Rozdział 3
Od godziny siedziałam na niestabilnym parapecie w swoim pokoju, pijąc gorącą czekoladę, w swoim ulubionym kubku. Patrzyłam przez zamarzniętą szybę na padający z nieba śnieg. Zbliżało się Boże Narodzenie, które kiedyś tak bardzo kochałam. Rodzice wydzwaniali do mnie już od kilku dni, abym przyleciała do nich na święta, jednak ja nie miałam odwagi. Nie chciałam spotkać w Londynie Zayn'a, który nadal wysyłał mi jednego SMS-a miesięcznie. Powoli traciłam do niego cierpliwość. Bo ile można rozpamiętywać przeszłość? No ile? Mia, tylko tak mówisz, bo zaczęłaś się spotykać z Matt'em! Ja musiałam ruszyć dalej, ale to nie znaczy, że zapomnę o Zayn'ie. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - upiłam ostatni łyk czekolady.
- Cześć, Mia - Matthew uśmiechnął się lekko, po czym zamknął za sobą drzwi.
- Cześć - oddałam uśmiech, podchodząc do niego.
- Za dziesięć minut mamy zajęcia, a że byłem w pobliżu, to przyjechałem po ciebie - schował dłonie do kieszeni swojej kurtki. - Jesteś gotowa?
- Tak, tylko założę buty i kurtkę - odpowiedziałam.
Wyminęłam go, aby wyjść z pokoju, jak również założyć wcześniej wspomniane rzeczy. Dziewczyny do tej pory nie mogły się przyzwyczaić, że Matthew tak często do mnie przyjeżdżał, ale nie miały nic przeciwko, za co byłam im wdzięczna. Na razie spędzaliśmy ze sobą czas, bez żadnych podtekstów, bo byłam bardzo ostrożna. Dodatkowo, Zayn cały czas gdzieś siedział mi w głowie. Oboje pożegnaliśmy się z dziewczynami, które jadły słodycze przed telewizorem. Zeszliśmy po schodach na dwór, gdzie Matthew zaparkował swój samochód. Otworzył mi drzwi, po czym wsiadł od strony kierowcy i ruszył w kierunku mojego uniwersytetu. Przez śliską ulicę spóźniliśmy się dziesięć minut, dzięki czemu nie było nikogo na korytarzach. Pocierając swoje czerwone policzki, weszłam do sali 189, która okazała się być moją ulubioną.
- To, co dziś robimy? - zapytałam podekscytowana.
- Zobaczymy, ile nauczyłaś się z ostatniej lekcji o klawiszach pianina - przygryzł wargę, rozbawiony.
Domyśliłam się czym, tak bardzo go rozbawiłam. Na ostatniej lekcji, kiedy próbował nauczyć mnie grać na pianinie, nie wychodziło mi to najlepiej. Można było wręcz stwierdzić, że katastrofalnie. Uderzałam w klawisze jak popadnie, a Matthew miał z tego niezły ubaw.
- Wiesz przecież, że nie umiem na tym grać - pokręciłam głową z uśmiechem.
- Dlatego ci pomogę. Chodź - wyciągnął w moim kierunku dłoń, którą bez zastanowienia przyjęłam.
Kazał usiąść mi na ławce, centralnie przed pianinem, a sam stanął za mną. Wyciągnęłam przed siebie prawą dłoń, próbując rozluźnić sztywne palce. Wzięłam głęboki wdech, po czym dotknęłam palcem jednego klawisza, jednak okazało się, iż zrobiłam to zdecydowanie za mocno, bo dźwięk był tak głośny, że podskoczyłam na miejscu, co zrobił także Matt.
- Podaj mi dłoń - parsknął śmiechem.
Zrobiłam tak, jak kazał. Wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, którą złapał delikatnie w okolicy nadgarstka. Przełknęłam głośno ślinę, czując jego skórę przy swojej. Przybliżył moją dłoń do klawiszy, naciskając je lekko, przez co dźwięki były zdecydowanie lepsze, niż te bez jego pomocy.
- Widzisz? Właśnie tak... - szepnął mi do ucha.
Wstrzymałam powietrze, kiedy do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum. Na ironię, używał takich samych jak Zayn. W pewnym momencie puścił moją dłoń, siadając na ławce obok mnie. Odwróciłam się w jego stronę z uniesioną brwią, bo w końcu nie wiedziałam, o co mu chodziło. Zrozumiałam, gdy spojrzał w moje oczy, a zaraz potem przeniósł swój wzrok na moje usta. Serce zaczęło mi szybciej bić. Oddech znacznie przyspieszył. Od jakiegoś czasu zaczęłam na niego reagować właśnie w taki sposób. To nie stało się tak od razu, od tak. Dzień po dniu.
- Uciekłabyś, gdybym cię pocałował? - dotknął dłonią mojego policzka, nie odrywając wzroku od moich orzechowych oczu.
- Nie - pokręciłam lekko głową.
Przysunął się jeszcze bardziej ku mojej twarzy, po czym trzymając dłoń na moim policzku, przywarł do moich ust, które ostatnim razem całowały Zayn'a. Nie myśl o tym! Nie myśl o tym! Odwzajemniłam jego pocałunek, zapominając o Zayn'ie, o tym, że Matthew nadal był moim nauczycielem, a ja kochałam innego. Swoje dłonie przeniósł na moje biodra, ciągnąc mnie na swoje kolana, na których po chwili usiadłam, nie przerywając pocałunku. Nie czułam motylków w brzuchu, ale uczucie, jakie towarzyszyło mi przy moim nauczycielu, było równie dobre. Odsunęłam się od niego dopiero wtedy, gdy zabrakło nam tchu. Oparłam swoje czoło o jego, próbując unormować oddech.
- Odpuśćmy sobie to pianino - przygryzł wargę, aby się nie uśmiechnąć.
- Zdecydowanie ma pan rację, panie McCartney - pocałowałam go w policzek, po czym zeszłam z jego kolan, aby nikt nie przyłapał nas w takiej sytuacji.
Po skończonych zajęciach, na których Matt próbował nauczyć mnie śpiewać wyżej niż śpiewałam do tej pory, podwiózł mnie do centrum, gdzie obiecałam dziewczynom, że zrobię zakupy na kolację, bo lodówka świeciła pustkami. Zaparkował samochód, dokładnie przed supermarketem.
- Może ci pomogę? Widzę, że lista zakupów nie ma końca - spojrzał sceptycznie na zapisaną kartkę A4.
- Ale tylko wtedy, jeśli wpadniesz do nas na kolację - postawiłam warunek. - Przyjdzie Brian i Michael. Nie chcę patrzeć, jak będę migdalić się ze swoimi dziewczynami a moimi przyjaciółkami.
- Zawsze możemy do nich dołączyć - poruszył znacząco brwiami, za co oberwał ode mnie w ramię. Zboczeniec!
Wysiedliśmy z samochodu, kierując się w stronę wózków, których musiałam dzisiaj użyć. Same słodycze zajmowały pół strony, a były tam jeszcze produkty na dzisiejszą kolację oraz zakupy na następny tydzień. Za słodycze płaciły one, bo ja ich nie jadłam, a jeśli chodziło o rachunki i resztę, to płaciłyśmy na zmianę. Rodzice przysyłali mi regularnie pieniądze, ale chciałam z czasem się od nich uniezależnić. Wrzucałam do wózka wszystko to, co było na liście, a Matt mi w tym pomagał. Szukanie produktów zajęło nam godzinę, a następne dwadzieścia minut stanie przy kasie. Nie pakowaliśmy wszystkiego do siatek, bo zajęłoby nam to mnóstwo dodatkowego czasu, dlatego Matt podjechał wózkiem pod swój bagażnik, wrzucając do niego wszystko jak leciało. Potem wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy pod mój blok, przed którym czekali na nas Brian oraz Michael.
- Dobra, chłopaki. To my idziemy do dziewczyn, a wy przynieście wszystko na górę, okej? - nie czekając na ich odpowiedź, pociągnęłam Matt'a za rękę w stronę klatki schodowej.
- Może im pomogę, co? - mruknął zakłopotany Matt, kiedy ściągaliśmy kurtki i buty w przedpokoju.
- Przyda im się trochę gimnastyki - wzruszyłam ramionami z lekkim uśmiechem.
- Zołza - szepnął w moją stronę, po czym musnął kilka razy moje usta.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale Mia, masz gościa - spojrzałam na Mary blada jak ściana.
Proszę, powiedzcie, że to nie Zayn. Nie teraz, kiedy próbowałam z kimś innym.
- Brunet? - wykrztusiłam.
- Nie - zmarszczyła brwi. - Blondynka z Londynu.
Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech, a w oczach łzy szczęścia. Nie tłumacząc im swojego zachowania, pobiegłam wąskim korytarzem do pokoju, wbiegając od razu do środka. Pod oknem, przy moim biurku stała we własnej osobie moja przyjaciółka - Rose. Od razu do niej podbiegłam, tuląc się do jej ciała. Słyszałam jej szloch, więc ona chyba tęskniła za mną tak samo, jak ja za nią.
- Nie wierzę, że to ty - odsunęłam ją trochę od siebie, przyglądając się jej twarzy, którą tak samo zapamiętałam, wylatując z Londynu. - Na długo przyleciałaś?
- Na trzy dni - uśmiechnęła się lekko, po czym znowu mnie przytuliła. - Tak bardzo wszyscy za tobą tęsknimy, Mia.
- Ja za wami też - szepnęłam w jej włosy.
Nie sądziłam, że po pół roku będę tuliła do siebie przyjaciółkę, która zawsze mnie pocieszała, namawiała na rzeczy niemożliwe, przez co zaczęłam się bać powodu jej wizyty. Szkoda, że nie przyjechała z nią Cleo, ale brunetka przygotowywała się do porodu. Wszyscy podobno chodzili jak w zegarku, oczekując narodzin córeczki Cleo. Popłakałam się ze szczęścia, kiedy poprosiła mnie o to, abym była chrzestną jej córki. Oczywiście się zgodziłam, a nie było to wcale takie łatwe, bo jeszcze nie pogodziłam się z tym, co wydarzyło się w połowie sierpnia.
Przez dobrych kilka minut siedziałam na łóżku z Rose i nie chciałam jej puścić, nawet do toalety. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o Matthew, którego zostawiłam samego z moimi przyjaciółkami. Wzięłam Rose za rękę, prowadząc ją do kuchni, gdzie jak się okazało mój nauczyciel od śpiewu, ubrany w mój fartuszek, kroił pomidory do sałatki. W kuchni byli także Mary, Lily, Brian oraz Michael.
- Nie wiem czy już zdążyliście się poznać, ale to jest Rose - moja przyjaciółka z Londynu, a to są moi przyjaciele - przedstawiłam ich sobie, jednak oni zaraz napadli na Rose, tuląc ją do siebie, więc podeszłam do Matt'a, aby pomóc mu przy pomidorach.
- O jakim brunecie myślałaś? - zapytał spokojnie.
- Zayn jest bratem mojej najlepszej przyjaciółki - odpowiedziałam wymijająco.
- Mia, wiesz, że nie o to mi chodzi - westchnął, patrząc na mnie smutno.
- Zayn był moim narzeczonym - przełknęłam głośno ślinę. - Od czerwca nie mam z nim kontaktu - dodałam.
- Czyli miałaś narzeczonego - powtórzył wolno.
- A ty żonę - przypomniałam mu.
Matthew spojrzał na mnie przepraszająco, po czym pocałował mnie w czoło akurat w momencie, kiedy wszyscy patrzyli wprost na nas, również Rose, która wypalała we mnie dziurę. W milczeniu pomogłam Matt'owi skończyć sałatkę. Natomiast reszta zajęła się innymi daniami, a Rose poszła wziąć prysznic. Wiedziałam, że czekała mnie z nią poważna rozmowa. Bałam się tego, co miała mi do powiedzenia. Nie chciałam słuchać czegokolwiek o Zayn'ie, ale wcale nie to było najgorsze.
Siedzieliśmy wszyscy przy jednym stole. Rose wciąż mi się przyglądała, a ja powoli miałam tego dosyć. Nałożyłam sobie na talerz trochę sałatki, której i tak nie mogłam przełknąć. Moja przyjaciółka niby rozmawiała z Mary, Lily oraz resztą, a nawet z Matt'em, ale cały czas kątem oka mi się przyglądała. Po dwóch godzinach spotkanie dobiegło końca. Dziewczyny poszły na noc do swoich chłopaków, a Matthew postanowił wrócić już do domu. Odprowadziłam go aż pod sam samochód.
- Dziękuję za kolację - położył ręce na moich biodrach. - Rose wydaje się być w porządku.
- Wszyscy moi przyjaciele są w porządku - spojrzałam mu prosto w oczy.
- Przepraszam za to, że zapytałem o Zayn'a, ale traktuję cię poważnie, Mia i nie chcę, żeby ktoś stanął między nami - westchnął.
- Obiecuję, że niedługo wszystko ci opowiem - przywarłam do jego ust, na co mruknął głośno.
Cmoknęłam go szybko w policzek na pożegnanie, po czym weszłam po schodach do mieszkania, gdzie w moim pokoju czekała na mnie Rose.
Leżałyśmy na moim łóżku, jak również oglądałyśmy jakiś w ogóle niestraszny horror, zajadając się chipsami. Pozwoliłam sobie na chwilę słabości, za którą będę musiała zapłacić jutro na siłowni.
- Dobra, mam dość - Rose wyłączyła film, odkładając laptopa na podłogę. Spojrzałam na nią zaskoczona. - Kim jest dla ciebie Matthew? - wywróciłam oczami.
- Na razie się tylko spotykamy - wzruszyłam ramionami.
- Mia, przyjechałam tu, żeby cię namówić... Żebyś sobie wszystko przemyślała... Zayn od dwóch miesięcy terroryzuje nas o twój adres. Nie mamy już siły na walkę z nim, tym bardziej, że Cleo niedługo rodzi i potrzebuje naszej pomocy - przygryzła wargę.
- W końcu odpuści - usiadłam po turecku na swoim łóżku. - Pozna kogoś tak jak ja i wszystko się ułoży.
- Obie wiemy, że nigdy nie pokochasz nikogo tak jak Zayn'a - prychnęła.
Czy miała rację?
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■•••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Cześć, kochani! 😚 Bardzo się za wami stęskniłam, dlatego dodaję nowy rozdział 💋
Przepraszam za jakiekolwiek błędy 😙😘😚
Liczę na waszą opinię, co do rozdziału. Następny pojawi się 10.06.2016r💋
Kocham was 💓💕💖💗💝💞💟
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro