Rozdział 11
Zostałam na noc u rodziców, nie mówiąc nic nikomu. Musiałam sobie wiele przemyśleć. Chciałam spróbować przyjaźni z Zayn'em, ale wiedziałam, że nie będzie to możliwe, dopóki nie wyjaśnimy sobie wszystkiego z przeszłości, o której za wszelką cenę pragnęłam zapomnieć. Moi rodzice nie zbyt dobrze przyjęli wieść o moim ślubie, ale dali mi swoje błogosławieństwo. Po tym, jak zobaczyłam tatę, który oglądał w albumie moje zdjęcia z Zayn'em, nie wytrzymałam i pobiegłam do swojego starego pokoju, gdzie zasnęłam. Mój telefon przez prawie cały czas dzwonił, przez co nie mogłam poukładać swoich rozszalałych jak po sztormie myśli. Wyłączyłam go, co potem okazało się nie być dobrym pomysłem, jakby naprawdę wszyscy byli przeciwko mnie w tym mieście, a nawet świecie. Kiedy jadłam śniadanie, ktoś zadzwonił do drzwi. Tata od razu poderwał się z krzesła, aby pójść otworzyć. Po chwili wrócił do kuchni z Zayn'em.
- Dzień dobry, Emmo - przywitał się Zayn z moją mamą.
Wytrzeszczyłam oczy, słysząc, że był z moimi rodzicami na ty. Byłam z Matt'em już osiem miesięcy, był moim narzeczonym, a nadal musiał mówić do nich na per Pan i Pani.
- Cześć, Zayn - mama uśmiechnęła się do niego ciepło. - Masz ochotę na śniadanie?
- Tak właściwie, to przyjechałem po Mię - przeniósł na mnie swój przeszywający wzrok.
- Po mnie? - uniosłam brwi, zaskoczona.
- Cleo próbowała się do ciebie dodzwonić, żeby zapytać czy pojedziesz ze mną, aby wybrać smak tortu na ich ślub, ale nie odbierałaś, więc powiedziała, że nie masz już wyjścia - wzruszył ramionami.
- Dlaczego mam tam jechać akurat z tobą? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Moi rodzice stwierdzili, że świadkowie powinni zająć się organizowaniem ślubu - prychnęłam pod nosem.
- Twoja mama ma chyba nie po kolei w głowie - Zayn zacisnął dłonie w pięści.
- Nie mówiłabyś tak, jakby była teraz twoją teściową - otworzyłam szeroko oczy, nie dowierzając w to, co powiedział.
- Całe szczęście, że nią nie jest - odpyskowałam.
- Dajcie spokój, dzieci - wtrącił się tata. - Mia, powinnaś już jechać - zwrócił się do mnie.
To był chyba jakiś żart. Mój własny ojciec dał mi do zrozumienia, żebym już sobie pojechała z facetem, który mnie okłamywał i zdradzał. To było w porządku. Natomiast uczciwego oraz poukładanego Matt'a nie potrafili do końca zaakceptować. W tym wszystkim, nawet na nich nie mogłam liczyć. Wstałam z krzesła i nie żegnając się z nimi, wyszłam na dwór, gdzie zaczął padać deszcz. Zayn po chwili, również wyszedł z mojego domu, po czym otworzył mi drzwi od strony pasażera, co niesamowicie mnie zaskoczyło. Włączyłam pierwszą lepszą płytę, która okazała się być pechowa. Była na niej moja piosenka. Myślałam, że już nigdy więcej nie będę musiała jej słuchać. Napisałam ją, kiedy Zayn mnie zdradził. Jak na złość, coś się zacięło, przez co nie mogłam tego ani wyłączyć, ani chociaż ściszyć. Każdy następny wers rozdzierał mnie od środka.
- Proszę, wyłącz to - poprosiłam płaczliwie, chowając twarz w dłoniach.
Zayn zatrzymał się na poboczu, po czym odłączył całe radio, dzięki czemu nie musiałam słuchać tej piosenki.
- Nie będę cię za to przepraszał, bo uwielbiam tą piosenkę - wyznał, kiedy wprawił samochód w ponowny ruch. - Nie sądziłem, że aż tak mnie nienawidzisz.
- Nie nienawidzę cię - zaprzeczyłam szybko. - Po prostu ona bardzo mi o nas przypomina i sam wiesz... Tego już nie ma.
- Zostawiłaś mnie bez powodu... - zacisnął dłonie na kierownicy. - To ja powinienem być zły, a to ty zachowujesz się jak suka! Tak ciężko przyznać ci się do błędu?! Tak ciężko powiedzieć, że popełniłaś błąd, zostawiając mnie tutaj samego?! Oszalałem bez ciebie! A teraz wracasz, jakby nic się nie stało! Traktujesz mnie jak największe gówno, natomiast ty jesteś idealna, nieskazitelna, tak?!
Kompletnie mnie zatkało. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak złego, jak właśnie teraz. Okej, może nie byłam miła, ale cholera! Co miałam zrobić?! Przytulać go?! Całować go?! A może jeszcze wrócić do niego?! To jakaś kpina. Mia, nie poznaje ani ciebie, ani jego, ale musisz go zrozumieć. On nadal cię kocha, a ty traktujesz go jak największego wroga. Bałam się. Czego? Że na nowo się w nim zakocham, jednak teraz już bez powrotu.
- Nie potrafię cię inaczej traktować - pokręciłam głową, aby nie zobaczył moich łez. - To dla mnie też jest trudne. Żyłam przez cały rok, daleko od tego syfu, a teraz muszę się z tym zmierzyć, nie pomagasz mi.
- Mi też nikt nie pomógł, kiedy płakałem za tobą prawie każdej nocy - powiedział cicho, zatrzymując się na jakimś parkingu. - Jesteśmy na miejscu.
Bez zbędnych słów odpięłam pas, po czym wysiadłam z samochodu. Deszcz nadal padał, ale nie tak mocno jak jeszcze kilka minut temu. Z daleka zobaczyłam szyld z tortami na każdą okazję. Zmierzaliśmy w tym samym kierunku, obok siebie, ale jakby osobno. Chyba już nic nie dało się uratować.
Weszliśmy tam razem, bo oboje musieliśmy wybrać odpowiedni smak. Stwierdziłam, że to także idealna okazja, abym sama wybrała jakiś smak na swój ślub, o którym nie wiedział ani Zayn, ani moi przyjaciele. Kiedy zaczęłam spotykać się z Matt'em, Cleo zapowiedziała, że lepiej nie mówić o tym Zayn'owi, więc on nawet nie wiedział, iż ktoś był w moim życiu, a niedługo zostanie w nim na zawsze. Na zawsze. Wzdrygnęłam się na samą myśl. To brzmiało jak najgorszy wyrok. Boże, co się ze mną działo? W środku czekała już na nas kobieta w średnim wieku. Przedstawiła się jako manager tej firmy.
- Cleo i Louis, tak? - zapytała nas przez ramię, kiedy prowadziła nas do stolika.
Otwierałam już usta, aby zaprzeczyć, ale Zayn mnie wyprzedził, wprowadzając mnie w totalne osłupienie.
- Tak - odchrząknął.
- Co to miało niby być? - syknęłam w jego stronę, podczas gdy kobieta poszła zawiadomić kogo trzeba o naszym przybyciu.
- Nie róbmy zamieszania. Zostańmy przy Cleo i Louis'ie. Możesz nawet wczuć się w rolę, bo w końcu też byśmy wybierali tort na nasz ślub, prawda? - uśmiechnął się do mnie sarkastycznie. - Och nie, zapomniałem. Moja była narzeczona zostawiła mnie w Londynie na pastwę Amandy - warknął głośniej.
- A żebyś wiedział, że się wczuję - specjalnie zignorowałam to o Amandzie, aby jeszcze gorzej się z nim nie pokłócić.
Zayn zapewne chciał dolać oliwy do ognia, ale przeszkodziła mu w tym manager cukierni, która z kilkoma pracownikami przyniosła dwanaście smaków różnych tortów. Zostawiła nas na osobności, abyśmy w spokoju zdecydowali, a sama zajęła się inną parą.
Na pierwszy rzut poszedł tort truskawkowy, ale oboje stwierdziliśmy, że jest zbyt pospolity. Przy ósmym kawałku tortu o smaku wanilii i kokosów, trochę się zatrzymaliśmy. Mi jak najbardziej przypadł do gustu, ale Zayn marudził, że był za słodki.
- Nie tylko ty będziesz na tym ślubie - zacisnęłam palce na widelczyku do deserów.
- No co ty nie powiesz - spojrzał na mnie wściekle.
- Dobrze, skoro ci nie smakuje, to przejdźmy dalej - odpuściłam.
Najwyższy czas, aby przełknąć własną dumę i po prostu spróbować się dogadać. Tylko, chyba Zayn nie miał zamiaru przestać. Ja chamsko się do niego zwracałam, a on na każdym kroku wypominał mi to, że wyjechałam. Prowadziliśmy między sobą zaciekłą walkę, ale tak naprawdę nie wiedzieliśmy, o co biliśmy spór. Kiedy jedliśmy opcję numer dwanaście, zgodnie stwierdziliśmy, że to jest to. Wanilia i limonka. Idealne połączenie na ślub w lipcu, gdy było ciepło. Po zjedzeniu dwunastu opcji torów o różnych smakach, myślałam, że zwymiotuję. Wzięłam do rąk chusteczkę, aby wytrzeć usta od czekolady, która została mi po torcie numer jedenaście. Wstałam z sofy, ale Zayn pociągnął mnie za rękę, przez co usiadłam na poprzednim miejscu. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Nadal masz czekoladę na ustach - odchrząknął, patrząc na moje usta.
- Jeszcze? - westchnęłam sfrustrowana.
Sięgałam już do kieszeni kurtki, aby wyjąć paczkę chusteczek, kiedy Zayn wyjął jedną o wiele szybciej ode mnie, po czym bardzo powoli, nie spuszczając ze mnie swoich czekoladowych tęczówek, wytarł moje usta z resztek czekolady. Czas, jakby stanął w miejscu. Oblizałam bezwiednie usta, przez co wzrok Zayn'a spoczął właśnie tam. Następnie wstrzymałam oddech, kiedy zaczął pochylać się w moją stronę. Tak! Tak! Tak! Tak! Tak! Mayn forever! Nie. Nie. Nie. Koniec. Mam narzeczonego i nie był nim dupek Zayn, który miał do mnie żal. Położyłam mu dłoń na ustach w momencie, gdy już prawie musnął moje usta swoimi.
- Nie rób tego, Zayn - pokręciłam głową. - Nie rób tego ani sobie, ani mnie, bo oboje wiemy, że to, co było już nigdy nie wróci - wyszeptałam.
- Masz rację - odwrócił ode mnie wzrok, po czym wstał.
Również wstałam, ponieważ wiedziałam, że teraz nareszcie wrócimy do domu. Oboje pożegnaliśmy się z managerem cukierni, informując ją o naszym wspólnym wyborze. Zapisała sobie nasze numery, aby w razie jakiś pytań mogła się z nami skontaktować. Wyszliśmy na dwór, gdzie nadal padał deszcz, tyle że o wiele mocniej niż wcześniej. Przez padający z nieba deszcz, ledwo widziałam drogę na parking. Kiedy byłam już prawie przy samochodzie, usłyszałam głośny krzyk Zayn'a, a zaraz potem mocne szarpnięcie do tyłu.
- Mia, uważaj! - znalazłam się w jego ramionach, akurat wtedy, gdy kilka centymetrów przede mną z niesamowicie szybką prędkością przejechał samochód. - Nic ci nie jest? - złapał mnie za ramiona, dokładnie mi się przyglądając.
- Nie - przełknęłam głośno ślinę. - Dziękuję.
Zayn kiwnął głową, a następnie bardzo delikatnie pocałował mnie w czoło. Ciepło rozlało się w dole mojego brzucha, niemo prosząc o więcej. Dotyk jego warg na moim czole doszczętnie mnie pokonał. Już nie potrafiłam udawać niechęci do niego, bo ja go nadal, najzwyczajniej w świecie kocham.
Później wsiedliśmy do samochodu, gdzie Zayn na nowo zamontował radio. Tym razem włożył do odtwarzacza moją ulubioną płytę. Zamieszczone były na niej piosenki w kiepskiej jakości, jakie sama mu nagrałam. Odwróciłam głowę w stronę szyby, po której spływały krople deszczu. Sznur samochodów zaczął się wydłużać, przez co do domu dojechaliśmy dopiero po godzinie. Chciałam złapać za klamkę, aby wejść do domu i ściągnąć z siebie przemoczone ubrania, jednak uniemożliwiła mi to ręka Zayn'a, która złapała mnie w okolicy nadgarstka.
- Przepraszam za to, co wcześniej powiedziałem - powiedział cicho, patrząc prosto w moje oczy.
- Ja też przepraszam - westchnęłam głośno. - Przecież to nie musi wcale tak wyglądać.
- Czyli koniec wojny? - uśmiechnął się do mnie lekko.
- Powiedzmy, że oboje jesteśmy na okresie próbnym - przygryzłam wargę, aby się nie uśmiechnąć.
Wymamrotałam ciche cześć, po czym pobiegłam do domu. Na szczęście Zayn wrócił do swojego domu. Weszłam do środka, od razu kierując się do swojego pokoju, gdzie wyciągnęłam suche ubrania. Wzięłam ciepły prysznic, a następnie założyłam wcześniej przyniesione do łazienki rzeczy. Postanowiłam zejść na dół, aby ugotować Cleo i Louis'owi coś na obiad. Jednak w salonie zastałam nawet Jacob'a, Rose oraz Liam'a. Stanęłam na ostatnim schodku, patrząc na nich badawczo.
- Już dawno powinna wrócić - Cleo poprawiła się nerwowo na sofie.
- Zobaczysz, wszystko nam wyjaśni - Louis pocałował ją we włosy.
- O mnie mówicie? - weszłam do salonu, przez co wzrok wszystkich skupił się na mnie. - Coś się stało?
Cleo wyciągnęła z kieszeni spodni, jak się okazało mój pierścionek zaręczynowy, po czym położyła go na szklanym stoliku.
- Chciałabyś nam coś powiedzieć? - zapytała Rose, nie odrywając wzroku od pierścionka.
To będzie naprawdę ciężka rozmowa.
•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■••••••••••••••••••••••••••••••••••
Cześć, kochani 😙
Przepraszam za wszystkie błędy oraz liczę na waszą opinię i odczucia dotyczące nowej relacji Zayn'a oraz Mii 😙😘😚
Następny rozdział w niedzielę 💋
Kocham was 💓💕💖💗💝💞💟
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro