Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

🎶 Włączcie piosenkę w odpowiednim momencie...

27 sierpień...

     Podeszłam do lusterka, głośno wzdychając. Prawie całą noc nie spałam i teraz miałam tego efekty. Zaczerwienione oczy od płaczu, sińce pod oczami oraz zmęczoną twarz. Była godzina 9.00 rano, więc do ślubu zostało jeszcze sporo czasu. Ponownie westchnęłam, kiedy zobaczyłam zdjęcia porozrzucane po całym pokoju. Kucnęłam, aby je pozbierać, zanim ktokolwiek wrócił do mieszkania po imprezie. W trakcie nocy nikt nie wrócił, więc zabawa musiała im się naprawdę udać. Co prawda Mary dzwoniła do mnie kilka razy, żebym do nich dołączyła. Nie potrafiłam cieszyć się z tego, że wychodziłam za mąż, za kogoś, kogo nie kochałam. Poza tym, Zayn także nie pojawił się na imprezie. Zapytałam o to przyjaciółkę, zanim zakończyłam połączenie. Podobno źle się czuł. Wiedziałam, że kłamał. Oboje cierpieliśmy w pustych pomieszczeniach, wspominając nasze wspólne chwile.
- Mia, wyłaź z tego pokoju! - Cleo zaczęła dobijać się do mojego pokoju jakoś godzinę później.
- Chcę być sama! - odkrzyknęłam, chowając głowę pod poduszkę. Chyba należał mi się spokój w moich ostatnich godzinach przed największym błędem mojego życia, prawda?
- Nie zachowuj się jak dziecko! Musimy porozmawiać! - usłyszałam odgłos przekręcanego klucza w zamku.
Przeklnęłam pod nosem, przypominając sobie, że pewnie Mary dała jej zapasowy klucz. Naprawdę nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Najchętniej godzinę przed ślubem, upiłabym się tak, żeby nic później nie pamiętać. Zdawałam sobie sprawę, że nawet, jeśli za jakiś czas zostanę wdową w ciąży z innym facetem, to i tak zawsze będę żałowała tego kroku.
- Czy wy nie możecie zrozumieć, że nie chcę z nikim rozmawiać?! - krzyknęłam, kiedy ktoś zdjął ze mnie kołdrę.
- Nawet ze mną? - zamiast głosu Cleo, usłyszałam głos swojej mamy.
Westchnęłam, przekręcając się na łóżku tak, żeby spojrzeć na zatroskaną twarz mojej mamy. Patrzyłam w jej oczy, które po niej odziedziczyłam i zobaczyłam, jak bardzo się o mnie martwiła. Przygryzłam wargę, po czym wtuliłam się w nią, niczym w puszystego misia. Ona nigdy mnie nie oceniała. Teraz także nic nie mówiła, a jedynie była przy mnie. Wiedziałam, że nie przepadała za Matt'em ani za Nowym Jorkiem, ale zaakceptowała wszystko specjalnie dla mnie, dla swojej jedynej córki.
- Kocham cię, mamo - wyszeptałam w jej włosy.
- Ja ciebie też, kochanie. Niezależnie od tego, co wybierzesz. Pamiętaj tylko, że ta decyzja może zaważyć na całym waszym życiu - pocałowała mnie w czoło.
- Powiedz mi, co mam zrobić, proszę - wyszeptałam płaczliwie.
- Taką decyzję możesz podjąć tylko ty, Mia - mama pokręciła głową. - Nikt nie może tego zrobić za ciebie.
Miała rację. Byłam dorosłą kobietą, w ciąży, więc musiałam zacząć podejmować ważne decyzje. Zaczęło się od wyboru uczelni, a kończyło na tym, co było właściwe. Jak powinnam postąpić? Wyjść za Matt'a, bo tak trzeba czy zatrzymać przy sobie Zayn'a, którego zawsze będę już kochała? Od tego wszystkiego zaczęła boleć mnie głowa. Wstałam z łóżka, zarzuciłam na koszulkę bluzę, a na stopy wciągnęłam trampki. Podeszłam do szuflady, z której wyciągnęłam odtwarzacz mp3 wraz ze słuchawkami. Zamierzałam wyjść z domu, by chociażby pobiegać, zebrać myśli, spróbować podjąć prawidłową decyzję. Nie mogłam zrobić tego w czterech ścianach.
- Dokąd idziesz? - mama spojrzała na mnie zaskoczona.
- Idę pomyśleć. Mam nadzieję, że tym razem myślenie mi pomoże - uśmiechnęłam się do niej smutno, po czym wyszłam z pokoju na wąski korytarzyk.
Pod drzwiami czatowały moje przyjaciółki, które jakimś cudem pomieściły się w tak niewielkiej przestrzeni. Krzyczały coś za mną, ale włożyłam słuchawki do uszu, włączając pierwszą piosenkę z listy i wybiegłam z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Kiedy znalazłam się przed naszym wieżowcem, za kierunek obrałam sobie most, pod którym nie było mnie już od bardzo dawna. Biegłam, mijając starsze osoby, dzieci wraz ze szczęśliwymi rodzicami oraz zakochane pary. Przyspieszyłam, próbując uciec od wszystkiego i wszystkich. Z jednego miejsca, w którym się zatrzymałam, zobaczyłam jak powoli rozstawiali krzesła oraz inne materiały na mój ślub. To działo się naprawdę. Wyciągnęłam słuchawki z uszu, próbując unormować oddech.
- Nie jestem pewien, ale chyba nie powinnaś się tak przemęczać - całe moje ciało zadrżało, kiedy usłyszałam za plecami głos Zayn'a.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - zapytałam, nadal nie odwracając się w jego stronę.
- Nie wiedziałem - usłyszałam, jak zaczął podchodzić. - Zawsze chciałem zobaczyć z bliska ten znany most. Robi wrażenie - stanął obok mnie, nawet na mnie nie patrząc. - Już rozumiem, dlaczego wolisz być tu niż w Londynie.
- Nowy Jork nigdy mi się nie podobał - postanowiłam pociągnąć tą bezsensowną rozmowę o niczym. - Dziękuję, że tu przyleciałeś, mimo wszystko.
Zignorował moje podziękowania.
- Kiedy urodzisz, chciałbym widywać się z naszym dzieckiem, przynajmniej dwa razy w miesiącu. Mam nadzieję, że Matthew nie będzie miał nic przeciwko - w końcu na mnie spojrzał.
Był taki obojętny... Jakby było mu już wszystko jedno. To bolało.
- To ty jesteś ojcem mojego dziecka, nie on. Matt nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia. Myślałam, że o tym wiesz - przygryzłam wargę.
- Do zobaczenia na ślubie, Mia - pocałował mnie w policzek, po czym odszedł w nieznanym dla mnie kierunku.
Poczułam mrowienie w miejscu, gdzie jeszcze niedawno jego malinowe usta dotykały mojej skóry. Nikt nie wywierał na mnie takiego wrażenia jak on. To było tak bardzo irracjonalne. Jeszcze będąc nastolatką, ciągle powtarzałam, że taka miłość nie istniała. Tym bardziej nie wierzyłam, że ciało mimowolnie może reagować na inne bez mojej kontroli. Tak po prostu, jakby moja reakcja została już dawno gdzieś zapisana. A może to miłość została zapisana?
     Wróciłam do domu dopiero o 14.00, więc w środku panował totalny chaos. Celowo nie wzięłam ze sobą telefonu, aby nikt nie mógł się ze mną skontaktować. Do ślubu zostały trzy godziny. Można było sobie tylko wyobrazić krzyk dziewczyn i lament, kiedy weszłam do domu cała spocona i wykończona psychicznie. Poszłam do kuchni, nie zwracając na nie uwagi. Byłam głodna, a po ślubie na pewno nic nie przełknę, no chyba, że swoje łzy. Zjadłam trzy kanapki z pomidorem, po czym poszłam wziąć prysznic. Każda mówiła coś do mnie, ale dźwięki zlewały mi się w jedność. Po prysznicu, owinięta jedynie w biały ręcznik, usiadłam na kafelkach w łazience.
- Mia, mogę wejść? - usłyszałam wyraźny głos Rose zza drzwi.
Nie zamykałam ich na klucz, więc weszła do środka, nawet nie czekając na moją odpowiedź. Nie płakałam, tylko siedziałam i czekałam chyba na jakiś cud.
- Która godzina? - zapytałam cicho.
- Zostały dwie godziny - westchnęła. - Jeśli chcemy zdążyć, to musimy zacząć cię przygotowywać. A chcemy, prawda? - zapytała z nadzieją.
Nadzieją na to, że odpowiem nie.
- Chcemy - kiwnęłam głową, wstając z posadzki. Czas, żeby wziąć się w garść.
Stanęłam przed lustrem, robiąc lekki makijaż w postaci tuszu do rzęs oraz jasno różowej szminki. W tym samym czasie Rose ze zrezygnowanym wyrazem twarzy suszyła moje włosy. Była mną rozczarowana. Z resztą każdy był, nawet ja sama. Z grymasem na twarzy włożyłam na siebie suknię, którą miałam ochotę pociąć ostrym nożem. Na stopy wsunęłam białe szpilki na niewysokim obcasie, ponieważ takie kupiła dla mnie mama Matt'a. Usiadłam na łóżku, aby Rose mogła włożyć na moją głowę wianek z delikatnych, białych kwiatków. Był to jedyny szczegół, który mogłabym zaakceptować.
- Mia... Czy... Czy ty jesteś pewna? - Rose spojrzała na mnie smutno.
- Prawie nigdy nie byłam niczego pewna - wzruszyłam ramionami. - Nawet, jeśli popełniam błąd, to widocznie nie bez powodu. Możesz zostawić mnie jeszcze samą?
Rose spojrzała na zegarek, który przypominał mi tylko, iż do ślubu zostało pół godziny. Kiedy czegoś nie chcieliśmy, czas jakby na przekór nam przyspieszał, abyśmy jak najszybciej się z tym zmierzyli.
- Nie rób nic głupiego - przytuliła mnie delikatnie, po czym wyszła.
Westchnęłam, spoglądając na swój pokój, w którym właśnie spędzałam ostatnie minuty, jako wolna kobieta. Położyłam dłoń na swoim brzuchu, godząc się z tym, co musiałam zrobić. Byłam winna Matt'owi o wiele więcej niż małżeństwo. To była moja zapłata za to, co mu zrobiłam.
🎶🎶🎶🎶🎶🎶🎶🎶🎶🎶
Wstałam z łóżka, poprawiając suknię, która na każdym kroku mi przeszkadzała. Spojrzałam jeszcze ostatni raz na swój palec u prawej dłoni. Zobaczyłam pierścionek zaręczynowy, ale całą sobą czułam, że powinien wyglądać całkiem inaczej. Kiedy miałam już wychodzić, usłyszałam pukanie do drzwi. Nie zdążyłam odpowiedzieć, a ta osoba weszła do środka, przyglądając mi się dokładnie. Moje serce zabiło zdecydowanie szybciej, gdy zobaczyłam Zayn'a ubranego w czarny smoking. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie torba, którą trzymał w dłoni. Przełknął głośno ślinę, widząc mnie w sukni ślubnej. Chyba dopiero teraz dotarło do niego, że straci mnie już na zawsze.
- Tamta bardziej mi się podobała - odezwał się po chwili.
- Mnie też - uśmiechnęłam się do niego smutno.
- Bałem się, że nie zdążę, ale na całe szczęście, jeszcze tu jesteś - odetchnął głośno.
Poczułam jak każda cząsteczka mojego ciała drżała, wyczekując na jego słowa.
- Przyszedłeś po coś konkretnego? - zapytałam, panując nad drżącym głosem.
- Tak - kiwnął głową. - Przyszedłem się pożegnać. Za pół godziny muszę być na lotnisku. Wybacz, Mia, ale nie dam rady w tym uczestniczyć. Nie chcę zepsuć ci tego dnia, dlatego lepiej, jeśli mnie tam nie będzie. Życzę wam jak najlepiej i... - urwał.
- I? - w moich oczach pojawiły się łzy.
Jeśli powiesz teraz, że mnie kochasz, zostawię wszystko, pieprząc konsekwencje - pomyślałam.
- Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa - dokończył, po czym wyszedł, nie dopuszczając mnie do głosu.
Powstrzymywałam łzy tylko dlatego, żeby się nie rozmazać. Zayn pozwolił mi odejść już po raz tysięczny. Nie pozwól mu na to, Mia.
     Na wybrzeże jechaliśmy w ciszy. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 16.56. Za cztery minuty Zayn znajdzie się na lotnisku, o ile już go tam nie było. Podeszłam do Matt'a, który spojrzał na mnie ze smutnym uśmiechem.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odezwał się pierwszy.
- To nie twoja bajka, Mia ani nie ten książę - spojrzałam na niego, nic nie rozumiejąc. - Ratuj to, co chciałem zniszczyć. Tylko z nim będziesz szczęśliwa. Jedź za nim i zawalcz ten ostatni raz.
Dwa razy nie musiał powtarzać. Pocałowałam go w policzek, chwyciłam suknię w dłonie, po to, aby jak najszybciej pobiec do samochodu. Odjechałam stamtąd z piskiem opon. W tylnym lusterku zobaczyłam, jak inni biegli za samochodem. Przyspieszyłam. Teraz nadszedł mój czas, aby zawalczyć o kogoś, kogo kochałam. Przeklinałam chyba z tysiąc razy, zanim dojechałam na miejsce. Nie zgasiłam nawet samochodu, tylko od razu wpadłam do hali odlotów. Spojrzałam na tablicę. Samolot do Londynu jeszcze nie wystartował. Tłum ludzi ograniczał moją widoczność. Zaczęli robić mi zdjęcia, jakby panna młoda była sensacją w takim miejscu. W końcu postanowili wyjść z lotniska, dzięki czemu zobaczyłam go, jak podawał bilet pracownicy lotniska.
- Zayn! Zayn! Czekaj! - odwrócił się i nie mógł uwierzyć, że mnie widział.
Wyrwał kobiecie bilet z ręki, po czym zaczął iść w moją stronę. Postanowiłam pobiec do niego, przez co po kilku sekundach znalazłam się już w jego ramionach.
- Mia, dlaczego nie ma cię na swoim ślubie? - zapytał, odsuwając się ode mnie na odległość kilku milimetrów.
- Kocham cię, Zayn. Zawsze cię kochałam, chcę być tylko z tobą - spojrzałam mu głęboko w oczy. W końcu to powiedziałam.
Po jego policzkach popłynęły łzy szczęścia, dokładnie tak jak u mnie. W końcu byliśmy razem.
- Ja też cię kocham, Mia i już nigdy nie pozwolę ci odejść - przywarł do moich ust.
Wszyscy zaczęli wokół nas klaskać. Uśmiechnęłam się szeroko, ciągnąc go lekko za końcówki włosów.
- Dlaczego się uśmiechasz? - zapytał, kiedy w końcu się ode mnie oderwał. Wtuliłam się w jego ciało.
- Dopóki cię nie poznałam, nie wiedziałam, że można uśmiechać się bez powodu - Zayn uśmiechnął się szeroko, biorąc mnie na ręce w stylu panny młodej, którą na ironię, właśnie byłam.
Mimo naszych trudnych charakterów, przeciwności losu, odległości, błędów, nasza miłość przetrwała. Naprawdę, nigdy, nic nie działo się bez powodu. Tyle musiało się wydarzyć, abym w końcu była szczęśliwa. Czy było warto czekać?
Na to pytanie odpowiem za kilka lat...

"Piękny umysł.
Twoje serce ma historię razem z moim.
Twoje serce czasem mnie rani.
Twoje serce daje mi nowy rodzaj uniesień.
Twoje serce sprawia, że czuję się tak dobrze.
Więc co mam zrobić?
Ciągle się w tobie zakochuję.
Ciągle się w tobie zakochuję..."

•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Mam nadzieję, że teraz cieszycie się, a może i płaczecie razem ze mną 😢😔
Został jedynie epilog i podziękowania, które pojawią się wieczorem 😙😘😚
Kocham was 💓💕💗💝💞💟

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro