Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

      Obudziłam się z myślą, że właśnie dzisiaj były moje urodziny, a co za tym szło, również Walentynki. Od tygodnia Matthew był inny niż zwykle, więc zaczęłam podejrzewać go o jakąś niespodziankę z okazji tego dnia. Któregoś razu nie wytrzymałam i dałam mu jasno do zrozumienia, że jeśli mi się oświadczy, to spakuję walizki, a następnie wrócę do Londynu. Układało nam się coraz lepiej. Zaczęłam się w nim zakochiwać, z czego bardzo się cieszyłam, bo nie chciałam wykorzystywać jego miłości do tego, żeby zapomnieć o Zayn'ie. W końcu przestałam się czuć źle z myślą, że byłam z Matt'em. Na uczelni też już wszyscy o nas wiedzieli. Czasami zdarzały się osoby, które za naszymi plecami komentowały nasz związek. Jednak większość nas zaakceptowała, co również ucieszyło rodziców Matt'a, z którymi spędzałam ostatnio mnóstwo czasu. Polubiłam profesora, który oblewał studentów bez powodu. To było czyste szaleństwo.
      Poszłam wziąć kąpiel z płatkami róż, które przygotowały mi moje przyjaciółki. Wysuszyłam swoje ciało oraz włosy, które zostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam lekki makijaż w postaci pomadki i tuszu do rzęs. Ubrałam wczoraj wybrane ciuchy, po czym weszłam do kuchni, gdzie czekało na mnie śniadanie oraz mój facet w moim fartuszku. Kiedy mnie zobaczył, jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie - zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Dziękuję - Matt pochylił się ku mojej twarzy, po czym pocałował mnie w usta.
Swoje ręce położył na moich biodrach, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie, o ile było to możliwe.
- Dziewczyny już poszły na zajęcia? - zapytałam, gdy odsunęliśmy się od siebie.
- Mhm - mruknął. - Zostawiły ci prezenty w swoich pokojach i kazały przekazać, że następnym razem mamy być ciszej - poruszył znacząco brwiami.
- O Boże - schowałam twarz w dłoniach, całkowicie zawstydzona.
- Nie masz się czego wstydzić - pocałował moje dłonie, za którymi schowałam zarumienioną twarz.
- Moje przyjaciółki słyszały, jak uprawiamy seks, co za wstyd - pokręciłam głową z uśmiechem.
- Mówiłem ci, żebyś była ciszej - parsknął śmiechem. - Nie chciałaś mnie słuchać.
- Byłam zajęta - złapałam go za koszulę, przyciągając do siebie.
- A czym? - wyszeptał w moje usta.
- Tobą - odszepnęłam, po czym złączyłam nasze usta w jedność.
Jedliśmy wspólnie śniadanie, wspominając wczorajszą imprezę. Leo miał urodziny i zaprosił nas do swojego domu. Z małej domówki powstała wielka impreza, na której tańczyłam z Matt'em przez całą noc. Wypiliśmy trochę, Matthew odwiózł mnie do domu, zaprosiłam go na górę, a skończyliśmy w łóżku. Mimo że oboje byliśmy lekko pijani, pamiętaliśmy wszystko. Nie żałowałam tego, nawet przez sekundę, bo zrobiłam to z kimś, w kim zaczynałam się zakochiwać. Po skończonym śniadaniu Matt zabrał się za sprzątanie, a sama poszłam do pokoju dziewczyn, ciekawa ich prezentów. Od Mary dostałam książkę pt.: "Ciekawe pozycje seksualne", na co parsknęłam śmiechem, a od Lily moje ulubione perfumy. Chociaż jedna z nich była normalna. Nie rozumiałam tylko jednej rzeczy. Dlaczego nie mogły mi dać prezentów dzisiaj po zajęciach? Dowiedziałam się tego, kiedy Matthew wszedł do mojej sypialni.
- Za godzinę jedziemy na lotnisko - wytrzeszczyłam oczy.
- Ale po co? - Matt uśmiechnął się tajemniczo.
- Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy na dwa dni - powiedział, po czym zostawił mnie samą, całkowicie zdezorientowaną.
Westchnęłam ciężko, podchodząc do szafy. Nie wiedziałam, co planował, ale miałam nadzieję, że lot do Londynu nie był jego pomysłem na prezent. Wyciągnęłam małej wielkości torbę, pakując do niej tylko niektóre ubrania. Pościeliłam swoje łóżko, a następnie weszłam na pocztę, gdzie miałam kilka wiadomości od moich znajomych z uczelni, którzy życzyli mi wszystkiego najlepszego w dniu urodzin. Nie miałam czasu, aby odpisać każdemu z osobna, dlatego wysłałam taką samą wiadomość do wszystkich. Na lotnisko mieliśmy jechać za dziesięć minut, więc spakowałam do torby laptopa oraz ładowarkę. Kiedy miałam schować swój telefon do torebki, otrzymałam wiadomość.

Od: Zayn
Dzisiaj kończysz dwadzieścia lat. Pamiętasz nasze ostatnie Walentynki? Zaręczyny? Seks w samochodzie w czasie deszczu? Byłaś wtedy taka szczęśliwa. Wszystkiego najlepszego, aniołku...

Serce szybciej zaczęło mi bić, po przeczytaniu tego SMS-a. Pamiętałam doskonale o wszystkim, co napisał w tej wiadomości. Miał rację. Byłam wtedy taka cholernie szczęśliwa, że chyba bardziej nie mogłam być. Wystukałam odpowiedź: Dziękuję, ale nie wysłałam jej, zapisałam w wersjach roboczych. Może jeszcze kiedyś będę miała odwagę, aby to zrobić. Teraz nie miałam. Schowałam telefon do torebki w momencie, w którym Matt wszedł do mojej sypialni, mówiąc, że musimy już jechać.
      Przez całą drogę męczyłam Matt'a, żeby w końcu powiedział mi, gdzie lecimy. Niestety, nie zdradził nawet rąbka tajemnicy. Na lotnisku splótł nasze palce, prowadząc mnie w stronę hali odlotów. Jedynym bagażem była tylko moja torba, w której były wyłącznie moje ciuchy. Już nic z tego nie rozumiałam.
- Matt, o co chodzi? - stanęłam przed nim, patrząc w jego oczy.
- Widziałem, że ostatnio chodzisz nieobecna, smutna, dlatego mam dla ciebie niespodziankę - wyjął zza kurtki kopertę, wciskając mi ją w dłonie. - Otwórz.
Zrobiłam tak, jak kazał. W środku znajdował się bilet lotniczy do Paryża. Paryż?!
- Co to jest? - wykrztusiłam.
- Mój prezent dla ciebie - położył swoje ręce na moich biodrach. - Na lotnisku w Paryżu będzie czekała na ciebie kolejna niespodzianka, ale tego już ci nie zdradzę.
- A ty nie lecisz ze mną? - Matt pokręcił głową.
- Mam jakieś szkolenia, dlatego nie mogę z tobą lecieć. Baw się dobrze i uważaj na siebie, dobrze? - uśmiechnęłam się lekko.
- Dobrze. Kocham cię - pocałowałam go szybko w usta, bo zaczęli wywoływać mój lot.
- Ja ciebie też, Mia - pocałował mnie jeszcze w czoło, po czym udał się w kierunku wyjścia z lotniska.
A ja? Z uśmiechem na ustach przeszłam przez odprawę, następnie wchodząc przez terminal. Lot miał potrwać około dziesięciu godzin. Znalazłam swoje miejsce, które było przy oknie. Nie minęło nawet piętnaście minut, a samolot wzbił się w powietrze. Wyciągnęłam słuchawki oraz odtwarzacz, aby lot minął mi szybciej. Nawet się nie zorientowałam, a zasnęłam.
     Obudził mnie głos pilota, dobiegający z głośników, który poinformował pasażerów, że za chwilę lądujemy na lotnisku w Paryżu. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Stolica Francji od zawsze była moim marzeniem. Teraz, chyba nie było miejsca, gdzie chciałam jeszcze polecieć. Zawsze było to USA, Hiszpania i Francja. Po wyjściu z samolotu przeszłam przez kontrolę paszportu oraz bagażu. Kiedy kontrola się zakończyła, ruszyłam w kierunku poczekalni, gdzie rzekomo miała czekać na mnie niespodzianka. Zaczęłam kierować się w stronę wyjścia z lotniska, kiedy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu wyświetlił się kontakt Rose. Bez wahania odebrałam połączenie.
- Rose, to naprawdę nie jest najlepszy moment. Właśnie jestem na lotnisku w Paryżu i nie wiem nawet, gdzie jest wyjście - westchnęłam sfrustrowana.
Po drugiej stronie panowała cisza, na co zmarszczyłam brwi.
- Może potrzebujesz pomocy? - usłyszałam za plecami znajomy głos.
Odwróciłam się w jego stronę, a telefon o mało nie wypadł mi z dłoni. Kilka metrów przede mną stał Jacob, Cleo oraz Rose. Po moich policzkach popłynęły łzy szczęścia, dokładnie tak jak u dziewczyn. Natomiast mój przyjaciel nie wytrzymał tego napięcia i podbiegł do mnie, od razu podnosząc moje ciało w powietrze. Trzymał mnie mocno, kręcąc wokół własnej osi, a ja nadal płakałam ze szczęścia. Postawił mnie na ziemi, po czym mocno przytulił. Nawet przez jego kurtkę słyszałam, jak szybko biło mu serce. Ja czułam dokładnie to samo. Kiedy mnie puścił, od razu przytuliła mnie Cleo, której nie widziałam przez osiem miesięcy. Ludzie przechodzili obok nas, uśmiechając się lekko, a my staliśmy wśród nich, przytuleni, jakbyśmy już nigdy nie mieli się zobaczyć. To był najlepszy prezent, jaki mogłam sobie tylko wymarzyć.
- Co wy robicie w Paryżu? Cleo, co z Miley? - zapytałam, gdy wsiedliśmy do taksówki, która miała zawieźć nas do hotelu.
- Jakiś tydzień temu zadzwonił do nas Matthew z prośbą, abyśmy przyjechali do Paryża na twoje urodziny - Cleo wzruszyła ramionami. - Liam nie mógł przyjechać, bo musi pilnować klubu, a Louis został z Miley. Nie karmiłam jej piersią, więc nie było problemu z moim przyjazdem. Poza tym musiałam cię w końcu zobaczyć. Woleliśmy przylecieć do Paryża, niż do Nowego Jorku.
- Louis nie był przerażony? - zapytałam z uśmiechem.
- Louis to najlepszy ojciec, jaki tylko może być - odpowiedział za Cleo, Jacob.
- To prawda - wtrąciła Rose. - Wszyscy myśleliśmy, że będziemy musieli pomagać im na każdym kroku, a radzą sobie doskonale.
Uśmiechnęłam się pod nosem, spoglądając na moich przyjaciół. Każde z nich w ogóle się nie zmieniło. Miałam wrażenie, że tylko ja nie byłam już tą samą Mią, co osiem miesięcy temu.
      Hotel, w którym mieliśmy spędzić dwie noce, okazał się być jednym z najlepszych w tym mieście. Sama nie wiedziałam, skąd taka opinia. Przekonałam się o tym, kiedy weszliśmy do naszego apartamentu, a z niego na balkon. Widok stamtąd był niesamowity. Z czwartego piętra mogliśmy zobaczyć budynki Paryża i wieżę Eiffla. Od razu ustawiłyśmy się do zdjęcia z dziewczynami, aby za naszymi plecami chociaż trochę widoczna była wieża. Uśmiechnęłyśmy się w stronę Jacob'a, który zrobił nam kilka zdjęć. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że byli tutaj ze mną, w jednym z najważniejszych dni w moim życiu. Brakowało tylko Matt'a, ale nie mógł tutaj ze mną być. Zbliżała się godzina kolacji, dlatego zamówiliśmy ją do naszego apartamentu. Zgodnie postanowiliśmy zostać dzisiaj w hotelu, a jutro do wieczora zwiedzać Paryż, bo o 20.00 miałam mieć samolot powrotny.
- Mamy coś dla ciebie - Cleo klasnęła w dłonie podekscytowana.
Ze swojej torby wyciągnęła, jak się okazało album na zdjęcia. Spojrzałam na nich zaskoczona, ale przyjęłam prezent. Album był zapełniony, aż do przed ostatniej strony. Na każdej z nich były nasze wspólne zdjęcia. Po raz kolejny tego dnia, po moim policzkach spływały łzy szczęścia. Przytuliłam ich mocno, dziękując za prezent.
- To był prezent od nas wszystkich, a teraz mam coś jeszcze, tylko ode mnie - Cleo podała mi białą kopertę, w której znajdowało się zaproszenie na jej ślub z Louis'em oraz na chrzciny Miley.
- Wychodzisz za Louis'a? - pisnęłam, patrząc na nią szeroko otwartymi oczami.
- Jakoś tak wyszło - machnęła ręką z szerokim uśmiechem.
Od razu chwyciłam jej prawą dłoń, u której na serdecznym palcu lśnił piękny pierścionek zaręczynowy.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę - przytuliłam ją mocno.
- No dobra, to teraz ja... - Rose spojrzała na mnie z uśmiechem. - Razem z Liam'em postanowiliśmy zaadoptować dziecko.
Uchyliłam usta, całkowicie zaskoczona. Dzień niespodzianek.
- O Boże, nawet nie wiem, co mam powiedzieć - wydukałam z trudem. - To fantastycznie!
Rose zaśmiała się cicho, po czym przejęła mnie z ramion Cleo w swoje. Cieszyłam się ze szczęścia swoich przyjaciół. Każde z nich zaczęło nowy etap w życiu. Spojrzałam na Jacob'a, który cały czas mi się przyglądał.
- Ty też masz dla mnie jakąś niespodziankę? - uniosłam do góry jedną brew.
- Niestety nie, ale mam dla ciebie prezent... - wstał, po czym podszedł do swojej torby, wyciągając z niej małą paczuszkę. - Proszę - podał mi ją do ręki.
Z wahaniem przyjęłam prezent, ściągając wieczko z małego pudełka. W środku znajdował się srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie serca, które miało dziwny kolor. Coś koło szarego, a jednak nie przypominał tego koloru.
- To prezent od Zayn'a - wyjaśnił Jacob. - Nie wiem, jak to zrobił, ale w środku jest kamień z tej fabryki, którą zburzyli krótko przed twoim wyjazdem. Kazał przekazać, że jeśli nie będziesz tego chciała, możesz wyrzucić do kosza na śmieci w Nowym Jorku - podniosłam na niego wzrok, przerażona. - Nie martw się. Wie tylko, że mieszkasz w Nowym Jorku, nie zamierza cię szukać - wypuściłam wstrzymywane powietrze.
- Dziękuję - wyszeptałam, po czym zapięłam łańcuszek, który dostałam od byłego narzeczonego.
Rose zaczęła opowiadać o klubie Liam'a, tym samym zmieniając temat, za co byłam jej wdzięczna. Nazajutrz zwiedziliśmy Paryż, robiliśmy sobie zdjęcia, kupowaliśmy pamiątki.
     O 18.00 następnego dnia moi przyjaciele wrócili do Londynu, a ja dwie godziny później siedziałam w wygodnym fotelu, aby wrócić do Nowego Jorku. W czasie, kiedy samolot wzbijał się w powietrze, chwyciłam w palce wisiorek, który dostałam od Zayn'a. Westchnęłam ciężko, po czym odpłynęłam do krainy Morfeusza, w której śnił mi się tylko i wyłącznie Zayn.
Mój dawny Zayn...

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Cześć, kochani! 😙
Przepraszam was za wszystkie błędy 💋 Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał i podzielicie się ze mną swoją opinią 😙😘😚
Kocham was! 💓💕💖💗💝💞💟

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro