Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[11XII ŚRODA]

Tego dnia nie było już wspólnego śniadania ani wygórowanych oczekiwań. Całkowicie na ziemię Yimei została sprowadzona dopiero po powrocie z kina, kiedy po raz pierwszy od dawna zobaczyła pijanego ojca. A później czekała do późna na powrót jeszcze bardziej pijanej matki. Yizhuo, która znowu nie mogła zasnąć tej nocy, usłyszała jak koło północy, starsza ostatecznie kładzie się do łóżka.

Po paru godzinach snu, nastolatka może nie wyglądała najlepiej, ale czy kiedykolwiek wyglądała dobrze? Chwyciła w biegu śniadanie i żegnając się z na wpół przytomną siostrą, która dopiero co zwlekła się z łóżka, wybiegła do szkoły.

Zastanawiała się, jak uzupełni lekcje z poprzedniego dnia, w końcu raczej nikt by jej nie pożyczył swoich notatek. Gdyby tylko znała realizowane poprzedniego dnia tematy, mogłaby odkupić je od starszych uczniów... Yimei dała jej trochę pieniędzy, żeby mogła kupić sobie śniadanie w sklepiku szkolnym, ale młodsza nie chciała brać wszystkiego, bojąc się, że Sun Woon jej to odbierze.

— Patrzcie — rozległ się kpiący głos Jung, gdy tylko Ning przekroczyła próg klasy — Ning Yizhuo raczyła się pojawić w szkole.

Powoli wstała ze swojego miejsca, podczas gdy Ning stała skulona w przejściu. Sun podeszła do niej i wyciągnęła z klasy.

Zatrzymała się, dopiero kiedy przeszły cały korytarz. Popchnęła przestraszoną dziewczynę na ścianę.

— Słońce, mogłabyś z łaski swojej więcej nie wagarować? Chciałam przeczytać książkę, ale ciebie nie było — zrobiła smutną minę i przejechała palcami po jej policzku.

— Mogłaś sama ją wypożyczyć — wyrwało się Yizhuo. To był jeden z nielicznych momentów, w której postawiła się Sun. Od jakiegoś czasu, była przez nią zmuszana do wypożyczania książek, które potem Jung niszczyła. Oczywiście, cała wina spadała na Yizhuo, która wypożyczyła książkę. Bibliotekarka zawsze krzywiła się na jej widok, a nastolatka miała już u niej niezły dług za zniszczoną własność i dziwiła się czemu jeszcze jej za to nie wyrzucono.

— Po co, skoro wiem, że z radością to dla mnie zrobisz? — udała, że nie dotarły do niej słowa Chinki, ale uderzyła kilka razy dłonią w policzek dziewczyny. Nie za mocno, nie chciała zostawić śladów, ale też nie za lekko, by na pewno to poczuła. Takie zachowanie dawało jej władzę, utwierdzało w przekonaniu, że jest kimś lepszym niż biedna, mała przybłęda z patologicznej rodziny.

Przez całą lekcję Sun świdrowała Ning spojrzeniem, więc Chinka poddała się i gdy tylko zadzwonił dzwonek, ogłaszający przerwę, wyszła z klasy. Przeszła przez cały korytarz, aż do schodów po drugiej stornie szkoły, a później nimi w górę na drugie piętro.

Znalazła się w bibliotece. Spojrzała na regały, uginające się pod ciężarem książek. Nigdy nie przepadała za takimi miejscami. Książki równały się wiedzy, a ona dobrze wiedziała, że nie jest najmądrzejsza. To ją zwyczajnie jeszcze bardziej dołowało.

Bibliotekarka podniosła wzrok znad czytanej powieści w lepiła swoje małe, uważne oczka w postać Yizhuo. Kobieta była po czterdziestce, miała krótkie do ramion, brązowe włosy z siwymi pasemkami. Jej koścista sylwetka przerażała wrażliwszych uczniów, a wzrok potrafił zabić, o ile coś stało się jej ukochanym książkom. Biorąc pod uwagę fakt, że nigdy nie wracały one w całości od nastolatki, można było powiedzieć, że nienawidziła jej.

Ale tak nie było. Bibliotekarka miała dużo czasu, aż za dużo. Biblioteka pełna powieści na nic zdawała się uczniom goniącym za wiedzą i jak najlepszymi ocenami, więc kobieta nie miała dużo pracy. Zamiast tego obserwowała. Co jakiś czas wybierała się na przechadzkę po szkole, by rozprostować swoje, jak to miała w zwyczaju powtarzać, stare kości. Wiedziała, co dzieje się w szkole lepiej niż jakikolwiek inny nauczyciel.

— Dzień dobry — wymamrotała Chinka, kłaniając się — P-przyszłam wypożyczyć książkę.

— Nie zapłaciłaś za zniszczenie poprzednich. — Bibliotekarka zmierzyła ją wzrokiem od góry do dołu, przez co dziewczynę przeszedł dreszcz. Kobieta westchnęła, podejrzewała co się dzieje z małą Chinką, ale dopóki sama nie poprosi o pomoc... — Dobrze, wypożyczę ci je, ale kiedyś będziesz musiała zapłacić. Mogę ci pomóc...

— Nie, nie, zrobię to teraz — wykrzyknęła, ignorując ostatnie zdanie kobiety. Ponieważ miała pieniądze, nie zamierzała zwlekać. Podała bibliotekarce banknoty, żegnając się w myślach z ciepłym posiłkiem, a później poprosiła o najcieńszą książkę, jaka była w bibliotece. Kobieta zmarszczyła brwi, ale przyniosła cienką książeczkę zatytułowaną „Mały Książę". Ning spojrzała na okładkę z małym blondynkiem w zielonym ubranku. Przypomniała sobie jedyną wycieczkę, na jakiej była. Jej klasa pojechała do Busan, gdzie znajdowała się rzeźba chłopca. Książki jednak nigdy nie przeczytała.

Podziękowała i wyszła z biblioteki. Przycisnęła książkę do klatki piersiowej i wróciła do klasy. Sun siedziała w swojej ławce, otoczona dwoma przyjaciółkami. Cała trójka śmiała się w najlepsze. Kiedyś Ning marzyła o przyjaciółce, ale teraz miała wrażenie, że wszystkie dziewczyny albo są podłe, albo zbyt zajęte sobą, żeby w ogóle zwrócić na nią uwagę, a co dopiero zamienić słowo lub dwa. Zdała sobie sprawę, że nawet nie zna imion większości dziewczyn. Na lekcjach starała się uciec myślami od wszystkiego co ją otacza, a na przerwach nikt nie chciał z nią rozmawiać.

— Proszę — szepnęła, podając Jung książkę. Ta powoli odwróciła głowę, posyłając jej miażdżące spojrzenie, jakby była zła, że przerwano jej rozmowę. Yizhuo zapadła się w sobie, a Koreanka przeniosła wzrok na książkę.

— Co to ma być, Ning? Książka dla dzieci? — prychnęła — Wiesz, co? Zatrzymaj ją sobie.

— A-ale...

— Cicho. Jesteśmy głodne, kup nam coś w sklepiku — zażądała, odwracając się plecami i zaczęła rozmawiać z przyjaciółkami o egzaminach na uniwersytet seulski.

— Ale ja nie mam pieniędzy — przerwała im Yizhuo, a kiedy Jung ponownie się odwróciła, dodała — wszystko wydałam na zapłacenie za książki, które... zniszczyłaś.

— Ja zniszczyłam? — dziewczyna uniosła zdziwiona brwi i wstała z miejsca — Przecież ty je wypożyczyłaś — uśmiechnęła się słodko. — Pożyczę ci pieniądze, ale masz mi je jutro zwrócić, bo inaczej powiem wszystkim, jaką jesteś paskudną złodziejką — wyszeptała do ucha Chince. Z kieszeni mundurka wyjęła kilka banknotów i je jej wręczyła. — Zmykaj.

Ze łzami w oczach, Yizhuo skierowała się do drzwi i już miała wychodzić, gdy usłyszała za sobą głos nauczyciela.

— Ning Yizhuo, gdzie ty idziesz? Za chwilę dzwonek, wracaj na miejsce.

Dopiero po skończonej lekcji, Ning szybko wstała z miejsca i nie chcąc narażać się na gniew Sun Woon, wybiegła z Sali, kierując się do szkolnego sklepiku, gdzie wydała wszystkie pieniądze na przekąski. Nie miała torebki, więc wszystko niosła w rękach i przy każdych drzwiach musiała czekać, aż ktoś ją wpuści. Kiedy wróciła do klasy, kątem oka zauważyła, że z jej ławką jest coś nie tak. Na blacie stolika leżały śmieci, a plecak był czymś zalany. Ze zdziwienia wypuściła trzymane w rękach jedzenie. Usłyszała za sobą śmiech Sun i jej przyjaciółek.

Wtedy coś w niej pękło. Łzy napłynęły jej do oczu, zaczęła się cała trząść i miała problem ze złapaniem głębszego oddechu. Zrobiła kilka kroków, chwyciła ociekający sokiem jabłkowym plecak i zupełnie zapominając o zeszytach, które zostawiła pod warstwą śmieci, wybiegła ponownie z klasy. Na korytarzu wpadła na Ryu Ga Rim, ale nie przejęła się, gdy nauczycielka tymczasowa krzyknęła za nią. Wybiegła poza teren szkoły, ale dalej biegła przed siebie. Jej oddech przyspieszył, czuła zawroty głowy, łzy spływały po policzkach. W pewnym momencie ze zdziwieniem stwierdziła, że jest w pobliżu uniwersytetu, w którym studiował Im Oh.

— Yizhuo? — podskoczyła, gdy usłyszała za sobą znajomy głos. Park podszedł do niej i położył swoje ręce na jej ramionach — Co się stało? Czemu nie jesteś w szkole?

Ale wtedy nastolatka rozpłakała się już na dobre.

———


Poprzedniego dnia pojechali do biura Kim Tae Su, ale go tam nie zastali. Jego sekretarka stwierdziła, że jest on w domu i „pracuje nad czymś ważnym". Kiedy tam się pojawili, mężczyzna powiedział, że może poświęcić chwilę policjantom, a Ji Min poprosił, by została w salonie. Dziewczyna więc zaczęła przechadzać się po domu, znudzona, oglądając obrazy, wiszące na ścianach, kiedy nagle poczuła zapach spalenizny, dobiegający z kuchni.

Przez chwilę się zawahała. Nie powinna myszkować w cudzym domu. Jednak jeśli coś się paliło...

W kuchni znajdowała się jedynie nastoletnia dziewczyna, która trzymała w ręku palącą się patelnie, gorączkowo rozglądając się po pomieszczeniu, przeklinając pod nosem. Ostatecznie podbiegła do otwartego okna i wyrzuciła patelnię za okno.

— Dziewczyno, co ty robisz?!

Nastolatka obróciła się szybko i przez chwilę nie odzywały się, patrząc na siebie.

— Mogłabym cię spytać o to samo... — na te słowa Yoo prychnęła. Ta młoda odzywała się do niej nieformalnie, choć pierwszy raz widziały się na oczy... Zmrużyła oczy, mierząc dziewczynę spojrzeniem od stóp do głów — Chwilka, ty pracujesz w tej kawiarni. — Wycelowała nią palcem wskazującym.

— A ty tu mieszkasz — zauważyła głupio Ji Min, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć — i chyba chcesz spalić to miejsce.

— Skąd ten wniosek? — mruknęła Mi Jeong i wróciła do kuchenki, na której stał garnek z gotującą się wodą. Spróbowała czegoś, co najwyraźniej miało być zupą i skrzywiła się — Jakie ohydne... Wspaniale — zaklaskała w obie dłonie, najwyraźniej dumna z siebie. Ji Min stwierdziła w myślach, że to najdziwniejsza nastolatka, jaką spotkała — Chcesz spróbować? Nie, lepiej tego nie rób. Otrujesz się — zaśmiała się.

— Po co to robisz?

— Pamiętasz, co powiedziałam wtedy w kawiarni? — „Tylko że mnie rodzina już sprzedała. I nie wróciła.". Yoo doskonale pamiętała te słowa — No więc próbuję ich otruć. A ty co tu robisz?
— Przyjechałam z policjantami.
— Po mojego ojca? Zabierzcie go, może nie będę musiała tego jutro jeść. Matko, żartuję, przecież nikogo nie otruje, wyjmij kij z dupy — przewróciła oczami, widząc minę Ji Min.
Przez chwilę stały w ciszy, ale później Yoo usłyszała wołającego ją Ki Seonga, więc pożegnała Mi Jeong i wyszła z kuchni. Kim Tae Su, jak się okazało, nie wiedział nic o narkotykach w ciele dziewczyny. Znowu znaleźli się w punkcie wyjścia.



— O Boże, przepraszam! — wykrzyknęła, kiedy rozlała kawę jednej z klientek na stolik. Kobiecie na szczęście nic się nie stało i nie chciała robić afery, więc Ji Min jedynie szybko uprzątnęła powstały bałagan i zaproponowała jej kolejną oraz ciastko na jej koszt. Zupełnie nie wiedziała co się dziś z nią działo. Rano pomyliła zwykłe mleko z sojowym (na szczęście w porę się zorientowała i klient ostatecznie dostał dobre zamówienie), później źle policzyła cenę ciast zamówionych przez jakiegoś mężczyznę, a teraz to.

Koło południa ruch zmalał, więc mogła odpocząć. Oczy jej się zamykały z powodu kolejnej nieprzespanej nocy. Była wykończona już nie tylko psychicznie, ale fizycznie również. Przydałby jej się urlop.

Drzwi kawiarni otworzyły się i stanęła w nich jakaś para. Dziewczynę Ji Min rozpoznała od razu, była to ta Chinka, z którą rozmawiała parę dni wcześniej – Ning Yizhuo. Zapamiętała ją głównie z powodu jej rysów twarzy, dziewczyna była naprawdę urocza. Teraz jednak wyglądała jak siedem nieszczęść, policzki i oczy miała zaczerwienione, jakby płakała, włosy potargane i ciężko oddychała, a towarzyszący jej chłopak był wyraźnie zmartwiony.

— Ning Yizhuo, co ci się stało? — podeszła do nich szybko i biorąc dziewczynę pod ramię. Nie odpowiedziała.

— Może jej pani dać szklankę wody? — spytał chłopak. Ji Min pokiwała głową i poszła na zaplecze po swoją wodę, a chłopak usadził dziewczynę przy jednym ze stolików — Spotkałem ją w takim stanie, chyba uciekła ze szkoły — dodał, kiedy wróciła. Ning patrzyła w przestrzeń nieobecnym wzrokiem, wyraźnie zmęczona — ale skąd pani ją zna?

— Przyszła tu parę dni temu. Rozmawiałyśmy przez chwilę — odpowiedziała — dziękuję, że pan jej pomógł, ale mam numer do jej nauczycielki, więc po nią zadzwonię.

— Jestem jej przyjacielem, wolałbym zostać — stwierdził, patrząc podejrzliwie na dziewczynę. Nie wiedział, czy może jej zaufać, w końcu kto normalny z mostu uwierzyłby w taki przypadek? Wybrał tę kawiarnię, bo to było najbliższe miejsce, do którego mogliby udać się po pomoc, w pobliżu nie było nawet zwykłego sklepu. Jednak z drugiej strony, ta dziewczyna mogła to samo pomyśleć o nim.

— Ach tak...

Siedzieli przez chwilę w ciszy. Im Oh próbował namówić Yizhuo, żeby coś wypiła, ale ta go ignorowała, najwyraźniej pogrążona w myślach. Yoo przez chwilę patrzyła przez oszkloną ścianę na ulicę, sprawdzając, czy osoba, z którą umówiła się poprzedniego dnia, jest w pobliżu, ale chodniki były praktycznie puste. Kątem oka zauważyła plecak dziewczyny, który wyglądał, jakby ktoś go zalał, więc powiedziała, że pójdzie go przeprać. Park jedynie kiwnął głową.

Na zapleczu wyjęła zalane czymś, co pachniało jak sok jabłkowy książki. Miała jedynie płyn do mycia naczyń i zmywarkę, ale wątpiła, by upranie plecaka w ten sposób było dobrą opcją, więc zapakowała rzeczy nastolatki do szmacianej torby.

— Tu są jej książki — wróciła do Im Oha i podała mu torbę — Możemy porozmawiać? Sami?
Przez chwilę wahał się, jakby nie chciał zostawiać Ning samej, ale ostatecznie kiwnął głową. Odeszli od stolika i dziewczyna zaczęła:

— Myślę, że ktoś się nad nią znęca w szkole — westchnęła. — Rozmawiałam z jej nauczycielką, ona ma takie same przypuszczenia, ale nie może nic zrobić. Jej oczy są takie smutne, chciałabym jej pomóc, ale nie wiem jak... Boję się, że może być już za późno. Mówiłeś, że się przyjaźnicie, może tobie coś powie?

— Nie wiem, odkąd ją spotkałem, milczy jak zaklęta, ale spróbuję. Mi też na niej zależy. I to bardziej niż pani sobie wyobraża.

— Yoo Ji Min. Tak się nazywam.

— Park Im Oh. Mówiłaś, że masz numer do jej nauczycielki...

— Jasne, zapiszę ci go — pokiwała głową. Wzięła jego telefon i przepisała numer Ga Rim a później jeszcze swój. — Jeśli coś się stanie... — nie dokończyła, ale pokiwał głową. „Dam znać." — Rozmawiałam z policją i oni też nic nie zrobią. Nie mamy dowodów, świadków, a Yizhuo milczy. Naprawdę się o nią martwię, więc proszę, zaopiekuj się nią. — Spojrzała mu w oczy. Tylko lekko pokiwał głową.

———

Dwa dni wcześniej

— Skoro wiesz, że zachowałaś się okropnie, to weź za to odpowiedzialność — rzucił spokojnym głosem.

Ruszył korytarzem przed siebie, ciągnąc ją za sobą. Jeszcze przez chwilę chciała się wyrwać, ale kiedy wszystkie jej próby nie przyniosły oczekiwanego rezultatu – poddała się. Podeszli do wind, a później jechali nimi na czwarte piętro szpitala. Drzwi się rozsunęły i oczom Aeri ukazały się zielono-żółte ściany z króliczkami, chmurkami i kwiatkami. Korytarz był praktycznie pusty, nie licząc pani myjącej podłogi. Zobaczyła ich i pomachała do Hyeopa, który odwzajemnił gest.

— Czy to...

— Oddział onkologii dziecięcej — wpadł jej w słowo chłopak. Przegryzła wargę.

Pociągnął ją do drzwi z numerem sto dwanaście, po czym je otworzył. Oczom dziewczyny ukazał się szpitalny pokój z różowymi ścianami, na których wisiały rysunki księżniczek Disneya. W rogu stała kanapa i stolik, okna wychodzące na ulice przysłaniały żaluzje, a na środku stało szpitalne łóżko, na którym leżała mała dziewczynka.

— Oppa! — zawołała mała na widok chłopaka, który momentalnie puścił Japonkę i podszedł do niej się przytulić. Aeri nie wiedziała, co ma zrobić, więc zaczęła oglądać rysunki na ścianach, które jak zauważyła, były bardzo ładne. I nieładne w ten sposób, w jaki każdy rodzic mówi o czymkolwiek, co zrobiło jego dziecko. Osoba, która je narysowała, naprawdę miała talent. — Kim ona jest? To twoja dziewczyna, oppa?

— Nie, koleżanka z pracy — wyjaśnił, nadal uśmiechając się do siostry. — Przedstawisz się?

— Jestem Lee Hyeri! — powiedziała entuzjastycznie mała, patrząc na Japonkę.

— Uchinaga Aeri — powiedziała lekko zmieszana dziewczyna.

— Wooow, jest pani z Japonii? Zawsze chciałam pojechać do Japonii. Oppa kupuje mi dużo mang i jeśli dostanie wolne, oglądamy razem anime. Obiecał, że zabierze mnie do Tokio, ale ja chciałabym zwiedzić cały kraj, tylko muszę wyzdrowieć. Chciałabym nauczyć się japońskiego, znam już nawet trochę Hiragany i Katakany, ale tata nie chce kupić mi podręczników, więc muszę się uczyć z youtube. Tylko mu tego nie mów, będzie zły! — położyła drobny paluszek na ustach.

Aeri rozluźniła się, słuchając paplania małej. To zabawne, ona w jej wieku miała taką obsesję na punkcie Korei.

— Mogę do pani mówić unnie? Zawsze chciałam mieć starszą siostrę, a Hyeopa wszystkie dziewczyny się boją i żadna nie chce z nim być.

— Hyeri!

— No co, sam zawsze to powtarzasz — obruszyła się dziewczynka. Hyeop pokazał jej język. — To mogę czy nie? — Japonka kiwnęła głową, co bardzo ucieszyło dziewczynkę — Unnie, nauczyłabyś mnie japońskiego? Bardzo chciałabym zaśpiewać opening z Ao haru ride, ale ciągle mieszają mi się słowa i źle to wymawiam. Nawet tatuś kupił mi gitarę, żeby grała w tle, ale Hyeop nie umie grać, a nikt inny nie chce mi pomóc... — Jej wzrok powędrował ku stojącej w rogu pokoju gitarze, której Aeri wcześniej nie zauważyła. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i podeszła w jej stronę. Chwyciła instrument, przejechała palcami po strunach, które wydały cichy dźwięk.

Obejrzała Ao haru ride tyle razy, że opening znała na pamięć. Kiedyś nauczyła się go grać na gitarze, kto by pomyślał, że jej się to przyda. Już po paru pierwszych nutach, Hyeri rozpoznała piosenkę. Początkowo wytrzeszczyła oczy w cichym zdumieniu, a później zaczęła śpiewać, faktycznie kalecząc język, ale żadna z nich się tym nie przejmowała.



Hyeri w końcu zasnęła. Było już bardzo późno, dziewczyna zastanawiała się, dlaczego personel szpitala ich nie wyprosił. Lee nakrył siostrę szczelniej kołdrą, po czym wraz z Aeri opuścili jej pokój.

Wyszli ze szpitala. Żadne z nich się nie odzywało. Dziewczyna nie wiedziała, czy może już iść, więc po prostu spacerowali, aż doszli nad rzekę Han.

— Dziękuję — odezwał się w końcu chłopak. — Dawno nie była tak szczęśliwa.

— Daj spokój. Skoro już tam byłam, mogłam jej pograć. Jest naprawdę radosna... — zawiesiła na chwilę głos. — Przepraszam. Nie powinnam była za tobą iść.

— Cieszę się, że to zrobiłaś — głos mu zadrżał — Hyeri ma białaczkę, poza szpitalem właściwie nie zna życia. Lekarze mówią, że zostało jej niewiele czasu. Ja... Nie wyobrażam sobie życia, po jej śmierci.



Aeri weszła do kawiarni. Przy stoliku siedziała dziewczyna, tępo patrząca w przestrzeń, ale poza nią w pomieszczeniu nie było nikogo.

— Ji Min? — zawołała. Umówiła się z dziewczyną, że wpadnie, ponieważ chciała spytać, jak idzie śledztwo. Zza drzwi na zaplecze wyszła Yoo z jakimś chłopakiem.

— Och, jesteś już — powiedziała na jej widok dziewczyna. Stojący obok niej chłopak mruknął, że może już pójdzie, na co mu przytaknęła. Podszedł on do siedzącej przy stoliku dziewczyny, wziął pod rękę i wyprowadził z kawiarni.

— Kim była ta dziewczyna? — spytała Uchinaga, mrużąc oczy. — Mam wrażenie, że gdzieś ją już widziałam...

— Znasz ją? — ożywiła się Yoo, ale Japonka pokręciła głową:

— Musiałam widzieć ją gdzieś na mieście... Co jej się stało?

— Myślimy, że jest prześladowana w szkole, ale sama nie chce nic powiedzieć.

Aeri zmarkotniała na to wyznanie. Do gimnazjum chodziła z nią dziewczyna z biednej rodziny, cicha, ale dobrze się uczyła i nigdy nie opuszczała szkoły, więc nauczyciele byli w szoku, gdy pewnego dnia w niej się nie zjawiła. Ich wychowawca wysłał kogoś do jej domu, ale rodzice dziewczyny nie wpuścili tej osoby. Tydzień później turyści znaleźli jej ciało na plaży. Popełniła samobójstwo, skacząc z klifu. Rodzina dziewczyny nie przejęła się tym, szkoła zakazała uczniom plotek na ten temat, więc po jakimś czasie wszystko ucichło. Jednak do miasteczka przyjechała młoda pani detektyw, która postanowiła zająć się sprawą. Odkryła, że gimnazjalistka była prześladowana przez grupę dziewczyn w szkole. Nie skończyło się to dla nich najlepiej.

Do kawiarni wszedł klient, więc Japonka usiadła przy jednym ze stolików, a Yoo obsłużyła gościa. Jednak za nim wszedł kolejny i kolejny, więc trochę czasu minęło, zanim mogły porozmawiać, ale ostatecznie im się to udało.

— Jak idzie śledztwo? — spytała Aeri, gdy Ji Min dosiadła się do niej.

— Znaleźli narkotyki w jej ciele. Wczoraj byliśmy w domu twojego szefa, ale twierdzi, że nic na ten temat nie wie — wyznała Koreanka. Uchinagę zszokowały jej słowa. Narkotyki? Zawsze wydawało jej się, że biorą je ludzie albo bardzo bogaci, albo tacy, którzy nie mają nic do stracenia, ale na pewno nie ci z jej środowiska. Sama nie znała Han, ale znali ją jej współpracownicy. — Posłuchaj, gdybyś usłyszała jakieś plotki...

— Jasne — przerwała jej — o wszystkim ci powiem.

———

Kim Mi Jeong opadła zmęczona na łóżko. Kto by pomyślał, że zepsucie kolacji wymaga aż tylu starań? Nie dopiekła mięsa, przesoliła kimchi, rozgotowała ryż i makaron, kupiła powiędnięte liście sałaty i dodała cukru do warzyw. To wszystko wymagało sporej kreatywności. Położyła dłonie na brzuchu, wiedziała, że będzie musiała coś zjeść. Nieudana kolacja była mieczem obusiecznym, ale przecież było warto.

Spojrzała na zegarek, stojący na szafce nocnej. Do kolacji miała jeszcze piętnaście minut, ale nie przejęła się tym, ponieważ wiedziała, jak pan Park nienawidzi spóźnień. I zamierzała to wykorzystać.

Dopiero pięć minut przed umówionym terminem wstała z łóżka i podeszła do szafy, zastanawiając się jaką sukienkę powinna wybrać. Chciała coś wyzywającego, niestety ojciec wyrzucał wszystkie takie sukienki, więc ostatecznie zdecydowała się na czarną z przylegającym gorsetem i rozkloszowanym dołem, sięgającym jej do kolan. W talii miała cienki złoty pasek, a sukienka nie miała ramion. Spojrzała na zegarek. Już była spóźniona. Uśmiechnęła się do siebie i podeszła do toaletki, gdzie wykonała makijaż.

Całkowicie gotowa, zeszła na dół, spodziewając się, że zastanie wściekłego ojca Im Oha, jednak nic takiego się nie stało, ponieważ ich jeszcze nie było. Zdezorientowana weszła do salonu, gdzie siedzieli jej rodzice.

— Gdzie rodzice Im Oha?

— Przełożyli spotkanie na pół godziny później. Tacie twojego narzeczonego coś wypadło — odpowiedziała z uśmiechem jej matka. Mi Jeong przeklęła w myślach. To jasne, że ojciec jej o tym nie powiedział, w końcu pewnie podejrzewał, że spróbuje coś zrobić.

„Zawsze mogę iść do siebie" stwierdziła w myślach. „Wtedy będę mogła jeszcze raz zejść i się spóźnić". Obróciła się na pięcie i już miała iść, gdy usłyszała głos ojca.

— Zostań tu, Mi Jeong.

Westchnęła, ale została. Miała inny wybór?

Faktycznie, pół godziny później rodzice Parka oraz on sam pojawili się w domu. Wszyscy usiedli do stołu i dziewczyna zaproponowała, że przyniesie jedzenie.

— Pani Do to zrobi — powstrzymała ją ze swoim sztucznym uśmiechem na ustach matka. Kim zmarszczyła czoło.

— Przecież miała mieć dziś wolne...

Nikt jednak już się nie odezwał, ponieważ pani Do weszła do pokoju z jedzeniem. Wracała jeszcze kilka razy, żeby wszystko przynieść.

„Czyli oblanie tej jędzy winem też odpada" pomyślała ze złością Mi Jeong, mając na myśli panią Hwang. „Świetnie."

Wszystkie dania zostały wniesione, więc zaczęli jeść. Matka Im Oha spróbowała zupy i... uśmiechnęła się.

— To wyśmienite, Mi Jeong — stwierdziła uprzejmie. Dziewczyna wpatrywała się w nią zdziwiona. Przecież sama próbowała zupy, była okropna. Sama również jej spróbowała. Faktycznie była pyszna.

„O cholera" zaklęła w myślach, patrząc na uśmiechającego się pod nosem ojca. „Dlaczego mi nigdy nic nie wychodzi?"

———

Wpadłam na pomysł dodatku (już po zakończeniu tej historii) który opowiadałby historię Jung Sun Woon, dlaczego była jaka była, co o tym sądzicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro