okazał się miły. Dziewczyna spodziewała się raczej kogoś pokroju Kim Tae Su, sądząc po aurze, która była wyczuwalna w pomieszczeniu. Kobieta spojrzała znad dokumentów na wystraszoną dziewczynę i przewróciła oczami. Wstała od biurka, obeszła je i usiadła na fotelu. Gestem ręki zachęciła dziewczynę do podejścia.

Gdy Uchinaga usiadła na jednej z kanap, zauważyła, że w gruncie rzeczy kobieta sprawia o wiele lepsze wrażenie, niż Kim Tae Su. Pomimo surowego wyglądu miała w sobie coś zachęcającego. Siwe włosy upięła w dodający jej powagi kok, a ubrana była w niebieską spódnicę, która sięgała jej do połowy łydek i koszulę.

— Jestem Kim Tae Ra. — Przedstawiła się, podając jej rękę. Później chwyciła stojącą przed nią filiżankę i upiła z niej łyk, a ponieważ i na Aeri czekała filiżankę, ta również tak zrobiła. Herbata była gorzka, ale dobra. Smakowała wiśniami. — Panienko Aeri, co w panience jest, że mój nieznośny brat przyjął ją tak od razu?

A więc Kim Tae Su i Kim Tae Ra byli rodzeństwem. Cóż, Aeri nie zdziwiła się tym zbytnio. Oboje mieli podobny sposób mówienia i roztaczali wokół siebie podobną aurę. Dziewczyna pokrótce streściła historię poznania Kim Mi Jeong. Gdy tylko Tae Ra usłyszała imię bratanicy, skrzywiła się.

— Nieznośne dziecko. — Mruknęła z dezaprobatą, kręcą lekko głową. Uchinaga powstrzymała się od komentarza, nie chcąc narażać się nowej przełożonej. Pani Kim upiła łyk i wstała z miejsca, podeszła do biurka, a po chwili podała dziewczynie plik kartek i umowę. — Możesz zaczynać od dziś, ale podpisz najpierw umowę. Chętnie bym cię z nią zapoznała, ale nie mam tyle czasu ile mój braciszek. Przeczytaj ją i podpisz, a później leć do roboty. Lee Hyeop ci wszystko pokaże.

Odeszła, a Aeri zaczęła czytać umowę. Miała ona mnóstwo typowych punktów, które na przykład odnosiły się do jej wynagrodzenia, dni wolnych czy przepisowego stroju, ale poza tym również punkty, które mówiły, że za skargę klienta może zapłacić wyjątkowo wysoką cenę, co wydawało jej się trochę brutalne. Przez chwilę miała zrezygnować, ale potem przypomniała jej się wysokość wynagrodzenia, które miała otrzymać za pracę, więc ostatecznie podpisała umowę.


———


Yoo Ji Min była cierpliwą osobą, ale swojego ostatniego klienta miała ochotę zdzielić szmatą po twarzy.

Powinna była już dawno zamknąć lokal i zająć się sprzątaniem go, ale mężczyzna wykłócał się o ciasto, które zamówił. Według niego było za słodkie, a proporcja cukru względem reszty składników zdecydowanie nieodpowiednia. Ji Min wiele razy ze spokojem powtarzała mu, że nie ona jest odpowiedzialna za produkty, które sprzedaje i że powinien poskarżyć się właścicielowi lokalu, który z radością wysłucha wszystkich jego zażaleń.

Jednak klient nie chciał słuchać i był tak natarczywy, że miała ochotę rozpłakać się z bezsilności lub go pobić.

— Jeśli za chwilę pan nie wyjdzie, zadzwonię po mojego chłopaka, który jest policjantem. — Stwierdziła płaczliwym głosem, nie bardzo wiedząc, co właściwie mówi. Przecież nawet nie miała chłopaka! To kłamstwo było wyjątkowo żałosne i nawet klient to zauważył, bo spojrzał na nią sceptycznie.

— Proszę bardzo, niech pani dzwoni. — Prychnął.

Dziewczyna miała ochotę zapaść się pod ziemię. Wyjęła powoli telefon, myśląc intensywnie o tym, co powinna zrobić. Próbowała sobie przypomnieć czy zna kogoś, do kogo mogłaby zadzwonić, ale jej życie towarzyskie dawno umarło. Przegryzła wargi, ale w tym samym momencie jej wzrok padł na kontakt, który zapisała poprzedniego wieczoru. Drżącymi rękoma wybrała numer i przyłożyła telefon do ucha. Pierwszy sygnał. Nic. Drugi. Też nic. Trzeci...

— Halo?

— Oppa, jakiś klient nie daje mi spokoju. — Poskarżyła się najsłodszym i najbardziej bezbronnym głosem, na jaki ją było stać. Czuła się idiotycznie, ale starała się dobrze odegrać rolę dziewczyny, która potrzebuje pomocy — Oppa, powiedz mu coś, proszę...

Cisza, która nastąpiła po jej słowach trwała zaledwie sekundę, ale według Ji Min ciągnęła się całą wieczność. W napięciu oczekiwała na słowa Park Ki Seonga.

— Odpowiadaj tak lub nie. — Usłyszała pełen napięcia głos po drugiej stronie — Jesteś sama?

— Tak.

— Czy jest niebezpieczny?

— Nie.

— Daj mi go. — Podała klientowi telefon. Mężczyzna zmarszczył brwi, ale przyłożył telefon do ucha.

— Czyli istniejesz, tak? — Zadrwił. Yoo nie słyszała, co policjant mu powiedział, ale najwyraźniej to zadziałało, bo już po chwili dostała z powrotem telefon, a blady mężczyzna zapłacił jej za jedzenie i pośpiesznie opuścił lokal.

W momencie, gdy drzwi się za nim zamknęły, dziewczyna uświadomiła sobie, że czeka ją coś o wiele trudniejszego, czyli rozmowa z policjantem. Spojrzała na telefon, połączenie nie zostało przerwane.

— Bardzo panu dziękuję. — Powiedziała cicho. Poczuła, że się czerwieni. Cała ta sytuacja wydała jej się żenująca.

— Dobrze, że pani zadzwoniła. Wszystko w porządku? Co to był za mężczyzna?

Po krótce opowiedziała mu wszystko, co się wydarzyło. Na chwilę zapadła cisza, ale później policjant stwierdził, żeby następnym razem po prostu zadzwoniła po policję, a nie wymyślała niestworzone historie. I nawet nie spytał skąd ma jego numer, co ją zdziwiło, ale wolała nie poruszać tego tematu.

Weszła do jasnego pomieszczenia i poczuła rozchodzące się po całym jej ciele ciepło. Rozejrzała się wokół. Jej oczy napotkały wygodnie wyglądającą kanapę, obitą w jasną materiał, dużo kwiatów i wielgachną szafę. Trochę dalej stał host.

— Dobry wieczór, na jakie nazwisko ma pani rezerwację? — Spytał z wyuczonym uśmiechem na ustach.

— Nie mam. Przyszłam tu w sprawie jednej z waszych pracownic. Han Rae Seok.

Usłyszawszy imię zmarłej pracownicy, pobladł nieznacznie, ale później się opanował i odchrząknął.

— Nie znałem jej. — Drzwi za nimi się otworzyły i do środka weszła para w średnim wieku — Proszę sobie iść i nie robić zamieszania — powiedział i położywszy dłoń na jej plecach, popchnął ją lekko w kierunku wyjścia. Chciała zostać, ale kątem oka zobaczyła idącego w ich stronę groźnie wyglądającego mężczyznę, więc wyszła na zewnątrz.

Drzwi zatrzasnęły się za nią. Przez chwilę obserwowała, jak host zajmuje się gośćmi, ale szybko oddalił się z nimi w głąb restauracji.

Westchnęła i kucnęła przy ścianie, opierając się o nią. Zakryła rękami twarz i zaczęła myśleć, co powinna zrobić. Chciała dowiedzieć się czegoś więcej o zmarłej dziewczynie, a jej jedynymi punktami zaczepienia było jej miejsce pracy oraz wścibska sąsiadka. Jednak tu nie chcieli o tym rozmawiać, a nie była pewna, czy starsza kobieta powiedziałaby jej coś jeszcze po tym, jak została niemiło potraktowana. Oczywiście, o ile Ji Min w ogóle by ją odnalazła.

Podniosła się i rozejrzała. Jej wzrok napotkał wychodzącą tylnym wyjściem, młodą dziewczynę. Niosła trzy wypchane worki na śmieci. Ji Min pomyślała, że gdyby jej pomogła, mogłaby wtedy dowiedzieć się czegoś ciekawego.

— Pomóc ci? — Podeszła do zasapanej dziewczyny i wyciągnęła rękę. Ta spojrzała na nią i z wdzięcznością kiwnęła głową.

— Ale nie jest pani klientką? — Spojrzała na nią podejrzliwie, wahając się, czy powinna dać jej worek. Była pewna, że za coś takiego mogłaby zostać wylana już pierwszego dnia, a tego nie chciała. Tamta ze śmiechem pokręciła głową i wzięła jeden z worków. — Kosze są tam. — Wskazała brodą kierunek, w którym miały się udać. Przeszły jeszcze kawałek. Kelnerka zastanawiała się, czemu kosze są tak daleko i dlaczego to ona musiała wynosić śmieci.

Ji Min otworzyła klapę pojemnika, mając niepokojący przebłysk z niedzieli. Miała nadzieję, że tym razem nie znajdzie ciała.

Na szczęście nic takiego się nie stało. Przytrzymała klapę, by kelnerka mogła wyrzucić dwa pozostałe worki.

— Dziękuję pani. — Powiedziała druga dziewczyna.

— Nie ma za co. Przy okazji, jestem Yoo Ji Min. — Przedstawiła się, podając jej rękę.

— Uchinaga Aeri.

— Chciałam cię o coś spytać. — Wypaliła. Przez moment przeszło jej przez myśl, że to zbyt bezpośrednie, ale wyrzuciła to z głowy — Znałaś Han Rae Seong? Była tu kelnerką.

— Przykro mi, ale dopiero zaczęłam tu pracować. Mogę o nią zapytać, jeśli bardzo ci na tym zależy... — Ji Min kiwnęła głową na znak, że jej zależy — Mogę wiedzieć, czemu jej szukasz?

Yoo nie odpowiedziała od razu. Wydało jej się dziwne powiedzieć, że znalazła martwą dziewczynę w śmieciach. Zastanawiała się jak powiedzieć to w miarę delikatnie, ale również nie chciała zbyt mijać się z prawdą, w końcu Uchinaga kiedyś dowie się prawdy.

Zaczęła mówić.

———

Od początku tygodnia nie było jej w szkole. Normalnemu uczniowi pewnie by się za to oberwało, ale nie jej. W końcu była chora.

Prychnęła. Takiej właśnie wymówki używał jej ojciec. Bajeczka o biednej, chorej na nie wiadomo co córeczce prezesa wielkiej firmy, który jednocześnie finansował jej szkołę... Brzmi jak z dramy. Niedorzecznie. Nie chciało jej się wierzyć w to, że ktoś to kupił, ale najwyraźniej tak było. Lub po prostu nie chcieli pytać.

Ilekroć nie pojawiała się w szkole, ojciec mówił, że to z powodu badań, jej złego samopoczucia czy nagłego wyjazdu do sanatorium. Oczywiście, musiała wszystko nadrabiać, by być najlepszą uczennicą. I tak naprawdę nie przeszkadzało jej to. Wiedziała, że brak nauki tylko by jej zaszkodził i szczerze mówiąc lubiła to, ale nie na tyle by czuć presję bycia najlepszą. Przeszkadzało jej to, że ojciec tego od niej wymaga. Nienawidziła, gdy ktoś jej rozkazywał i gdy tylko usłyszała, że ma coś zrobić, robiła odwrotnie. W dzieciństwie uwielbiała pływać, ale gdy ojciec wpadł na pomysł, by zaczęła trenować, dziewczyna zaczęła udawać, że panicznie boi się wody. Nie tylko chciała zrobić mu na złość, ale również wiedziała, że treningi szybko zamieniłyby się w zawody, które musiałaby wygrywać. Zamiast tego wolała skupić się na grze na instrumentach i od tego czasu nigdy już nie pływała. Czasem jej tego brakowało. Ale tylko czasem.

Weszła do klasy i wszystkie oczy zwróciły się na nią. Uśmiechnęła się do wszystkich i usiadła w ławce. Byli dla niej mili, więc i ona tak się zachowywała, ale z nikim nie zdołała się zaprzyjaźnić. Może ten dystans był spowodowany jej częstymi nieobecnościami? Kiedy oni się poznawali, Mi Jeong toczyła wojnę z ojcem. Kiedy oni bawili się w swoim towarzystwie, ona kłóciła się z rodzicami. Nie mieli czasu się zaprzyjaźnić.

— Kim Mi Jeong! — usłyszała za plecami przeraźliwie piskliwy głos Jo Se Mi. Odwróciła się na krześle i momentalnie została przytulona przez przyjaciółkę. Przyzwyczaiła się do wylewności dziewczyny, odwzajemniła uścisk. — Miło cię widzieć. Znowu twoja choroba?

Mi Jeong kiwnęła głową. To kłamstwo było jej na rękę. Niechętnie musiała przyznać, że akurat ten pomysł jej ojca był dobry.

Jo Se Mi zrobiła zasmuconą minę i chciała się odezwać, ale do klasy weszła nauczycielka, więc musiała szybko wrócić do swojej ławki.

Nauczyciel, pan Park tylko posłał Mi Jeong spojrzenie pozbawione jakichkolwiek emocji i nie skomentował jej nieobecności. Wychowawca od zawsze taki był: unikał konfliktów, o nic nie pytał i nie wyrażał absolutnie żadnych emocji. Był żywym zombie.

Gdy nauczyciel zaczął monotonnym głosem odczytywać wszystko, co miał do przekazania klasie, odpłynęła myślami daleko stąd. Zastanawiała się, gdzie znajdowałaby się w tym momencie, gdyby miała normalną rodzinę. Nie chodziłaby do drogiej szkoły, całe dnie spędzała nad książkami i marzyła o dostaniu się na uniwersytet seulski. Może byłaby z kimś albo pracowała całymi dniami w sklepie, żeby zarobić na albumy. Jakkolwiek wyglądałaby jej życie, była pewna, że byłoby lepsze od tego, które wiedzie.

Dzwonek wyrwał ją z zamyślenia. Poczuła, że ktoś klepie ją po ramieniu, więc odwróciła się do tyłu.

— Mi Jeong, a co z Im Ohem? Dawno nic o nim nie mówiłaś...— Spytała Se Mi. Kim powiedziała jej o planie swoich rodziców, gdy tylko sama się o nim dowiedziała. Właściwie, wykrzyczała to dziewczynie prosto w twarz, po tym, jak ta zapytała się czemu cały dzień chodzi jak struta. Oczywiście, szybko przeprosiła, ale od tej pory Se Mi ciągle dopytywała o dalszy rozwój sprawy.

— Oświadczył mi się. — Westchnęła Jeong i skrzywiła się, zatykając przy tym uszy, ponieważ Se Mi zaczęła piszczeć z podekscytowania. Osoby, które zostały w klasie na przerwie, spojrzały na nie zirytowane, a Kim się zaczerwieniła i kazała uspokoić się przyjaciółce. — Co jest z tobą nie tak?

— A co z tobą? Przecież to... Wiadomość roku! — Stwierdziła podekscytowana — Gdzie masz pierścionek?

— Wyrzuciłam. — Wzruszyła ramionami. Na twarzy Jo wymalowało się zdziwienie, które później przerodziło się w rozczarowanie.

— Jak to...

— Normalnie, Se Mi. Nie cieszy mnie to. Mówiłam ci to już tyle razy — dodała lekko zirytowana. To była prawda. Mówiła jej tyle razy, że dla niej cała ta sytuacja to koszmar, z którego nie mogła się obudzić, ale przyjaciółka nie słuchała.

— Naprawdę cię nie rozumiem. Masz bogatych rodziców, dostajesz wszystko, czego zapragniesz i teraz jeszcze Im Oh. Wiesz, ile ja bym dała, żeby ktoś tak przystojny i bogaty zwrócił na mnie uwagę? Jesteś niewdzięczna.

— Ja... Niewdzięczna?! — Otworzyła szeroko oczy, nie dowierzając w to, co właśnie usłyszała. Zachłysnęła się powietrzem. Wstała z miejsca i wycelowała palec w przyjaciółkę — Czy ciebie nie interesuje to, czego ja chcę?! Czego chce Im Oh?! Nie, oczywiście, że nie! — Wywrzeszczała. W klasie zapanowała cisza, wszystkie oczy były zwrócone na nią, ale nie przeszkadzało jej to. Nie zamierzała skończyć, dopóki nie wyrzuci z siebie wszystkiego. — Nie rozumiesz, że nie chcę być marionetką w rękach mojego ojca? Że może chcę mieć własne życie? Że nie dla wszystkich osób spełnieniem marzeń jest wyjście za przystojnego, bogatego kolesia? Dlaczego nie możesz pojąć, że czuję jakby się sprzedała? Jakbym faktycznie była dziwką, co często wypomina mi mój wspaniały ojciec? Czy naprawdę jesteś aż tak tępa, że nie ogarniasz tego swoim małym mózgiem?! Na miłość boską, to nie drama, ogarnij dupę!

Skończyła mówić i opadła zmęczona na swoje miejsce, łapiąc się za serce. Oddychała szybko, ponieważ wszystko to wyrzuciła z siebie na jednym wdechu. Czuła się lżej, spokojniej, ale to nie znaczyło, że złość zupełnie jej przeszła. O nie, dalej była wściekła, ale również nie miała już siły na dalsze wrzaski.

Gdyby rozejrzała się wokół, zobaczyłaby, że Se Mi stała skamieniała w jednej pozycji, jakby słowa dziewczyny do niej nie dotarły. W klasie powoli zaczęły rozlegać się szmery, niektórzy patrzyli na nią nie dowierzając w to, co się stało. Nie znali jej zbyt dobrze, ale nie podejrzewali, że jest taka... Wybuchowa.

— Kim Mi Jeong? — Poczuła, że ktoś kładzie jej rękę na ramieniu. Obróciła się i ujrzała zszokowaną Nam Ji Ę. Nigdy wcześniej nie rozmawiały, ale wiedziała, że Ji A jest bardzo miłą i pomocą osobą — Chyba trochę przesadziłaś...

— Daj mi spokój. — Trochę zbyt mocno strąciła jej dłoń ze swojego ramienia, wstała z ławki i zarzuciła plecak na ramiona — Źle się czuję. — Mruknęła i nawet nie patrząc na milczącą Se Mi, opuściła klasę.



———



— 3464 wony — zmęczonym głosem podała cenę. Było już późno, niedługo kończyła się jej zmiana. Ponownie spojrzała na kasę fiskalną, by upewnić się, że podała dobrą cenę i przyjęła pieniądze od starszej kobiety. Staruszka powoli zgarnęła zakupy do torby, co według Yizhuo trwało całą wieczność i wyszła ze sklepu. Gdy tylko zniknęła za drzwiami, dziewczyna wyszła zza lady, podeszła do drzwi i przekręciła wiszącą na nich tabliczkę, tak by z ulicy było widać napis: „zamknięte".

Westchnęła, przykładając dłonie do twarzy. Miała za sobą ciężki dzień. W szkole Su Won znów dała jej się we znaki (tym razem, gdy Ning była w toalecie, zabrała jej wszystkie rzeczy z plecaka i pochowała w całej szkole. Yizhuo spędziła wszystkie przerwy na ich poszukiwaniu, ale dalej nie mogła znaleźć zeszytu od koreańskiego), pani Ryu Ga Rim znowu wypytywała, czy może jej pomóc (dziewczynę pocieszała myśl, że jeszcze tylko trochę i jej kara się skończy), a klienci wyjątkowo dziś dopisali. Przez to wszystko nie miała czasu nic zjeść.

Podeszła do swojego plecaka i wyjęła z niego paczkę chipsów, którym termin skończył się poprzedniego dnia. Otworzyła opakowanie i zaczęła jeść. Wyjrzała przez oszkloną ścianę. Na dworze było ciemno, na ulicy, przy której znajdował się sklep, nikogo nie było. Z paczką chipsów w ręku, weszła między regały i zaczęła przebierać wśród produktów. Te, których termin przydatności do spożycia kończył się, wysuwała na przód, a te po terminie wrzucała do koszyka, który popychała dalej stopą. To był jej codzienny rytuał. Oczywiście, nie zawsze udawało jej się znaleźć coś po terminie, ale zwykle szczęście jej dopisywało.

Tym razem udało jej się znaleźć parę opakowań ramenu, bułeczki i trochę słodyczy. Gdy przeszukiwała lodówki z mięsem, usłyszała, że drzwi się otwierają.

— Zamknięte! — Krzyknęła, ale odpowiedziała jej cisza. A potem usłyszała, że osoba, która weszła do sklepu, powoli się do niej zbliża. Przez głowę przemknęło jej tysiąc myśli. A co jeśli to gwałciciel lub morderca? Lub – co gorsza – właściciel sklepu, pan Oh? Rzuciła spanikowane spojrzenie na koszyk. Jak to wytłumaczy? Nie chciała go zawieść, faktem że kradła. Ufał jej. Mogłaby powiedzieć, że zamierzała to wyrzucić, ale czy uwierzyłby w to?

Zza regału wyszedł chłopak, od którego parę dni temu dostała soczek. Myślała, że na jego widok rozpłacze się ze szczęścia i ulgi. Spojrzał na nią, a później na koszyk.

— Ty...?

— Nie! — Zaprzeczyła szybko, zrywając się z podłogi, na której kucała — To wszystko jest po terminie, miałam to wyrzucić.

Nie wierzył jej, ale się nie odezwał. Jej reakcja była zbyt gwałtowna, by mógł uwierzyć, że miała zamiar to wyrzucić. Stali w ciszy. Yizhuo dziwnie się czuła, nie wiedza co zrobić z rękoma i gdzie ma patrzeć, więc wbiła wzrok w swoje trampki, jakby było co najmniej ze złota.

— Jak masz na imię? — Podniosła głowę do góry i spojrzała na niego. Zamrugała kilka razy, jakby nie rozumiała pytania. — Eee...? Halo? — Pomachał jej ręką przed twarzą. Otrząsnęła się i zaczerwieniła.

— Ning Yizhuo. — Wymamrotała. Nie miała pojęcia czy ją zrozumiał. Skrzywiła się w duchu, rozpaczając, nad tym jak żałosna była to scena.

— Park Im Oh. Tak się nazywam. — Nie wiedziała, jak ma zareagować, więc tylko pokiwała głową. Im Oh podrapał się po karku — Masz już wolne? — Kiwnęła głową. Uśmiechnął się i podszedł bliżej. Cofnęła się trochę, ale on nie podszedł do niej, tylko do koszyka stojącego na ziemi i wyją z niego dwa opakowania ramenu — Skoro są przeterminowane, nie musimy za to płacić. — Uśmiechnął się do niej i odszedł.

Stała chwilę w miejscu, nie bardzo wiedząc, co powinna zrobić. Nagle zaburczało jej w brzuchu.

— No chodź, nawet stąd słyszę, że jesteś głodna.

Siedzieli na stołkach przed oszkloną ścianą i jedli ramen z plastikowych opakowań.

— Dobre. — Mruknęła Yizhuo pod nosem, chcąc przerwać ciszę.

— Poważnie? Czyli jednak umiem gotować. — Uśmiechnął się do niej, ale później posmutniał. Wbił wzrok w przestrzeń. Na początku tego dnie zauważyła i jadła dalej. Gdy jednak dłuższy czas się nie odzywał, spojrzała na niego.

— Co się stało?

— Nic, po prostu pomyślałem, że to takie... Proste. — Stwierdził smutno. Zamrugał kilka razy i znów się uśmiechnął. Miała wrażenie, że fałszywie — Kiedyś może ci o tym opowiem. Smakował ci soczek? — Kiwnęła głową — Więc czemu nie zadzwoniłaś?

Skrzywiła się. Prawda była taka, że chciała i nawet miała już wybrany numer, ale coś ją powstrzymało. Tego dnia, gdy dostała od Im Oha soczek, gdy była już w domu, chciała, bardzo chciała, do niego zadzwonić, więc dlaczego tego nie zrobiła? Czy nie byłoby jej łatwiej, gdyby w końcu komuś zaufała? Ale z drugiej strony, jeśli i ta osoba, by ją skrzywdziła? Czy dałaby radę pozbierać się po kolejnym rozczarowaniu? Obawiała się, że nie. Ostatecznie wykasowała numer, a kartonik wylądował w śmieciach.

Park spojrzał na nią wyczekującym wzrokiem. Zauważył, że nieświadomie sięgnęła do kieszeni i domyślając się, że ma w niej telefon szybko włożył rękę do kieszeni jej bluzy. Zacisnął palce na telefonie dziewczyny i jej go zabrał.

Pisnęła zdziwiona. Gdy zrozumiała, co się stało, chciała odebrać mu telefon, ale był wyższy. Wyciągnął ręce do góry i podczas gdy Ning skakała wokół niego jak dzika wiewiórka, chcąc odebrać swoją własność, odblokował telefon. Było to dziecinnie proste, gdyż dziewczyna nie miała żadnego hasła ani kodu pin. Wszedł w kontakty i wpisał swój numer, po czym oddał jej telefon.

— Uważaj, bo się zmęczysz, wiewiórko. — Zaśmiał się, widząc, że jest cała czerwona. Chyba chciała zrobić obrażoną minę, ale zamiast tego też się roześmiała. — Co z tym wierszem? — Im Oh zmienił temat. Miał na myśli wiersz, który przeczytał w jej zeszycie. Był ciekaw, co dziewczyna o nim napisała.

— Udało mi się napisać analizę. — Stwierdziła. Z twarzy zszedł jej uśmiech.

Im pomyślał, że nauczycielka musiała źle to ocenić, więc poprosił Ning, by pokazała mu zeszyt.

— Nie mam go ze sobą.

Kolejne kłamstwo. Weszło jej już to w krew. Dlaczego kłamała? Wiedziała, że jeśli komuś powie, będzie jeszcze gorzej. Może na początku się zainteresuje, ale później odpuści, a Su Won się na niej odegra. Była w i tak beznadziejnej sytuacji, nie chciała, by było gorzej. Nikt nie mógł jej pomóc. I nikt tego nie chciał. Ludzie udają troskliwych, ale tak naprawdę są wścibscy. Lubią plotki. Lubią słuchać o ludzkim cierpieniu. Oburzają się, gdy wypływa kolejna sprawa samobójstwa, ale szybko o tym zapominają, bo to ich nie dotyczy. To tylko kolejna sensacja w morzu innych. Ludzie to okrutne bestie, które nigdy się nie zmienią. I nie ma dla nich ratunku.


———

3464 wony to około 11 złotych.

W sklepach w Korei można przygotować sobie ramen lub jakieś inne danie

Oppa dziewczyna nazywa tak starszego od siebie chłopaka

Z okazji zbliżających się świąt chciałam Wam życzyć dużo miłości, spokoju i spełnienia marzeń. Pamiętajcie, że dobre dni w końcu nadejdą <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro