Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[20XII PIĄTEK]

Wesołego roku z BM, a dla mnie wesołego 293429284 załamania nad tą książką. Dziś kończymy, guys, kto się cieszy? Bo ja bardzo ^^

———


[20XX.12.19]

Mijeooong

Spotkajmy się

jia

Stało się coś?

Tak

Muszę o tym z tobą pogadać

W cztery oczy

Mam do ciebie przyjść czy coś?

Dlaczego w ogóle nie ma cię w szkole?

Głupia sytuacja

Nie przychodź

Nie mieszkam już tam gdzie wcześniej

Jak to

Długa historia

Opowiem jak się spotkamy

Rozumiem

Wyślę ci mój adres

Przyjdziesz dziś czy jutro?

Późno już jest

A jutro mam trochę zajęć

I nie będzie mnie w szkole

Nie wiem czy w ogóle do niej wrócę

[jia udostępniła Ci swoją lokalizację]

Chyba nie rzucasz szkoły

Nie z własnej woli

O dziwo

Nie, wiesz co

Stop

Bo nie zasnę

Za dużo pytań

Jutro mi powiesz

O której będziesz?

Siedemnasta?

Jasne, to jesteśmy umówione

Pa

Do jutra



— O matko — Ji A na widok Mi Jeong stojącej w jej drzwiach z plastrem na czole, poobijaną twarzą oraz Szczerskim uśmiechem, zasłoniła sobie usta dłonią. — Co ci...

— Później, dobrze?

Nam pokiwała głową i przesunęła się w drzwiach, by wpuścić Kim do swojego mieszkania. Mieszkała w nim z mamą i było całkiem spore. Składało się z kuchni, salonu, jadalni, dwóch łazienek i dwóch sypialni. Mama dziewczyny była jeszcze młoda, ambitna i pracowita, dzięki czemu dała radę sama je utrzymywać. Gdy tylko dowiedziała się o ciąży, podjęła decyzję o samotnym rodzicielstwie. Nigdy nie chciała się z nikim na stałe wiązać. Teraz jej nie było, więc mieszkanie miały dla siebie.

Ji A zaprowadziła Mi Jeong do swojego pokoju i zaproponowała jej coś do picia. Mi poprosiła o wodę. Po chwili Nam wróciła z dwoma szklankami, które postawiła na biurku, przy którym siedziała Kim, a sama usiadła na łóżku i spojrzała wyczekująco na nastolatkę.

Mi Jeong wzięła głęboki oddech i zaczęła powoli opowiadać całą historię, której zaczynała już mieć szczerze dość. Męczyło ją ciągłe opowiadanie o tym wszystkim, mimo że wiedziała, że bliscy jej ludzie pytają ze zwyczajnej troski.

— O Boże — wzdychała co jakiś czas Nam, jednak nie przerywała. Dopiero gdy Kim dotarła do fragmentu o wydziedziczeniu, mruknęła: — Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w dramach.

— Jakby całe moje życie nie było scenariuszem jakiegoś melodramatu — Kim wzruszyła ramionami, biorąc łyk ze szklanki. Nastała cisza.

— Czyli to oznacza, że...

Mi Jeong pokiwała głową.

— Tak, wróciłam. O ile nadal chcesz spróbować...

Ji A nie mówiąc nic, rzuciła jej się na szyję, mocno ściskając. Na początku trochę zszokowana Mi Jeong syknęła z bólu, ale oddała uścisk, uśmiechając się szeroko.

— Przepraszam, to było...

— Dość spontaniczne, tak. Chyba będę musiała się przyzwyczaić — rzuciła, odsuwając od siebie Nam, żeby spojrzeć jej w oczy. — Ale będziemy musiały trochę przystopować...

— Oczywiście, w końcu niedługo egzaminy, musisz się na nie przygotować. Tylko co ze szkołą? Twój ojciec chyba opłacił ją do końca, prawda?

— Tak, miejmy tylko nadzieję, że szkoła mu tego nie zwróci — westchnęła dziewczyna. Gdyby została wywalona kilka miesięcy przed egzaminami, było by trochę słabo. Ale cóż zawsze mogła się na ten czas przenieść do publicznej szkoły. Miałaby jednak później trochę trudniej. Ale starała się o tym nie myśleć. — Ale nie o to mi chodzi. Nasza relacja... To się dzieje za szybko. Mało się znamy. Musimy dać sobie dwa, trzy miesiące...

— Czyli nici z całowania?

Kim pokiwała głową.

— Lubię się całować... — mruknęła, udając oburzoną Nam, ale potem dodała: — Wiesz, nigdy nie sądziłam, że koniec końców to ty okażesz się tą, która będzie bardziej rozważna w jakiejkolwiek relacji.

— Cóż przykład moich rodziców aż za dobrze pokazał mi, czego unikać. Ale z drugiej strony kto by przypuszczał, że nasz klasowy aniołek będzie się tak śpieszył.

— Pozory mogą mylić. — Ji A zatrzepotała głupio rzęsami, przez co obie wybuchły gromkim śmiechem.

Umowa pomiędzy Nam Ji Ą a Kim Mi Jeong dt. Ich ewentualnego związku

1. Ji A da Mi Jeong czas na przystosowanie się do nowej sytuacji

2. Mi Jeong da się pocałować, jeśli Ji A będzie usychać z pragnienia miłości

3. Obie strony dadzą sobie czas, by lepiej się poznać

4. Obie strony jak najlepiej napiszą egzamin, żeby jedna nie musiała w przyszłości utrzymywać drugiej

5. Po egzaminach będą chodziły na co najmniej jedną randkę w tygodniu, inaczej Ji A wydłubie Mi Jeong oczy


———


Ga Rim razem z Yimei ustaliły, że Yizhuo nie powinna wracać już do szkoły. Nie mogły jednak przenieść jej dokumentów do innej, dopóki nie skończyła dziewiętnastu lat, więc pozostało im tylko czekać do Nowego Roku.

To nie znaczyło jednak, że postanowiły nic nie robić.

Ryu wzięła głęboki oddech i zapukała do gabinetu dyrektora.

— Proszę! — usłyszała przez drzwi, nacisnęła klamkę i weszła do środka. — Pani Ryu, nie ma pani wolnego? — zapytał, chociaż doskonale wiedział. Pamiętał przecież kłótnię o tę uczennicę i wolne. Ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę, było rozmawianie z tą zarozumiałą nauczycielką, ale nie miał innego wyjścia.

— Dzień dobry. Jestem tu w główniej mierze prywatnie. W sprawie Ning Yizhuo.

No tak. Mógł się tego spodziewać. Odchrząknął i wskazał kobiecie fotel. Sam usiadł naprzeciwko niej.

— Słucham więc.

— Yizhuo od Nowego Roku, gdy tylko osiągnie pełnoletniość, przeniesie się do innej szkoły.

Mężczyzna kiwnął głową. Ga Rim się to nie podobało. Yizhuo była ofiarą, więc dlaczego to ona, a nie sprawczynie musiała się przenosić? Jednak zbyt dobrze znała system, by pozwolić sobie na taką słodką naiwność. Mogły walczyć, ale najbezpieczniejszym dla psychiki Ning rozwiązaniem było po prostu uciec. Niestety.

— Planujemy złożyć pozwy. Jeśli chodzi o szkołę, będzie to przeciwko tym trzem uczennicom oraz szkole jako instytucji, która dopuściła się rażącego zaniedbania przez które na jej terenie dochodziło do aktów przemocy.

— Ładnie powiedziane. Długo pani nad tym myślała? — skrzywił się dyrektor.

— A dziękuję, całkiem długo. Jednak po co te uszczypliwości, proszę pana?

— Nie przedłużę pani umowy. I wystawię złą ocenę. Ma pani świadomość, że to może znacząco wpłynąć na pani karierę, prawda?

Ryu uniosła brwi z oburzenia.

— I co w związku z tym? — prychnęła. — Myśli pan, że się wycofam? Dziecko ucierpiało, dziecko. Do końca życia będzie się męczyć ze skutkami, a pan martwi się tylko o swoją reputację. Doprawdy jak panu nie wstyd.

Mężczyzna odchrząknął.

— Po co pani tak właściwie przyszła.

— Widzi pan, bogaci rodzice przychodzą się wykłócać, gdy ich dziecko dostanie zasłużoną złą ocenę. O Yizhuo nie ma kto dbać, więc pomyślałam, że ja to muszę zrobić. Niech pan nawet nie próbuje zamieść sprawy pod dywan. Bo będzie gorzej. Do widzenia — powiedziała spokojnym tonem, z gracją wstała z miejsca i wyszła.


———


— Hyeop, otwórz!

Aeri od kilku minut dobijała się do drzwi mieszkania chłopaka, ale ten ciągle ją ignorował. Martwiła się o niego, nie chciała by zrobił coś głupiego. Wiedziała, że musi być załamany. Ona zresztą też była.

Wieść o śmierci Hyeri zupełnie ją zaskoczyła. Przecież jeszcze kilka dni temu widziała małą i z nią rozmawiała. A teraz już nie oddychała, nie ruszała się ani nie mówiła. Już nigdy niczego nie narysuje i nie nauczy się gry na gitarze. Zwyczajnie złamało jej to serce. Gdy Lee zadzwonił do niej, by o tym powiadomić, miała wrażenie, że świat się zatrzymał. Nie chciała w to wierzyć. Nie mogła. Zupełnie nie pojmowała, dlaczego dzieci musiały umierać. Miały przed sobą całe życie. To wszystko było zwyczajnie niesprawiedliwe.

— Lee Hyeop! — zawołała jeszcze raz płaczliwym głosem. — Otwórz, proszę. Martwię się o ciebie.

Minęła chwila i usłyszała dźwięk otwieranego zamka. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła chłopaka w wymiętej piżamie, poczochranych włosach i z opuchniętymi oczami. Posłała mu smutny uśmiech.

— Mogę wejść? — spytała.

Pokiwał obojętnie głową i wpuścił ją do środka.

Mieszkanie było zadbane, ale w dziwnych miejscach leżały chusteczki. Na kanapie Hyeop miał porozrzucane koc i poduszki. Pewnie jeszcze przed chwilą tam leżał. Lee ponownie rzucił się na kanapę, włożył do uszu słuchawki (w tym momencie Aeri zaczęła zastanawiać się czy nie wpuszczał jej tylko dlatego że jej nie słyszał, a nie dlatego że nie chciał) i nakrył kocem.

Uchinaga zdjęła płaszcz, odstawiła torbę na krzesło i poszła do kuchni. Domyśliła się, że chłopak nic nie jadł i pewnie był odwodniony, więc nalała mu wody i zaniosła do salonu, a później wzięła się za robienie jedzenia. Hyeop w domu nie miał dużo składników, więc zrobiła po prostu makaron z sosem i warzywami. Wyszedł jej naprawdę nieźle, więc była z siebie bardzo zadowolona. Czekała aż jedzenie trochę ostygnie, więc zaczęła zbierać chusteczki do kosza. Zwyczajnie chciała zająć sobie czymś myśli.

Perspektywa śmierci od zawsze ją przerażała, dlatego starała się nie zastanawiać nad tym za długo. Praktycznie nie doświadczyła śmierci bliskich jej osób. Hyeri znała zdecydowanie za krótko, ale i tak ta cała sytuacja sprawiła, że czuła się okropnie. Nawet nie chciała sobie wyobrażać jak czuje się rodzina dziewczynki.

— Hej, Hyeop — powiedziała, kucając przy nim i pokazując na talerz z makaronem. Lee leżał nieruchomo na boku wpatrując się w przestrzeń. — Zjesz coś, proszę?

Nie wiedziała czy ją słyszy, ale po chwili wstał i wyjął jedną słuchawkę z ucha. Następnie wziął od niej jedzenie i zaczął powoli jeść.

— Pogrzeb ma być dwudziestego trzeciego — rzucił w pewnym momencie pustym głosem. — Rodzice chcą to załatwić jak najszybciej.

Pokiwała głową.

— Ona po prostu była taka młoda. — W tym momencie Hyeopowi załamał się głos.

A potem jeszcze przez długi czas płakali.


———


Razem z Ki Seongiem siedzieli przy stole i jedni przygotowaną wcześniej przez Ji Min kolację, gdy telefon mężczyzny zadzwonił. Okazało się, że na posterunek policji zgłosiła się kobieta, która powiedziała, że wie kto zabił Han. Z początku Yoo nie wierzyła w to, co usłyszała, ale szybko razem z Parkiem otrząsnęli się i szybko pojechali na komisariat.

Gdy policjant wszedł do sali przesłuchań, kobieta już tam siedziała. Była to starsza pani, ubrana w pastelową spódnicę i gruby sweter. Usiadł naprzeciwko niej i zaczął przesłuchanie:

— Pani Do Eun Ji? — zapytał. Pokiwała głową. — Mówiła pani, że wie kto zabił Han Rae Seok, prawda?

— Tak.

Spojrzał na nią wyczekująco. Kobieta wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.

— Od wielu lat pracuję dla prezesa Kima w jego domu. Wie pan, sprzątam, zajmuje się domem. Któregoś dnia przypadkowo podsłuchałam ich kłótnię. Prezes Kim chciał, by ta dziewczyna pracowała w domu publicznym. Chyba miała jakieś długi, słyszałam coś o narkotykach... — wzdrygnęła się.

Kobieta opisała w jaki sposób zginęła dziewczyna. Ki Seong pomyślał, że znała naprawdę dużo szczegółów. Zastanawiało go tylko dlaczego nic nie mówiła.

— A przez prezesa Kima, ma pani na myśli?

— Kim Tae Su.

— Dlaczego nie mówiła pani wcześniej? Przecież od początku wszystko pani wiedziała...

— Bałam się — głos jej się załamał. Odczekała chwilę, wzięła się w garść i mówiła dalej. — Zajmowałam się też jego córką. Bałam się, że dowie się o tym, że ja wiem, a wtedy już nikt nie pomógłby temu dziecku. Gdyby mnie wyrzucili, nie miałabym za co żyć. Wie pan, kobiet w moim wieku już nikt nie zatrudnia. Komu by się chciało z taką użerać na chwilę przed emeryturą. Prezes Kim jest naprawdę strasznym człowiekiem.

— Więc co zmieniło się teraz?

— Jego córka uciekła z domu. Pobił ją, więc biedactwo musiało uciekać. Już nic mnie tam nie trzymało. Ta dziewczyna dała mi siłę. Mam nadzieję, że szybko go złapiecie.

———

Okay to myślę, że tak

Teraz wlecą dwa rozdziały, potem kolejne dwa jak już je napiszę, ostatni i jakieś posłowie

I takie krótkie te rozdziały, ale chcę to już skończyć. Nie ma co wymyślać na siłę heh...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro