Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Sylwester.

      Rok temu spędzałam go w Londynie, ze złamanym sercem. Teraz było zupełnie inaczej. Całą paczką szliśmy na imprezę sylwestrową, która odbędzie się w domu Matt'a. Święta także spędzałam z Matt'em oraz jego rodzicami, na co na początku nie chciałam się zgodzić, ale było naprawdę sympatycznie, a profesor McCartney nie miał nic przeciwko naszemu związkowi. Przy ich synu czułam się szczęśliwa, bezpieczna, przede wszystkim kochana. Przy Zayn'ie też się tak czułaś! Tak, ale teraz mieszkałam w Nowym Jorku, gdzie był Matthew, a nie Zayn, który szwendał się po barach w poszukiwaniu wrażeń na jedną noc. To już nie był ten sam facet, którego poznałam prawie półtorej roku temu.
      Od samego rana sprzątałam dom po wczorajszej imprezie Mary oraz Lily. Obie leżały obecnie w łóżku, wręcz umierając, a ja musiałam za nie posprzątać, chociaż całą noc siedziałam z Matt'em. Nie spaliśmy jeszcze ze sobą, bo najzwyczajniej w świecie było mi głupio. Do tej pory nagą widział mnie tylko Zayn i myślałam, że tak już zostanie, jednak wszystko się zmieniło, a ja musiałam przezwyciężyć strach. Kiedy ogarnęłam w jakimś stopniu mieszkanie, podeszłam do lodówki w celu zrobienia im jakiegoś lekkiego śniadania. Właśnie w tym samym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. Westchnęłam głośno, spoglądając w dół na swoją piżamę, która składała się z majtek oraz krótkiej koszulki. Podeszłam z wahaniem do drzwi, uchylając je lekko. Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech, gdy zobaczyłam przed sobą Matt'a z bukietem czerwonych róż.
- Cześć, skarbie - uśmiechnął się lekko, po czym nie zwracając uwagi na mój strój oraz róże, przywarł do moich ust.
- Dziękuję za kwiaty, ale nie przypominam sobie jakiejś szczególnej okazji - mruknęłam, kiedy się ode mnie odsunął.
- To nie mogę już kupić kwiatów swojej kobiecie, bez powodu? - przygryzł wargę, kładąc swoje duże dłonie na mojej odkrytej talii. -  I możesz mi powiedzieć, dlaczego paradujesz w takim stroju po domu? A jakby przyszedł Brian albo Michael?
- Daj spokój - nalałam do wazonu wody, po czym włożyłam do niego róże. - Pewnie obaj umierają na kaca dokładnie tak jak dziewczyny.
- Chciałbym, żebyś poznała dzisiaj moich znajomych - spojrzał na mnie badawczo.
- Um... Nie będą mieli nic przeciwko naszemu związkowi? W końcu jesteś ode mnie dużo starszy - przygryzłam wargę, zdenerwowana.
Matthew westchnął ciężko, podszedł do mnie i położył swoje ręce na moich biodrach.
- A tobie to przeszkadza? - zmarszczyłam brwi. - No, ta różnica wieku...
- Co? Nie. Oczywiście, że nie, tylko... - urwałam, kiedy dotknął dłonią mojego policzka.
- Więc niczym się nie przejmuj - uśmiechnął się, pocałował mnie lekko w usta, a następnie pożegnał się ze mną, po czym wyszedł z mojego mieszkania.
Wypuściłam wstrzymywane powietrze, gdy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, co oznaczało, że poszedł do swojego domu, aby przygotować go na dzisiejszą imprezę. Kontynuowałam robienie śniadania dla moich przyjaciółek. Upiekłam im tosty, usmażyłam naleśniki, które będą mogły zjeść z czekoladą, bądź owocami, bo nic innego nie miałyśmy w domu, a nie chciało mi się iść na zakupy. Wstawiłam wodę na gorące napoje i od razu poszłam do ich pokoju, aby je obudzić. Najpierw weszłam do pokoju Mary, w którym śmierdziało tanim winem, panowała tam ciemność. Natomiast Mary leżała w poprzek na swoim łóżku, mrucząc coś pod nosem. Wystarczyło puścić na cały regulator jej ulubioną piosenkę, co sprawiło, że obie się obudziły. Na początku miały ochotę mnie zabić, ale w momencie ich wejścia do kuchni, przytuliły mnie mocno, dziękując za śniadanie. Kiedy Lily i Mary jadły w kuchni, ja zaczęłam wietrzyć ich pokoje. U Lily nie pachniało wcale lepiej niż jak u Mary. Dziewczyny zaczęły zmywać po śniadaniu, a sama postanowiłam zadzwonić do Jacob'a na Skype, który był również dostępny.
- Cześć, Jacy - uśmiechnęłam się szeroko, widząc jego uradowaną twarz.
- No witaj, piękna. Czemu się tak długo nie odzywałaś? - wymierzył we mnie palcem.
- Miałam mnóstwo nauki, później były święta... Um... Jakoś tak wyszło - spuściłam wzrok na swoje palce.
- Mia, powiedz prawdę - westchnął głośno.
- Nie chciałam rozmawiać o Zayn'ie, okej? Nie wiem, co się z wami ostatnio dzieje. Wszyscy chcecie ze mną o nim rozmawiać, a ja nie mam na to ochoty. Nie mam, rozumiecie to? - schowałam kosmyk włosów za ucho.
- Przepraszam, Mia, ale teraz wszystko mogłoby się ułożyć. Zayn domyślił się, że Rose u ciebie była i jeszcze bardziej terroryzuje nas o twój adres. Wystarczyłoby, żebyś pozwoliła nam, dać mu ten cholerny adres. Na pewno by do ciebie przyjechał. Tam byście sobie wszystko wyjaśnili, wzięli ślub oraz mieli dużo dzieci - powiedział szybko.
Słysząc wzmiankę o dzieciach, które mogłyby być moje i Zayn'a, w moich oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam rozpamiętywać tego wszystkiego, ale to było silniejsze ode mnie. Miałam dosyć tego, że moi przyjaciele na siłę chcieli nas z powrotem połączyć. A co ze mną? Z moim zdaniem? Moimi uczuciami? Przecież kochasz Zayn'a, idiotko!
- Kiedy wreszcie zrozumiecie, że ja nie chcę z nim być? Ile razy, jeszcze mam to wam powtarzać? - schowałam twarz w dłoniach.
- Mia, Zayn nadal cię kocha. Chodzi po tych wszystkich barach, pieprzy jakieś łatwe dziewczyny, ale zawsze, kiedy odwozimy go z Liam'em do domu, powtarza twoje imię. Sam raz nie wytrzymałem i po prostu się rozpłakałem. Jesteśmy przyjaciółmi, ale Zayn to mój brat. Nie zawsze było między nami okej, tym bardziej, że byłem w tobie zakochany, ale mam już tego dosyć. Musicie w końc... - przerwałam mu.
- Mam kogoś - Jacob wytrzeszczył oczy.
- Co?! Ty chyba sobie żartujesz! - pokręciłam głową.
- Jestem z nim szczęśliwa... - powiedziałam z wahaniem. - Już teraz rozumiesz, dlaczego ja i Zayn to się nie uda? On wrócił do dawnego trybu życia, a ja... Ja... Muszę iść - skłamałam szybko.
- Poczekaj, nie... - rozłączyłam się, po czym wyłączyłam laptopa.
Nie mogłam z nim dłużej rozmawiać. Bo, co bym mu powiedziała? Że byłam z Matt'em, ale nadal kochałam jego brata? To było bez sensu. Byłam szczęśliwa, jednak nie tak jak... Z Zayn'em. Właśnie.
      Następne godziny upłynęły mi w bardzo szybkim tempie. Nawet nie zdążyłam pójść na zakupy, a zbliżała się godzina 17.00. Matt napisał do mnie, abym była u niego w domu około 18.00, bo chciał się mną nacieszyć, zanim przyjadą wszyscy goście. Wzięłam prysznic, wysuszyłam ciało oraz włosy, które upięłam w koka. Pomalowałam rzęsy tuszem, natomiast usta czerwoną szminką. Założyłam na siebie czarną sukienkę, a na moich nogach pojawiły się czarne szpilki. Uśmiechnęłam się lekko do swojego odbicia, jednak nie był to przekonujący uśmiech. Ja wcale nie byłam szczęśliwa, a tak bardzo tego chciałam...
      Razem z Lily, Mary, Brian'em i Michael'em pojechaliśmy autem do domu Matt'a. Dom był już całkowicie gotowy na pojawienie się gości. Duży salon pozwalał na jedną noc uczynić z niego parkiet, o jakim nawet, niektóre kluby mogły śnić. Moi przyjaciele rozsiedli się na kanapie, nalewając sobie po jednym drinku, a ja razem z Matt'em poszliśmy na balkon. Opatuliłam się szczelniej kurtką, bo na dworze było dosyć zimno. Matt przytulił się do moich pleców, kładąc dłonie na barierce przede mną. Patrząc w gwiazdy, przypomniałam sobie taki sam widok w Londynie, dokładnie rok temu. Zamknęłam oczy, aby się nie rozpłakać.
- Poznałam go na nielegalnych wyścigach samochodowych - wzięłam głęboki wdech. - Miał dziewczynę, ale ona wyjechała do Chicago. Zaintrygowałam go, on mnie w sumie też, chociaż nie chciałam do siebie tego dopuścić. Krótko po moim wypadku zaczęliśmy ze sobą być - uśmiechnęłam się lekko na samo wspomnienie. - Śpiewaliśmy razem, spędzaliśmy czas, z dnia na dzień zaczęłam zakochiwać się w nim coraz bardziej. Potem mnie zdradził - zacisnęłam pięści na barierce. - Uprawiał seks z moją nauczycielką od matematyki, żebym mogła zdać. Nakryłam go na gorącym uczynku... Tak bardzo go kochałam, że wszystko mu wybaczyłam. W moje urodziny poprosił mnie o rękę, zgodziłam się, chociaż nie byłam do końca przekonana. W maju zaczęliśmy się od siebie oddalać, właśnie wtedy wróciła jego była z ich wspólnym dzieckiem. Zayn naciskał na mnie od dawna, jeśli chodzi o dziecko, ale ja byłam za młoda, nadal jestem. Ona dała mu to, czego ja nie chciałam. Zmienił się, zaczął spędzać z nimi cały swój czas, a ja siedziałam sama, w naszym pustym domu. Mieszkała z nami przez jakiś czas, to było... - pokręciłam głową ze łzami w oczach. - Nie ważne. Ważne było to, że gdy się wyprowadziłam, on nie walczył o nas, poddał się. Kiedy dostałam odpowiedź z Nowego Jorku, nie wahałam się nawet przez chwilę. On został w Londynie, a niedawno okazało się, że to nie było jego dziecko - skończyłam mówić.
Matt złapał mnie za rękę, odwracając w swoją stronę, po czym przywarł do moich ust. Po moich policzkach spływały łzy, a on je ścierał swoimi kciukami.
- Kocham cię, Mia i zrobię wszystko, żebyś była ze mną szczęśliwa - przytuliłam się do niego mocno. - Dziękuję za to, że mi powiedziałaś. Chodźmy do środka.
Wyciągnęłam z kieszeni kurtki telefon, który wyświetlał godzinę 18.58.
- Idź sam, ja za chwilę wrócę - zapewniłam go.
Matthew pocałował mnie w czoło, następnie wszedł do swojego salonu, zostawiając mnie samą. Spojrzałam na gwiazdy, które w każdym miejscu na świecie wyglądały dokładnie tak samo. Na moim telefonie wyświetliła się godzina 19.00. Uśmiechnęłam się lekko sama do siebie. Szczęśliwego Nowego Roku, Zayn. W Londynie właśnie wybiła północ, nadszedł nowy rok, na który ja, będę musiała poczekać jeszcze pięć godzin. Weszłam do salonu, gdzie zaczęli pojawiać się goście. Usiadłam na kanapie, obok Matt'a, który pocałował mnie we włosy, trzymając dłoń na moim policzku.
- Mia, to jest mój najlepszy przyjaciel, Leo - wysoki blondyn uśmiechnął się w moją stronę - Leo, to jest moja dziewczyna - Mia.
- Miło mi cię poznać - kąciki moich ust ledwo zauważalnie drgnęły.
Leo bez słowa podszedł do mnie i po prostu mnie przytulił. Mimo że go nie znałam, wtuliłam się w jego ciało, bo dzisiaj jak nigdy, właśnie tego potrzebowałam. Jednak nic nie potrafiło przezwyciężyć tęsknoty, jaką czułam za Londynem. Tam był mój dom, ale tutaj była moja przyszłość. Spojrzałam na Matt'a, który patrzył na mnie z miłością. Wtedy zrozumiałam, że dopóki będzie ze mną, byłam w stanie znieść wszystko. Nawet miłość do Zayn'a.

*Zayn*

      Właśnie dochodziła godzina 5.00 rano, a ja siedziałem nieźle wstawiony na wysokim krześle przy barze Liam'a. Podchodziły do mnie jakieś dziwki, otwarcie proponując mi seks w męskiej ubikacji, ale po poprzednich dwóch i alkoholu, który zawładnął moim organizmem, nie miałem na nie siły. Poza tym Liam pilnował mnie jak oka w głowie, co niezwykle mnie wkurwiało. Spojrzałem w prawą stronę, co nie było dobrym pomysłem. Zobaczyłem Mię, która w rytm mojej ulubionej piosenki tańczyła na środku parkietu. Serce szybciej zaczęło mi bić, a oddech znacznie przyspieszył. Złapałem się krawędzi lady, po czym spróbowałem wstać. Nie udało mi się, spadłem z krzesła na brudną podłogę. Liam od razu przybiegł do mnie z Jacob'em, którego od niedawna męczyłem o adres Mii.
- Zayn, wracamy do domu - Jacob chwycił mnie za ramiona.
- Tam jest Mia... Ja muszę... Ja... Iść...  - próbowałem mu się wyrwać.
- Mii tutaj nie ma, Zayn - Liam głośno westchnął. - Musisz w końcu się ogarnąć. Minęło już pół roku, ile jeszcze masz zamiar to ciągnąć? Ona nie wróci.
Schowałem twarz w obu dłoniach, żeby żaden z nich nie zobaczył moich łez. Z dnia na dzień umierałem na tęsknotę za nią. Każde miejsce w Londynie przypominało mi właśnie ją, mój dom stał się moim hotelem. Nie potrafiłem tam mieszkać, kiedy jej tam nie było. Chodziłem w miejsca, które były jej ulubionymi z nadzieją, że może któregoś dnia ją tam spotkam. Pisałem o nas piosenki, a w nocy leżałem, patrząc w biały sufit. Nie lubiłem spać, odkąd zaczęła mi się śnić. Jej włosy, oczy, uśmiech... No, kurwa, wszystko. Minęło pół roku, a ja nadal nie mogłem pogodzić się z odejściem Mii. Wciąż, każdego dnia nosiłem w kieszeni kurtki pierścionek zaręczynowy, który oddała mi wtedy, pod moim domem. Nic nie miało sensu, gdy jej przy mnie nie było.
- Zayn, chodź, wracamy - obaj postawili mnie w pionie.
- Kocham cię, Mia - wyszeptałem sam do siebie, a potem nie pamiętałem już nic.
Chyba odpłynąłem do krainy, w której bez końca widziałem jej uśmiechniętą twarz.
Kochasz mnie jeszcze? - zapytałem ją we śnie.
Nie odpowiedziała mi.

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■•••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Cześć, kochani! 😚
Za wszystkie błędy bardzo was przepraszam 😙😘😚 Co myślicie o rozdziale, zachowaniu Mii i Zayn'a? Jeśli chodzi o perspektywę Zayn'a, to zdaję sobie sprawę, że może nie zaspokoiła waszej ciekawości, ale wszystko w swoim czasie, obiecuję 💋
Liczę na wasze komentarze 👍 Chciałabym was również zaprosić na moją nową opowieść "Sekret", którą dopiero zaczęłam pisać 😙😘😚😍 Może się wam spodoba.
Kocham was 💓💕💖💗💝💞💟

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro