Acriald - Powrót do rzeczywistości
Jestem Białą wilczycą, obrończynią, wojowniczką... a jednak ofiarą błyskotliwego pomysłu przeszłości i małej pomyłki. Siedząc sama w norze miałam wiele czasu na namysły. Gdybym nie umierała z głodu, może mogłabym się sama uwolnić... ale głód jest, a wraz z nim zimno i pragnienie. Przyjemny meszek został przez coś zaatakowany, przez co musiałam go wypchać z nory, której wejście zawalało się już od dawna, nawet przed zamknięciem mnie tu. List wcisnęłam pod lekko odchyloną, małą płytkę skalną. Druga, obok niej, służyła mi za wierną poduchę.
Jest jedna dobra wiadomość. Już wszystko pamiętam. Nie chcę tutaj być, to nie moja nora, tylko dół, obecnie służący za więzienie. Oczy co chwilkę chcą mi się zamknąć, nie mam bladego pojęcia od jak dawna już nie jadłam. Woda... podczas deszczu wystawiałam głowę na tyle, ile się dało i piłam, co chwilę zachłystając się powietrzem. Ale od trzech dni nie padało. Czuję, że to już za długo nie potrwa... to dla mnie za wiele?
Oczy mi się zamknęły. Śniłam o pięknych czasach, gdy jeszcze mogłam ścigać się z wiatrem, wieść to skromne życie w tamtym bloku, marząc o jakiejś zmianie na lepsze. W pewnym sęsie żyć w beztrosce codzienności. Ale te czasy nigdy nie powrócą. Zostanę sobą z marną przyszłością i przeszłością, a nawet teraźniejszością. Nawet, jeśli tego nie chcę. Nie zmienię tego i zaakceptuję to. Kolory drzewa, kolor trawy, waty cukrowej, kolor chleba, kolory tęczy, kolory czerwone, te bólu i straty... chcę poznać je wszystkie. By nikt inny nie musiał się tak doświadczać. Kolor ziemi - brąz. Kolor drzewka - brąz, zieleń. Kolor nieba - niebieski, błękit... wszystkie są piękne. A kolor straty... kolor bólu... kolor smutku... chcę poznać je wszystkie!
***
Gdy ktoś zaśnie w takim stanie, jest wielkie prawdopodobieństwo, że się nie obudzi, że zamknął oczy na wieki. Ja jednak je otworzyłam. Nie byłam w swojej norze. To był jakiś dziwny świat... Acriald? Ale jak? A może już odeszłam, a to jest drugi świat?
Stoję. Otacza mnie bajkowy krajobraz, pełen ciepłych odcieni różu i błękitu. Coraz bardziej dociera do mnie, że jestem tutaj zupełnie sama. Nikt nie pilnuje, lecz do kogo się odezwać? Co mam zrobić...
Zaczęłam chodzić wokoło miejsca w którym leżałam. Nadal było pusto.
Gdy odwróciłam się w stronę chyba północną, dostałam czymś prosto w pyszczek. Rozpędzony wiatr przytargał do mnie skrawek jakiegoś papieru. Zerknęłam. Zobaczyłam. Za ten skarb mogłabym dostać jeszcze raz...
Tamten zaginiony skrawek przedzielonej kartki... znalazł się. A cały list... był o wiele bardziej zrozumiały.
Dawno, dawno, bardzo dawno temu, w odległej galaktyce... no może nie. W odległej wiosce... mieście... też nie. No, to może zacznę tak, że po prostu gdzieś tam, daleko... za górami, za lasami, pięćdziesięcioma rzekami, piętnastoma domostwami, trzynastoma krainami, dwoma fabrykami, siedmioma obozowiskami, za tysiącem krzewów i drzew, których nie chce mi się liczyć i wymieniać - bo nie mam na to w tym liście czasu, chociaż i tak pewnie zajmie wam chwilkę - żyła sobie pewna wilczyca. Wyróżniała się od innych białą sierścią i darem zmieniania sytuacji, obracania ich jak to się mówi, kota ogonem. Mniejsza z tym.
To była pierwsza próba otworzenia wilczego świata, i tak dalej. Jeśli ktoś to czyta z bardzo dalekiej przyszłości, ja nie żyję, coś się stało, musisz posprzątać ten bałagan.
Miała na imię Tatiana, wołali na nią Tiana, lub Tina. Nie zważam, czy to jest istotne. W każdym razie zaczęło się od niej. Jej zadaniem było otworzyć wilcze przejście, wilcze wrota, bramę nowego, lepszego, wilczego świata, w którym będą szanowane, ludzie będą do nich podchodzić z powagą, a każde spotkanie z nimi - wielkie zdarzenie, mówi główny organizator. Po zapytaniu jej, czy to zrobi - bo ma do tego idealną genetykę - minął miesiąc. Wtedy dostaliśmy odpowiedź, była pozytywna. Ale nie pospieszajmy się. Ten czas wykorzystaliśmy dobrze, na dodatkowe przygotowania i oczywiście wybranie no w końcu ostatecznie miejsca. Musiało być... idealne!
Poleciliśmy wszystkim przygotować się mentalnie - psychicznie, oraz fizycznie - czyli w sumie fizycznie. Wstawiłbym tu jedno samotne fizycznie, ale piszę piórem i nie chce mi się po raz dziesiąty wymieniać pergaminu.
Zapowiadało się ok, żadnych innych zmian w terenie, podczas jeszcze innych badań i jakichś bzdetów, właśnie wtedy... nie byliśmy przygotowani na jedno. Chodzi o Acriald, to...
ten świat. Świat, w którym żyjesz, świat, w którym się urodziłeś i którego drogami chadzałeś. To ten nasz niby prawdziwy świat! Gdy przeszliśmy przez wrota... wylądowaliśmy w miejscu z bajki. Jednak za dwa dni, między jedną małą szczeliną w ziemi widać było osoby przy wrotach do świata, w którym byliśmy. Acriald to nasz świat. My żyjemy na dole, a druga jego część jest na górze. Część, która nigdy nie mogła pogodzić się z drugą. Która była inna. Czasami dodawała wilkom sił i dziwnych zdolności, gdy coś im bardzo zagrażało. Przejawiała się kolorowym ogniem z oka, lecz rzadko pojawiała się w ogóle.
Nasz świat nie jest prawdziwym światem. Jest on bajkowym odwzorowaniem prawdziwego świata, tego też dowiedzieliśmy się przez szczelinę, ale we wrotach. Wszystko pokazała, chociaż pojawiła się na małą chwilkę. Byliśmy rozczarowani, wystraszeni i przygnębieni. Skąd tak naprawdę jesteśmy?
Nasz realny świat okazuje się być tym drugim. Ten "prawdziwy", "autentyczny", nazwaliśmy - Ziemia. A wcześniej...
...A wilczyca... otworzyła je! Byliśmy tacy szczęśliwi, dopóki nie stało się to, co opisałem dokładnie przed chwilką!
Odszedłem. Od tamtej pory zostałem sam, skonam pewnie gdzieś w lesie z samotności, bólu serca i ciężaru prawdy. Piszę to, aby ten kto to czyta, przekazał następnej białej wilczycy... że... to ostrzeżenie. Błagam tylko, abyście się wszyscy głupcy uczyli na błędach! Nie szukajcie następnej! Zostawcie to, to nie ma za grosz sensu! Nie popełnijcie naszych błędów! Błagam!
Okej. Czyli zostawcie wszystko tak jak jest. Tak będzie dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro