Rozdział 4
Przez dwa kolejne dni nie miałam dużo czasu, aby spędzić go z Rose. Specjalnie nie umawiałam się z Matt'em, aby mieć tego czasu trochę więcej, ale nauka mi w tym nie pomagała. Dopiero w dzień wyjazdu Rose do Londynu, postanowiłam odpuścić sobie trzy godziny wykładów oraz zajęcia ze śpiewu. Zabrałam Rose do mojej ulubionej kawiarni Cook na Brooklynie. Była oddalona od mojego mieszkania o kilometr, ale pogoda nam dopisywała, dlatego postanowiłyśmy iść na spacer. Przy okazji moja przyjaciółka mogła zobaczyć nieco Nowy Jork. Kiedy doszłyśmy na miejsce, odetchnęłam z ulgą, bo właśnie zaczął mocno padać śnieg. Usiadłyśmy przy stoliku, zamawiając gorącą czekoladę oraz sernik.
- Przylecisz do Londynu na święta? - zapytała.
- To nie jest dobry pomysł - pokręciłam głową. - Na pewno spotkałabym Zayn'a, a tego jeszcze nie chcę.
- Mia... - westchnęła. - Dlaczego nie możecie do siebie wrócić? Teraz już nic nie stoi wam na przeszkodzie. Grace nie była dzieckiem Zayn'a, tylko jakiegoś faceta z wyścigów.
- Spał z nią - mruknęłam cicho.
- Co?! - wzrok ludzi w kawiarni skupił się na nas. - Co ty mówisz, Mia? - zapytała ciszej.
- Kiedy pojechałam po swoje rzeczy, tam nie było tylko moich ciuchów. Jej tam też były, poukładane na półkach, jakby spała u niego w sypialni, a przecież jeszcze wtedy z nim byłam. Nie oddałam mu pierścionka - w moich oczach pojawiły się łzy. - Zrozumiałam to, że chciał mieć dziecko. Naprawdę to szanuję, ale mógł mnie najpierw zostawić, zanim zaprosił ją do swojego łóżka.
- Mia, to na pewno da się jakoś wytłumaczyć. On drugi raz by ci tego nie zrobił - pokręciła głową, nie dowierzając w moje słowa.
- To jest już nie ważne, Rose. Ja spotykam się teraz z Matt'em i chcę nam dać szansę. Między nami jest większa różnica wieku, ale on też dużo przeszedł. Cztery lata temu wziął rozwód, a jego żona odebrała mu syna, z którym nie ma teraz kontaktu. Wie, że najważniejsze są dla mnie studia, a nie zakładanie rodziny - wyrzuciłam z siebie.
- Ale Zayn, teraz też już to wie. Mia, on cię potrzebuje. Nie jest już tym samym Zayn'em. Wrócił na wyścigi, chodzi po barach, z których Liam go zabiera do domu całkowicie pijanego, pieprzy laski jakie tylko popadnie, ale muszą mieć imię na literę A. Chyba wiesz, dlaczego - zawartość żołądka podeszła mi do gardła, kiedy to usłyszałam.
- Jeszcze bardziej utwierdzasz mnie w myśli, że dobrze zrobiłam - zmarszczyłam brwi. - I proszę, skończmy ten temat. A jeśli chodzi o mój adres, to nic w tej kwestii się nie zmieniło. To koniec, Rose. Proszę, zaakceptujcie to.
Rose tylko pokiwała głową, nie poruszając więcej tematu o Zayn'ie. Rozmawiałyśmy jeszcze o moich studiach oraz o tym, że Louis planował oświadczyć się Cleo, z czego bardzo się ucieszyłam. W końcu będę mieli ze sobą dziecko. Dziecko. Mia, nie myśl o tym. To nie było wcale takie łatwe.
Zamówiłam mi oraz Rose taksówkę, którą pojechałyśmy na lotnisko. Podczas drogi Rose opowiadała mi jeszcze, co zmieniło się u reszty. Liam otworzył swój własny klub, Jacob rozstał się z Bellą, a Cleo i Louis przygotowywali się na bycie rodzicami. Stop! Nie myśl o tym. Cieszyłam się z ich szczęścia, ale kwestia dziecka była drażliwym tematem. Zostałam na lotnisku do momentu, w którym Rose weszła do samolotu, uprzednio przytulając się do mnie przez kilka minut. Strasznie się za nią stęskniłam, zupełnie tak jak za resztą mojej paczki z Londynu. Jadąc taksówką do domu, dostałam SMS-a od Matt'a.
Od: Matt
Zapraszam cię na randkę. Dzisiaj o 17.00, dobrze? :*
Do: Matt
Okej :*
Cieszyłam się na samą myśl o randce, bo dawno na żadnej nie byłam. Przez ostatnie tygodnie mojego związku z Zayn'em, on nigdzie mnie nie zabierał. Może to była też moja wina, ale fakt był faktem, a rzeczywistość - rzeczywistością. Miałam nadzieję, że Rose przemówi Zayn'owi do rozumu. Przecież nie można traktować tak innych kobiet, tylko dlatego, bo mają imię na literę A. To chore. Pojechałam do mieszkania, gdzie przez kilka następnych godzin przepisywałam notatki z dzisiejszych wykładów. Dochodziła godzina 16.00, więc postanowiłam zacząć przygotowywać się na moją randkę. Zrobiłam lekki makijaż, włosy podkręciłam na prostownicy, po czym przebrałam leginsy na czarne rurki. Biały sweter oraz kolczyki zostawiłam. Porozmawiałam jeszcze chwilę z dziewczynami, które wróciły ze wspólnych zakupów. Dochodziła 17.00, dlatego pożegnałam się z Mary i Lily, ubrałam kurtkę oraz buty, a następnie wyszłam na dwór, gdzie czekał na mnie Matthew. Podeszłam do niego, zarzucając mu ręce na szyję.
- Stęskniłem się za tobą - pocałował mnie lekko w usta.
- Ja za tobą też - powiedziałam szczerze, przyciągając go bliżej siebie. - To, gdzie mnie zabierasz? - zapytałam zaraz po tym, jak wsiedliśmy do samochodu.
- Niespodzianka, skarbie - uśmiechnął się w moją stronę, a ja poczułam ciepło w dole brzucha.
To było zdecydowanie miłe. Zdecydowanie za tym tęskniłam. Zdecydowanie właśnie tego potrzebowałam. Ty potrzebujesz, Zayn'a! Kiedyś tak, ale teraz byłam już dużą dziewczynką.
Jak się okazało, Matt zabrał mnie na lodowisko. Patrzyłam przerażona na łyżwy, które właśnie mi zakładał, bo ja przez trzęsące się dłonie, nie mogłam tego zrobić. Wstyd było mi się przyznać, ale jeszcze nigdy nie jeździłam na łyżwach, a miałam już dziewiętnaście lat.
- Mia, wszystko gra? Jesteś blada - spojrzał na mnie zatroskany.
- Ja nigdy nie jeździłam na łyżwach - wyznałam, zamykając oczy ze wstydu.
- Kochanie, przecież to nic złego - otworzyłam oczy, patrząc na jego rozbawioną twarz. - Powiedzieć ci coś w tajemnicy? - szepnął mi do ucha.
- Mhm - mruknęłam, wdychając jego perfumy.
- Ja też nie potrafię - pocałował mnie w ucho, czym mnie zaskoczył.
Wstał na równe nogi z założonymi łyżwami, po czym złapał mnie za obie dłonie, stawiając w pionie. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy oboje weszliśmy na lód, trzymając się jednocześnie za dłonie oraz za barierki. Pierwszy krok był w porządku. Drugi także, jednak za trzecim razem puścił moją rękę, przez co upadłam tyłkiem na twardy lód.
- To chyba już twoja specjalność, co nie? - parsknęłam śmiechem, nawiązując do naszego pierwszego spotkania.
Matt uśmiechnął się szeroko, doskonale rozumiejąc, o co mi chodziło. Złapał mnie w pasie, dzięki czemu stałam już na nogach, a przynajmniej próbowałam.
- To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu, Mia - wyznał, po czym przywarł do moich ust, a ja odpłynęłam.
Jego usta rytmicznie poruszały się na moich, dając ciepło. Zarzuciłam mu ręce na szyję, chcąc być jak najbliżej niego. Nigdy bym nie przepuszczała, że będę potrafiła całować się z kimś innym, niż Zayn'em czy Jacob'em. Potem jazda na łyżwach jakoś nam poszła. Pewnie, zaliczyliśmy kilka porządnych gleb, ale od dawna nie byłam taka szczęśliwa. Matt był moim lekarstwem na złamane serce po Zayn'ie, a ja zaczynałam stawać się jak lekomanka, powoli się uzależniałam.
Po godzinie jazdy na łyżwach oboje mieliśmy dość na przynajmniej kilka lat. Zawodowych łyżwiarzy na pewno z nas nie będzie. Muzyka, to było nasze życie. Kiedy wyszliśmy z budynku, przywitał nas padający z nieba śnieg. Postanowiliśmy pojechać do mojej ulubionej kawiarni na gorącą czekoladę. W trakcie drogi Mary do mnie zadzwoniła z informacją, że była z Lily u Brian'a i Michael'a, których naprawdę zdążyłam polubić. Usiedliśmy przy tym samym stoliku, przy którym siedziałam dzisiaj z Rose. Wspomnienia naszej rozmowy zepsuły mi trochę humor, bo wciąż w mojej głowie słyszałam głos Rose, który mówił mi, jak Zayn bardzo się zmienił. Upiłam łyk gorącej czekolady, aby zatuszować grymas na mojej twarzy przed Matt'em.
- Opowiedz mi coś o sobie - poprosiłam.
- Nazywam się Matthew McCartney - pokręciłam głową z politowaniem. - Okej. Kiedy miałem dwadzieścia trzy lata, ożeniłem się ze swoją najlepszą przyjaciółką - Doris. Po roku urodził się nam syn - Jack, z którym nie mam teraz żadnego kontaktu. Rozwiodłem się cztery lata temu, gdy przyznała się do zdrady - wzruszył nonszalancko ramionami. - Przez swoje całe życie dorastałem na Brooklynie. Moi rodzice są zgodnym małżeństwem, a mój tata oblewa studentów bez powodu - moje policzki pokryły się rumieńcami, kiedy przypomniał mi moje własne słowa. - Od dwóch lat prowadzę zajęcia ze śpiewu, z grupą zaawansowaną, która w tym roku zdecydowanie przypadła mi do gustu - przygryzł swoją wargę. - Z dnia na dzień zakochuję się w szatynce o orzechowych oczach, które są dla mnie jak otwarta księga, ale niestety nie umiem z niej nic wyczytać - zakończył, patrząc w moje oczy.
- Zawsze jesteś taki romantyczny? - uniosłam do góry kąciki swoich ust.
- Tylko dla ciebie - odpowiedział cicho.
Jeśli dalej będzie robił to, co do tej pory, to będzie po mnie. Jasne i klarowne. Matthew McCartney próbował zawładnąć moim sercem oraz umysłem, a ja chyba nie umiałam się już dłużej bronić albo nie chciałam?
Matt na szczęście nie prosił mnie, abym opowiadała mu o swojej przeszłości w kawiarni pełnej ludzi, którzy tak jak my przyszli na gorący napój, kiedy na dworze rozpętała się zawierucha. Posiedzieliśmy w Cook do 19.00, a później pojechaliśmy do mnie. Zaprosiłam go do środka na piwo, słodycze i dobry horror. Usiedliśmy na kanapie blisko siebie, dzięki czemu Matt mógł objąć mnie ramieniem. Film trwał trzy godziny. Nie chciałam, aby tłukł się po nocach samochodem w taką pogodę, dlatego zaproponowałam mu nocleg w swoim pokoju. Próbował się nie uśmiechnąć, gdy wspomniałam o spaniu w jednym łóżku, za co oberwał ode mnie z poduszki w głowę. Jego mina diametralnie się zmieniła z wesołej na pełną powagę. Jednak zaraz potem przerzucił mnie przez swoje ramię, idąc w stronę mojej sypialni. Kiedy się tam znaleźliśmy, rzucił mnie delikatnie na łóżko, a sam zawisł nad moim ciałem.
- I co mi teraz zrobisz? - zapytałam z trudem. - Nie mam łaskotek - uprzedziłam go.
- A kto tu mówi o łaskotkach? - prychnął rozbawiony.
- To, co pan McCartney ma zamiar ze mną zrobić, hm? - wplotłam palce w jego włosy.
- Mia, jeśli jeszcze raz powiesz: pan McCartney, to nie wiem czy się powstrzymam - wypuścił wstrzymywane powietrze. - To takie seksowne.
Wywróciłam oczami, po czym przywarłam do jego ust. Matt położył swoje ręce po obu stronach mojej głowy, a ja bawiłam się jego włosami. Tak bardzo potrzebowałam miłości, że było mi wszystko jedno, kto tą miłość mi dawał. Po kilku minutach oderwał się od moich warg, po czym spojrzał głęboko w moje oczy, przez co zadrżałam. On naprawdę próbował coś ze mnie wyczytać.
- Zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał nagle. - Boże, jak to gówniarsko brzmi. Przecież mam już trzydzieści jeden lat - pokręcił głową, rozbawiony.
- Tak - parsknęłam śmiechem, po czym jeszcze raz przywarłam do jego ust.
Przepraszam, Zayn...
Tak bardzo cię przepraszam.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Cześć, kochani! 😚
A więc w końcu nadeszła ta magiczna data, która oficjalnie oznacza rozpoczęcie 2 części "Bez Życia" 💋
Jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa waszych opinii, dlatego liczę na wasze komentarze 😙😘😚
Kocham was! 💓💕💖💝💞💟
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro