Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

four

            Dziewczyna wraz z jasnowłosym siedzieli obok siebie naprzeciwko biurka Avana, nerwowo oczekując zaczęcia rozmowy przez mężczyznę.

— Powiem tylko, że moja asystentka jest chora, a wy coś o tym chyba wiecie? — Skrzyżował ręce na piersi, opierając się o oparcie swojego fotela.

— Tak to moja wina — powiedziała szybko Leslie. Musiała ponieść odpowiedzialność za swoje czyny i doskonale o tym wiedziała. Luciel wydał z siebie zduszony dźwięk, a ona nie przejęta jego zachowaniem dodała: — Przepraszam, zrobię wszystko żeby to naprawić.

Chairman spojrzał na nią uważnie, pochylając się do przodu i opierając ręce na blacie. Po słowach księgowej w pomieszczeniu zapanowała niezręczna, grobowa cisza. Nie trwała jednak ona długo, bo kilkanaście sekund później oczy dyrektora rozświetliły się lekko, a on z poważnym wyrazem twarzy spojrzał prosto na Leslie.

— W takim razie panno Charms, zostaniesz moją asystentką, dopóki Morgan nie wróci.

Leslie siedziała jak zamurowana, zszokowana jego słowami. Oczy mężczyzny przyglądały się twarzy młodej kobiety z ciekawością i lekką obawą. Ona nie chciała stracić pracy, a on chciał ją poznać.

— W porządku — odrzekła ze stoickim spokojem, również patrząc mu śmiało oczy. Nie pokaże mu jak bardzo boi się nowej posady i samego Chairmana. Nie wiedziała, czy strach przed mężczyzną był prawdziwy, ale wiedziała, że nie może myśleć o nim inaczej niż jak o przerażającym szefie. 

— W takim razie pan McCartney, przez ten czas będzie wykonywał twoją pracę w dziale księgowości, abyś mogła w pełni skupić się na roli asystentki.

— Dobrze — powiedział szybko, zerkając na zaniepokojoną dziewczynę. Ta posłała mu tylko lekki uśmiech, zapewniając, że wszystko będzie dobrze. 

— Panno Charms. — Przed wyjściem z gabinetu usłyszała jeszcze niski głos Avana. — Zaczynasz od jutra, tam będzie twój gabinet. 

         Po tych słowach pokazał ręką drzwi, które zapewne prowadziły do biura Valerie. Księgowa przełknęła nerwowo gulę, tworzącą się w jej gardle. Będzie pracować, oddzielona tylko drzwiami od swojego nieziemskiego szefa. Miała nadzieję, że nie będzie się z nim spotykać za często, chociaż to chyba niemożliwe. W końcu ma być jego sekretarką. Modliła się w duchu, żeby Valerie szybko wróciła do pracy. Nie chciała przebywać cały czas w obecności Avana, czuła się przez niego obserwowana, a jej ciało dziwnie na niego reagowało. Zamyślona, potknęła się i gdyby nie silne ramię Luciela, leżałaby już na podłodze.

— Wszystko w porządku? — Spojrzał na nią zaniepokojony, podążając obok dziewczyny do jej samohodu.

— Tak. — Uśmiechnęła się. — Do przerwy świątecznej zostały trzy dni, dam radę.

Kiedy doszli do garbusa księgowej, Leslie oparła się o bok pojazdu, wzdychając.

— Dasz radę Les. — Zbliżył się do niej, opierając dłonie po bokach jej ramion, kładąc je na samochód.

Jej policzki pokryły się lekką czerwienią. Chłopak zbiżył się do niej tak, że czuła na policku jego miętowy oddech. Jego złote włosy opadły mu falami na czoło, gdy pochylił się lekko nad dziewczyną. Miodowe oczy blondyna skanowały jej twarz, w poszukiwaniu oznak sprzeciwu i nie wyłapując żadnego takiego znaku, zbliżył swoje usta do jej.

— Luciel... — W ostatniej chwili szepnęła, lekko odwracając głowę i nie pozwalając mu na poałunek. Wyprostował się, zabierając ręce z boku samochodu, nie patrząc Charms w oczy, a na jego policzkach pojawił się rumieniec.

— Jasne, przepraszam. — Podrapał się po karku i bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy, odwróił się, rzucając przez ramię: — Do jutra.

Księgowa usiadła za kierownicą swojego auta, oddychając ciężko. Luciel chciał ją pocałować. Dlaczego mu na to nie pozwoliła. Nic ją nie powstrzymywało, ale mimo to nie zgodziła się. Mały głosik w jej głowie podpowiadał jej, że może to z powodu Chairmana, ale ona szybko go wyśmiała. Przecież widziała go jakieś trzy razy odkąd pracuje w firmie, nie mogła odmówić pocałunku od McCartney'a z powodu Avana. " Ale teraz będziesz z nim pracować". Znowu podpowiedziała jej podświadomość, a ona zaśmiała się na głos.

Nigdy nie zbliży się do Chairman'a.

             Następnego dnia dziewczyna obudziła się mając dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Jej budzik nie zadzwonił, a ona obudziła się sama z siebie. Szybko usiadła, łapiąc telefon ze stolika nocnego, aby sprawdzić godzinę, a gdy zobaczyła, że za dziesięć minut ma być w pracy, zrobiło jej się ciemno przed oczami. Szybko zerwała się, pędząc do łazienki i myjąc zęby, a nie mając na to czasu nie malowała się. Ubrała się i łapiąc za swoją torebkę, wypadła z mieszkania. Stojąc w korku, w swoim błękitnym garbusie przeklinała telefon, przeklęte korki i wczesne wstawanie. Kiedy wjeżdżała na podziemny parking, była spóźniona już jakieś piętnaście minut. Jadąc windą na piętro, na którym znajdowało się jej tymczasowe biuro — a także to Chairmana, wiedziała, że ma przechlapane. Po wyjściu z windy szybko skierowała swoje kroki w stronę drzwi, prowadzących do pomieszczenia, w którym pracował jej szef i stojąc przed nimi odetchnęła kilka razy, próbując się uspokoić. W końcu zapukała, modląc się, żeby dyrektor nie zauważył, że się spóźniła. Po chwili usłyszała niskie, basowe "proszę", na co przeszły ją lekkie ciarki, ze stresu jak to sobie tłumaczyła i weszła niepewnie do biura. Pierwsze co zobaczyła to pochylająego się nad papierami mężczyznę w garniturze, który podniósł na nią wzrok, kiedy stanęła przed jego biurkiem, nerwowo przegryzając wargę. Avan skanował uważnie jej twarz, swoimi szarymi oczami, dłużej zatrzymując się na ustach, a gdy wrócił do jej oczu, podniósł jedną brew.

— Przypomnij mi panno Charms... o której zaczynasz pracę? — W tym momencie Leslie przekonała się, że jednak nadzieja jest matką głupich. Było jasne, że pamiętał godziny pracy swojej asystentki. 

— Uch... ja... — zamotała się, pod czujnym wzrokiem Chairmana. — To się więcej nie powtórzy.

— Mam nadzieję. Póki co musisz się zająć odbieraniem telefonów i przekazywaniem mi tych najbardziej istotnych, bo sekretarka wzięła sobie wolne na dwie godziny.

— Dobrze.

            Po czym odwróciła się, podążając do drzwi, za którymi miał znajdować się gabinet i otworzyła je, wchodząc do korytarza, po którego obydwu stronach znajdowało się kilka par drzwi, oznaczonych tabliczkami. Kiedy trafiła na nazwisko Morgan z napisem "osobista asystentka", uśmiechnęła się i weszła do pomieszczenia. Wyglądało... zwyczajnie. na środku stało duże, drewniane biurko, a prze całą długość ściany ciągnęły się wielkie okna. Z góry widać było ogromną panoramę miasta, co wyglądało niesamowicie. Może nie będzie tak źle? Podziwianie pięknego widoku, przerwał jej dzwoniący telefon. Zobaczyła firmowe urządzenie na biurku i wyciągając notes Valerie, po czym odebrała.

— C&R International, w czym mogę pomóc?

— Byłam umówiona z panem Chairmanem na dzisiaj, czy jest wolny? — Gdy Leslie usłyszała słodki, kobiecy głos, zawachała się.

— Tak, może pani wejść, ma wolne pół godziny.

— Dziękuję!

Słysząc entuzjazm w głosie kobiety, zmarszczyła brwi. Na pewno nie przyszła do niego w interesach, bo takie spotkania trwają, co najmniej godzinę. "Kim ona może być?" pomyślała Leslie, odkładając telefon.

Hmm... Następny bohater, a właściwie bohaterka? Ciekawe co z tego wyniknie ^^ Czekajcie cierpliwie!

Do następnego 

Misheve

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro