Rozdział 14 - Słowa, które powinny paść dawno
To co się działo później była dla mnie czymś już znanym, lecz odkrytym zupełnie na nowo. Christian nie śpieszył się, rozbierał mnie powoli, jednocześnie przypatrując się każdemu skrawkowi mojego ciała. Przy okazji delikatnie badał je dłońmi, zatrzymując je zwłaszcza w miejscu blizn. Gdy stałam przed nim całkowicie naga, zaczęłam drżeć, przestałam czuć się pewnie w swoim własnym ciele, z czym nie miałam nigdy problemów. Służący patrzył jednak na mnie z czułością, nie chciałam użyć słowa miłość, ale nikt tego wcześniej nie robił, nawet Robert. Przez chwilę próbowałam zakrywać się dłońmi, jednak mnie powstrzymał, przyciągnął z pewną stanowczością do siebie i zachęcał, żebym pozbyła się też jego ubrań.
Nie czułam się źle, chciałam dać się ponieść tej chwilo, tak mi podpowiadało serce. Chociaż rozum cały czas mówił mi, abym wygoniła go z sypialni i z nawiązującej się między nami relacji. Unikałam za wszelką cenę jego wzroku, kiedy on usilnie go szukał. Położył mnie delikatnie na łożu i dal czas na rozluźnienie. Początkowo źle reagowałam na dotyk, gdy jego dłonie znajdowały się tam, gdzie nie powinny, przystawał wtedy na chwilę, lecz nie cofał ręki. Zresztą sama wtedy tego nie chciałam. Potrzebowałam tylko odrobiny czasu, nikt mnie wcześniej w takich sytuacjach nie traktował z taką czułością i uczuciem.
W końcu, gdy czułam, że moje mięśnie nie są już napięte, pozwoliłam sobie na tę chwilę słabości i spojrzałam w oczy Christiana. To był mój błąd, ponieważ zatopiłam się z nich bez reszty, podobnie jak w uśmiechu, który wykwitł po chwili na jego ustach. Nie widziałam go wcześniej i miałam wrażenie, że jest przeznaczony tylko dla mnie. Zapomniałam o wszystkim, teraz liczył się tylko on...
Obudziłam się zaraz, gdy promienie słoneczne postanowiły potańczyć sobie na mojej twarzy. Spojrzałam na to, kto leży obok mnie, zaczęłam przeklinać we wszystkich znanych mi językach. Już sama nie wiedziałam, czy tego pragnęłam. Byłam tylko pewna, że nie powinnam. Jednocześnie nie opuszczało mnie szczęście po najlepszej i najprzyjemniejszej nocy mojego życia, a z drugiej targała mną wściekłość na samą siebie, że sobie na to pozwoliłam. Przetarłam twarz dłońmi i chciałam wstać, ale Christian zaczął się wiercić i wracać do żywych.
- Każdy dzień witasz taką wiązanką? – zapytał, nie otwierając jeszcze oczu.
- Tylko wtedy, kiedy budzę się obok kogoś, kto nie powinien znajdować się w moim łóżku – odpowiedziałam zgryźliwie, jak zwykle go to nie zraziło. – Ja idę pod prysznic, a ty masz stąd do tego czasu zniknąć.
- Nie weźmiemy go razem? – Uśmiechnął się tym swoim zawadiackim sposobem i próbował pogłaskać mnie po ramieniu.
- Daruj sobie – mruknęłam i wstałam. – Ile to przecież razy zdarzało się, że kobiety z tej rodziny spały ze służącymi?
- A ty? – Uniósł się na ramieniu i spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Nie ze służącymi, ale Robert był w tej kwestii bardzo przekonujący. Zresztą ty też na pewno miałeś wiele kobiet przy swoim boku.
- Skąd te podejrzenia? – Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Nie odpowiedziałam, kazałam mu tylko zniknąć, zanim wrócę spod prysznica. Miał sporo czasu, bo po prostu stałam, czując spływającą po moim ciele wodę. Nie wiem skąd, w tamtym momencie wzięła się u mnie ochota na rozmyślanie o czystości. Otworzyłam gwałtownie oczy, nigdy nie będę już czysta, w żadnych aspekcie. Moją niewinność straciłam już dawno. Nie mogłam oczyścić ani duszy, ani ciała. Spojrzałam na swoje ręce, którymi odebrałam już tyle żyć i nie poczułam nic. Może powinnam zobaczyć na nich krew jak Lady Macbeth u Shakespeare'a i starać się ją zmyć, ze wszystkich sił. Roześmiałam się cicho, byłam uradowana niczym dziecko. Stwierdziłam, że to na pewno nie jest normalne zachowanie, ale czy był sens się zmieniać?
Wyszłam spod prysznica i owinięta ręcznikiem spojrzałam tylko, czy służący spełnił moją prośbę. Akurat zamykały się za nim drzwi, przewróciłam oczyma, bo niezbyt mu się spieszyło. Ubrałam się w sportowe rzeczy i zeszłam na śniadanie. Nikogo nie było, więc zmieniłam plany i poszłam najpierw trochę potrenować. Chwila zmieniła się w dwie godziny, ale poczułam, że dzięki temu myślałam trochę jaśniej.
- Gdzie Lucas? – zapytałam, gdy weszłam do kuchni, a wszyscy zajadali się śniadaniem.
- Jak schodziłam, to jeszcze spał – odparła mi Vera.
- Dobrze. – Uśmiechnęłam się. – Należał mu się długi, porządny sen.
- O ile w ogóle zasnął. – Rzuciła z przekąsem Danielle. – My miałyśmy koszmary po pierwszym zleceniu przez tygodnie.
Christian gwizdnął ze zdumieniem, rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Stwierdziłam, że współcześni młodzi ludzie są bardziej odporni. Siostra spojrzała na mnie powątpiewaniem i złością. Chwyciłam tosta i poszła do siebie, znowu wzięłam szybko prysznic i przeniosłam się do atrium. Zanim uruchomiłam komputer, kazałam sobie zrobić kawę. Przyniósł mi ją Lucas, który nieśmiało zapukał do drzwi. Uniosłam pytająco brwi?
- Byłem na śniadaniu i tak szedłem do ciebie, to wzięłam po drodze od Christiana – odpowiedział mi kuzyn.
- Oni są czasami niemożliwi – mruknęłam pod nosem i skupiłam się na Lucasie. Siedział dosyć sztywno i nerwowo bawił się palcami. Przestraszyłam się, że Danielle mogła mieć rację. Szybko zerwałam się, podeszłam do niego i chwyciłam za ręce. – Siostra martwiła się o twój stan psychiczny, czy słusznie? – zapytałam. - Spałeś dzisiejszej nocy?
- Tak, zasnąłem po kilku godzinach. Bałem się, że będę miał koszmary, ale o dziwo nic mi się nie śniło – odparł. Uścisnęłam mocniej jego dłonie, jednocześnie wzdychając z ulgą.
- To nie znaczy, że tak będzie zawsze. Czemu się tego bałeś?
- Bo leżąc po ciemku, uświadomiłem sobie, co zrobiłem. Że zabiłem człowieka i tego nie da się odwrócić. - Zaczął się trząść.
- Gdybym była zabawnym człowiekiem, powiedziałabym, że „doprowadziłem do śmierci" jest bardziej adekwatne do sytuacji, ale nie jestem z tego rodzaju. Jestem tutaj, żeby cię wspierać. Lucas – Uniosłam jego podbródek, żeby mógł na mnie spojrzeć. – Jesteśmy rodziną, prawda? Nie wybrałam ciebie i Very bez powodu, wiem, że oboje macie w sobie siłę, żeby kontynuować naszą rodzinną tradycję.
- Jak ty sobie z tym radzisz?
- Ja? – Uśmiechnęłam się. – Już dawno przestałam temu nadawać wagę czegoś ważnego. Podchodzę do tego, jak do pracy, takiej jak każda inna. I pomaga mi to, że staram się wyzbyć jak największej ilości uczuć, ale tego nie ostatniego nie polecam.
- Czemu? – zapytał z niepokojem, teraz to on uścisnął moje ręce, dodając mi wsparcie i zachęcając do odpowiedzi.
- Wiem z własnego przykładu, jak bardzo to niszczy, ale to nie ma już żadnego znaczenia w moim przypadku. – Uniosłam delikatnie kąciki ust, w smutnym uśmiechu. – Im dalej pójdziesz tą drogą, tym trudniej wrócić. A ja nie wiem nawet, czy potrafię jeszcze zawrócić.
Posiedzieliśmy chwilę w ciszy, potem radośnie podskoczyłam i oznajmiłam Lucasowi, że mam dla niego zadanie. Widziałam ten wyraz strachu, na myśl, że to może być kolejne zlecenie. Zaśmiałam się i uspokoiłam go, że to związane z jego ukochanymi komputerami, odetchnął z ulgą na tę wiadomość. Byłam podekscytowana tym, że mam wroga i to całkiem dobrego wroga. Zawsze to urozmaica nieco pracę. Z Danielle i Maxwellem śmialiśmy się, jako dzieci, że chcemy mieć takiego arcywroga, który by próbował nas schwytać za wszelką cenę. Wytłumaczyłam kuzynowi, co się stało zeszłego wieczoru. Kazałam mu poszukać wszelkich informacji o owym Danielu i jego przyjacielu w tym jego magicznym internecie, co nieco zhakować. Ucieszyło go w końcu zadanie, w którym mógł się wykazać. Zaraz poszedł zamknąć się w swojej sypialni, żeby się tym zająć.
Ja natomiast wesoło zakręciłam się na krześle i zobaczyłam, czy klientka nie przysłała żadnych żądań odnośnie do następnego zlecenia. Wysłała tylko wiadomość, jak bardzo podobała jej się akcja na przyjęciu, policja ją trochę pomęczyła, bo w końcu to był jej były i miała z nim powiązania. Spojrzałam na dopisek na koniec Jesteś w tym niezła, daje Ci wolną rękę, co do reszty, zabijaj ich, kiedy chcesz, nie czekając na moje polecenie. Ważne, żeby wszyscy byli martwi. Teraz chce, żeby stało to się jeszcze szybciej. Reszta umowy się nie zmienia. Wysyłasz dowód, ja kasę. Uwielbiam Cię <3 Całuski :******. Przewróciłam oczyma, ale zaraz wyciągnęłam wszystkie teczki i wybierałam sobie, jakie zlecenie wziąć, jako pierwsze.
Utopienie, uduszenie, skręcenie karku, poderżnięcie gardła czy może sztylet w serce. Zamknęłam oczy i na chybił trafił wskazałam sobie teczkę z numerem trzecim, zaśmiałam się. Tak bardzo tradycyjnie, bronią białą, prosto w serce. Prawie jak za pierwszym razem. Klasnęłam z uśmiechem w dłonie i zaczęłam przygotowywać plan. Wcześniej jednak uzupełniłam wpis do kroniki, a raczej jej zastępczej kopii. Najważniejsze, że wiedziałam, kto w tym momencie ma oryginał. Przerwałam to kilka godzin później, kiedy Lucas przyniósł dosyć obfitą w informację teczkę o Danielu. Przerzucał mi kartki, zdjęcia wpadając w słowotok, tłumacząc mi wszystko. Popatrzyłam na niego z dumą, jak przystało na starszą kuzynkę albo siostrę. Śmiałam się cicho z niego.
- Co jest? – zapytał zmieszany.
- Nic, nic. – Poklepałam go po ramieniu. – Naprawdę to twój żywioł. Ożywasz przy tych swoich maszynach i się bardzo z tego cieszę. Mów, mów, ja i tak będę musiała to potem na spokojnie przejrzeć.
- Więc zdziwiłem się, że podał ci swoje prawdziwe imię, co mi zdecydowanie dużo ułatwiło.
- Może był pewny, że mnie wczoraj złapię i w sumie nic na tym nie tracił.
- Ale mu nie wyszło – oznajmił wesoło Lucas i wrócił do tłumaczenia mi wszystkiego. – I to agent wywiadu, naprawdę zachowałby się tak lekkomyślnie?
- Agent wywiadu? - zapytałam, nie rozumiejąc, co ma na myśli.
- No taki, współczesny szpieg.
Tak zastała nas Danielle, która bez pytania weszła sobie do atrium. Spojrzałam na nią ze złością. Gdyby Lucasa nie było, to jeszcze, ale że sprawy miały się inaczej. Wkurzyłam się za brak szacunku. Musiała się pohamować, jej wejście w teorii powinno być pompatyczne, ale bez pokrycia w praktyce. Zacisnęła mocno usta i wzrokiem dała mi znać, że chce pogadać na osobności. Kuzyn patrzył to na mnie to na moją siostrę. Podziękowałam mu z uśmiechem za pomoc i poprosiłam, żeby wyszedł. Przy okazji dałam mu listę rzeczy do zrobienia, żeby zaprzątnąć mu myśli, tak aby odbiegały one od jego pierwszego zlecenia. Danielle nie wytrzymała długo, zaraz na mnie naskoczyła.
- Co ty sobie myślisz?! – krzyknęła, oparłam się wygodnie na fotelu i uniosłam pytająco brwi. – Przespałaś się z Christianem.
- Sama się domyśliłaś Sherlocku? – zapytałam z przekąsem.
- Trochę z pomocą Christophera, ale tak. Nie trudno zauważyć, jak łazi po całym domu z uśmiechem zdobywcy i tryska energią jak nastolatek – zaczęła mocno gestykulować i mówić coraz głośniej.
- No i? – przerwałam jej. – To normalne w tej rodzinie. Poza tym sama spałaś ze służącymi pięćset lat temu. A teraz jesteś w głębszej relacji ze starszym z braci.
- Co? – udała zaskoczenie i zszokowanie.
- Nie udawaj, że tak nie jest. Nie jestem głupia siostro, widzę, co się dzieje w tym domu.
- I zero reakcji?! – krzyknęła. – Nie chciałaś ze mną o tym porozmawiać? Siostry powinny ze sobą o takich rzeczach rozmawiać. Powinny sobie ufać.
- Tu nie chodzi o zaufanie Danielle. – Machnęłam ręką. – Pamiętasz, jak ostatnio skończyła się nasza rozmowa o problemach sercowych. Nie chciałaś uwierzyć, że możemy być zakochane w tej samej osobie. Mówiłam ci, że powinnyśmy to zakończyć.
- Ale żadna z nas tak naprawdę nie potrafiła – dokończyła za mnie.
- No właśnie – żachnęłam się. – W naszym przypadku, takie rozmowy nie mają sensu.
- Mają sensy, chociażby, dlatego, że jesteśmy siostrami.
- Ale nie bliźniaczkami, nie dzielimy myśli.
- Możesz do cholery jasnej przestać Rosalie?! – nie wytrzymała, puściły jej nerwy. Zapytałam, o co jej chodzi. – Możesz przestać udawać, że ci na niczym nie zależy, że jesteś człowiekiem bez uczuć. – Zaśmiałam się, słysząc to, zdenerwowała się jeszcze bardziej. – Wiesz, co, przez cały ten czas zastanawiam się, czy ty go w ogóle kochałaś? I dochodziłam zawsze do jednego wniosku, że nie, a on i tak wolał ciebie.
Przekroczyła granicę, zerwałam się gwałtownie i uderzyłam pięściami w stół.
- Kochałam go i nie masz pojęcia jak bardzo! Równie mocno, jak ciebie! Byłam gotowa z nim uciec, ale każde zawahanie się, było powodowane twoją osobą, bo wiedziałam, jak bardzo cię to zrani.
- Nie wierzę ci! – Danielle rzuciła we mnie stojącym na biurku kubkiem, uchyliłam się – Ja go kochałam! Szczerze, w przeciwieństwie do ciebie! I cieszę się, że w końcu ci to powiem.
- Co mi powiesz, siostro? – W ostatnie słowo wlałam tyle jadu złośliwości, na ile mnie było stać.
- Że to ja na was doniosłam. – Wypowiedziała to zdanie takim lodowatym tonem, że aż mnie zatkało, uśmiechnęła się z wyższością i kontynuowała. – Tak, wiedziałam, co planujecie. Też wiedziałam, jak wyciągać z Roberta potrzebne mi informacje. Powiedziałam im i się z tego powodu bardzo cieszę. Żałuje tylko, że po dziesięciu latach, stwierdziłam, że jednak jesteś moją siostrą i poprosiłam, żeby zrobili ze mną to samo. Wtedy nienawidziłam cię z całego serca i ... - Przerwałam jej znowu, uderzając w stół.
- Wystarczy! – Patrzyłam na nią wściekła, z trudem powstrzymując się, żeby nie zacząć z nią walczyć, na co ona pewnie liczyła. Oddychałam ciężko. – Jestem głową rodziny i nie będę dłużej prowadzić tej rozmowy.
- Dobrze wiesz, że ten tytuł należy się mnie – prychnęła moja siostra, nadal uśmiechając się z wyższością.
Rzuciłam jej przez biurko teczki z ósemką i dziewiątką, ze zleceniami na skręcenie karku i poderżnięcie gardła.
- Ale już tego nie zmienisz. To ja nią jestem. Twoje następne zadania, jedno z nich ma wykonać Vera. – Przerwałam jej machnięciem ręki, gdy otwierała usta, żeby zaprotestować. – Nie chcę więcej słyszeć, że jest niegotowa. Spraw, aby była. Masz czas do końca wakacji. A teraz wyjdź – zakończyłam chłodno.
Chwyciła dokumenty i wyszła, trzaskając drzwiami. Zrobiłam jedyną rzecz, jaką byłam w stanie, żeby nie zabić nikogo w przeciągu najbliższego czasu. Poszłam się wyżyć na sali treningowej. Rozrzuciłam tam wszystko, krzycząc z wściekłości i bezsilności. Waliłam na oślep w worek bokserski, zdzierając sobie skórę z dłoni. Jak mogła!? Jak?! Krzyczał mój umysł. Zdradziła mnie! Jak śmiała zarzucić mi, że go nie kochałam? Zaczęłam płakać, nic nie widziałam, ale nadal wyprowadzałam ciosy. Wróciły wszystkie wspomnienia, które starałam się wyprzeć z umysłu. Nie chciałam wracać do niczego, co związane było z jego osobą.
Ten cały Daniel na przyjęciu a teraz Danielle. Zaśmiałam się złośliwie do samej siebie, co za zbieżność imion. Widziałam przed oczami twarz Roberta, nasz wspólnie spędzony czas, przypominały mi się dawne plany wspólnego życia. Mówił mi, że jestem tak silna i wspaniała, że zawsze traktowałby mnie jak równą sobie. Upadłam na podłogę. Chciałam po prostu zwinąć się w kłębek i płakać. Nikt mnie nie widział, mogłam sobie na to pozwolić. Chwila słabości, tylko tego pragnęłam. Poczucie obowiązku było jednak silniejsze, spojrzałam w lustro po drugiej stronie. Widziałam siebie zapłakaną, w nieładzie, skuloną, przestraszoną i słabą. Popatrzyłam sobie głęboko w oczy i wyszeptałam To przeszłość. On nie żyje. Już go nie kochasz. Odpuść. Zapomnij. Powtórzyłam to dwa razy, coraz głośniej.
Podniosłam się i wróciłam do siebie. Pierwsze, co zrobiłam, to zarezerwowałam bilet lotniczy do Berlina, chwyciłam rzeczy, które przygotował dla mnie Lucas, spakowałam kilka rzeczy, ogarnęłam się ze swoim wyglądem. I wyszłam po prostu, jedyne, co mogłam zrobić, to rzucić się w wir pracy. Złapałam taksówkę na lotnisko, było to sporym wyzwaniem, patrząc na godzinę czwartą nad ranem. Na samolot czekałam jeszcze kilka godzin, mając czas na rozmyślania i studiowanie materiałów. Najważniejsze, że miałam adres. Tym razem chciałam działać spontanicznie. Robić cokolwiek, nie myśleć, bazować na wściekłości, którą wciąż czułam. Zaraz z lotniska, przeniosłam się pod dom ofiary.
Obserwowałam jego willę do zmroku. Widziałam, jak wraca do domu drogim samochodem z jakąś kobietą. Przestudiowałam system zabezpieczeń, wiedziałam jak się tam dostać. Szkoda, że nie był sam, wzdrygnęłam ramionami, najwyżej ją też trzeba będzie zabić. Obserwowałam ludzi, którzy tam przechodzili. Moją uwagę zwróciła jedna kobieta, było w miarę ciepło, miała obcisłą czarną bluzkę, z krótkim rękawem. Przyglądałam się jej przez dłuższą chwilę, a moją uwagę przykuł jej tatuaż na lewym ramieniu. Nie widziałam go w całości, ale wystarczająco, żeby rozpoznać węża, którego ogon płynnie przechodził w miecz. To nie mógł być przypadek. Ruszyłam za nią, dopadłam ją po kilkudziesięciu metrach, kiedy skręcała. Widziałam, jak podejrzenie przypatrywała się domowi mojej ofiary, przycisnęłam ją do muru i przyłożyłam sztylet do gardła.
- Co tu robisz wężu? – zapytałam po francusku.
- No proszę, a jednak to prawda. – Zaśmiała się kobieta, przyglądając mi się z uśmiechem. – I to taka niespodzianka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro