Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tęcza w żałobę. Spokój w niedolę.

Od autorki:
Uwaga! Wszelkie rymy i inne wymyśliłam sama i jak głoszą prawa autorskie, proszę ich nie kopiować.
Dziękuję
wijaza, ixxiYTixxi, oraz innym, za wsparcie mnie w postaci followa :-)

Gdy jeden dzień później Shiroki weszła na wattpad, zdawałoby się, że jej oczy ją okłamują... gdyż zobaczyła skok swojej książki na #3 w Przygodowe i z dnia na dzień +100 wyświetleń! Tego, nawet największy magik świata niemógłby przewidzieć...
Oniemiała zaczęła pisać kolejny rozdział. ~5.04.2017



Wszyscy naprawdę mnie tu okłamują... dlaczego? Za co? Zaczęłam szybciej oddychać, oczy otworzyły mi się szerzej. Byłam zdruzgotana. Straciłam pamięć, nie wiedziałam co się dzieje i na dodatek jestem okłamywana?!
Szybko zauważyła moją reakcję i powiedziała coś pod nosem. Dopiero później zrozumiałam jej słowa. Przez nie zaczęłam naprawdę myśleć, że jej pomysłem było mnie okłamywać.

-Przepraszam...
I jeszczę ciszej:
-Teraz ja...

***

Przed moimi oczami widniał jakiś świat. Sprawiał wrażenie idealnego. W sercu rodziła się chęć rzucenia w pogoń za wiatrem i chwicenia go jak najmocniej. Czyżbym była w raju? Królestwie stworzonym przez wilki? Na mojej twarzy zarysował się delikatny uśmiech.
Stałam przed krajobrazem, nad którym ptaki - nadzwyczaj wielkie - dostojnie wymijały nadlatujące chmury, niczym rzuconą w ich stronę watę cukrową. Oczywiście także naturalnie białą. Niebo miało intensywny kolor niebieski, błękitny, smerfowy. Gdy już skończyłam podziwiać górną część obrazu przed moim obliczem, zjechałam wzrokiem niżej, na piętrzącą się ku górze wielką tęczę, o także intensywnych kolorach. Jeszczę troszkę pod nią widać było na daleką odległość odpryskującą wodę. Dostrzegłam skały, wielkie skały, przez które ostro, może trochę nieprzyjemnie, niewygodnie, zaglądało słońce. Ono wdrapując się coraz to wyżej, by jeszcze bardziej mnie oślepić, nie zdołało osłonić od mojego wzroku tego przenikliwego, wielkiego wodospadu. Sprawa z kroplami wody odlatującymi na dziesięć metrów już się wyjaśniła...
Wszystko to stało sobie przed moimi oczyma jak gdyby nigdy nic, na wzgórzu porośniętym najbujniejszym lasem, jaki kiedykolwiek widziałam. Nie wiem dlaczego, właśnie wtedy, pomyślałam sobie o tym, dlaczego wataha - zamiast jak to robią wilki - przemierzać te piękne widoki, założyła główną ''bazę'' w takim monotonnym i zwyczajnym miejscu.
Po chwilce rozglądania się wokoło stwierdziłam, że nie zauważyłam głównego CZEGOŚ, stojącego na przeciw mnie. Nie pamiętając o niczym złym, prawie krzyknęłam z uradowania. Z miłym i życzliwym uśmiechem wpatrywała się we mnie ta znajoma, a zarazem znajoma i bliska wilczyca. W obecnej sytuacji naprawdę, nie pamiętałam o całym świecie. Opuściły mnie jakiekolwiek zmartwienia, nie czułam ciężaru codziennego życia, jak bardzo inne by nie było od typowego normalnego. Nie zawsze mi to przeszkadzało, ale nie raz dało się już to odczuć.
Dalej, patrząc z zaciekawieniem na tę wilczycę, miałam nadzieję, że to ona zacznie rozmowę, czy coś. Możecie się nawet domyśleć - tak się nie działo.
-Em... co jest?
W odpowiedzi dostałam poskramiającą ciszę. Piękny jej uśmiech zmieniał się na jej twarzy powoli, w przerażenie, gniew z nutą desperacji, układając się w końcu. Powitała mnie jej zmieniona twarz, smutna. Mój uśmiech także momentalnie zniknął. Krajobraz za nią się zmienił, nie do poznania.
Słońce w mrok.
Tęcza w żałobę.
Spokój w niedolę.
Las w złowrogość.
Niebo w fiolet.
Chmury w burzę.
Radość w kolców różę.
To mocne ukłucie w sercu nie dawało mi spokoju. Na niedomiar tego, usłyszałam słowa wykrzyknięte mi w twarz, na początku jednym, ciągnącym się bez oddechu, spokojnym tonem.
-Gdyby nie ty, nikt by nie ucierpiał. Gdyby nie ty, było by jak dawniej. Gdyby nie ty... świat byłby taki, jak widać było przed chwilą! Gdyby nie ty, mogłabym normalnie żyć!!
Nagle się... obudziłam. Nikt mnie nie pilnował, nikt nie więził. Obok był tylko ten, przez którego sturlałam się z klifu. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Wszyscy ze strachem paraliżującym całe ciało wpatrywali się w jedno miejsce, niektórzy próbowali odciągnąć - ile mogli - innych, czy po prostu samemu odwrócić wzrok. Spojżałam w to same miejśce. Leżała tam ona - krzycząca na mnie w głowie jeszcze chwilkę temu. Jednak coś bardzo, bardzo widocznego odróżniało ją od normalnego wilka, jego normalnego stanu. Leżała jakby spała, ale. Zawsze musi być ale.
Nie ruszała się.
Jej sierść pozbawiona była jakigokolwiek koloru. Pokryta szarym, a w tym lekko prześwitującym, u końcuwek sierści. Samo zerknięcie także mnie sparaliżowało... w bezruchu nie mogłam od niej oderwać oczu, co było najgorszym, nieuniknionym wyjściem.

Chwilę później dowiedziałam się, że próbowała rzucić się na mnie i nagle straciła kolor opadając na ziemię... nikt jej nie pomógł, by spadła. Nikt obecny nie doprowadził ją do tego stanu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro