[19XII CZWARTEK]
Kim siedziała w kawiarni blisko mieszkania Aeri. Starsza upierała się, że z nią pójdzie, ale w nocy prawie nie spała, szukając dla nich pracy. Godzinę wcześniej do Mi Jeong zadzwonił pan Baek, prawnik jej ojca, prosząc o spotkanie. Dziewczyna niechętnie się zgodziła.
Zamówiła sobie mrożone americano i czekała. Nie minęło pięć minut, gdy do kawiarni wszedł ubrany w czarny garnitur mężczyzna lekko po czterdziestce. Patrzył na nią spod prostokątnych oprawek okularów. Pan Baek pracował dla jej ojca od kiedy pamiętała. Usiadł, skinając ku niej głowę.
— Jak się panienka czuje? — zapytał.
W gruncie rzeczy nie był złym człowiekiem. Hamował ojca, gdy było to potrzebne, ale nie sprzeciwiał mu się też za bardzo. Po prostu potrzebował pracy, by wykarmić rodzinę, a że ojciec dziewczyny dobrze płacił, utrzymywanie się na ciepłej posadzie były zrozumiałe i wręcz logiczne. Nie miała o to do niego żalu. Uśmiechnęła się lekko.
— Za parę tygodni nic nie będzie widać. Ale ostatni raz mam zamiar przysporzyć panu trochę roboty. Byłam wczoraj na policji, by złożyć zeznania o przemocy w rodzinie.
Pan Baek pokiwał głową.
— Dobrze panienka zrobiła. — Poprawił okulary na nosie. — Dziś jest mój ostatni dzień. Wrócę do biura panienki ojca, tylko po to, by złożyć wypowiedzenie.
— Och, to...
— Jedyna słuszna decyzja. Wszyscy wiemy jak panienkę potraktował. Pani Do się o to postarała. Niektórzy już się zwolnili — Kim pomyślała o Aeri. A więc nie była jedyna. — Inni nad tym myślą. Oczywiście nie każdy jest w stanie sobie na to pozwolić. Ale ludziom się to nie podoba. Skoro była panienka na policji, pewnie wybuchnie skandal, a to źle podziała na firmę. Panienki ojciec pewnie będzie wściekły. Wszyscy się go boimy. Nigdy nie wiadomo na co go stać. A już od dawna przeczuwamy, że coś wielkiego się zbliża... — urwał.
— Cóż, trzymam za was wszystkich kciuki. Mam nadzieję, że pan i reszta osób znajdziecie pracę. Ale to chyba nie jest jedyny powód tego spotkania, mam rację?
— Całkowitą. Z całą przykrością pragnę przekazać, że ślub się nie odbędzie — mówiąc to wcale nie wyglądał na smutnego. Mi Jeong przez chwilę nie dowierzała jego słowom. Czyli to już? Była wolna? Nie będzie żadnego durnego ślubu, żadnej durnej sukienki, tortu i pierwszego tańca? Mogła żyć jak chce? Czuła, że do oczu napływają jej łzy, więc szybko je otarła.
— No nie wierzę... — zaśmiała się pod nosem. Niszczenie wszystkiego jak popadnie, wpadanie w kłopoty w szkole, nieświadomy coming out, kłótnie, próba otrucia wszystkich na nic się nie zdały, a wystarczyło po prostu uciec z domu. Niesamowite. Pewnie jej ojciec wychodził z założenia, że pomieszka dzień czy dwa na ulicy, a potem wróci z podkulonym ogonem gotowa zrobić wszystko, byleby tylko przyjął ją z powrotem. Niedoczekanie.
— To nie wszystko. Prezes Kim nakazał natychmiastowe usunięcie panienki z rejestru rodzinnego.
To było do przewidzenia. Nie obchodziło jej to zbytnio. W dupie miała tę całą rodzinkę, co już niejednokrotnie udowodniła.
— Zgaduje, że nie będzie panienka rozpaczała z tego powodu — zaśmiał się pan Baek.
— Będę płakać po nocach.
Pożegnali się uściskiem dłoni. Nie mogła w to wszystko uwierzyć. To było jak sen. Najpiękniejszy w jej życiu. Wyciągnęła z kieszeni telefon i wybrała numer Im Oha.
Słyszałeś wieści?
Zostałam uroczyście wywalona z rejestru rodzinnego
To chyba oznacza, że nie jesteśmy już dalej narzeczeństwem
Kim Mi Jeong coś ty odwaliła, że on to zrobił
I nie, nie słyszałem
Ale pewnie niedługo usłyszę
To trochę nie rozmowa na telefon
Ale w dupie to mam, bo jestem szczęśliwa
A ja na zajęciach
Oj wysłuchaj swojej byłej choć raz
Mów w takim razie
Ale rozumiem, że ciebie na lekcjach nie ma
No jakbyś zgadł
Ale to nie nowość
Ojciec mnie pobił
Trzy dni temu
Całkiem poważnie
Więc się wyniosłam
Co do cholery
Nic ci nie jest?
Zabiję drania
Nie, spokojnie
Byłam z przyjaciółką u lekarza
I stwierdzili, że będę żyć
Aktualnie z nią mieszkam
Biedna, całkiem się przejęła moją sytuacją
Dlaczego nic nie mówiłaś?
Potrzebujesz pieniędzy?
Jakoś chyba dam sobie radę
Ukradłam ile się dało przed wydziedziczeniem
Mogą mnie pocałować
W ogóle pan Baek mówił, że pracownicy się zwalniają
To dobrze
Mam nadzieję, że jego firma pójdzie z dymem
Musi
Już ja tego dopilnuję
Byłam też na policji, wiesz
Spotkam się z nim już tylko w sądzie
I bardzo dobrze
Trzymam kciuki
Dzięki Oppa
Nie będę udawała, że miło było być twoją narzeczoną
Ale jesteś fajnym kumplem
I vice versa
———
Sytuacja z Yizhuo ustabilizowała się. Jednak Ryu wiedziała, że nie jest dobrze. Znała podstawy psychologii na tyle, by z opowieści dziewczyny, wywnioskować depresję, ale nie była lekarzem. Profesjonalna diagnoza i terapia były tu koniecznie potrzebne. Jednak do pierwszego stycznia, kiedy to nastolatka miała skończyć dziewiętnaście lat, nie mogły nic z tym zrobić.
Z depresji nie wychodzi się za pomocą magicznego dotyku czarodziejskiej różdżki i przed Yizhuo była jeszcze naprawdę długa droga, ale kobiety postanowiły cieszyć się tą chwilą stabilizacji.
Tego dnia wszystkie trzy pojechały na komisariat policji, by najmłodsza mogła złożyć zeznania. Spisała je miła pani, lekko po trzydziestce, która przedstawiła się jako oficer Kim Se Jong. Opowiadanie tej historii po raz kolejny wymagało od dziewczyny sporo wysiłku. Miała też w głowie, że pewnie będzie musiała ją opowiadać jeszcze wiele razy. Ale po kilku zacięciach dała sobie radę. Nadal nie za bardzo ufała obcym, ale przynajmniej miała wsparcie nauczycielki i swojej siostry.
Wyłączyła się, gdy oficer Kim wyjaśniała pozostałym dwóm kobietom procedury i postępowanie w takich przypadkach. Ning przyglądała się policjantowi po pięćdziesiątce, który kłócił się o coś z siedzącym przed nim mężczyzną. Ocknęła się dopiero, gdy Yimei zawołała ją po imieniu:
— Yizhuo, oficer Kim pyta czy mogłaby z tobą porozmawiać na osobności?
Podejmowanie samodzielnych decyzji. Dla Ning to było coś niesamowitego. Tak jakby miała kontrolę nad własnym życiem. A może otwarcie się i opowiedzenie wszystkiego innym, jej to umożliwiło? Przestała żyć w klatce i mogła teraz wziąć życie, cały swój losy i wszystkie decyzje w swoje ręce. Trochę ją to obawiało, trochę dziwiło. Ale też po części cieszyło.
Pokiwała głową.
Parę minut później siedziała przy długim stole w zaciemnionej żaluzjami sali. Oficer Kim powiedziała, że tutaj zwykle mają narady z resztą jej zespołu, ale teraz pomieszczenie pozostawało puste, więc mogły z niego skorzystać. Odwróciła głowę za siebie, gdy drzwi się otworzyły i weszła przez nie policjantka z dwoma kubkami gorącej herbaty. Jeden podała dziewczynie, a potem usiadła naprzeciwko niej.
— Pewnie masz już dość pytań o to, jak się czujesz, więc sobie daruję — powiedziała, lekko się uśmiechając. Yizhuo kiwnęła głową. — Mogę ci mówić po imieniu, Yizhuo?
Ponowne kiwnięcie.
— Dobrze, więc... Wybacz, ale muszę o to spytać. Dzieciaki takie jak my mają hmm.. Tendencję do wpadania w toksyczne relacje. Związki, przyjaźnie, wiesz o co mi chodzi. Czy jest ktoś kto podejrzewasz, że może cię wykorzystywać? Zastanów się nad tym.
Jednak najpierw myśli Ning odpłynęły w kierunku tego, że oficer powiedziała „takie jak my". Czyżby też przeszła przez coś podobnego? Potem dziewczyna pomyślała o swoich znajomych. Pani Ryu chciała jej pomóc, co do tego nie miała wątpliwości. Siostra zaczęła rozmawiać, a nie tylko gnać za pracą. Oczywiście trwało to tylko kilka dni, trochę za krótko by zdefiniować jakąkolwiek zmianę, ale nastolatka wierzyła, że tak było. Został jej tylko Im Oh. Nie miała wzorca zdrowej relacji, ale w głębi serca była co do niego spokojna.
— Jest ktoś, ale nie sądzę, by miał złe zamiary — osądziła ostatecznie.
Kobieta się uśmiechnęła.
— Cieszę się. Jednak, gdyby tylko coś się działo, możesz do mnie dzwonić. Dałam twojej siostrze moją wizytówkę. Jeśli chodzi o następną sprawę... To całe postępowanie będzie ciężkie. Nie tylko z powodu twojego ojca, a bardziej z powodu tych dziewczyn. Szkoła pewnie będzie je chronić. Wiesz, reputacja i takie tam. Z resztą wobec nich też powinnaś złożyć pozew, bo powinni cię chronić, a tego nie zrobili. Korea jest jednym z państw, które chroni oprawców, a ofiary mają naprawdę ciężko. Jednak wierzę, że dasz sobie radę. Musisz, jeśli kiedykolwiek chcesz wieść w miarę spokojne życie.
— Pani też przez coś takiego przeszła, prawda? — spytała cicho nastolatka.
— Dawno temu. Byłam trochę młodsza niż ty. Scenariusz zwykle jest podobny. Nieobecni rodzice, kiepskie towarzystwo, w które albo ty wpadasz, albo które cię prześladuje. Ja byłam tym pierwszym przypadkiem. Mój mąż mnie uratował — westchnęła, spoglądając na obrączkę na swoim palcu. — Ta historia jest całkiem romantyczna wiesz. W dziewiętnaste urodziny wylądowałam na komisariacie za niszczenie przestrzeni publicznej. Graffiti — doprecyzowała.
— I tam pani go poznała?
— Tak. Spisywał mnie. Był świeżo po akademii policyjnej, młody, pełen ambicji i całkiem przystojny — zaśmiała się cicho pod nosem. — Pokłóciliśmy się o to aresztowanie. Właściwie kłóciliśmy się całą noc, bo rodzice nie raczyli mnie odebrać. Tak go wkurzyłam, że zapragnął wyciągnąć mnie z tego, żebym kiedyś zdała sobie sprawę z tego jak okropnym bachorem byłam. Ale wyjście z tego nie było łatwe. Kiedy próbowałam, bili mnie. I nie pokazywałam się mu, co było głupotą z mojej strony. Nie chciałam go martwić. Teraz wiem, że martwienie osób, które są nam bliskie jest lepsze niż kazanie im się czegokolwiek domyślać.
— I jak pani uciekła?
— Raz pobili mnie aż do nieprzytomności. Ocknęłam się w szpitalu. Podobno jakieś małżeństwo zauważyło mnie leżącą na ulicy, poobijaną i przemokniętą. Wtedy naprawdę się wkurzył. Myślałam, że ich pozabija. Później terapeutka zdiagnozowała u mnie cały szereg problemów psychicznych.
— Dała radę z tego pani wyjść?
— Nie. Z tego się nie wychodzi, Yizhuo. To już zostaje w człowieku. Na zawsze. Głównie to co słyszeliśmy w dzieciństwie. Ciężko się tego wszystkiego pozbyć, ale to nie znaczy, że nie warto próbować. Jak widzisz, mi się udało i zaczęłam pracę. Chcę pomagać osobom takim jak ja. Mało oryginalne, wiem, ale chyba całkiem rozsądne, nie sądzisz? W końcu sama wiem jak to jest. Wierzę, że dasz radę.
I chyba po raz pierwszy Yizhuo też szczerze w to uwierzyła.
———
Ki Seong nie wiedział co go tchnęło do odwiedzenia tego dnia swojego młodszego brata. Być może to rozterki Ji Min związane z jej siostrą, a może zwykłe przeczucie. Jakkolwiek ostatecznie okazało się, że dobrze zrobił.
Sprawdził adres brata w bazie danych. Wiedział, że nie powinien tego robić. Ale co z tego. Cieszył się, że adres w ogóle się tam znajduje i chłopak przynajmniej nie mieszka na czarno. Okolica nie była przyjemna, a o znajomych brata wiedział już od dawna. Nie miał zamiaru go ratować. Park wychodził z założenia, że każdy jest odpowiedzialny za siebie. Widział też do jakiego stanu doprowadziły Yoo więzy rodzinne. Ale odwiedzić brata raz na jakiś czas to co innego.
Zadzwonił do drzwi. Na początku nikt nie otworzył, ale po chwili usłyszał stłumione kroki i przekręcany zamek do drzwi.
Otworzył je Park Ki Hyung po czym bez słowa wpatrywał się w brata.
— Hej...
— Czego chcesz?
Chłopak ubrany był w dres, a jego mina bynajmniej nie wyrażała radości ze spotkania. Choć to mało powiedziane.
— Szczerze mówiąc, sprawdzić czy jeszcze żyjesz.
— To sobie przypomniałeś — mruknął chłopak, odwrócił się i szedł w głąb mieszkania. Ki Seong nie mógł liczyć na cieplejsze zaproszenie do środka, więc szybko skorzystał.
Ki Hyung opadł na kanapę, a do uszu starszego dobiegł odgłos zatrzaskiwanych w pośpiechu drzwi. Rozejrzał się po małej kawalerce. Bałagan był wszechobecny, ale tego akurat się spodziewał. Na palniku stał garnek z gotującym się makaronem na ramen. Ki Seongowi w ostatniej chwili udało się przykręcić gaz, bo inaczej wszystko by wykipiało.
— Nie wiedziałem, że gotujesz.
— Bo tego nie robię — mruknął młodszy. Grał w coś na konsoli i nie bardzo zwracał uwagę na gościa.
Ki Seongowi coś tu śmierdziało.
— Gdzie masz łazienkę? — zapytał, ale został całkowicie zignorowany. Założył więc, że to te najbardziej zniszczone drzwi i miał rację. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Zamek nie do końca działał, więc wolał nie ryzykować zakręcaniem go. Zaczął zaglądać do szafek i w jednej z nich znalazł coś, czego szukał. Podpaski. — Mieszkasz z dziewczyną? — Wyszedł z pomieszczenia.
Ki Hyung pokiwał głową.
— Mogę ją poznać?
— Lepiej już idź — warknął młodszy, nagle poświęcając mu uwagę. Jego głos zrobił się nieprzyjemny. I starszy już wiedział, że za wszelką cenę musi ją zobaczyć.
— Daj spokój, ja tylko...
— Wyjdź. Stąd. — Młody chłopak nagle zrobił się bardzo agresywny.
— Ki Hyung albo pozwolisz mi ją zobaczyć teraz, albo wrócę z nakazem przeszukania — warknął Ki Seong. Nie czekając na odpowiedź, podszedł do drugich drzwi, które najprawdopodobniej prowadziły do sypialni i je popchnął.
W środku zobaczył poobijaną dziewczynę, siedzącą na łóżku. Spojrzała na niego pustym wzrokiem. Na jednym z krzeseł zauważył rzucony mundurek.
Ki Hyung chwycił go za ramię i odepchnął.
— Coś ty jej zrobił!?
— Zasłużyła — warknął. — Zobaczyłeś już, więc idź.
— Nie. Nie wyjdę bez niej. — Ki Seong zdjął dłoń chłopaka ze swojego ramienia i wszedł do sypialni. — Chcesz iść? — spytał ściszonym głosem.
Dziewczyna pokiwała głową.
Kilka minut później siedzieli w samochodzie mężczyzny. Ki Hyung bardzo się kłócił, ale ostatecznie starszemu udało się wyprowadzić licealistkę z mieszkania. Teraz miał zamiar zawieźć ją do ośrodka pomocy dla młodych kobiet.
— Jestem Park Ki Seong, jego brat. W schowku masz moją legitymację policyjną, możesz sprawdzić — przedstawił się, ale dziewczyna nie zareagowała. — Widziałem mundurek. Ile masz lat?
— Jestem pełnoletnia — mruknęła tylko. Pokiwał głową.
— Jedziemy do miejsca, w którym mogą ci pomóc. Miło by było gdybyś tam została.
— Dlaczego pan to robi? — spytała nagle poirytowana. — Nie zna mnie pan. Jestem okropnym człowiekiem, więc dlaczego do diabła mi pan pomaga? Ja tam wrócę. Zawsze wracałam. Jak nie do Ki Hyunga, to do kogoś innego. Kogoś gorszego lub skończę jako dziwka w burdelu. Albo zadźgają mnie na ulicy. Komuś takiemu nie da się pomóc. My zawsze wracamy.
— Ale to nie oznacza, że nie mogę próbować, prawda?
———
W nocy śniły jej się wszystkie zdrady, których doświadczyła. Obudziła się przed północą i już nie mogła zasnąć, więc zajęła się szukaniem pracy dla siebie i Mi Jeong. Chciała po prostu zająć czymś myśli i nie pozwolić na sen.
Dopiero jakoś po południu Jae Joon ją odwiedzić. Zadzwonił do drzwi i poprosił, by go wpuściła, ale odmówiła. Albo rozmawiali tak, albo wcale.
Opowiadał jak to on nie żałuje tego co zrobił. Że to z tamtą dziewczyną to była pomyłka, którą Aeri źle zrozumiała. Że jemu naprawdę na niej zależy. I że zrobi wszystko, by odbudować ich relację, jeśli tylko japonka mu pozwoli.
— Skończyłeś? — spytała, gdy na chwilę zamilkł. Przez cały ten czas stała ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i go słuchała. Chociaż ona musiała wyjść z tej całej sytuacji z godnością. — Po pierwsze przepraszam za zachowanie Mi Jeong. Nie powinna była cię bić.
— Ta gówniara? Z nią to jakieś nieporozumienie, gadaliśmy raz i za dużo sobie dopowiedziała...
— Przyjmuję też twoje przeprosiny — przerwała mu. Blask w oku. Myśli, że mu się udało. I właśnie na to czekała. — Aczkolwiek myślę, że w tym momencie musimy zakończyć naszą relację.
Wyglądał jakby ktoś dał mu w twarz.
— Ale Aeri...
— Nie, posłuchaj mnie. Nie chcę cię już znać. Zraniłeś mnie, choć nie wiem czy mam prawo czuć się zraniona. Po prostu będzie lepiej, jeśli rozejdziemy się w ten sposób niż gdybyśmy mieli się ciągle zdradzać i kłócić, nie sądzisz? Bo nie wierzę w zmianę zdrajców, a ty nim jesteś, Choi Jae Joon. Nie chcę mieć z tobą absolutnie nic wspólnego — zakończyła, po czym zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Była z siebie naprawdę duma.
— No, unnie — usłyszała za sobą radosny głos Mi Jeong. — Brawo. Dobrze mu powiedziałaś.
— Dziękuję. — Uchinaga udała, że się kłania. — Miałam trochę czasu na przemyślenia. I doszłam do wniosku, że lepiej mi samej. Mężczyźni tylko mnie zdradzają. Powinnam się wreszcie skupić na sobie i iść do przodu. Zawsze łatwo pakowałam się w związki, ale od teraz muszę z tym skończyć. Jedyny mężczyzna jakiego toleruję w moim życiu to Szczur.
— Ale najpierw go wykastrujemy.
———
[3/3]
Koniec mojego małego spontanicznego maratonu, lecę spać, dobranoc wszystkim!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro