Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

      Kilka minut później byliśmy na miejscu. O dziwo, Zayn pozwolił mi kierować, bo stwierdził, że tak będzie szybciej. Jeszcze nigdy, żaden chłopak, a raczej dorosły facet, nie pozwolił mi usiąść za kierownicą swojego auta. Co prawda, kierowałam już samochodem Jacob'a, ale to co innego. Zaparkowałam pod starą fabryką, zgasiłam samochód i wyszłam z auta, zamykając za sobą drzwi. Zayn po chwili, zrobił to samo. Kluczyki wsadziłam do kieszeni kurtki, po czym podeszłam do Zayn'a.
- Wiesz, każdy ma inny gust, ale to... - kiwnął głową w stronę budynku. - To jest jakaś ruina, nie powinnaś tu w ogóle przychodzić. Chcesz, żeby coś ci się stało? - dotknął opuszkami swoich palców mojego policzka, a ja wywróciłam oczami i zrobiłam krok do tyłu.
- Nie ocenia się książki po okładce - ruszyłam w stronę okna, które nie miało szyby. - No dalej, idziesz czy zostajesz? - odwróciłam się na chwilę w jego stronę, po czym przez zbite okno wskoczyłam do środka.
Nie zdążyłam nawet wyczyścić rąk z kurzu, a Zayn stał obok mnie. Spojrzałam na niego, jednak on nie patrzył na mnie. Jeszcze nigdy go takiego nie widziałam. Był, jakby w transie, dokładnie wszystkiemu się przyglądał, chociaż tak naprawdę z fabryki, która działała dziesięć lat temu, nic już nie pozostało.
- Zayn? - w końcu na mnie spojrzał. - Chyba nie myślisz, że przychodzę tu, siadam na zakurzonym betonie i zastanawiam się nad życiem? - wzruszył ramionami. - Chodź - sama z własnej nieprzymuszonej woli splotłam nasze palce i pociągnęłam go w stronę stromych schodów.
- Cóż za miła odmiana - uniosłam jedną brew, nie wiedząc, o co mu chodzi.
On zamiast mi odpowiedzieć, uniósł do góry nasze splecione dłonie i patrząc mi prosto w oczy, pocałował je. Wstrzymałam oddech, a moje policzki pokryły się intensywną czerwienią, jak jeszcze nigdy dotąd, ale musiałam być twarda. Nie mógł zobaczyć, że robi to na mnie jakiekolwiek wrażenie.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele - prychnęłam, nadal nie puszczając jego dłoni. Zaczęłam wspinać się na samą górę. - Może i ma dwadzieścia pięter, ale widok z dachu jest wart wszystkiego.
Idąc po schodach, nie odzywaliśmy się do siebie, ale cisza panująca między nami nie była niezręczna. Wręcz przeciwnie, była przyjemna i po raz drugi poczułam, że kiedy jestem z Zayn'em, wszystko jest inne, lepsze, bardziej kolorowe. Po piętnastu minutach wspinaczki, doszliśmy do metalowych drzwi, które jednym kopnięciem otworzyły się szeroko, pokazując najpiękniejszy widok na całym świecie. Płaski dach, z którego można zobaczyć cały Londyn, zapierał mi dech w piersiach za każdym razem, gdy tu przychodziłam. Najładniejszy widok jest nocą albo kiedy pada deszcz. Jednak jestem tu teraz z Zayn'em Malik'iem o 11.00 w dzień, świeci słońce i raczej nie zapowiada się na to, aby miało się to zmienić. Nie czekając na reakcję Zayn'a, usiadłam na stosie metalowych skrzynek, uśmiechając się sama do siebie. Nie spuszczałam wzroku z "króla", który stał nadal w tym samym miejscu z otwartymi ustami i patrzył na widok, który można zobaczyć, będąc na tym dachu. Jednak po chwili opanował swój zachwyt, po czym również usiadł na stosie metalowych skrzynek naprzeciwko mnie.
- Nie dziwię ci się, że kochasz to miejsce. Tu jest jeszcze piękniej niż nad morzem - oczy cały czas mu się świeciły.
- Rzadko tu przychodzę - mruknęłam. - Może i jest pięknie, ale masz rację, to nie jest bezpieczne miejsce. Wszędzie są przyczepione kartki, gdzie piszą, że budynkowi grozi samoistne zawalenie. Tylko, że już nie potrafię się rozstać z tym miejscem.
- Obiecaj mi, że już więcej tu nie wrócisz. To jest ostatni raz, Mia - złapał mnie za dłoń, przez co na moich rękach pojawiła się gęsia skórka.
Dobrze, że miałam sweter oraz kurtkę, więc nie mógł tego zobaczyć.
- Obiecam, jeśli ty też mi coś obiecasz - kiwnął głową, że się zgadza. - Niech wróci stary Zayn.
- Czyli jaki? - zapytał zaskoczony.
- Taki, który rzuca na prawo i lewo zboczonymi tekstami, przeklina, denerwuje mnie na każdym kroku - Zayn na moje słowa westchnął, wstając ze skrzynek.
- Mia, ja nadal taki jestem. Nic się nie zmieniło, tylko... - pociągnął za swoje włosy. - Tylko, że zdałem sobie sprawę z tego, że takimi gestami, jak na przykład dotykanie twojej dłoni, będę miał cię blisko. Potrzebujesz tego i pomimo pozorów, brakuje ci tego - odwróciłam wzrok. - Wiem, że się boisz, ale spróbuj mi zaufać, spędzaj ze mną czas. Chcę ci pomóc, Mia.
Mia, spróbuj! Może on naprawdę ci pomoże i będziesz szczęśliwa. Co ja gadam, ty już stajesz się szczęśliwa. Nie wierzę, że to mówię, ale zaufaj mu... Zaufać czy nie?

*Zayn*

     Na początku chciałem, żeby od razu była moja, ale wszystko komplikowały jej tajemnice i Jacob, któremu na niej bardzo zależy. Kiedy leżała w szpitalu, zrozumiałem, że muszę jej pomóc, a nie zrobię tego, będąc nachalnym idiotą, który przyciska ją do ściany. Chociaż perwersji nigdy nie za wiele. Mia nie lubi mojego dotyku, ale Jacob'owi bez najmniejszego oporu pozwala się dotykać. Muszę zrozumieć, dlaczego tak jest. W czym jest lepszy ode mnie? Zrobię wszystko, a kiedy już mi zaufa, będę się o nią starał. Mia, po moim krótkim monologu westchnęła i zaczęła się zastanawiać. Widziałem w jej orzechowych oczach strach, ale też wahanie, czyli była jeszcze nadzieja. Nadzieja na to, że poznam mojego aniołka tak, jak nikt przedtem. Spojrzałem na nią i wyglądała pięknie. Zayn idioto, ona zawsze pięknie wygląda. Jej czarne włosy, które zmieniały kolor na brązowy, kiedy padały na nie promienie słońca. Orzechowe oczy, które są trochę za smutne, długie rzęsy, które opadają na jej zarumienione policzki. Mały, zadarty nosek, który marszczy, gdy coś się jej nie podoba. Na końcu usta... Usta, które tysiąc razy miałem ochotę musnąć, ale nigdy mi nie pozwoliła. Uwielbiałem jej śmiech, ale tylko wtedy, kiedy jest szczery, bo chrumka jak mała, urocza świnka. Już nie mam do ciebie sił! Siedzi przed tobą najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek widziałeś, a ty porównujesz ją do świni?! Nie ją, tylko jej śmiech.
     Z moich rozmyślań, wyrwał mnie nagły ruch Mii. Spodziewałem się wszystkiego, nawet kosmitów, ale nie tego, co zrobiła. Wstała z metalowych skrzynek, po czym ze spuszczoną głową do mnie podeszła, oplotła swoimi małymi dłońmi moją szyję i wtuliła się we mnie. Zaskoczony, nie wiedziałem, co mam zrobić. Chyba pomyślała, że się wygłupiła, bo chciała się ode mnie odsunąć, ale zaraz naprawiłem swój błąd. Objąłem ją w talii i mocno przytuliłem. Czy to dziwne, że poczułem, jakbym trzymał w ramionach cały świat?

Jakiś czas później...

      Siedziałem wraz z Mią na krawędzi dachu, rozmawiając o wszystkim. Najzabawniejsze były opowieści z dzieciństwa. Mia przez pół godziny śmiała się, jak powiedziałem jej, że na moim pierwszym przedstawieniu w przedszkolu, ze strachu zsikałem się na środku sceny. Wszystkie dzieci się ze mnie śmiały, nawet nauczyciele. Wszyscy, oprócz Liam'a, który podszedł do mnie i powiedział: Zayn, nie przejmuj się, ja nadal sikam w pampersa... I tak zaczęła się nasza przyjaźń, która trwa do dziś.
- Przestań się ze mnie śmiać - Mia parsknęła śmiechem.
- Przepraszam - mruknęła z uśmiechem. - Chciałabym go poznać - uniosłem jedną brew. - No wiesz, przed ślubem... Trochę mi głupio iść na ślub do kogoś, kogo nie znam.
- Czyli pójdziesz ze mną? - przygryzłem wargę, żeby nie uśmiechnąć się jak debil. Poprawka: mega szczęśliwy debil.
- Um... No, jeśli twoja propozycja jest nadal aktualna - na jej policzkach pojawiły się słodkie rumieńce, które miałem ochotę pocałować, ale nie mogłem. Jeszcze nie teraz.
- Oczywiście, że jest. Nie wyobrażam sobie tańca z kimś innym niż ty.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć, że mnie wtedy okłamałeś - przygryzła wargę, a ja myślałem, że zaraz wybuchnę.
- Zatańczyłabyś ze mną, gdybym powiedział ci, że potrafię? - pokręciła głowę. - Nie udawaj, że ci się nie podobało - mruknąłem i żartobliwie uderzyłem ją lekko w ramię.
- Wiesz, że siedzimy tu już siedem godzin? - wytrzeszczyłem oczy.
- Naprawdę? - zapytałem zaskoczony. Przy Mii czas tak szybko leci.
- Mhm - mruknęła, a ja musiałem ją o coś zapytać. Może to jeszcze za wcześnie, ale spróbować zawsze można.
- Kim jest Harry? - od razu się spięła. Zayn, jest za wcześnie.
- Um... Był moim przyjacielem - powiedziała z ostrożnością, jakby rozważała każde słowo.
- Gdzie on teraz jest? - zapytałem cicho.
- Mieszkał przez jakiś czas w Australii, ale dwa miesiące temu wrócił do Londynu. Dlaczego mnie o niego pytasz? - spojrzała mi prosto w oczy.
- Po prostu byłem ciekawy. Wracamy? - wstałem na równe nogi. - Jest już późno.
- Nie chcę wracać do domu, ale masz rację - próbowała wstać, a ja wykorzystując to, że nie mogła sobie poradzić, złapałem ją w talii i postawiłem na ziemi.
Mia spłonęła rumieńcem, a ja szeroko się uśmiechnąłem. Nadal trzymałem ją w talii, a ona, żeby nie stracić równowagi, trzymała się moich ramion. Spojrzałem w jej w oczy, a później na usta. Mia głośno przełknęła ślinę, a ja pochyliłem się jeszcze bardziej w jej stronę oraz musnąłem zarumieniony policzek. Nie mogłem jej pocałować, przestraszyłaby się i nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Uśmiechnąłem się do niej ostatni raz, po czym razem zeszliśmy po stromych schodach, żeby wsiąść do auta i wrócić do domu.
Kiedy odwoziłem Mię do domu, co chwilę na nią zerkałem. Ciągle przygryzała wargę, nerwowo bawiąc się swoimi palcami. Mógłbym oddać w tej chwili wszystko, żeby tylko wiedzieć o czym myśli. Po trzydziestu minutach dojechaliśmy na miejsce i wszystko byłoby okej, gdybym nie zobaczył samochodu Jacob'a pod jej domem. Od razu mocniej ścisnąłem kierownicę. Bez ryzyka nie ma zabawy. Jeśli on walczy, to ja tym bardziej. Muszę ją o to zapytać...

*Mia*

      Po krótkiej jeździe byliśmy pod moim domem, gdzie zobaczyłam samochód Jacob'a. Automatycznie dłonie zaczęły mi się pocić, a żołądek wywrócił się do góry nogami. Gdyby tego było mało, gdy miałam łapać za klamkę od samochodu Zayn'a, usłyszałam pytanie, od którego zakręciło mi się w głowie.
- Mia? - spojrzałam na Zayn'a. - Umówisz się ze mną? - otworzyłam szeroko oczy. - To znaczy, pójdziesz ze mną na randkę? - szybko sprecyzował swoje pytanie.
Że co?
Ja ci nie pomogę...
Wielkie dzięki!
- Ja... - zacisnęłam usta w cienką linię. - A Amanda?
- Nie jesteśmy już razem - przygryzłam wargę. - Zerwałem z nią dwa miesiące temu.
- Ja... - głęboko odetchnęłam. - Dobrze, jutro o 18.00? - szeroko się uśmiechnął.
- Idealnie - lekko się uśmiechnęłam i wysiadłam z jego auta.
Zayn niemal od razu odjechał, a ja zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam. Chciałam być tylko szczęśliwa, to naprawdę tak dużo?! Głośno westchnęłam i weszłam do domu, gdzie czekali na mnie wkurzeni rodzice oraz jeszcze bardziej wkurzony Jacob.
No to przedstawienie czas zacząć...

•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■•••••••••••••••••••••••••
Cześć, misie!
Za wszystkie błędy bardzo przepraszam 😙
Mam wam coś bardzo ważnego do powiedzenia. Przez ostatnie dwa tygodnie miałam ferie i dlatego rozdziały pojawiały się tak często. W poniedziałek wracam do szkoły i nie wiem, jak to będzie z moim czasem. Chodzę do liceum, a to zobowiązuje, ale obiecuję, że w każdej wolnej chwili, będę pisała nowy rozdział, który później opublikuję. Pisanie jest dla mnie zbyt ważne, aby to pozostawić. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Kocham was i do następnego 💕💖💗

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro