Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.36."Isac igrasz z ogniem"

Hej! Ja jeszcze żyje, aczkolwiek czuje się jakbym umierała :c
Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału, ale byłam na kontroli u lekarza i po prostu nie miałam siły.
Dzisiaj POSTARAM się dodać jeszcze coś wieczorem, aczkolwiek to nie zależy ode mnie. Naprawde. Mam wene i to naprawde dużo i czuje, że dzisiaj mogłabym napisać do końca rozdziały, ale oczy mi się same zamykają. Boli gardło i głowa i ciągle kaszle. Ja to mam to szczęście. W wakacje chorować. Pozdrawiam i licze na dużo komentarzy, żebym nie zasneła i zaczęła pisać drugi rozdział dla was, ale nic nie obiecuje czy dam rade!

Ps. Zapraszam was na Mój Psycholog❤

Razem z Dylanem i Shawnem czekaliśmy w samochodzie na odpowiedni moment, aby porozmawiać z gansterem. Wiedziałem, że muszę to teraz załatwić, żeby Ambar i Nicol były bezpieczne.

- Napewno chcesz iść sam? - zapytał Mendes, a ja się chwile nad tym zastanowiłem. Gdyby poszli ze mną chłopaki, to czuł bym się pewien, ale z drugiej strony jakby coś cało się im, to nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

- Nie, pójde sam. - odpowiedziałem.

- Uważaj na siebie. - wtrącił się Forster. Było mi trochę głupio z nim rozmawiać po tym co zrobiłem jemu ojcu, ale należało się temu chuju.

- Będę. - rzuciłem szybko i wysiadłem z auta. Od razu pewnym krokiem weszłem do klubu, z którego już na parkingu słychać było głośną muzyke.
- Przystojniaczku, a ty do kogo? - zapytała rudowłosa dziewczyna, która miała na sobie tylko bielizne.

- Szukam...- przerwałem kiedy zobaczyłem go. Zignorowałem kobiete i ruszyłem w strone mojego celu. Jak się spodziewałem, kiedy mnie zobaczył nie krył szoku i zdziwienia.

- Nives? - spytał.

- Nie, duch - prychnąłem - Jasne, że ja. Kto inny by do ciebie przyszedł? - dodałem. Byłem pewny siebie, ale musiałem to dobrze rozegrać. Jak na razie szło mi nieźle.

- W takim razie zapraszam do gabinetu. - odpowiedział. Czułem, że coś kombinuje, ale ja miałem na niego haka, aczkolwiek i tak będę musiał oddać mu milion dolarów. Weszłem do dużego pokoju, który był nieźle wyposażony.

- Myślałem, że nie żyjesz - zaczął i usiadł na fotelu - Moi ludzie szukali cię wszedzie. Gdzie się ukrywałeś? - dodał.

- To nie istotne - nie chciałem mówić mu mojej kryjówki - ale przyszedłem tutaj, bo chcę pogadać o długu. - dodałem.

- W końcu przestałeś zachowywać się jak gówniarz - pochwalił - ale czas minął. Teraz dług jest większy, a ty masz poważne kłopty, Nives. - dodał i upił łyk kawy.

- Zdaje sobie sprawe, że odsetki rosną - zgodziłem się z nim - ale wiem też o twoich problemach...- przerwał mi.

- Gówno wiesz, młody szczeniaku. - prychnął.

- Wiem, że masz problemy z prawem, a ja mam kolege, który mógłby ci pomóc. - wyjaśniłem.

- Co chcesz zamiar? - dopytywał.

- Więcej czasu na spłate długu. - przyznałem.

- Zastanowie się - odparł - jutro spotkamy się o tej samej porze. Wtedy dam ci odpowiedź - dodał i wstał z wygodnego miejsca - ale nie myśl, że to koniec twoich problemów. - ostrzegł mnie.

- Twoich też. - odgryzłem się i wyszedłem. Kiedy spowrotem wsiadłem do samochodu, to w końcu mogłem normalnie oddychać.

- I jak było? - zapytał Shawn.

- Zgodził się. - powiedziałem.

- Isac igrasz z ogniem. - stwierdził Dylan i cholera miał racje, ale teraz nie mogę się podać. Wygram ja, albo on.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro