Ja, Sophie
To ja, Sophie. Zacznijmy od początku. Mam 14 lat i tak jak każda nastolatka chodzę do szkoły.
Z moich myśli, klasa.
Z mojego punktu widzenia, moja klasa dzieli się na dwie grupy.
Pierwsza, myśli, że jest lepsza i fajniejsza od tej drugiej - wredna i gorzka. Takie osoby nie zważają na uczucia innych osób, myślą tylko o sobie i nie brak im wymówek na wszystko. Od zadań domowych, po naprawdę ważne sprawy. Nie szanują innych osób, nieważne kim są dla nich, czy dla innych. Myślą sobie, że liczy się tylko ich słowo.
Druga, stara się nie patrzeć na tę część klasy i żyć własnym życiem. Najważniejsze są dla nich ich własne sprawy (zajmują się sobą) i nie brak im współczucia dla siebie nawzajem. W obronie innych nie boją się zarysować pazurków. Liczy się dla nich tu i teraz, nie za chwilkę, czy później.
Lecz czasami wydaje się, że podzielona klasa staje się jednym.
-Dlaczego?
Na przykład bo rodzice obiecali im nowy telefon czy tablet w zamian za jeden dzień klasowego spokoju. Ta metoda nie zawsze działa, ale według pracowników szkoły, to wszyscy się lubią i przyjaźnią, dlatego nie zwracają uwagi na drobniutkie podwinięcie nogi. Ale... To teraz nie ważne.
Opowiem o sobie trochę więcej.
Pare osób pewnie zazdrości mi, że nikt nie chce wiedzieć gdzie jestem, gdzie idę, co robię, co robiłam, co będę robić... Ja bym się jednak tak nie cieszyła. Dla moich rodziców ważne jest tylko to, by dostać odpowiednią sumkę pieniędzy od opieki społecznej. Nie pracują, a tłumaczą się, że szukają, ale nie mogą znaleźć. Często gdy opieka już opuści nasze progi mówią między sobą:
-A po co my niby mamy iść do pracy!? Człowiek pracujący na oczy tyle nie widział, ile my od tej ślepej opieki dostajemy!
Tak...
-Wolność!
Mógłby sobie ktoś pomyśleć. Ale co to za wolność?
To ja, sama, wymykam się wieczorami, by zdobyć chociaż jedną kromkę chleba, podczas gdy oni objadają się szynkami, wieprzowiną, oraz innymi mięsami czy innym jedzeniem. Ale radzę sobie, nie narzekam. Chodzę po dachach od małego, tak się nauczyłam. Nie potrzebuję zwykłego, prostego chodnika. Zazwyczaj gdy pewien piekarz zostawi chleb na parapecie, to wezmę go sobie. Z wodą jest trochę gorzej, ale zawsze można po cichu podebrać rodzicom. Mają już wszystkiego tak dużo, że nie patrzą, na zaginięcie jednej butelki wody. Sama mieszkam w małym pokoju z łóżkiem, szafą i biurkiem, oraz małym balkonikiem i metalową drabinką, przez którą zawsze wchodzę i wychodzę, podczas gdy moi rodzice za ścianą żyją w luksusie. W razie kontroli opieki społecznej, to mój pokój jest zaraz koło ich pokoju. Byłam tam tylko kilka razy, gdy akurat kontrola przychodziła. Mój pokój, w którym na prawdę mieszkam wtedy nie istnieje. Sama nadal się zastanawiam:
-Uciec, czy nie uciec?
I tak sama się utrzymuję... Mój blok położony jest jakieś 600 metrów od ogromnego, tajemniczego lasu, do którego od dawna żaden śmiałek nie wchodzi. A nasi sąsiedzi? Z ich strony nic a nic, są zajęci "ważnymi" sprawami.
Nawet nie obchodzi ich, czy osoby, które mieszkają za ich ścianami mają środki do życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro