Rozdział 15 - Końcowe błędy
Kobieta mogła mieć około trzydziestu pięciu lat, ale nie więcej niż czterdzieści. Oczy zdradzały drapieżność a fioletowe pasemka w ciemnych, krótkich włosach nadawały jej unikalności. Zauważyłam też, że ma bliznę ciągnącą się od prawego policzka do podbródka.
- Też miałam kiedyś taką ładną buźkę jak ty. – Zaśmiała się złośliwie, widząc, jak jej się przyglądam. – Może ja trochę przerobię tę twoją niewinnie wyglądającą twarzyczkę, za to, że zabiłaś dwóch naszych.
- A więc ten drugi umarł. – Uśmiechnęłam się do niej. – Nie trzeba było atakować moich w naszym własnym domu. Miałam do tego prawo, więc nie ma tematu. Wydaje mi się jednak, że mamy wspólny interes w tej willi obok, jak to rozwiążemy? – Puściłam ją.
- Jesteś młoda, ale potrafisz myśleć. Nie będę szukać zemsty. Myśleli, że komuś tym zaszpanują, młodzi i głupi. – Oddaliła się o kilka kroków, obserwowałam ją uważnie, wyjęła spomiędzy krzaków torbę. – Właśnie po nią szłam, kiedy postanowiłaś mi zagrozić. Teraz nasza współpraca zależy od tego, czy uda nam się pogodzić żądania naszych zleceniodawców. Bo jak rozumiem cel ten sam? Uroczy właściciel tego budynku? – Przytaknęłam jej.
- Jaki zleceniodawca? – zapytałam.
Cieszyłam się, że sprawa z byłym chłopakiem Very sama się rozwiązała, ale nie do końca radowałam się na współpracę z jedną z Węży. Obowiązywały nas pewne niepisane prawa, które dobrze, że były nadal respektowane. Zemsty za zabicie kogoś ze swojej rodziny można było szukać tylko, gdy stracił on życie na neutralnym terenie. Nie ważne było czy to z powodów osobistych, czy konfliktów interesów. Jednak gdy wkraczało się na czyjeś bezpośrednie terytorium jak w tym przypadku, to tylko i wyłącznie na swoje własne ryzyko.
Francuzka zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią, jednocześnie sprawdzając sprzęt. Wiedziałam, że kalkuluje w głowie, czy opłaca jej się podać mi prawdziwe informacje. Byłam ciekawa, czy to zrobi, czy nie. Oczywiście, musiałam brać pod uwagę, że mnie okłamie. Współpraca między rodzinami to było niezwykle rzadkie zjawisko. Sama uczestniczyłabym w tym po raz pierwszy.
- Oszukany partner biznesowy. A twój? – Oczekiwała tego samego ode mnie.
- Była kochanka – odpowiedziałam bez emocji w głosie.
- Tacy są najgorsi. – skomentowała krótko. - I co sobie wymyśliła?
- Sztylet w serce. Jako dowód zdjęcie zaraz po – oznajmiłam, uprzedzając jedno z kolejnych pytań.
- No nieźle, ci się trafiło. Mamy szczęście, mojego klienta nie obchodzi, jak zginie, ma tylko specyficzne gust, jeśli chodzi o dowody.
Zapytałam, więc jaki skoro Francuzka była względnie chętna do rozmowy. Takie konwersacje o charakterze zawodowym, była również ciekawym doświadczenie. W mojej rodzinie raczej się tego unikało. Wąż wykonał charakterystyczny gest dłonią.
- Dekapitacja? – Zdziwiłam się.
- Oui, dziwni są czasem ci nasi klienci, prawda – stwierdziła, zamyślona. – Muszę tłumaczyć, jak to będzie wyglądać, czy sama się domyśliłaś panienko Marcos.
- Stwierdziłaś już Wężu, że potrafię myśleć. – Uśmiechnęłam się. – Możemy zaczynać.
Doszłam do wniosku, że dopóki nasze interesy są zgodne, to pozwolę jej mieć złudzenie, że dowodzi. Podeszłyśmy do bramy, gdzie on coś zaczęła rozkręcać, przełączać, podpinać do małego komputera. Wzruszyłam ramionami, pozwoliłam jej pracować w ciszy.
- A co zrobimy z kobietą? Niewątpliwie jest problemem – wyszeptałam.
- Postaramy się jej nie zabijać, ale to może być trudne. Nie masz chyba nic przeciwko? – Odwróciła się do mnie na chwilę z uśmiechem – Z tego, co wiem, byłaś całkiem dobra.
- Nadal jestem – żachnęłam się, bawiąc się sztyletem.
Po chwili dała mi znak, że wszystko gotowe. Nacisnęła coś i weszłyśmy przez bramę na teren posiadłości. Powoli zbliżałyśmy się do wejścia. Pozwoliła mi pobawić się wytrychem i otworzyć drzwi. Stwierdziła, że całkiem szybko mi to poszło. Zażartowałam sobie, że mam pięćset lat doświadczenia. Weszłyśmy do środka. Wcześniej sprawdziłyśmy, czy nikogo nie ma na parterze. Odczekałyśmy chwilę, próbując wybadać, co się dzieje na piętrze. Usłyszałyśmy po kilku minutach, słodki kobiecy głosik, miał chyba brzmieć uwodzicielsko, ale to niezbyt tak brzmiało. Przewróciłam oczyma. Na pewno było to zdanie rzucone w języku niemieckim.
- Tu chyba znaczyło, że idzie wziąć długą kąpiel – stwierdziła moja obecna towarzyszka.
- Co robimy? Ty zajmiesz się nią, a ja naszą ofiarą?
- Okej. – Pokiwała głową. – Postaram się zamknąć ją w łazience czy coś, a potem chętnie popatrzę, jak mumia zabija.
Rzuciłam jej wściekłe spojrzenie, domyśliłam się, że ta uwaga o mumii dotyczy mojej osoby. Nałożyłyśmy na twarze maski, ja moją czarną a ona w kształcie głowy węża. Jak już iść w temat, to całkowicie. Weszłyśmy ostrożnie po schodach. Z drzwi po lewej dobiegał śpiew, strasznie fałszywy. Tym razem Francuzka przewróciła oczyma i odwróciła się, pewnie po jakieś krzesło albo poszukać czegoś, czym mogła uniemożliwić jej otwarcie drzwi. Z uchylonych drzwi na końcu korytarza po prawej dochodziło światło. Ruszyłam w tamtą stronę, ścisnęłam mocniej sztylet. Uspokoiłam oddech, jeden dobrze wymierzony cios, stanęłam przed drzwiami i lekko puknęłam w ścianę. Dobrze wywnioskowałam, że mężczyzna podejdzie i je otworzy, że sprawdzić, co to było.
Uśmiechnęłam się szeroko, nie zdążył nawet przekląć, chwyciłam go lewą ręką za szyję, a prawą wbiłam broń w serce. Widziałam, jak gaśnie w nim życie, ale zdążyłam mu jeszcze wyszeptać do ucha "Pozdrowienia od kocicy". Akurat, gdy jego ciało upadło, kobieta w łazience brała oddech pomiędzy zwrotkami i usłyszała to. Rzuciłam wiązanką przekleństw. Moja towarzyszka podeszła do ciała mężczyzny i zabrała się za spełnianie woli swojego klienta. Szybko zrobiłam zdjęcie i wysłałam je mojej panterce. Niedoszła piosenkarka zdzierała sobie struny głosowe, krzycząc coś po niemiecku i próbując otworzyć drzwi. Oparłam się o ścianę, podziwiając rosnącą na koszuli mężczyzny plamę krwi. Potarłam skronie, hałas, jaki wytwarzała ta kobieta, był nie do zniesienia.
- Brawa za wyobraźnię z tym tu – powiedziała Francuzka, wskazując głową na mężczyznę. – Ale możesz coś z nią zrobić?
Skinęłam głową, podeszłam do drzwi i kopnęłam krzesło. Zaraz z łazienki wypadła kobieta, jeszcze owinięta ręcznikiem. Spojrzała na mnie, chciała cos powiedzieć, krzyknąć, ale jej wzrok spoczął na to, co się działo za moimi plecami, mianowicie, jak odcinano głowę prawdopodobnie jej ukochanemu, przez Francuzkę w wężowej masce. Wyobrażałam sobie, jaki to cudowny widok. Rzuciła się w ich stronę, cały czas się wydzierając, chwyciłam ją i skręciłam jej kark.
- Zamknij się, nie jestem w humorze – powiedziałam tylko, przekroczyłam przez ciało i podeszłam zobaczyć, jak idzie mojej towarzyszce, właśnie pakowała głowę do specjalnie przygotowanego pojemnika.
- Niezła robota – powiedziałam.
- Dzięki i wzajemnie – odpowiedziała mi, podnosząc maskę. – Słusznie cię wyprzedza twoja sława.
Sprawdziłyśmy jeszcze, czy nie zostawiłyśmy po sobie żadnych śladów i wyszłyśmy z domu. Przed bramą uścisnęłyśmy sobie dłonie i każda poszła w swoją stronę. Spojrzałam na telefon, na który właśnie dostałam wiadomość, że na konto została przelana suma miliona funtów. Miałam też kilkanaście nieodebranych połączeń od służących i Lucasa. Uśmiechnęłam się tylko, pora wracać do domu.
Byłam już tam po popołudniu następnego dnia. Taksówkarzowi kazałam wysadzić się spory kawałek przed posiadłością. Wróciłam pieszo, weszłam, nie odzywając się do nikogo. Wszyscy gdzieś zniknęli albo siedzieli u siebie. Poszłam od razu do ogrodu i rozpaliłam ognisko, wrzuciłam do niego rzeczy, które miałam w czasie wykonywania zadania. Patrzyłam przez chwilę na płomienie, bawiąc się nadal zakrwawionym sztyletem, z letargu wyrwał mnie głos Christiana, który szedł w moją stronę.
- Gdzie ty do cholery byłaś?! Nie odbierałaś, wszyscy się o ciebie martwili! – krzyczał. Odwróciłam się na pięcie i szłam mu na spotkanie, tylko po to, żeby go wyminąć. Nie musiałam się nikomu tłumaczyć, a zwłaszcza jemu. Widząc, że nie zamierzam mu odpowiedzieć, chwycił mnie za ramię i zatrzymał. – Odpowiedz – powiedział chłodno.
Zmierzyłam go wzrokiem i przechyliłam głowę, przyglądając mu się z uśmiechem.
- Wracaj do obowiązków – powiedziałam i wyrwałam mu się. – I zajmij się ogniskiem.
U siebie w sypialni dokładnie oczyściłam sztylet i położyłam go na biurku. Przypominał mi moje czasy, więc pomyślałam, że będę go mieć przy sobie. Usłyszałam nieśmiałe pukanie i do środka zajrzał Lucas. Patrzył na mnie ze strachem, było mi przykro z tego powodu. Nie wiedziałam do końca, jakie uczucia mam mu okazać, żeby się mnie nie bał. To jedyna osoba w całym tym domu, która w tamtym momencie prawdopodobnie mnie nie nienawidziła. Trzymał w ręce materiały dla mnie, poprosiłam, żeby mi je podał. Usiadłam przy stole i rozłożyłam je. Lucas nadal stał w drzwiach, dałam mu znak, że może podejść i się rozgościć.
- Nie musisz się mnie bać Lucas – powiedziałam łagodnie.
- Słyszałem o twojej wczorajszej kłótni z Danielle, a teraz Chris szaleje, wyzywa cię i przeklina od najgorszych – oznajmił. – Gdzie byłaś?
- W Berlinie – odpowiedziałam. – Jak to się teraz mówi, rzuciłam się w wir pracy. Okazało się, że ten sam cel miała członkini Węży, wyszła z tego całkiem niezła współpraca.
- Nie próbowała cię zabić, za byłego Very?
- Nie. – Wzruszyłam ramionami i spojrzałam mu w oczy. – Ale zapamiętaj sobie, jeśli jesteś na terenie któreś z rodzin, wchodzisz tam na własną odpowiedzialność i nikt nie będzie szukał zemsty, jeśli tam zginiesz.
- Ryzyko zawodowe – stwierdził i się trochę rozluźnił. – Co teraz zamierzasz?
- Zapytać się, czy jesteś zainteresowany udziałem, w którymś z tych zleceń?
Chłopak spojrzał na mnie ze strachem, powiedziałam mu, że zrozumiem, jeśli odmówi. Spojrzałam na zegarek i zastanowiłam się, kiedy mogę to zrobić, postawiłam na teczkę z numerem pięć. Przejrzałam ją jeszcze raz pobieżnie.
- Masz czas jutro do południa, bo nie wiem, czy wezmę się za to, już jutro na wieczór czy dopiero pojutrze. Wybacz kuzynie, że nie porozmawiam z tobą dłużej, ale chciałabym odpocząć - powiedziałam.
Po tym, jak wyszedł, usłyszałam jego kłótnię z Verą, która nie wiem, czy szła, żeby ze mną porozmawiać, czy po prostu natknęła się na brata. Poszło o moją osobę, o to, jak ona bardzo mnie nie cierpi i jaka jestem zła, że zmuszam ją do zabicia kogoś, a nie taka była umowa. Pomyślałam, że no cóż, warunki się zmieniły, a ja byłam wkurzona, kiedy wydałam to polecenie. Pech, ale słowa nie cofnę.
Lucas starał się, chociaż w niewielkim stopniu mnie bronić, ale średnio mu to wychodziło. W tego rodzaju sprzeczkach kobieta zawsze jest górą. Usnęłam, rozmyślając chwilę nad słowami kuzynki, ale potem stwierdziłam, że jej przejdzie. Chciałam, tylko żeby byli pełnoprawnymi członkami tej rodziny, więc potrzebne były portrety, a do tego wykonanie zlecenia. Mogła potem więcej nie zabijać albo być pomocą przy innych zleceniach. Musiała jak każdy wcześniej. Zapadłam w sen, powtarzając sobie po cichu słowo „tradycja".
Wstałam i od rana planowałam jednocześnie obie akcje. Bałam się, że wrócę do stanu rozpaczy, jak tylko na chwilę oderwę myśli od zleceń, od pracy. Lucas zajrzał do mnie na chwilę, tylko żeby powiedzieć, że pójdzie ze mną na jedynkę.
- Dobrze. – Uśmiechnęłam się. – Powiem ci dokładnie, kiedy to zrobimy, jak wrócę z dzisiejszej akcji.
- Idziesz już dzisiaj? Przecież ledwo wczoraj wróciłaś z Berlina?
- Kiedyś zrozumiesz. – Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. – Po prostu... Nieważne.
Najlepiej byłoby powiedzieć, że nie radzę sobie z emocjami, ale nie mogłam tego zrobić. Jakakolwiek okazana słabość i Danielle wykorzysta to przeciwko mnie. Cały dzień przesiedziałam sama, nie mogąc doczekać się godziny wieczornej, kiedy mogłabym w końcu wyjść. Co chwila zerkałam na zegarek. W sumie zaplanowałam już obie akcje i nic nie mogło zająć moich myśli na dostatecznie długo ani książka, ani komputer. W końcu wybiła oczekiwana godzina, ubrałam się na czarno i wyszłam. Po drodze zatrzymał mnie Christopher, pytając czy nie potrzebuje podwózki.
- Lepiej ty niż twój brat – stwierdziłam i zgodziłam się na jego propozycje.
Kiedy wsiedliśmy, podałam mu adres i zapatrzyłam się w to, co było za oknem, dając znak, że ewidentnie nie chce rozmawiać.
- Czy ja mam wrażenie, że jedziesz specjalnie wolniej? – zapytałam z niechęcią.
- Nie wiem, co się dzieje Rosalie? Wiesz, że zawsze będę wierny tej rodzinie. Nie sądzisz, że przydałoby się, gdybyś z kimś porozmawiała?
- Masz na myśli siebie oczywiście. – Pokiwałam głową. - Nie robisz tego dla mnie, tylko dla Danielle zapewne.
- Nie chcę, tylko żeby ta rodzina się rozpadła – powiedział spokojnym głosem. – Dobrze, że wiesz o nas. Spójrz, Vera nie chcę z tobą rozmawiać, twierdzi, że cię nienawidzi. Teraz ta kłótnia z Danielle. Tylko Lucas zbliżył się do ciebie. Nie wspomnę o Christianie, nawet jeśli nie chcesz w to wierzyć i tego dostrzec, to zależy mu na tobie.
- Chcesz być rozjemcą, spoiwem. – Przymknęłam na chwilę oczy. – Ale tego już nie naprawisz. Powiedz mi jak ty byś się czuł, gdyby twój własny brat, jedna z osób, które kochasz. Gdyby okazało się, że cię zdradził i oszukiwał przez tyle czasu. A co do Christiana, mówiłam mu, żeby nie robił sobie zbędnych nadziei.
Coś w moim sercu drgnęło i chciałam, żeby było inaczej. Oddać starszemu ze służących cała to odpowiedzialność. Wiedziałam, że on byłby w stanie scalić tę rodzinę, ale czułam się zbyt skrzywdzona. Szanowałam go jeszcze bardziej za te chęci. Musiałam przyznać, że był niezwykłym człowiekiem i coraz trudniej było mi patrzeć zarówno na niego, jak i jego brata, tylko jak na służących. Nie mogłam jednak dać tego po sobie poznać.
Dotarliśmy na miejsce, powiedziałam Christopherowi, żeby za mną nie czekał. Poszłam się ukryć w zaułku. Cel był DJ'em w klubie niedaleko. Miałam nadzieję, że ze względu na to, że mieszka blisko, będzie wracał pieszo. Czekałam przez następne kilka godzin, aż w ogóle pójdzie do swojego miejsca pracy. Tylko że zmierzał tam wraz z grupą znajomych. Podejrzewałam, że popłynie trochę alkoholu i nawet jeśli znowu wyjdzie ze znajomymi i pijanymi ludźmi. Powinno pójść względnie łatwo. Czekałam sobie aż do piątej nad ranem. Mając czas, zawsze wtedy jeszcze dokładnie obserwowałam otoczenie i rozpatrywałam wszystkie możliwości, gdyby poszło coś nie tak. Moja ofiara szła całkiem pewnie i to sama, uśmiechnęłam się. To istne szczęście, po tej kobiecie w Berlinie. Oparłam się o mur i wyciągnęłam papierosa.
- Hej – zawołałam do niego, kiedy przechodził. – Masz może ogień? – Uśmiechnęłam się zalotnie, popatrzył na mnie niepewnie, nie wiedząc, co myśleć. – Nic ci nie zrobię, tak tu sobie tylko czekam na taksówkę od dłuższej chwili. Chyba zgubiła się gdzieś po drodze. Może porwało ją ufo, kto to wie, jakie dziwne rzeczy dzieją się na tym świecie. To dasz mi ten ogień? Żebym mogła sobie umilić to oczekiwanie.
Podszedł do mnie i wyciągnął zapalniczkę. Zagadywałam go i zdołałam namówić, żeby również zapalił i mi potowarzyszył. Wypaliliśmy po jeszcze jednym w ciszy.
- No rzeczywiście coś długo ta twoja taksówka nie przyjeżdża – oznajmił. – Zamówiłaś ją w ogóle?
- Ależ oczywiście. – Oburzyłam się. – Jak ci w ogóle na imię mój kompanie?
- Mike. – Podał mi rękę. – A tobie?
- Kitty – odparłam, nie puszczając go. Trochę się zdziwił, słysząc to słowa. Tak właśnie nazywał moją panterkową klientkę, kiedy byli razem. – Znałeś kogoś o takim imieniu, prawda? Otóż ja też ją znam, kazał mi przekazać pozdrowienia.
Trochę zajęło mu skontaktowanie, o co chodzi, a ja już zaciągałam go w zaułek i udusiłam. Stawiał opór, ale nie na tyle duży, żeby mi się wyrwać. Zostawiłam go za jakimś śmietnikiem, wcześniej jednak zabrałam wszystkie jego kosztowności, które miał ze sobą, portfel, zegarek. Spakowałam to do plecaka. Napad rabunkowy wyglądał mniej podejrzanie niż leżące tak po prostu martwe ciało. Zanim wyszłam z zaułka, rozejrzałam się czy nikt nie idzie. Złapałam najbliższą taksówkę i wróciłam do domu.
Wszyscy spali, więc znowu sama musiałam rozpalić ognisko, wrzuciłam wszystkie rzeczy, tym razem jednak przyniosłam sobie leżak i wpatrywałam się w ogień. Nie było nastrojowo, bo zbliżała się szósta rano, ale i tak przyjemnie patrzyło się, jak jeden z żywiołów pochłania wszystkie dowody. Był moim sprzymierzeńcem, jednym z niewielu. Byłam zmęczona, to całonocne czekanie dało mi się we znaki. Im dłużej się wpatrywałam w płomienie tym bardziej ciążyły mi powieki, a głowa opadała. Wytrzymałam jeszcze kilka minut i zasnęłam. Obudziłam się popołudniem przykryta cienkim kocem. Podniosłam się ciężko i zaraz pod nos podsunięto mi szklankę mrożonej herbaty.
- Dziękuję – odpowiedziałam, w sumie nie wiedząc komu, bo nie zdążyłam jeszcze otworzyć oczu.
Upiłam łyk, oddałam szklankę i przeciągnęłam się. Przed sobą zobaczyłam twarz Christiana. Patrzył na mnie chłodno, powstrzymując się od jakichś uwag. Zapytałam, czy to on mnie przykrył, potwierdził, zatem podziękowałam mu i poszłam do siebie wziąć prysznic. Nie czułam się dobrze z tym, jak służący mnie traktował. Gdzieś w głębi było mi miło z tego powodu, ale szybko to w sobie zdusiłam. Usiadłam ponownie do dokumentów.
Klientka przesłała pieniądze z wiadomością Widzę, że Ci się śpieszy. Czyżbyś miała innych klientów na pęczki?. Miałam ochotę odpisać jej coś w stylu, że nie jest pępkiem świat, ale nie chciałam wdawać się potem w jakąś bezsensowną wymianę zdań. Zeszłam na obiad, który odbywał się w nieprzyjemnej atmosferze. Jedliśmy kaczkę, wymieniając tylko pełne nienawiści spojrzenia. Nimi w szczególności obdarzała mnie Vera. Lucas siedział skulony, musiał wybierać pomiędzy mną a siostrą, czułam tę rozterkę, która nim targała. Spokojnie delektowałam się obiadem, w końcu nasi służący nie wytrzymali, przyszli do jadalni i Christopher, trzasnął w stół.
- Dosyć tego, coś wam leży na wątrobie to mówcie. – Przebiegł po wszystkich wzrokiem. – Teraz.
- Heroiczna próba – odparłam, odkładając sztućce. – Ja mogę się w nią pobawić. Nie wiem jak inni. – Wszyscy milczeli. – To może zacznę, jeśli pozwolicie. Lucas, jutro wieczorem idziemy. Siostro, dziękuję ci, za twoją szczerość. Vera... – Spojrzała na mnie, ściskając w ręku nóż. – Możesz już przestać, przeżywać tego swojego chłopaka. Nie żyje, koniec tematu. Zresztą nie powinnaś tego roztrząsać, skoro chciał cię zabić. Może czas się ogarnąć, zamiast szlajać się, gdzie popadnie, na co pozwala ci Danielle...
Rzuciła się na mnie z szybkością kota z nożem w ręce, spodziewałam się tego.
- Zamknij się! Ty bezduszna ... - nie dokończyła, nie pozwoliłam jej. Chwyciłam rękę, którą we mnie celowała, wykręciłam i przycisnęłam jej głowę do stołu, przykładając nóż do gardła.
- Rosalie – wycedziła Danielle. – Nie rób niczego, czego będziesz później żałować.
Czułam, jak zbliżają się do mnie inni, żeby mnie jakby co powstrzymać przed poderżnięciem gardła kuzynce. Odrzuciłam nóż z dala od siebie, Vera zaczęła się wyrywać, przycisnęłam ją jeszcze mocniej.
- Spokojnie siostro, nie zamierzam zrobić jej krzywdy. – Uśmiechnęłam się złowieszczo. – Ale to był zły ruch z jej strony. Mimo wszystko uniknie kary. Wiązałam z nią wielkie nadzieje. Straciłam je, ale widzę, że drzemie w niej siła i potencjał, którego nie chcesz obudzić, więc może nie jest tak do końca stracona. – Puściłam ją, a ona zaraz podbiegła do Danielle, która zaczęła oglądać jej ramię, zwróciłam się do Christophera. – To nie miało prawa się udać. Daj uczuciom trochę ostygnąć.
***
Siedzieliśmy na płocie z Lucasem, kryci przez drzewa. Obserwowaliśmy nasz cel w jego willi z basenem. Sytuacja w domu pogorszyła się, więc oboje chętnie się z niego wyrwaliśmy. Mój kuzyn i służący mieli najgorzej. Młody był rozdarty między mną a Verą, chociaż ja nie robiłam nic, żeby nim manipulować. Starszy z braci był po stronie Danielle, czego nie miałam mu za złe. Każdy by go polubił, mimo wszystkiego, co się działo, on zawsze zachowywał spokój i był po prostu usposobieniem dobroci. Jjeśli komuś trzeba by było komuś przyłożyć, zrobiłby to równie dobrze, jak zastawia stół. Natomiast Christian, widziałam walkę, jaką toczy sam ze sobą, za każdym razem, kiedy mnie widzi. Mówiłam mu, że między nami nic nie będzie, ale on nadal w to wierzył.
Obserwowałam jak mężczyzna sobie nieumiejętnie potańcowuje w kąpielówkach i szlafroku.
- Serio? – zapytał niemal bezgłośnie Lucas. – Spotykała się z kimś takim? On jest niewiele młodszy od Henry'ego.
- O gustach się nie dyskutuje – odparłam. – Zresztą ta klientka jest dziwna, nic mnie już nie zdumiewa w jej przypadku.
- To, co robimy?
- Zmierzcha, poczekamy jak wejdzie po coś do domu, wtedy zeskoczymy i podejdziemy bliżej, a potem się zobaczy. Utopimy go w basenie, ja to zrobię, jeśli nie chcesz, tylko pomóż mi go przytrzymać, dobrze?
Zgodził się na taką wersję. Mężczyzna nadal tańczył, przygotowując sobie drinka przy małym barze. Dźwięki, które wydobywały się z małego pudełka obok, denerwowały mnie, przyprawiając o ból głowy. Zatęskniłam za muzyką klasyczną, którą czasami grywano w domu, za moich czasów. Na dodatek zaczął śpiewać. Lucas cicho się zaśmiewał. Po jakimś czasie usłyszeliśmy głośne przekleństwo. Cel poszedł w stronę domu, coś mamrocząc pod nosem. Dałam znak Lucasowi i opadliśmy na podwórko.
On szedł z jednej, ja z drugiej strony. Przeklinałam, że w tych czasach wszystko robili ze szkła, również ściany. Nie rozumiałam tego zamiłowania do pokazywania własnej prywatności. Nakazałam Lucasowi się pośpieszyć, mężczyzna w każdej chwili mógł się odwrócić i nas zobaczyć. Zatrzymał się przy barku i zaczął udawać zmęczonego biegiem. Cel zaraz zauważył, że coś się święci, wybiegł z bronią, skierowaną w Lucasa.
- Co tu robisz?! – zapytał wściekle. Dałam Lucasowi znak, żeby grał dalej.
- Ja? – Podniósł ręce do góry. – Uciekam przed złymi ludźmi, przeskoczyłem przez płot, naprawdę nie zrobiłbym tego, jeśli bym nie musiał.
Powoli zakradałam się do niego, w ostatniej chwili, jakoś wyczuł, że się zbliżam i odwrócił się w moją stronę. Zdążył uderzyć mnie łokciem w twarz, ale to dało szansę Lucasowi na odebranie mu broni, z której teraz do niego mierzył. Pozbierałam się, kopnęłam go w kolano. Upadł, otarłam krew z nosa.
- Po co tu przyszliście? – zapytał walecznie.
- Żeby cię zabić – powiedziałam, podchodząc do niego.
- Chcecie pieniędzy, biżuterii? Czego? Dam wam, tylko zostawcie mnie w spokoju.
- W sumie, ktoś już nam obiecał sporo zapłatę, jeśli znajdziesz się po drugiej stronie. – Uśmiechnęłam się. – Wiesz co dam ci podpowiedź, może zgadniesz. To kobieta. Cofnij się pamięcią pięć lat wstecz. To była zima, narty w Alpach. Lubi nosić cętki.
- Nie, nie ośmieliłaby się. – Był w szoku. – Dam wam więcej niż ona, za oszczędzenie mojego życia.
- A jednak – powiedziałam z uśmiechem. – Byłeś numerem jeden na jej liście. A teraz koniec gadania.
Lucas nadal mierzył do niego z broni, przeciągnęłam go, nadal protestującego do basenu, chwyciłam za głowę i trzymałam tak długo pod wodą, aż nie poczułam, że powoli przestaje walczyć. Kuzyn patrzył na to zafascynowany, nie cofając rąk, którymi pomagał mi trzymać go pod wodą. Wyciągnęliśmy go.
- Ułóż historię, a ja w tym czasie zrobię coś z jego bronią. – Podał mi ją i nadal patrzył na ciało mężczyzny, dotknęłam jego ramienia, podskoczył. – Wszystko w porządku?
Potaknął, weszłam do kuchni i włożyłam broń do pierwszej z brzegu szuflady. I tak były na niej tylko odciski palców ofiary. Nauczyłam się już pracować w rękawiczkach. Wróciłam na podwórko, Lucas stał w tym samym miejscu, myśląc.
- Skoro miał basen, nikt nie uwierzy, że się po prostu utopił, nawet po pijaku. – Zachęciłam go do mówienia dalej. – Ale możemy wykorzystać alkohol i upozorować nieumyślną śmierć. Czy da się zrobić, żeby to wyglądało na upadek, walnął głową w krawędź, a potem wpadł do basenu?
- Całkiem zmyślne. – Uśmiechnęłam się do niego.
Podeszłam do ciała, wzięłam w ręce jego głowę, uniosłam lekko korpus i uderzyłam nią o krawędź basenu. Musiałam uważać, żeby nie zrobić tego za mocno i nie rozłupać czaszki. Pojawiła się krew, również na mnie, szybko wrzuciłam ciało do basenu i wstałam. Lucas w międzyczasie zrobił zdjęcie i wysłał klientce.
- Zrobione – powiedziałam. – Wracajmy do domu.
Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w nasze dzieło, musiałam nim potrząsnąć, żeby się ruszył. Wspięliśmy się na mur, zatrzymałam go na chwilę. Rozejrzałam się czy nikt nie idzie.
- Jak zeskoczysz, nie czekaj za mną, idź spokojnym krokiem do samochodu. Kiedy tam dotrzesz, wsiądziesz i jeśli mnie nie zobaczysz, to jedź do domu, ja dam radę wrócić.
Niechętnie się zgodził, zrobił jednak, jak mu kazałam. Odczekałam chwilę i sama zeskoczyłam. Fortuna nigdy nie sprzyja wiecznie, pechowo upadłam i skręciłam sobie kostkę. Przeklęłam i podniosłam się z bólem. Zdjęłam golf, pod którym miałam krótki top i owinęłam go rękawami wokół pasa, żeby plamy krwi nie rzucały się w oczy. Powoli ruszyłam w stronę samochodu.
- A dokąd to tym razem? – Usłyszałam znajomy głos i poczułam zimną lufę pistoletu przykładaną do moich pleców. Uśmiechnęłam się i uniosłam do góry ręce.
- Daniel, a gdzie zgubiłeś swojego uroczego przyjaciela? – zapytałam miłym głosem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro