Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39

26 sierpień...

     Kiedy wróciłam do Nowego Jorku, wszystkie moje postanowienia odeszły w niepamięć. Miałam rozstać się z Matt'em raz na zawsze, a zamiast tego jutro zostanę jego żoną. Zrezygnowałam ze studiów na poważnie, ale mój przyszły teść zapowiedział, że po urodzeniu dziecka, powinnam jak najszybciej na nie wrócić. Wraz ze swoją żoną wiedzieli o mojej ciąży, jednak byli przekonani, iż to dziecko ich syna. Ani ja, ani Matthew nie wyprowadziliśmy ich z błędu. Moi przyjaciele z Londynu wściekli się, gdy otrzymali zaproszenie na mój ślub. Pokłóciłam się wtedy o to z Matt'em, ponieważ mieli się o niczym nie dowiedzieć. Wychodziłam za Matt'a, bo było mi go najzwyczajniej w świecie szkoda. Przy przygotowaniach na ślub zachowywaliśmy się bardziej, jak przyjaciele niż para. Nie pozwalałam mu się dotykać, ale on doskonale wiedział dlaczego. Tęskniłam za Zayn'em.
- Wróciłaś do Nowego Jorku miesiąc temu, a ja nadal nie mogę się tobą nacieszyć - Lily przytuliła mnie mocno. Oddałam uścisk.
- Jesteś inna niż wcześniej - trafnie zauważyła Mary. - W Londynie wydarzyło się coś istotnego?
Zdradziłam Matt'a. Zaszłam w ciążę. Na nowo zakochałam się w Zayn'ie. W sumie to nic takiego.
- Nie - wymusiłam uśmiech, poprawiając suknię ślubną. Razem z dziewczynami byłyśmy właśnie w salonie sukien ślubnych, gdzie przymierzałam suknię uszytą specjalnie dla mnie. - Trochę opina mnie w okolicy brzucha, ale wytrzymam.
Suknia wcale mi się nie podobała. Ani trochę nie przypominała tej, którą przymierzałam w Londynie. Mama Matt'a, nawet nie chciała myśleć o takim kroju, więc zostałam zmuszona do założenia rozłożystej sukni, jakbym była księżniczką.
- Nie obraź się, Mia, ale przytyłaś ostatnio - Mary zmierzyła mnie od góry do dołu.
Oczywiście, że przytyłam. Wielkimi krokami zbliżał się trzeci miesiąc ciąży, więc brzuch zaczął już rosnąć. Również apetyt zaczął mi dopisywać. Matthew spełniał każdą moją zachciankę, jednak nie lubił tematu o mojej ciąży. Wcale mu się nie dziwiłam. Jego żona będzie miała dziecko z innym.
- Postanowiłam przybrać trochę na wadze - przygryzłam wargę. - Rodzice Matt'a mnie pilnują.
- No, niech ci będzie - Lily głośno westchnęła. - Razem z Mary mamy wrażenie... - obie spojrzały na siebie, po czym wzrok skierowały na mnie - że ty wcale nie chcesz tego ślubu. Spójrz na siebie w lustrze, Mia. Wyglądasz, jakbyś chciała umrzeć. Jutro bierzesz ślub, a ty się w ogóle nie cieszysz.
- Wydaje się wam. Jestem po prostu zmęczona tym dniem, a czeka mnie jeszcze spotkanie z przyjaciółmi z Londynu i impreza - westchnęłam głośno.
- Mia? - zagadnęła Lily, gdy zaczęłam ściągać z siebie ten okropny materiał.
- Hm? - mruknęłam.
- Czy twój były narzeczony przyjedzie na twój ślub? - zapytała z wahaniem.
Na to pytanie niestety nie znałam odpowiedzi. Nikt z Londynu nic nie wiedział, Zayn nie odbierał ode mnie telefonów, jak również nie potwierdził swojego przybycia. Jeżeli byłabym na jego miejscu, przyjechałabym, mimo wszystko. On jednak postanowił milczeć, tak samo jak reszta moich przyjaciół. Do Nowego Jorku przylecą wszyscy z Londynu, oprócz mojej babci, która ostatnio zaczęła się źle czuć. Wolałabym wziąć ślub w rodzinnym mieście, aby mogła być przy mnie w tym "ważnym" dniu. To jednak nie było możliwe. Mój ślub miał się odbyć na wybrzeżu, z widokiem na Manhattan, natomiast ja marzyłam o deszczowym mieście.
- Nie mam pojęcia, dziewczyny - pokręciłam głową. - Zrozumiem, jeśli nie przyleci. W końcu kiedyś się kochaliśmy - skłamałam.
Kochałam go zawsze, w każdej sekundzie, odkąd go tylko poznałam na tych przeklętych wyścigach. Mimo że obiecałam Matt'owi za niego wyjść, wystarczyłoby jedno słowo Zayn'a, a rzuciłabym wszystko w cholerę.
- Muszę lecieć - poprawiłam swoje włosy, kiedy założyłam ciuchy, w których przyszłam. - Matthew dobija się do mnie od godziny.
Pożegnałam się z dziewczynami tylko na kilka godzin. Za jakieś dwie przyleci Cleo, Louis, Miley, Liam, Rose, Scott, Bella oraz Jacob i moi rodzice. Wszyscy udamy się do klubu na imprezę bez podziału na kobiety oraz mężczyzn. Matthew nie miał wielu dobrych kolegów, a na moich także nie mógł liczyć. Oni nadal nie mogli uwierzyć, że nie zeszłam się z Zayn'em. Ja też nie mogłam.
     Pojechałam do pobliskiego marketu, aby kupić świeże owoce oraz sok. Wydawać by się mogło, że to dla mnie. Nie. Kiedy wróciłam do Nowego Jorku, szczerze porozmawiałam z Matt'em. Wtedy, dowiedziałam się o czymś, co totalnie mną wstrząsnęło. Po skończonych zakupach, zatrzymałam pierwszą taksówkę, która jechała bez pasażerów. Podałam kierowcy adres placówki, a sama patrzyłam przez okno na Nowy Jork skąpany w słońcu. Droga nie trwała długo, ponieważ na miejscu znalazłam się po dziesięciu minutach. Zapłaciłam kierowcy należytą sumę pieniędzy, po czym wysiadłam z pojazdu. Westchnęłam głośno, widząc szpital już kolejny raz tego samego dnia. Nie przepadałam za tym miejscem, odkąd miałam wypadek samochodowy w wieku osiemnastu lat, ale Matthew mnie potrzebował. Mimo że nigdy naprawdę go nie kochałam jak faceta, był dla mnie jak brat. Kochałam go tylko w taki sposób. Zacisnęłam usta w cienką linię, wchodząc do środka. Kiedy znalazłam się w środku, wjechałam windą na trzecie piętro, gdzie znajdował się oddział onkologii. Rozkład tego oddziału znałam już na pamięć, dlatego bez problemu odnalazłam salę, w której leżał Matthew. Zanim weszłam do środka w specjalnym fartuchu, zatrzymała mnie mama "mojego narzeczonego".
- Dzień dobry, kochanie - przytuliła mnie na powitanie. Byłabym w stanie ją polubić, gdyby nie starałaby się układać mi życia.
- Dzień dobry. Jak on się dzisiaj czuje? - zapytałam zmartwiona.
- Znacznie lepiej - wymusiła lekki uśmiech. Jej syn miał raka mózgu. Zostało mu zaledwie kilka miesięcy. - Wypuszczą go na jutrzejszą uroczystość, ale zaraz po sakramentalnym tak, musi zostać odwieziony do szpitala. Pytał o ciebie.
- Tak, właśnie do niego przyszłam. Do zobaczenia później - pożegnałam się z nią, zanim zdążyła coś powiedzieć. Lubiłam jedynie ojca Matt'a.
Wzięłam kilka głębszych wdechów przed wejściem do jego sali. Leżał w niej sam, więc bez problemu mogliśmy o wszystkim porozmawiać. O chorobie dowiedział się dwa miesiące temu. Postępujący nowotwór mózgu nie był operacyjny. Żadne leki czy chemioterapia nie przyniosły efektów. Lekarze dawali mu najwyżej dwa miesiące życia. Kiedy przyjechałam do Nowego Jorku, Matthew poprosił mnie, abym za niego wyszła, ponieważ chciał umrzeć, będąc mężem kobiety, którą szczerze kochał. Nie potrafiłam mu odmówić. Uważałam, że po tym wszystkim, co mu zrobiłam, zasługiwał na jakąś rekompensatę. Nigdy nie powinnam go zdradzić.
- Cześć. Jak się czujesz? - podeszłam do jego łóżka, nachyliłam się nad nim, po czym pocałowałam go w ciepłe czoło.
- Teraz zdecydowanie lepiej - uśmiechnął się do mnie lekko. - Czy wszystko jest gotowe na jutrzejszy dzień?
Z siatki wyciągnęłam owoce oraz sok. Położyłam wszystko na stoliku obok jego łóżka. Pielęgniarka i tak później zabierze to do kuchni.

- Tak, nie martw się - położyłam swoją dłoń na jego. - Właśnie wracam z ostatniej przymiarki sukni.

- To dobrze - skrzywił się delikatnie. - Mam nadzieję, że nie zemdleję w trakcie uroczystości.
- Nie myśl o tym - westchnęłam. - Wszystko będzie dobrze. Wyzdrowiejesz.
Matthew prawie parsknął śmiechem. Jego oczy były pozbawione jakichkolwiek uczuć, ale po silnych lekach, jakie przyjmował, mogłam się tego spodziewać. Był bez życia.
- Mia, ty chyba sama w to nie wierzysz. Ja umieram - w moich oczach pojawiły się łzy. Zależało mi na nim, więc to było całkiem normalne. Nie chciałam, żeby umierał. Miał przed sobą całe życie, niekoniecznie ze mną przy boku. Moje miejsce było przy brunecie o czekoladowych oczach.
- Nie mów tak - pokręciłam głową. Łzy opuściły moje oczy, zostawiając ślady na policzkach.
- Kocham cię - wyszeptał.
W odpowiedzi mocniej uścisnęłam jego szczupłą dłoń. Obiecałam sobie, że jeśli Zayn nie usłyszał tych dwóch najważniejszych słów, to nikt ich nie usłyszy. Oczywiście wyjątkiem będzie nasze dziecko, ale miałam na względzie innych mężczyzn. Posiedziałam u Matt'a jeszcze dwie godziny, śpiewając mu piosenki, które ostatnio napisałam. Uwielbiał słuchać mojego głosu i nawet fakt, że były o Zayn'ie, mu nie przeszkadzał. Nareszcie to zaakceptował.
     Wyszłam ze szpitala w totalnej rozsypce, a czekało mnie teraz spotkanie z przyjaciółmi. Obiecałam "mojemu narzeczonemu", że nikt nie może dowiedzieć się o jego chorobie, dlatego musiałam skłamać. Wychodziłam za Matt'a, ponieważ daliśmy sobie drugą szansę - tak brzmiała wersja dla naszych znajomych. Matthew nie chciał litości i współczucia, doskonale go rozumiałam. Wsiadłam do taksówki, którą do szpitala przyjechał jakiś starszy pan. Spojrzałam na godzinę w telefonie, obawiając się czy zdążę na czas. Samolot z Londynu miał lądować za dwadzieścia minut. Mimo obaw, zdążyłam. Weszłam do hali przylotów, kiedy moi przyjaciele odbierali swoje walizki. Wzrokiem szukałam Zayn'a, bo chciałam wreszcie rozwiać swoje wątpliwości czy będzie obecny. Przyleciał.
- Ciocia, Mia! - pierwszy podbiegł do mnie Scott, który przytulił się do moich nóg. Uśmiechnęłam się szeroko, kucając i przytulając do siebie chłopca.
- Stęskniłam się za tobą, mały - pocałowałam go w policzek.
- My za tobą też, a najbardziej wujek Zayn. Cały lot spał i powtarzał twoje imię. Ciociu, czy wujek Zayn jest chory? - zapytał mnie całkiem poważnie.
- Nie, kochanie - uspokoiłam go. - To normalne. Powiem ci w sekrecie, że robię to samo.
Chłopiec wyraźnie się uspokoił, a moje serce zdecydowanie przyspieszyło, kiedy reszta do nas podeszła. Wyglądali na złych, ale przede wszystkim zmęczonych. Byłam im wdzięczna, że mimo żałoby i tej całej sytuacji, przylecieli aż do Nowego Jorku. Patrzyliśmy na siebie w niezręcznej ciszy. Mała Miley rwała się z rąk swojej mamy do mnie, więc każdy po kolei uśmiechnął się pod nosem i podszedł do mnie, po czym mocno przytulił. Każdy, oprócz Zayn'a, który trzymał się z boku.
- Zamówiłam wam dwie taksówki, czekają na parkingu nr 20. Zaraz do was dołączę - wszyscy ruszyli w stronę wyjścia z lotniska. Został jedynie Zayn.
- Mówiłam, że na pewno się jeszcze spotkamy - spojrzałam mu w oczy.
- Tak - mruknął. - Nie sądziłem tylko, że w takich okolicznościach. Dziękuję za zaproszenie.
- Matthew wysłał je bez mojej zgody - wyjaśniłam. - Nie miałam na celu cię zranić.
- Daj spokój, Mia. Odkąd się poznaliśmy, ranimy siebie nawzajem - westchnął. - Możesz podziękować Jacob'owi, bo to on namówił mnie na przylot tutaj. Najchętniej wróciłbym już do Londynu.
Czułam od niego ogromny żal i smutek, ale w oczach nadal migotało uczucie, którego nie mogłam pozbyć się przez ostatni rok. Kochał mnie. Zayn Malik naprawdę mnie kochał.
- Przepraszam - spuściłam wzrok na ziemię.
- Jestem zmęczony, porozmawiamy później - odwrócił ode mnie wzrok, chwycił swoją torbę, po czym poszedł w tym samym kierunku, co chwilę temu inni.
Dołączyłam do nich, dopiero po chwili. Nadal byłam oszołomiona kolejnym spotkaniem z Zayn'em. Przez miesiąc zdążył się zmienić. Schudł i wrócił do swoich czarnych, naturalnych włosów, które wcześniej miały dodatek w postaci blond pasemek. Był niezaprzeczalnie przystojny. Rodzice Matt'a wszystkim gościom wynajęli hotel w samym centrum, więc właśnie tam pojechali. Ja wróciłam do mieszkania, które wynajmowałam razem z dziewczynami. Wieczorem, zamiast jechać ze wszystkimi na imprezę, zostałam w swoim łóżku. Wyciągnęłam album ze zdjęciami, gdzie były fotografie, na których znajdowałam się z Zayn'em. Nie szczędziłam łez. Właśnie tak pożegnałam się ze swoim starym życiem. W samotności, ze zdjęciami i poczuciem żalu.

"Spadasz, runąłeś w moich ramionach.
Kochać cię właśnie tak.
Tak jak pierwszy pocałunek.
Nigdy nie odpuszczać.
Spadasz, runąłeś w moich ramionach.
To, co mamy, jest niezniszczalne.
Ciągle się w tobie zakochuję.
Ciągle się zakochuję..."

•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Cześć, kochani 😙
Jest to przedostatni rozdział Bez Powodu... Nadal nie mogę w to uwierzyć 😢😟😍
Z racji tego, że za chwilę koniec mojej opowieści, chciałabym żebyście byli aktywni. Byłby to dla mnie prezent od was 😙😘😚
12 komentarzy i jeszcze dzisiaj przeczytacie zakończenie drugiej części Bez Życia...
Kocham was 💓💕💖💗💝💞💟

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro