Rozdział 23 czyli straty i zyski
*Pov Dream*
Ponownie wbiegłem do pokoju Error'a. Widok był straszny i było mnóstwo negatywnych emocji.
Night torturował na podłodze Error'a w okrutny sposób.
Trzymał w ręce duszę Error'a i mocno ją ściskał. Jego macki cięły i łamały wszelkie możliwe kości Error'a. Dodatkowo, podduszał go. Krzyki Error'a były straszne. Pełne bólu, strachu i cierpienia.
Odwróciłem głowę i zacząłem szukać wzrokiem Ink'a. Nie zajęło mi to długo.
Po chwili dostrzegłem nieprzytomnego przyjaciela pod ścianą. Podbiegłem do niego najszybciej jak mogłem.
- Ink? Ink, słyszysz mnie? Nic ci nie jest? - chwyciłem go za ramiona i lekko potrząsnąłem.
Zero reakcji. Zacząłem się naprawdę o niego bać.
- Cross! Cross, chodź tu! Musisz mi pomóc!
Po kilku sekundach jeden z moich ukochanych był przy mnie.
Gdy zobaczył nieprzytomnego Ink'a, spytał:
- Co mu się stało?
- Nie wiem. Może Night coś mu zrobił przez przypadek? Trzeba go będzie o to spytać. Wiesz jak na Nightmare'a działają negatywne emocje. - Cross przytaknął.
Kiedy do Night'a dochodzi dużo złych uczuć, staje się bardziej agresywny i dziki, a kiedy jest dostatecznie blisko źródła emocji, staje się nieokiełznany i śmiertelnie niebezpieczny.
- W każdym razie, Cross, musisz przenieść Ink'a do sali z apteczką. Może być ranny.
Po mojej prośbie, Crossy wziął Ink'a na ręce i skierował się do drzwi. Ja poszedłem za nim. Chcieliśmy jak najszybciej opuścić ten pokój, ponieważ, jak wcześniej wspominałem, Night teraz jest niczym dzikie zwierzę. W tym stanie, nie odróżnia osób dobrych od złych. Dla niego wszyscy są jego ofiarami, a my nie chcieliśmy się nimi stać.
Udało nam się wyjść bez obrażeń. Teraz kierowaliśmy się do mini szpitala.
- Oby nic poważnego mu się nie stało… - mruknąłem sam do siebie niespokojny.
Po kilku minutach szybkiego chodu doszliśmy na miejsce. Pchnąłem drzwi i wpuściłem Cross'a z Ink'iem na rękach pierwszego, a sam wszedłem po nim.
Cross położył Ink'a na jednym z łóżek i rozpiął jego bluzę. Szybko do niego podszedłem.
- Co robisz, Crossy?
- Sprawdzam, czy z dzieckiem wszystko dobrze. Wiesz, Error prawdopodobnie go dusił. - wskazał ślady na szyi.
- Racja…
Również przyjrzałem się duszy dziecka.
Hmmm… dziwne. Czysto teoretycznie, dusza tego dziecka powinna się już dawno rozpaść. Nie ma duszy "matki", więc nie ma jak rosnąć, przyjmować pokarmów… a mimo to, żyje. Muszę kiedyś zapytać Sci, jak to dokładnie działa.
- Wygląda na to, że z dzieckiem wszytko dobrze. - uśmiechnął się do mnie Cross i zapiał bluzę z powrotem.
Odwzajemniłem uśmiech i delikatnie go przytuliłem.
- Wiesz co Cross?
- Hm?
- Może moglibyśmy też postarać się o dziecko? - spojrzałem na niego z małym rumieńcem.
Crossy zrobił się cały fioletowy. Widząc jego reakcję, zaśmiałem się.
- Haha, spokojnie Cross, zrobimy to, jak będziemy na to gotowi.
Cross westchnął i pocałował mnie delikatnie w czoło.
Nagle, usłyszeliśmy cichy pomruk, a następnie płacz.
*Pov Ink*
Otworzyłem oczy cicho mrucząc. Nagle poczułem okropny ból brzucha. Był tak potworny, że zacząłem płakać. Chwyciłem się za bolący brzuch i lekko się skuliłem.
- Ink, wszystko dobrze? - usłyszałem zmartwiony głos Dream'a.
- B-brzuch… - wymamrotałem przez łzy.
- Co się dzieje? Boli cię?
Pokiwałem głową.
- Ink, dasz radę rozpiąć bluzę?
Zaprzeczyłem ruchem głowy.
- To musisz choć trochę się rozluźnić, żebyśmy my mogli sprawdzić czy z dzieckiem wszystko w porządku.
Na prośbę Dream'a, z trudem, ale jednak, opuściłem ręce wzdłuż siebie, a nogi w miarę wyprostowałem. Usłyszałem dźwięk rozpinane go zasuwaka, a potem przerażony głos Dream'a.
- I-Ink… d-dusza…
Nagle, ból stał się jeszcze większy i kłujący. Jednak po chwili wszytko ustało. Cały ból zniknął.
Podniosłem się do siadu i spojrzałem na Dream'a, za którym stał Cross. Obydwoje wyglądali na zmartwionych i trochę zmieszanych.
- Coś się stało? - spytałem niepewnie.
- Ink… twoje dziecko…
Moje źrenice się zwęziły.
Szybko wstałem i wybiegłem z pokoju. Zacząłem wchodzić po kolei do wszystkich pomieszczeń w poszukiwaniu toalety. Po pewnym czasie, znalazłem ją.
Od razu skierowałem się w stronę lustra, które zajmowało prawie całą jedną ścianę. Stanąłem przed nim i rozsunąłem bluzę, którą miałem na sobie. Zamurowało mnie.
Nie było duszy dziecka. Po prostu jej nie było. Zniknęła. Albo się rozpadła. Tylko czemu? Od obrażeń jakie odniosłem? Przez to, że ja nie mam duszy? Dlaczego tak się stało? Za co? Czym sobie na to zasłużyłem?!
Oparłem się o najbliższą ścianę i osunąłem się po niej. Skuliłem się i zacząłem cicho płakać.
Po chwili usłyszałem, że ktoś wszedł do łazienki.
- Ink…
- Zostaw mnie, proszę… - wydukałem przez łzy, zanim zdążył zacząć zdanie.
- Nie, Ink. Widzę, że potrzebujesz pomocy. Nie próbuj sam sobie poradzić z tak silnymi emocjami, bo możesz zrobić coś naprawdę głupiego.
- Ty nie wiesz jak to jest! Stracić coś lub kogoś, kogo się kochało! Nie masz pojęcia jak się teraz czuję! - wykrzyczałem mu w twarz.
- Uwierz mi, wiem doskonale jak się czujesz. Też kiedyś kogoś straciłem.
- Niby kogo?
- Własnego brata.
Dostrzegłem w jego oczach złotawe łzy.
- Ale wiesz co? Odzyskałem go. - uśmiechnął się promiennie, mimo łez płynących z jego oczu. - I jestem pewien, że ty też odzyskasz to co straciłeś.
Po tym wstał, podszedł do drzwi i wyszedł.
Siedziałem chwilę sam na podłodze. Po pewnym czasie zacząłem głośno płakać.
Tak bardzo chciałem odzyskać Error'a, moje dziecko, wszytko co kiedykolwiek utraciłem.
Nagle, usłyszałem ponowne otwieranie drzwi.
Szybko spojrzałem w tamtą stronę. Error.
*Pov Error*
Przed chwilą Night przestał mnie torturować. Co ja co, ale jest w tym lepszy nawet od Horror'a. A tego to trudno przebić.
Miałem prawie wszystkie kości połamane i pocięte. Na szczęście nóg mi nie złamał, tylko cholernie mocno pociął, więc jakoś takoś mogłem chodzić.
Postanowiłem pójść do łazienki przemyć i zdezynfekować rany, ale nie spodziewałem się, że będzie tam ktoś jeszcze.
- E-Error?
O chuj. No ktokolwiek, tylko nie on. Nie Ink. Ja pierdole, za co? Za co do chuja pana?!
Ink rzucił się na mnie, zamykając mnie w swoim uścisku i płacząc w moją bluzkę. No nie. No kurwa, no nie. Boże czy ty to widzisz?
- Error, j-ja… ja je stracił-łem… - wypłakał w moją koszulkę.
Od razu się ożywiłem.
- Co?
- Straciłem je… s-straciłem nasze dziecko… - bardziej się rozpłakał.
Ja zamiast smutku czułem rozpierającą radość.
- Wiesz co? Ja też coś straciłem. - ująłem jego podbródek i skierowałem jego wzrok na siebie.
- C-co? - spytał przez łzy.
- Czas na ciebie. - odpowiedziałem po czym odepchnąłem go i poszedłem w swoją stronę.
Po parunastu metrach teleportowałem się do Underlust.
Znalazłem się w Snowdin. Od razu podszedłem do domu Lust'a. Zapukałem do drzwi.
Po chwili otworzył mi nie kto inny jak Lusty.
- Och, witaj Error. Przyszedłeś po coś konkretnego? - zbliżył swoje usta do moich.
- Zanim co. - położyłem dłoń na jego klatce piersiowej i delikatnie odsunąłem. - Mam do przekazania dobre wieści.
Lust czekał z niecierpliwością.
- Ink poronił. - uśmiechnąłem się.
Lust uśmiechnął się szeroko i rzucił mi się na szyję. Mocno go przytuliłem.
W końcu, problem zażegnany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro