Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

i need to hear some sounds


East Ocean dziwnym trafem w każde środowe wieczory świeciło pustkami. Lorelai razem z Cassie i inną kelnerką, młodziutką Julie, która wciąż studiowała, nazwały je "przeklętymi środami". Nie było wtedy nic do roboty, więc większość pracowników, za pozwoleniem brunetki zwalniała się szybciej do domu.

W inne dni tygodnia, nawet niedziele, ludzie przesiadywali tam aż do godzin zamknięcia, a czasem nawet dłużej, jeżeli Lorelai nie spieszyło się do domu. Gdy tylko nadchodził zmierzch, zaczynały się największe obroty jadłodajni. Studenci spotykali się tu na piwo i pizzę z owocami morza, skuszeni przeznaczoną dla nich zniżką. Nastoletnie dziewczyny urządzały sobie polowania na starszych od nich partnerów, a kocice po pięćdziesiątce szukały młodej krwi. East Ocean było niczym portal randkowy. Bezpieczniejsza wersja Tindera.

- Uwielbiam jego przyjemny dotyk, zwłaszcza po kąpieli, kiedy mam rozgrzane ciało. - rozmarzyła się Lorelai, wodząc opuszkiem po dopiero co startym przez Cassie blacie, o który oparła łokcie.

Pogrążone w rozmowie kobiety nie usłyszały rozlegającego się po opustoszałym lokalu dźwięku dzwoneczka, który informował o przyjściu nowego klienta. Częściowo zagłuszał go też "Titanic", którego z pasją oglądały w każdą "przeklętą środę".

- O tak, zwłaszcza po ciężkim długim dniu. - blondynka przygryzła wargę i oparła się plecami o ladę, przymykając powieki. Podwinęła rękawy białej koszuli i wylała na spracowane dłonie kolejną dawkę płynu dezynfekującego. - Kiedy jego włosy łaskoczą nagą skórę. - jęknęła, przejeżdżając dłonią po odsłoniętej szyi, którą eksponowały rozpięte górne guziki.

- Gustujecie w Yeti? Po tobie, Lore, bym się spodziewał. Ale po tym germofobie?

- Daniel! - rozpromieniła się Lorelai. - Mam naskarżyć twojej żonie, że tak dużą uwagę przykuwasz do naszych najskrytszych pragnień? - obniżyła głos i poruszyła sugestywnie brwiami.

- Dla twojej informacji, rozmawiałyśmy o szlafrokach. - fuknęła Cassie i założyła ręce na piersi, z trudem powstrzymując unoszące się w uśmiechu kąciki ust.

Daniel był mężem ich wspólnej przyjaciółki, Sary Dashner, która swego czasu pracowała w East Ocean jako kucharka. Miały szansę zaobserwować, jak para zakochuje się w sobie, kiedy mężczyzna pięć lat temu, będący jeszcze aspirującym pisarzem, dostał reakcji alergicznej z powodu tygrysiej krewetki. Na szczęście Sarah, jako jedyna z obecnych, potrafiła udzielać pierwszej pomocy. Młodziutka kucharka, która dopiero co wyszła z gastronomika, nie miała innego wyboru, niż zakochać się w jego opuchniętej, fioletowej twarzy.

- Co słychać u naszego wieloryba? - rzuciła żartobliwie Lorelai, wrzucając do ust leżące nieopodal solone orzeszki. - Od kiedy ostatni raz ją widziałam, minęły osiemdziesiąt cztery lata. Nadal pamiętam zapach świeżej farby. Zastawa była nowiusieńka...

- Okej, zdecydowanie wystarczy ci "Titanica". Twoja obsesja młodym DiCaprio jest niezdrowa. - Cassie pokręciła ze zdegustowaniem głową i wyłączyła telewizor, sięgając po pilota leżącego pod ladą.

- Wasz wieloryb z dnia na dzień coraz większy. - uśmiechnął się sam do siebie, przeczesując nieco przydługie, kasztanowe włosy i potarł dwudniowy zarost. - Zostałem wysłany po makaron po tajsku. Kolejna z ciążowych zachcianek. Pomożecie?

- Ay-ay, kapitanie. - zasalutowała brunetka. - Czy to za wcześnie na takie aluzje, biorąc pod uwagę los Titanica?

- Myślę, że jesteś bezpieczna. Minęło ponad sto lat. - zaśmiał się Daniel.

- Zajmę się tym makaronem, a tobie powodzenia życzę z tą lunatyczką. - cmoknęła z udawaną dezaprobatą Cassie i zniknęła za podwójnymi drzwiami, udając się do kuchni.

- Sarah bardzo za wami tęskni. - uśmiechnął się Daniel. Zmęczone, niebieskie oczy podkreślały fioletowe sińce. Przyszły tatuś zestresowany był nieubłagalnie zbliżającą się datą porodu. Oprócz tego goniły go również inne terminy, wyznaczone przez wydawnictwo, związane z książką, nad którą obecnie pracował. - Jej brat właśnie wrócił do Londynu, ale i on niedługo nie będzie mógł już słuchać o operacjach rekonstrukcji pochwy. Może byś wpadła na dniach?

- Typowa Sarah, jeszcze nie urodziła, a już boi się o to, co będzie dalej. Zabroniła ci już oglądać filmy z przekleństwami, bojąc się, że dziecko je usłyszy? - wytknęła, a twarz mężczyzny momentalnie pobladła.

- O tym jeszcze nie pomyślała. - wymamrotał. - Wpadniesz? Proszę. Może tobie uda się ją uspokoić.

Lorelai zapewniała właśnie, że zobaczy, co da się zrobić w danej sytuacji, kiedy Cassie przestąpiła drzwi prowadzące z kuchni.

Makaron był specjalnością ich lokalu, a jedna ze stałych klientek wytknęła im kiedyś, że jest on powodem jej nadwagi. Brunetka niewiele myśląc, wypaliła wtedy, żeby kobieta zrobiła dokument inspirowany "Supersize me", tyle, że oparty na East Ocean. Regularna bywalczyni więcej już do nich nie przyszła i anulowała swoje złote członkostwo.

- Tajski makaron raz. - zawołała Cassie kładąc reklamówkę z parującym celofanowym pojemnikiem przed twarzą Daniela. Powietrze momentalnie wypełniła przyjemna woń jedzenia. - Na koszt firmy, co nie Lore? Musimy wspierać lokalną fabrykę dzieci.

- Ratujecie mi życie, dziewczyny. Nie zniósłbym kolejnego dnia śledzi w śmietanie. - Daniel chwycił siatkę z wdzięcznością i złożył przelotny pocałunek na policzku każdej z kobiet.

- Upewnij się, że nie ma w nim żadnej krewetki! - zawołała za nim Lorelai, kiedy opuszczał East Ocean, machając im z uśmiechem na pożegnanie, ciaśniej otulając się wełnianym płaszczem.

- Uwierzysz, że będziemy ciotkami? - Cassie przerzuciła ścierkę przez ramię z pewnym smutkiem. - Jesteśmy stare.

- Nie wiem jak ty, ale ja już mam zarezerwowane miejsce na cmentarzu. - mrugnęła do niej brunetka i wznowiła wstrzymany wcześniej film.

***

Jako że Cassie po raz kolejny w tym tygodniu posprzeczała się ze swoją wybuchową dziewczyną, Monicą, Lorelai stwierdziła, że to czas, by urządziły sobie typowo babski wieczór z filmem innym niż "Titanic". Związek kobiet miał teraz trudny okres związany z planowaną adopcją dziecka. Monica nie wierzyła w małżeństwo, które było dla niej tylko nieważnym świstkiem papieru, podczas gdy blondynka nalegała na to, by po siedmiu latach stabilnej relacji w końcu związały się ze sobą na poważnie, by stworzyć dziecku bezpieczny dom.

Nic dziwnego, że miała ostatnio kłopoty z odnalezieniem swojego zen.

Lorelai uśmiechnęła się wspominając to, jak porządna, ułożona Cassie, jedna z najlepszych studentek University of North London, przeżywała swoje pierwsze zauroczenie osobą tej samej płci. Zestresowana obgryzała paznokcie i wkółko pytała Lorelai, czy to możliwe, by dopiero teraz zmienić drużyny.

- Dlaczego nie możesz kibicować obu drużynom? - zapytała Lorelai, a Cassie rozpłakała się w jej ramionach.

Brunetka wspomniała miniony okres z radością, ale i też nutką goryczy.

Studia wieczorowe nie były na jej kieszeń. Po tym, jak odeszła z domu i całkowicie odcięła od pokaźnych funduszy rodziny Leander, przez długi czas ledwo wiązała koniec z końcem. Rok pracy w East Ocean dał jej nadzieję na zdobycie wykształcenia. Osiadała we własnym, skromnym mieszkaniu, po spędzaniu każdej nocy na kanapie u innego znajomego, niczym wędrowny kot. Mylnie zdawało się jej, że wychodzi za prostą, popychając się do limitów wytrzymałości.

Niestety nauka ekonomii okazała się zbyt wymagająca finansowo, a Lorelai, która schudła w tym czasie z dobrych siedem kilo, zmuszona była końcu zrezygnować i skupić się na pracy jadłodajni. Od tego czasu minęło już parę dobrych lat, ale kobieta wciąż odkładała w czasie powrót na uniwersytet.

- Lorelai! Idziesz czy nie? - zawołała Cassie z salonu, nie odrywając oczu od ekranu telewizora. - Obiecuję ci, że "Thor" jest dobrym filmem. Chociaż w tej części skrzywdzili trochę Chrisa przez te brwi... - zamyśliła się, przekrzywiając lekko głowę, jakby próbowała ocenić pracę makijażystów.

Brunetka, trzymając paczkę suszonych bananów pod szyją, włożyła szklankę z sokiem do dłoni blondynki, podczas gdy swoją butelkę wina upchnęła pod pachą. Cassie, która przyjechała własnym samochodem, zrezygnowała z alkoholu, uprzejmie odrzucając propozycję Lorelai, która gotowa była przenocować przyjaciółkę.

- Brwiami? Jak tak można! To tak jakby pozbyć kogoś co najmniej nogi! - Lorelai udając oburzenie, przeskoczyła oparcie kanapy i zabierając przyjaciółce miskę popcornu, umieściła ją na skrzyżowanych nogach.

- Odzywa się ta, która na studiach zgoliła przez przypadek brwi i odrysowywała je od szklanki.

- Nigdy o tym nie zapomnisz co? - wcisnęła palec w ramię blondynki. - Wróciłabym z chęcią na studia. - westchnęła, przeciągając się.

- Co cię powstrzymuje?

Lorelai przygryzła kciuk zamyślona, obserwując akcję rozgrywającą się na ekranie. Wodziła tęczówkami za Gromowładnym, którego brwi rzeczywiście pozostawiały wiele do życzenia, a raczej ich transparentność. Już miała otworzyć usta i tłumaczyć, że praca w East Ocean, spłacanie kredytu, przyszłe lakierowanie stukniętej dwa tygodnie temu Janet i okazjonalna pomoc w domu starości wystarczająco wypełnia jej grafik oraz suszy konto bankowe, kiedy jej uwagę przykuła jedna z postaci filmu.

- On. - zerknęła na ekran, odstawiając miskę i przysunęła twarz do telewizora. - Kto to jest? Wygląda znajomo. Gdzieś już widziałam tę twarz.

- To Loki. Gra go Tom Hiddleston.

- Nie znam gościa. - mruknęła, pocierając brodę, przy czym pozostawiła na niej trochę masła, którym polany był popcorn.

- Prawdopodobnie z tumblera, ta żmija to bóg tej strony, uwierz mi. - pokiwała głową Cassie, skalując wzrokiem postać bruneta. - W tej części ma jeszcze umyte włosy, poczekaj do pierwszej części Avengersów.

- Severus Snape wannabe? - uniosła perfekcyjnie wyregulowaną brew Lorelai. - Brak mu chyba oryginalności.

- Nim się obejrzysz, sama będziesz chciała przed nim klęczeć. - westchnęła blondynka i popiła schłodzony wcześniej w lodówce sok pomarańczowy przez słomkę.

- Kochanie, ja nawet w konfesjonale nie klęczę. - zapewniła przyjaciółkę, napełniając kieliszek czerwonym winem, a ta spojrzała na nią z litością, ignorując na chwilę film.

- Kochanie, na jego prośbę klęknie każda kobieta i każdy mężczyzna. - poklepała ją pokrzepiająco po kolanie. - Sama się przekonasz..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro