Rozdział 25
Otwierałam i zamykałam usta, jakby ktoś za pomocą czarodziejskiej różdżki odebrał mi zdolność mówienia. Powinnam się cieszyć, że mój narzeczony pokonał tyle kilometrów, mimo mojej zdrady. Tymczasem nie potrafiłam się nawet uśmiechnąć, ale za to miałam ochotę się rozpłakać. Sama nie wiedziałam, dlaczego. Bo przyjechał? Bo już nie będę mogła widywać się tak często z Zayn'em, którego nigdy nie przestałam kochać? Bo dopiero teraz zrozumiałam, co robiłam im obu przez ten cały czas? Walizka, która stała obok niego była wyraźnym sygnałem, że przyjechał na dłuższy okres czasu. Mia, wystarczy to zakończyć i wszyscy będą szczęśliwi. Wszyscy, oprócz Matt'a, który już bez uśmiechu na ustach czekał na moją reakcję. Obudź się, Mia!
- Miałeś przylecieć za kilka dni - wykrztusiłam.
- Żeby dać tobie i twojemu kochankowi jeszcze więcej czasu? - prychnął. - Nie ma nawet mowy.
- Matt... - zaczęłam, ale nie pozwolił mi dokończyć.
- Nic nie mów - pokręcił głową. - Nie chcę tego słuchać, rozumiesz? Jesteś moja, nie jego.
W moich oczach pojawiły się łzy, bo obaj mówili dokładnie to samo. Wypuściłam drżący oddech, próbując się uspokoić, choć w jakimś stopniu.
- Gdzie masz zamiar się zatrzymać? - zapytałam.
- To chyba oczywiste - wzruszył ramionami. - Jesteś moją narzeczoną, więc zawsze będę tam, gdzie ty.
Nie wiedziałam czy Cleo oraz Louis zgodzą się na to, aby Matthew się u nich zatrzymał. Obiecali, że go zaakceptują, ale chyba wszystko się zmieniło, odkąd zaczęłam spędzać z Zayn'em więcej czasu. Nie mogłam powiedzieć Matt'owi, aby sobie stąd tak po prostu poszedł. Nie mogłam także go stracić, nawet jeśli za niego nie wyjdę, ponieważ nigdy jeszcze nie byłam aż tak bardzo pogubiona w swoich uczuciach. Odsunęłam się w lewą stronę, robiąc mu miejsce, aby wszedł do przedpokoju razem ze swoją walizką. Zamknęłam za nim drzwi, po czym ramię w ramię poszliśmy do salonu, gdzie wszyscy, oprócz Zayn'a, który chyba nadal był na górze, patrzyli na nas zaskoczeni.
- Um... Matt'a już znacie, więc nie będę was sobie przedstawiać - spuściłam wzrok na ziemię. - Zatrzyma się tutaj, dopóki nie znajdę nam jakiegoś hotelu, w porządku?
- Mia, nie musicie się przenosić - odezwała się Cleo. - Mamy wystarczająco dużo miejsca. Na ile przyjechałeś? - zwróciła się bezpośrednio do mojego narzeczonego.
- Do końca pobytu Mii w Londynie - wytrzeszczyłam oczy zupełne jak wszyscy obecni w salonie. - Potem oboje wrócimy do Nowego Jorku, aby przygotować wszystko na nasz ślub, prawda kochanie?
To był jak najgorszy koszmar. Niestety nie przypominał snu, to rzeczywistość. Matthew miał do mnie wyraźny żal za zdradę, czemu w ogóle się nie dziwiłam, ale poza tym zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Zdałam sobie sprawę, że pocałunek mój i Zayn'a sprzed kilku minut już więcej się nie powtórzy, bo Matt nawet nie odstąpi mnie na krok. Sytuacja i tak była już napięta, a teraz miało nastąpić najgorsze. Usłyszeliśmy odgłos schodzenia po schodach. Wszyscy, oprócz Matta wiedzieli, że to Zayn. Wstrzymałam powietrze, kiedy wszedł do salonu, a swój wzrok ulokował w moim narzeczonym, który zaciskał dłonie w pięści.
- O Zayn, dobrze, że przyszedłeś - Jacob wstał ze swojego miejsca. - Poznaj, proszę Matt'a.
Zayn spojrzał na ułamek sekundy na mnie, szukając na mojej twarzy jakiegoś zaprzeczenia. Kiedy tego nie znalazł, zacisnął szczękę oraz dłonie, dokładnie tak samo jak Matthew.
- Czyli to ty posuwałeś moją narzeczoną, gdy byłem w Nowym Jorku? - wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Ty jesteś jej byłym?
- We własnej osobie - Zayn uśmiechnął się do niego kpiąco.
Matthew nie wytrzymał, a ja nie zdążyłam go zatrzymać. Szybkim krokiem podszedł do Zayn'a, po czym uderzył go z pięści w twarz. Otworzyłam szeroko oczy, będąc po prostu w szoku. On nigdy nikogo nie uderzył. Zayn jak to Zayn, musiał mu oddać. Wtedy rozpętało się piekło. Zaczęli przewracać wszystko na swojej drodze, nie patrząc w ogóle na to, co robili. Byli w amoku, a ja nie potrafiłam się ruszyć. Dopiero Jacob oraz Louis ich rozdzielili, bo chyba by się w końcu zabili. Wiedziałam, że będą się nienawidzić, ale żeby aż tak?! Mia, a czego ty się spodziewałaś?!
- Znajdź sobie własną dziewczynę, a nie dobierasz się do cudzych - Matthew szarpał się w uścisku Louis'a, który go trzymał.
- Ona zawsze była moja! - warknął Zayn. - Ona nadal mnie kocha!
- Gówno prawda! - Matthew również podniósł głos.
Rozpłakałam się, bo już nie mogłam tego wytrzymać. Byłam zdecydowanie za słaba, aby sprostać im obu w tym samym czasie. Kiedy obaj mierzyli się wrogimi spojrzeniami, a reszta spojrzała z wahaniem na mnie, załkałam głośno, po czym wybiegłam z domu. Nawet, gdy znalazłam się na zewnątrz, a wilgotne powietrze uderzyło w moją zapłakaną twarz, nie przestałam biec. Słyszałam, że ktoś za mną biegł, ale nie chciałam z nikim rozmawiać. Moje życie to była totalna masakra. Wpakowałam się w bagno, z którego nie wiedziałam, jak wyjść. Nagle poczułam szarpnięcie do tyłu. Okazało się, że przez ten cały czas biegł za mną Zayn, który miał twarz we krwi. Rozpłakałam się jeszcze bardziej.
- Mia, jesteś totalną idiotką - warknął. - Co ty sobie myślałaś, sprowadzając go tutaj?!
- Chciałam ci powiedzieć, naprawdę - pociągnęłam nosem.
- Było ci ze mną aż tak źle?! Nie narzekałaś, kiedy pieprzyliśmy się dwa razy! Wtedy byłem ci potrzebny, tak?! A teraz co?! Przyjechał do ciebie i będziecie udawać, jak bardzo się kochacie?! Mia, on jest chyba dziesięć lat starszy od ciebie! Naprawdę chcesz spędzić z nim resztę życia?! - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Zamknij się! - krzyknęłam. - Ty nic nie wiesz!
- Wiem na pewno, że moja była narzeczona stała się dziwką! - spoliczkowałam go, dławiąc się łzami. To, jakby go otrzeźwiło. - Mia...
Pokręciłam głową, rozczarowana jego osobą i po prostu zostawiłam go na chodniku. Wznowiłam bieg w obawie, że zacznie za mną biec. Nic takiego nie miało miejsca. Dotarłam na najbliższy przystanek autobusowy, po czym wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu, nie patrząc nawet na to, gdzie jechał. Usiadłam na jednym z foteli przy oknie, wycierając nowe łzy. Nie miałam przy sobie ani telefonu, ani pieniędzy na bilet. Pierwszy raz w życiu jechałam na gapę, modląc się o to, aby mnie nie wyrzucili. Jeszcze nie wiedziałam, jak sobie poradzę, ale wolałam to, niż kolejną kłótnię. Po raz kolejny uciekłam jak tchórz.
Manchester. To właśnie w tym mieście autobus zatrzymał się po raz ostatni. Wysiadłam z niego, bardziej naciągając na siebie bluzę. Robiło się coraz chłodniej, a czarne chmury zwiastowały ulewę, o ile nie burzę. Westchnęłam głośno, odprowadzając wzrokiem samolot, który właśnie wznosił się w powietrze. Nie wiedziałam, co miałam ze sobą zrobić bez pieniędzy czy telefonu. Nawet butki telefoniczne były na marne centy, których także nie posiadałam. Usiadłam na ławce w parku, który był nieopodal przystanku. Mogli mnie porwać, zgwałcić, a ja chyba bym się nawet tym nie przejęła. Wszystko było mi już obojętne.
- Przepraszam... - spojrzałam na dziewczynę mniej więcej w moim wieku, która patrzyła na mnie zaciekawiona. - Potrzebujesz pomocy?
- Tak, zgubiłam się - skłamałam. - Mogłabyś dać mi zadzwonić? Nie mam przy sobie ani telefonu, ani pieniędzy.
- Jasne - uśmiechnęła się, wyciągając z kieszeni kurtki telefon. - Mam na imię Ally.
- Mia - oddałam uśmiech, po czym wpisałam rząd cyfr, a następnie nacisnęłam zieloną słuchawkę.
Cleo oraz Louis nie odbierali. Jacob od razu powiedziałby o wszystkim Zayn'owi, a tego nie chciałam. Rose i Liam także mieli włączone poczty głosowe. Belli nie było w Londynie, więc zostali mi tylko rodzice. Tata od razu odebrał. Kazał zostać mi w tym samym miejscu, a on już po mnie wyjeżdża. Oddałam Ally telefon, dziękując jej za to, że mogłam z niego skorzystać. Niestety nie mogłam jej lepiej poznać, bo szła właśnie na randkę ze swoim chłopakiem. Siedziałam dwie godziny na tej samej ławce, czekając na przyjazd taty. Kiedy przyjechał i wysiadł z samochodu, od razu rzuciłam mu się w ramiona, jakbym znowu była małą dziewczynką. Kolejny raz się rozpłakałam, a on jak to miał kiedyś w zwyczaju, głaskał moje włosy, dopóki się nie uspokoiłam.
- Mia, możesz mi powiedzieć, jak znalazłaś się w obcym mieście bez pieniędzy i portfela? Prawie z mamą zeszliśmy na zawał, gdy do nas zadzwoniłaś - odezwał się dopiero po kilku minutach jazdy.
- Moje życie to totalna porażka, tato - pociągnęłam nosem. - Jestem taka beznadziejna.
- Nie mów tak, Mia - spojrzał na mnie surowo. - Nawet nie wiesz, jaki jestem z ciebie dumny, że poradziłaś sobie na innym kontynencie całkowicie sama.
- Nie chcę wracać do Nowego Jorku - pokręciłam głową.
- Mogę zawieźć cię do babci, co ty na to? - zaproponował.
Zgodziłam się od razu. Ostatni raz byłam u niej, kiedy wyprowadziłam się od Zayn'a po tym, jak pojawiła się Amanda. Może to nie było najlepsze rozwiązanie, abym teraz przed wszystkimi się chowała, ale musiałam odpocząć, chociaż jeden dzień. Matthew pewnie szykował dla mnie kolejną kłótnię, a Zayn będzie próbował wytłumaczyć się ze swoich słów wypowiedzianych w złości. Podobno wtedy mówiło się prawdę. Deszcz zaczął padać, dzięki czemu szyby w samochodzie stały się chłodne. Przycisnęłam do niej skroń, bo od ciągłego płaczu zaczęła pękać mi głowa. Nagle zaczął dzwonić telefon taty, który miał w kieszeni kurtki przeciwdeszczowej.
- Mia, zobacz, kto dzwoni - powiedział, nie odrywając wzroku od jezdni.
Zrobiło się na niej strasznie ślisko przez deszcz, który padał z coraz większą siłą. Wyciągnęłam jego komórkę, patrząc na nadawcę. Zayn.
- To Zayn - przygryzłam wargę, wyłączając telefon bez zgody taty. - Nie chcę, żebyście utrzymywali kontakt - wyznałam szczerze.
- Pozwól, że razem z mamą sami będziemy wybierać sobie znajomych - odchrząknął.
- On nie jest waszym znajomym, do cholery! - zdenerwowałam się. - Jest moim byłym narzeczonym, nikim więcej!
- Nie podnoś na mnie głosu, kiedy prowadzę auto - warknął. - Najlepiej siedź cicho.
Westchnęłam, odwracając wzrok na widoki za szybą. Wszystko szło nie tak. Miałam przyjechać do Londynu, odwiedzić dawne miejsca, być chrzestną Miley, potem świadkową Cleo i Louis'a. To był mój plan, gdy byłam jeszcze w Nowym Jorku. Byłam idealnym przykładem, że nie zawsze wszystko szło według takiego planu. Im byliśmy bliżej wsi, gdzie mieszkała moja babcia - Judy, tym deszcz słabiej padał. Wieś, w której mieszkała, była rodzinnym domem mojego taty. Właśnie tutaj się wychował, a dopiero na studiach poznał mamę. Ona od urodzenia mieszkała w deszczowym mieście. Kiedy zatrzymaliśmy się pod niewielką, drewnianą chatką na skraju lasu, dopiero poczułam się jak w domu.
- Kiedy zamierzasz wrócić do Londynu? - zapytał mnie tata, gdy zgasił silnik samochodu.
- Jeszcze nie wiem - westchnęłam głośno. - Zostawiłam u babci kilka swoich rzeczy, więc na pewno zostanę kilka dni.
- Dobrze - przytaknął. - W razie czego dzwoń, zawsze mogę przyjechać - chwyciłam klamkę od samochodu. - Mia, czy Zayn zrobił ci krzywdę?
Zatkało mnie, ale zaraz się otrząsnęłam.
- Nie - pokręciłam głową. - Sama ją sobie zrobiłam - powiedziałam, po czym nie czekając na jego reakcję, wysiadłam z auta.
Tata niemal od razu odjechał. Odprowadziłam wzrokiem jego auto, dopóki nie zniknęło za pierwszym zakrętem. Spojrzałam na drewniane drzwi, nad którymi wisiały kolorowe kwiaty w doniczkach. Odetchnęłam głęboko, a następnie do nich podeszłam. Nigdy bym nie pomyślała, że właśnie w małej chatce, w niewielkim lesie dowiem się o czymś, co całkowicie odmieniło moje życie.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Cześć, kochani 😙
Maraton całkowicie odebrał mi wenę, dlatego rozdział pojawił się po tygodniowej przerwie, ale już do was wracam 😙😘😚
To już 25 rozdział i dopiero teraz naprawdę będzie się działo ❤
Kocham was 💓💕💖💗💝💞💟
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro