Rozdział 37
🎶 Włączcie piosenkę w odpowiednim momencie... 😢
Przez chwilę słyszałam wokół siebie gwar i wrzaski. Potem nastąpiła cisza, której w żaden sposób nie mogłam przerwać. Ciemność przed moimi oczami nie chciała odstąpić miejsca światłu, a ja w myślach pytałam wszystkich czy ojciec mojego nienarodzonego dziecka żył. Próbowałam się obudzić, ale moje starania poszły na marne. Dopiero, kiedy do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach, a na dłoni poczułam ciepło jego ciała, powoli otworzyłam oczy. Zaraz potem znowu je zamknęłam, bo jak się okazało, leżałam na szpitalnym łóżku. Jasność pomieszczenia oraz promienia słońca, przebijające się przez otwarte okno, utrudniały mi zdolność widzenia. Skoro świeciło słońce, musiał nastać kolejny dzień. Pod powiekami zebrały mi się łzy, które były spowodowane niewiedzą. Przygryzłam wargę, przekręcając głowę w lewą stronę. Zamarłam. Przy moim łóżku siedział Zayn ze schowaną twarzą w obu dłoniach. Przecież widziałam wybuch samochodu...
- Ty... Ty żyjesz - podniósł na mnie wzrok, a ja mogłam jedynie się rozpłakać.
Wyglądał na zmęczonego i zmartwionego, ale na pewno nie miał żadnych obrażeń. To cud.
- Mia... - spojrzał na mnie, nie ukrywając łez. - Pójdę po lekarza, byłaś nieprzytomna prawie dwa dni.
Uchyliłam usta, zaskoczona. Dwa dni?
- Poczekaj... - złapałam go za dłoń. - Jak to się stało, że nic ci nie jest?
- Później wszystko ci wytłumaczę, obiecuję, ale teraz musi cię zbadać lekarz i oczywiście nasze dziecko - pocałował mnie w czoło, po czym wyszedł z mojej sali.
Kilka minut później przyszedł do mnie lekarz, który zabrał mnie na USG. Bałam się, że cała ta stresująca sytuacja wpłynęła jakoś na ciążę. Zayn koniecznie chciał być przy tym badaniu, więc lekarz wyraził zgodę. Kiedy oboje usłyszeliśmy bijące serce naszego dziecka, nie mogliśmy powstrzymać łez. To było niesamowite przeżycie, którego zapewne nigdy nie zapomnę.
- Z dzieckiem wszystko w porządku - lekarz spojrzał na nas z uśmiechem. - Była pani nieprzytomna aż dwa dni, co mogło być spowodowane szokiem, a przede wszystkim stresem. Organizm potrzebował tyle czasu, aby zacząć prawidłowo funkcjonować.
Po badaniu, Zayn odwiózł mnie do sali na wózku. Pomógł mi położyć się na łóżku, a sam usiadł na wcześniej zajmowanym krześle. Szczęście, jakie jeszcze niedawno było wymalowane na jego twarzy, zniknęło. Patrzył na mnie tak, jakby zawalił mu się cały świat. Nie chciałam nawet wiedzieć, o czym myślał, bo raczej by mi się to nie spodobało. Zayn, jednak zamierzał podzielić się ze mną swoimi myślami.
- Amanda przecięła przewody hamulcowe, ale David'a. Miała dość tego, że ciągle ją szantażował. Wiedziałem o wszystkim od samego początku. Byłem w szoku, kiedy cię tam zobaczyłem. W twoim stanie, to niebezpieczne - westchnął.
- Zamierzałeś powiedzieć mi, że nadal się ścigasz? Chciałeś z tym skończyć? - przełknęłam głośno ślinę, czekając na jego odpowiedź.
- Nie, Mia, nie zamierzałem z tym skończyć, a ty nigdy miałaś się o tym nie dowiedzieć - odpowiedział szczerze. W moich oczach pojawiły się łzy. - To, co się stało, dało mi do myślenia. Zawsze będę miał jakiś wrogów, David to dopiero początek. Nie mogę was narażać - zacisnął powieki, po czym wstał.
- Co masz na myśli? - moja dolna warga niebezpiecznie zadrżała.
- Nigdy bym sobie nie wybaczył, jeśli by się wam coś stało, bo kocham was najbardziej na świecie, ale ze mną nigdy nie będziesz bezpieczna. To koniec, Mia. Wracaj do Nowego Jorku i wyjdź za Matt'a. On cię kocha - powiedział z trudem.
- To jakiś żart, tak? To ja powinnam być na ciebie zła i wyjechać stąd, nic ci nie mówiąc, a jednak chcę z tobą być. Z tobą, a nie z Matt'em! - podniosłam głos.
- Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia - podszedł do mnie, złożył na moim czole czuły pocałunek, po czym szybko opuścił moją salę.
Krzyczałam i płakałam, żeby został. Już drugi raz to zrobił. Zostawił mnie, a przede wszystkim swoje dziecko, które przecież tak bardzo pragnął mieć. Dlaczego, kiedy w końcu zrozumiałam, że chciałam być tylko z Zayn'em, on przestał mnie chcieć? Dlaczego po prostu nie mogłam być szczęśliwa?
Przez następną godzinę nikt mnie nie odwiedził, z czego bardzo się cieszyłam. Nie wyglądałam najlepiej po wyjściu bruneta. Zaczął boleć mnie brzuch, dlatego poprosiłam pielęgniarkę, aby poszła po lekarza. Dostałam kategoryczny zakaz stresu, a przede wszystkim lotu samolotem. Tak, zostałam uziemiona w Londynie na następne cztery dni. Zadzwoniłam do Matt'a, żeby go o tym poinformować. Pokłóciliśmy się, ponieważ zarzucił mi kłamstwo, ale nie dbałam o to. Zamierzałam wrócić do Nowego Jorku, jednak z całą pewnością nie do niego. Ostatnie dni z Zayn'em otworzyły mi oczy.
- Jak to cię zostawił?! - Jacob znacznie podniósł głos, gdy Cleo pomagała mi pakować moje ubrania. Wypisałam się na własne życzenie, bo nie mogłam znieść tych samych, czterech ścian.
- Możesz nie krzyczeć? - zirytowałam się. - Wybrał wyścigi, zamiast mnie i swoje dziecko. Za cztery dni wracam do Nowego Jorku. Nie chcę go znać - pokręciłam głową.
- Mia, porozmawiamy z nim... - Cleo spojrzała na mnie smutno.
- To nie ma sensu - westchnęłam. - Kolejny raz namieszał mi w głowie, a potem zostawił.
Żadne z nich nie odezwało się więcej ani podczas kończenia pakowania, ani kiedy zawieźli mnie pod dom rodziców. Postanowiłam zostać u nich aż do odlotu, ponieważ nie chciałam spotkać Zayn'a. Dał mi wyraźny znak, że nie był gotowy, aby założyć rodzinę. Zaakceptowałam to, ale kiedy za kilka lat przypomni sobie o swoim dziecku, może być za późno. Zamierzałam być szczęśliwa z nim czy bez niego. Za dużo przeszłam w życiu, aby sobie z tym nie poradzić.
- Zadzwoń, jak będziesz chciała porozmawiać, dobrze? - Jacob mocno mnie przytulił.
- To nie będzie konieczne - westchnęłam, wymuszając lekki uśmiech. - Później wyślę wam godzinę mojego wylotu. Proszę, nie wspominajcie nic Zayn'owi. On już wybrał.
- Oboje będziecie tego żałować - Cleo w końcu się odezwała. - Byłam pewna, że do siebie wrócicie, mimo wszystko.
- Wszyscy mieliśmy taką cichą nadzieję - uśmiechnęłam się do nich smutno. - Do zobaczenia.
Pomachałam im na pożegnanie, po czym ruszyłam w stronę drzwi do domu moich rodziców. Dawno u nich nie byłam, poza tym, musiałam powiedzieć im o ciąży. Babcia zapewne niczego im nie powiedziała, bo nigdy nie ułatwiała mi życia, ale dzięki niej stawałam się coraz silniejszą kobietą, a nie zakompleksioną nastolatką. Nie zdążyłam nawet zapukać, kiedy ktoś sam otworzył drzwi. Byłam pewna, że mama lub tata zobaczyli mnie przez okno i postanowili przywitać się ze mną już na dworze, ale okazało się, że był to Zayn, wychodzący z mojego rodzinnego domu. Zamarłam z torbą w ręku.
- Zayn? - zamrugałam kilka razy. - Co ty tu, do cholery, robisz?
- Pomagam twojemu tacie od czasu do czasu - wyjaśnił. Nie wyglądał ani trochę na zaskoczonego moją obecnością.
- Zapewne - zakpiłam. - Pochwaliłeś mu się, że zostawiłeś jego córkę w ciąży na pastwę losu, bo wieki "król" woli wyścigi? Powiedz mi... Po co było to wszystko? Te starania? Rozmowy? "Jeden dzień"? No po co? - spojrzałam na niego z bólem.
- Mam nadzieję, że z nim będziesz szczęśliwa - wykrztusił, nie odpowiadając na moje pytania.
Kolejny raz w ciągu ostatnich godzin, spoliczkowałam go. Nie mogłam słuchać jego pieprzenia. Wiedziałam, że coś wpłynęło na jego decyzję, bo kochał mnie i naszą fasolkę, ale miałam już dość dociekania. Zayn zacisnął usta w cienką linię, wyminął mnie, a następnie odszedł, nie oglądając się za siebie. Oparłam się o ścianę, hamując łzy. Tak bardzo chciałabym go nienawidzić, ale nie potrafiłam.
- Mia? - usłyszałam zmartwiony głos swojego taty.
Zacisnęłam usta, aby się nie rozpłakać i wpadłam w jego ramiona jak mała dziewczynka, którą znowu pragnęłam być. W jego ramionach w końcu poczułam się kochana, a przede wszystkim bezpieczna. On z mamą zawiedli mnie dawno temu, ale tylko raz, po czym naprawili swój błąd. Można uratować najbardziej sypiącą się rodzinę, jeśli tylko bardzo się tego chciał.
- Co się dzieje, kochanie? - tata pocałował mnie w czubek głowy, gdy w końcu się uspokoiłam.
- Jestem w ciąży, tato - zacisnęłam dłonie na jego koszuli. - Zayn jest ojcem.
Usłyszałam pisk zza ciała taty. Ten dźwięk oczywiście należał do mojej mamy, która porwała mnie w swoje ramiona. Oboje z tatą ogromnie się cieszyli. Nie miałam odwagi powiedzieć im, że Zayn mnie zostawił. Poszłam do swojego pokoju, gdzie spędziłam następne godziny. Do środka wpuściłam jedynie swoją babcię, po którą pojechał tata. Leżąc na łóżku, słuchałam opowieści babci. Opowiedziała mi o swojej pierwszej miłości - dziadku, który był jej jedynym mężczyzną w jej życiu.
🎶🎶🎶🎶🎶🎶🎶🎶🎶
Następny dzień...
Siedziałam sama w pustym domu, jedząc chipsy. Rodzice pojechali do pracy, a babcia wróciła do siebie na wieś. Przeskakiwałam z kanału na kanał w poszukiwaniu czegoś sensownego. Padło na wiadomości. W całym kraju przerwali kłótnie polityczne, kiedy jeden z dziennikarzy zadzwonił do studia z informacją, że nad Cieśniną Kaletańską nastąpiła eksplozja angielskiego samolotu, który leciał z Paryża do Londynu. Momentalnie poczułam, jak krew odpłynęła mi z twarzy. Spojrzałam na datę w kalendarzu, aby przekonać samą siebie, że się myliłam. Tego dnia, o tej godzinie, z Paryża mieli wracać rodzice Zayn'a, Cleo i Jacob'a. To niemożliwe, Mia. Przełknęłam głośno ślinę, słysząc, iż był to zamach i wszyscy zginęli na miejscu. Dzwonek do drzwi, wybudził mnie z transu. Od razu pobiegłam otworzyć. Przed sobą zobaczyłam Cleo - zalaną łzami. Wtedy zrozumiałam, że ich rodzice na pewno byli na pokładzie tego samolotu.
- Mia... Nasi... Rodzice... Oni... - pociągnęła nosem.
- Byli na pokładzie tego samolotu, prawda? - w moich oczach pojawiły się łzy.
Cleo była tylko w stanie kiwnąć głową. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Przecież ci ludzie nie byli niczemu winni.
- Zayn... On... Mia, musisz go znaleźć - wyszlochała. - On się z nimi pokłócił, zanim wylecieli. On... - Cleo zacisnęła powieki.
- Co z Zayn'em? Cleo, proszę, skup się - złapałam ją lekko za ramiona.
- Zadzwonili do niego, że wszyscy zginęli... Napisał mi takiego SMS-a - drżącymi dłońmi wyciągnęła telefon, po czym pokazała mi wiadomość od bruneta.
Od: Idiota
Mam dość takiego życia, nic mnie już tu nie trzyma. Kocham was xx
Nie miałam czasu na płacz czy zbędne gadanie. Tym razem, nawet Amanda mu nie pomoże, tylko ja. Cleo osunęła się po ścianie, tracąc przytomność. Zadzwoniłam po mamę, aby jak najszybciej wróciła do domu. W tym czasie ocuciłam swoją przyjaciółkę i ubrałam buty. Kiedy mama przyjechała, poleciłam jej, żeby zadzwoniła po pogotowie.
- Mia, dokąd jedziesz?! - krzyczała za mną.
- Muszę go znaleźć! - wsiadłam do samochodu. - Po prostu muszę - szepnęłam sama do siebie, odpalając pojazd.
Najpierw pojechałam do jego domu. Zanim zatrzymałam samochód, z daleka zobaczyłam otwarte drzwi na oścież. Wszystko wskazywało na to, że Zayn był w domu, ale pomyliłam się. W środku zastałam poprzewracane meble oraz włączony telewizor na wiadomościach z ostatniej chwili. Obrazy wybuchu samolotu ciągle ukazywały się na ekranie. Przyłożyłam dłoń do czoła, myśląc gorączkowo nad tym, gdzie podział się Zayn. Był silnym facetem, ale ostatnie wydarzenia mogły popchnąć go do najgorszego. No dalej, Mia. Znajdziesz go... Tylko dobrze pomyśl. W jednej chwili, wybiegłam z domu bruneta, zostawiając go tak, jak był, zanim przyjechałam. Dzięki znajomości skrótów dojechałam na miejsce po kilku minutach. Budynek, a raczej jego dach, na którym pocałował mnie pierwszy raz od roku. Wysiadłam z auta, od razu kierując wzrok na górę. Sylwetka mężczyzny stała na jego samej krawędzi. Znalazłam go. Wchodząc po schodach przeciwpożarowych, modliłam się o to, aby zdążyć, nie zabijając siebie przy okazji.
- Zayn, nie rób tego! - krzyknęłam, kiedy znalazłam się już na samej górze.
Brunet drgnął i odwrócił się ostrożnie w moją stronę.
- Mia, idź stąd! - podniósł głos.
Chyba wszystkie mięśnie w moim ciele napięły się, gdy dobiegł do mnie jego załamany głos. Zdeterminowana, ruszyłam w jego stronę. Zacisnęłam powieki z bólu, jaki mnie ogarnął, kiedy zobaczyłam jego drżące ciało. Mój Zayn płakał. Nie zdążyłam, nawet złapać go za rękę, aby odsunął się od krawędzi, ponieważ sam to zrobił, siadając na betonie. Ze łzami w oczach, usiadłam obok niego.
- Powiedziałem im, że ich nienawidzę - wyszeptał po chwili. - A teraz już ich nie ma... Rozumiesz, Mia? Nie ma ich - schował twarz w obu dłoniach. - Zginęli z myślą, że ich nie kocham.
Nie byłam w stanie się odezwać. Cierpiał on, cierpiałam i ja. Zapomniałam na chwilę o tym, że mnie zostawił. Weszłam mu na kolana, po czym mocno przytuliłam. Uspokoił się dopiero po godzinie. Spojrzeliśmy w niebo, gdzie kilka tysięcy kilometrów nad nami leciał samolot. Wtedy płakaliśmy już razem.
•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Cześć, kochani 😙
Po pierwsze: jak mogliście w ogóle pomyśleć, że umiałabym uśmiercić Zayn'a? Kocham go prawie tak samo jak Mia xd ❤
Po drugie: mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał 😙😢
I po trzecie: jeśli pod tym rozdziałem pojawi się przynajmniej 10 komentarzy, to jeszcze dzisiaj wieczorem pojawi się next 😙😘😚
Kocham was 💓💕💖💗💝💞💟
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro