Rozdział 17
Było mi zimno i dodatkowo miałam kaca. Zatrzymali mnie za napaść na policjanta, a fakt, że w mojej krwi płynął alkohol, nie pomagał całej sprawie. Kiedy wyjaśniłam im sprawę z rzekomym napadem na policjanta, zamknęli mnie w małej celi aż do wytrzeźwienia. Czułam się jak kompletna idiotka, wśród bezdomnych, którzy także musieli zostać w celi przez następne dwadzieścia cztery godziny, czasami dłużej, dopóki nie wróci im możliwość racjonalnego myślenia. Nie zmrużyłam oka na twardym łóżku, na którym leżał koc, nie przypominający ciepłego, miękkiego materiału. Nie chciałam nawet myśleć, co się z nim stało. O 10.00 rano policjant otworzył celę.
- Mia Mendes - wyczytał moje imię i nazwisko z kartki.
Na odrętwiałych nogach, w szpilkach, ruszyłam w jego stronę.
- To ja - odchrząknęłam, bo sama już nie poznawałam swojego głosu.
- Ktoś po ciebie przyjechał, możesz iść odebrać swoje rzeczy. Przy wyjściu musisz podpisać się pod pewnym dokumentem - wyjaśnił. - Chodź za mną.
Okazało się, że policjant nazywał się Kevin i był mega zabawny. Zanim odebrałam swoją torebkę, zdążył mnie kilkanaście razy rozbawić kawałami o policji. Podpisałam się tam, gdzie tego ode mnie wymagali, a na poczekalni czekał na mnie Zayn. Był ostatnią osobą, jakiej się spodziewałam.
- Mia, dasz mi swój numer? - Kevin uśmiechnął się do mnie lekko. - Znam jeszcze kilka takich kawałów - parsknęłam śmiechem.
- Pewnie, ale musisz wiedzieć, że za dwa miesiące wychodzę za mąż - ostrzegłam go. Nie miałam ochoty, robić znowu komuś niepotrzebnej nadziei.
- Spokojnie, jestem gejem - wyznał, czekając na moją reakcję.
Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi, po czym na jednej z małych kartek napisałam mu rząd cyfr swojego numeru telefonu. Kevin musiał wracać do swoich obowiązków, więc ja także postanowiłam wyjść z tego miejsca. Nie wiedziałam czy powinnam podejść do Zayn'a, czy po prostu nie zwracać na niego uwagi. Ze względu na to, że po mnie przyjechał, nie chciałam jeszcze bardziej komplikować naszej relacji.
- Dlaczego po mnie przyjechałeś? - zapytałam, gdy tylko podeszłam do swojego byłego narzeczonego.
- Nikt inny nie mógł - odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc. - Jedźmy już, nie mam dla ciebie całego dnia.
Już chciałam się odezwać, ale on wyszedł na dwór, kierując się w stronę swojego auta. Rozumiałam, że był na mnie zły, jednak nie sądziłam, że aż tak. Głośno westchnęłam, po czym także poszłam w stronę jego samochodu, którym zmierzaliśmy do domu.
Nie wiedziałam czy robił to specjalnie, ale jechał według przepisów, czyli stosunkowo wolno. Nigdy tego nie robił, więc dał mi tym trochę do myślenia. Skupiony był na drodze przed nami, jednak zdradziła go jego zaciśnięta szczęka oraz dłonie na kierownicy, do których już dawno przestała dopływać krew. Chciał na mnie nakrzyczeć, widziałam to, a pomimo tego, hamował się. Przynajmniej tak myślałam.
- Jesteś lekkomyślna, nieodpowiedzialna... - zaczął wymieniać kilka takich cech, ale prawie wcale go nie słuchałam. - Jak można uderzyć policjanta, no jak?! Ty wiesz, jakie mogłabyś mieć problemy?! - spojrzał na mnie wściekle, kiedy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle.
- To był wypadek - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Chciałam uderzyć kogoś innego, ale schylił się i pech chciał, że trafiłam akurat w policjanta.
- To nie jest usprawiedliwienie, do cholery! - warknął. - Prawie zawału dostałem, jak mój kolega do mnie zadzwonił z informacją, że moja była narzeczona jest na izbie wytrzeźwień.
- Nie powinieneś się o mnie martwić - odwróciłam wzrok.
- Nie powinienem - przyznał mi rację. - Musimy porozmawiać, ale na dzisiaj mam już dość, ty pewnie też.
Westchnęłam głośno, przyznając mu rację. Musieliśmy porozmawiać, tylko tym razem na spokojnie, bez większych emocji. Mimo że była dopiero 10.00 rano, czułam się cholernie zmęczona tym dniem, który praktycznie rzecz biorąc, jeszcze się nie zaczął. Zayn odwiózł mnie pod sam dom Cleo i Louis'a, a sam pojechał do swojego domu. Przetarłam kilka razy swoją twarz, zanim weszłam do środka. Oboje siedzieli na kanapie, rozmawiali dosyć głośno, więc miałam nadzieję, że nawet nie zauważyli mojego powrotu, cóż, pomyliłam się.
- Masz nam coś do powiedzenia? - Cleo skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Słuchajcie... - spojrzałam na nich ostrożnie. - Nie wiem, co wam dokładnie powiedział Zayn, ale to nie prawda. Wszystko wytłumaczę, tylko nie teraz, dobrze? Ledwo stoję na nogach.
Louis spojrzał na Cleo, a ta pokiwała głową z głośnym westchnieniem. Miałam ochotę się rozpłakać, kiedy zobaczyłam schody, prowadzące na górę. Chyba pięć minut mi zajęło, zanim weszłam po nich do swojego pokoju. Od razu wzięłam prysznic, zmywając z siebie smród alkoholu oraz celi. Ubrałam tylko szlafrok, po czym położyłam się do łóżka, szczelnie przykrywając swoje ciało kołdrą. Niemal od razu zasnęłam. Śniło mi się, że Cleo mówiła coś o swoim wyjściu na miasto. Kiedy się obudziłam, zobaczyłam obok siebie małą karteczkę. To nie był wcale sen.
Miley nadal jest u moich rodziców, ja z Louis'em pojechaliśmy na nauki przedmałżeńskie, potem mamy rezerwację w restauracji. Wrócimy późno.
PS: Rozmowa i tak cię nie ominie.
Cleo
Z jeszcze zaspanymi oczami spojrzałam na godzinę w swoim telefonie. Własne wybiła 15.00. Nie opłacało mi się już ubierać, bo i tak nie zamierzałam nigdzie wychodzić, dlatego założyłam tylko bieliznę, pozostając nadal w samym szlafroku. Nikogo w domu nie było, więc nie miałam się czego wstydzić. Zeszłam na dół do kuchni, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. W lodówce znalazłam dzisiejszy obiad, który z pewnością ugotowała Cleo. Wstawiłam zupę na gaz, czekając aż się podgrzeje. W tym samym momencie, zadzwonił dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich, aby je otworzyć, jednak wcale nie musiałam tego robić, ponieważ ktoś sam sobie z nimi poradził. Prawie dostałam zawału serca, a okazało się, że to tylko Zayn.
- Przez ciebie prawie zawału dostałam - uderzyłam go w ramię. - Nigdy nie dzwoniłeś dzwonkiem, po prostu sam wchodziłeś - trafnie zauważyłam.
Zayn zamiast się odezwać, zlustrował moje ciało, a ja poczułam się kompletnie naga. Mia, ty jesteś prawie naga... Nie pomagasz. Odchrząknęłam, poprawiając nerwowo szlafrok, który pokazywał trochę za wiele.
- Masz coś pod tym? - oblizał powoli wargę, przyprawiając mnie o palpitację serca.
- Ja... Nie... To znaczy, tak... W sumie, to nie... - sama nie wiedziałam, co powiedzieć. Język zaczął mi się plątać. Właśnie wtedy przypomniałam sobie siebie, sprzed dwóch lat, kiedy byłam niepewna każdego słowa czy ruchu w stronę chłopaka.
- To tak czy nie, Mia? - zrobił krok w moją stronę. - A może mam sam sprawdzić, hm?
Czy on nie był na mnie przypadkiem wściekły? Był. To dlaczego zachowywał się w ten sposób? Podszedł do mnie naprawdę blisko, przez co musiałam cię cofać, napotykając plecami cholerną ścianę. Teraz wcale nie przypominał Zayn'a, z którym byłam. Zachowywał się tak jak wtedy, gdy jeszcze nie byliśmy razem. Schował kosmyk moich włosów za ucho, przez co zadrżałam, a kiedy pochylił się w stronę moich ust, myślałam, że mnie pocałuje. Nie zrobił tego.
- Nie pocałuje cię, Mia, chociaż bardzo tego chcę - wyszeptał wprost w moje wargi. - Poczekam, aż sama to zrobisz.
- Nie zrobię - powiedziałam mało przekonująco.
Zayn uśmiechnął się tajemniczo, patrząc prosto w moje oczy. Zawsze potrafił wszystko z nich wyczytać. Natomiast dla Matt'a, także były jak otwarta księga, a mimo to, nie umiał nic z niej wyczytać.
- Sama w to nie wierzysz, Mia - musnął nosem mój policzek, przez co zacisnęłam w pięściach jego koszulkę. - Co tak śmierdzi? - odsunął się ode mnie, marszcząc brwi.
Na początku nie wiedziałam, o co mogło mu chodzić, bo jedynie co czułam, to jego perfumy, od których kręciło mi się w głowie. Dopiero jak się odsunął, poczułam smród spalonej zupy. Przez niego zapomniałam o swoim obiedzie.
- Cholera, moja zupa! - popchnęłam w bok Zayn'a, aby w końcu mnie przepuścił.
Tak, jak myślałam. Zupa nie nadawała się nawet do zjedzenia dla psa. Westchnęłam głośno, wylewając ją do zlewu.
- Zapraszam cię na obiad - usłyszałam jego głos. - Jestem ci go winien za zupę.
Choćbym nawet chciała zaprotestować, mojemu żołądkowi jak najbardziej pomysł się spodobał. Zrezygnowana ruszyłam w stronę schodów, aby się przebrać, natomiast Zayn uśmiechnął się do mnie zwycięsko. Nie wiedziałam w co grał, ale nie zamierzałam w tej grze przegrać.
*Zayn*
Oczywiście, że byłem wściekły. Oczywiście, że byłem smutny. Oczywiście, że miałem do niej żal, ale nadal ją kochałem i zawsze będę. Nie obchodził mnie jej narzeczony ani to, czy ona go kochała. Nie dopuszczę do tego ślubu, choćbym miał grać nieczysto. Nawet, jeśli Mia mnie już nie kochała, to nadal reagowała na mój dotyk tak jak dawnej, a to był już jakiś początek. Nie miałem ochoty rozmawiać z nią o Nowym Jorku albo o tym kolesiu, z którym zaczęła układać sobie życie. To bolało. Ona zawsze była i będzie moja.
Byłem jej winny obiad, dlatego zabrałem ją do jednej z restauracji. Sam miałem ochotę na jakiegoś hamburgera, ale Mia kategorycznie się sprzeciwiła. Bardzo schudła i tego także nie zostawię bez komentarza. Siedzieliśmy w tej samej restauracji, w której zaproponowałem jej wspólne mieszkanie. Nie mogłem uwierzyć w to, że od tamtej pory minął rok, a Mia była obecnie związana z zupełnie kimś innym.
- Nic się tu nie zmieniło - stwierdziła, rozglądając się po lokalu.
- Pamiętasz to miejsce? - zapytałem, szczerze zaskoczony.
Sądziłem, że wymazała wszystko z pamięci. Nasze miejsca, chwile, a przed wszystkim mnie.
- Zayn, oczywiście, że pamiętam, przecież to miejsce i ty, byliście częścią mojego życia - uśmiechnęła się do mnie smutno. - Tego nie da się tak po prostu zapomnieć.
- Ja nadal chcę być jego częścią - wyznałem.
- Przyjaźń, tylko to mogę ci dać - jej słowa zabrzmiały jak najgorszy wyrok.
- Spaliśmy ze sobą, tak nie robią przyjaciele - Mia westchnęła głośno.
- Poniosło nas - wzruszyła ramionami. - Kiedyś byliśmy razem, kochaliśmy się, ale ja mam teraz kogoś i...
Nie mogłem tego słuchać. Nie chciałem nawet wyobrazić sobie jej z kimś innym niż ja. Była z nim od listopada, więc na pewno dotykał ją tak jak tylko ja to robiłem.
- Nie chcę tego słuchać, Mia - zacisnąłem usta w cienką linię. - Porozmawiamy o tym, kiedy będę gotowy. Na razie, po prostu spędzajmy razem czas, w porządku?
Przytaknęła od razu, jakby mój pomysł naprawdę jej się spodobał. Dużo o nas myślałem. O tym, co wydarzyło się kiedyś i o tym, co miało miejsce niedawno. Mimo że ona kogoś miała, ja nadal zamierzałem o nią walczyć, bo wiedziałem, że Mia była miłością mojego życia. Z nikim, nigdy nie będzie mi tak, jak właśnie z nią. Cały dzień obmyślałem plan, cała nasza paczka całkowicie mnie poparła, chociaż byłem na nich wściekły. Wiedzieli prędzej ode mnie, że Mia wychodziła za mąż. Zamierzałem przypomnieć jej dawną Mię, spędzać z nią mnóstwo czasu, jeździć w nasze miejsca. Za bardzo ją kochałem, aby teraz odpuścić.
- Po obiedzie zabieram cię w jedno miejsce - odezwałem się po dłuższej chwili.
- Gdzie? - zapytała zaintrygowana.
- Pojedziemy na wyścigi, Mia - przygryzłem wargę, czekając na reakcję szatynki.
Widelec, którym jadła spaghetti, upadł z brzdękiem na podłogę. Wzrok wszystkich w restauracji skupił się na nas, a my siedzieliśmy naprzeciwko siebie, patrząc sobie głęboko w oczy. Widząc w jej orzechowych tęczówkach radosne iskierki, wiedziałem, że to był dobry pomysł.
Odzyskam cię, aniołku...
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Cześć, kochani 😙
Tak, jak obiecałam, dzisiaj pojawił się kolejny rozdział 😙😘😚
Wydaje mi się nudny, tak więc przepraszam 💋
Kocham was 💓💕💖💗💝💞💟
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro