The One In Vegas
Wszystko inspirowane (baaardzo inspirowane xD) jest dwoma odcinkami serialu FRIENDS. Na sam pomysł napisania tego wpadłam, podczas czytania shota DominikaRodzoch ❤️
Clarke weszła do pokoju i z rozpędu pchnęła drzwi, które jednak się nie zamknęły, bo na ich drodze stał wysoki brunet. Była na niego wściekła i zaczęła żałować, że nie oberwał z klamki odpowiednio mocno.
Czemu ten kretyn musiał jej to zrobić?! Zachował się jak pięcioletnie dziecko. Blondynka nie miała pojęcia, co siedziało wtedy w głowie mężczyzny, więc postanowiła się dowiedzieć.
-Teraz się tłumacz, tylko szczerze! -wskazała palcem na swoją twarz.
-To tylko zwykły psikus, nie wiem, o co ta cała zadyma. -machnął rękami i usiadł na brzegu JEJ łóżka.
Clarke zacisnęła pięści i poczerwieniała jeszcze bardziej. Kiedy byli razem w samolocie wylała mu na spodnie drinka i zapytała stewardesę, czy nie mają może zapasowych spodni. Wtedy to Bellamy był wściekły i najwyraźniej zaplanował dość wyszukaną zemstę. Kiedy blondynce udało się zasnąć, brunet wziął czarny marker i namalował jej zarost, brodę, wąsy... Wszystko! Na dodatek Clarke była tak podekscytowana podróżą do Vegas, że nie zwróciła na to uwagi i cała drogę, aż do hotelu, spędziła w totalnej niewiedzy. Dopiero pytanie Jaspera ją uświadomiło.
-Wkurzasz mnie, wiesz? -spojrzała na niego groźnie. -Masz się natychmiast dowiedzieć, jak się tego pozbyć!
Puściła rączkę walizki i weszła do łazienki. Przywitało ją tam niewielkie światło, prysznic z zieloną zasłoną, biała toaleta i również biały, kwadratowy zlew.
Nie myśląc długo odkręciła wodę i zaczęła szorować twarz. Spojrzała w ekran telefonu, żadnej zmiany, więc postanowiła użyć mydła... Nadal nic.
,,Jesteś martwy, Blake!"
Tym razem miała okazję trzasnąć drzwiami, co przeraziło jeszcze bardziej mężczyznę siedzącego na łóżku.
-Nie schodzi, widzisz?! -podeszła bliżej niego, nachyliła się lekko i wskazała palcem lewy policzek.
-Ciężko nie zauważyć. - uśmiechnął się łobuzersko w jej stronę. -Dzwoniłem do tej firmy -wskazał palcem numer na opakowaniu markera. -i zapytałem, jak się go pozbyć.
-I co? -spojrzała na niego z nadzieją w oczach, pomimo swojej wewnętrznej złości i serdecznej nienawiści.
-Nie da się. -przyznał obojętnie. -ale wiesz co? Pochwalili mój pomysł. - znowu się uśmiechnął.
Clarke odsunęła się od łóżka i zaczęła krążyć po pokoju, starając się jednocześnie nie spoglądać w stronę przyjaciela. Wszystko powoli zaczęło ją przerastać. Przyjechała tu, żeby dobrze się bawić, a wszystko spieprzyło się już na samym początku!
-I co ja mam teraz zrobić, hę? Przecież tak tam nie wyjdę!
-Daj spokój - Bellamy podniósł się z łóżka. -to Vegas, pełno tu dziwaków.
Serio? To miało ją pocieszyć? Wbrew pozorom, Bellamy niewiele wiedział o kobietach.
-Czyli twierdzisz, że jestem dziwakiem, tak? -po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
Nie minęła nawet sekunda, a Bellamy już stał naprzeciwko swojej przyjaciółki z przepraszającym wyrazem twarzy. Instynkt nakazywał jej przytulnie bruneta, jednak w odpowiednim momencie się powstrzymała. To była jego wina, zwykłe przepraszam, którego i tak nie wypowiedział, nie mogło wszystkiego naprawić. Stwierdziła, że nie odpuści mu tak łatwo. Ona będzie się nudzić, a on razem z nią.
-Nawet nie myśl, że tak łatwo ci to odpuszczę -uśmiechnęła się pod nosem -zostaję tutaj, a ty razem ze mną.
-Ale...
-Żadne ale! -przerwała mu. -to przez ciebie tutaj utknęłam!
Blondynka usiadła po drugiej stronie łóżka, plecami do przyjaciela i zaczęła grzebać w torebce, w poszukiwaniu kosmetyczki. Miała nadzieję, że dobry podkład zakryje jej przekleństwo.
Bellamy parę razy próbował ją zagadać, ale za każdym kolejnym kończyło się to jej donośnym okrzykiem ,,Nie słyszę cię, Blake!".
-Na trzeźwo tego nie zniosę... -mruknął pod nosem i sięgnął po słuchawkę hotelowego telefonu.
*dwie godziny później*
Oboje siedzieli na podłodze i grali w wojnę, ponieważ była to jedyna gra, której zasady zapamiętali. Alkohol uderzył im do głowy, przez co Clarke co jakiś czas wybuchała głośnym śmiechem, a Bellamy zaczynał klaskać, jakby był to występ pokroju ,,Jeziora Łabędziego".
Po chwili jednak, blondynce skończyły się karty, więc postanowiła wdrapać się na łóżko i zadzwonić do hotelowej obsługi. Po kilku nieudanych próbach zasiadła wygodnie na materacu i sięgnęła po słuchawkę.
-Halo, Vegas? -wybełkotała do słuchawki -potrzebuje więcej alkoholu iii... więcej piwa!
Jej przyjaciel entuzjastycznie pomachał głową i znowu zaczął klaskać.
-Halo? -dziewczyna oderwała głowę od słuchawki i spojrzała na nią, potem na klawisze, po czym wybucha donośnym śmiechem -zapomniałam wykręcić!
Bellamy zawtórował przyjaciółce, która w między czasie padła plackiem na łóżku.
Tę pełną euforii chwilę przerwał, wchodzący do pokoju, Jasper.
-Jasper! -krzyknął brunet i radośnie uniósł ręce do góry. -Kocham Jaspera!
-Ja też! -odezwała się blondynka. -ma takie urocze gogle!
Chłopak zmierzył po kolei każdego z przyjaciół, po czym przeszedł do sedna sprawy z jaką tu przyszedł. Miał problem, bo Monty odmówił mu wspólnego śpiewania na karaoke, przez co tylko sam Jasper się ośmieszył.
-Nie martw się! -jęknął Blake i w końcu podniósł się z podłogi -ja zawsze będę cię wspierać.
Brunet nie wytrzymał długo na stojąco, bo już po kilku sekundach upadł na wykładzinę. Kiedy Clarke przeniosła się z jednego końca łóżka na drugi, żeby mieć lepszy widok na poszkodowanego przyjaciela, ten spojrzał z powagą i troską na Jordana.
-Nic ci nie jest?
Jasper uśmiechnął się niepewnie, po czym zwrócił swój wzrok w stronę blondynki.
-Hej Clarke... -dziewczyna spojrzała na niego z ogromnym uśmiechem. - Jak się masz? -zapytał zadziornie.
-Dobrze -odparła jak gdyby nigdy nic -a ty?
-Bellamy, nie pozwalaj jej więcej pić! - spojrzał w stronę bruneta, po czym wyszedł z pokoju.
Jak można było się spodziewać, dwójka przyjaciół ponownie wybuchnęła śmiechem. Ponieważ oboje byli już porządnie podpici, Clarke wpadła na pomysł, żeby namalować Bellamy'emu wąsy markerem, a potem wyjść razem na miasto. Brunet przystał na propozycje, więc po chwili byli już w dolnej części hotelu, gdzie mieściło się kasyno. Spotkali tam, dziwnie się zachowujących Octavię i Lincolna, jednak ich uwagę przykuł barek i barman rozlewający drinki.
Po paru szotach byli już pewni, że świat należy do nich i mogą w nim robić, co chcą. Po jakieś godzinę wyszli z budynku i udali się na pijacki spacer po mieście.
***
Octavia stała po środku różowego korytarza i spogląda na swoje stopy. Nie była do końca przekonana, że ślub w Las Vegas to to, czego tak naprawdę chce. Kochała Lincolna, ale zawsze była zorganizowana i lubiła mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Z każdą chwilą traciła wiarę, ale tego dnia wydarzyło się tyle rzeczy, które jednoznacznie prowadziły do ślubu... Po za tym, nie chciała zawieść ukochanego.
Czekali, aż zakończy się nabożeństwo, co trwało już dobre dziesięć minut. Po chwili jednak, drzwi od kapliczki otworzyły się na oścież. Octavia znowu zaczęła się stresować, jednak po chwili cały jej mózg jakby się zresetował, a to wszystko przez widok, jaki miała przed sobą.
Osobami, które wyszły z kapliczki był jej brat i Clarke. Oboje mieli dziwne malunki na twarzy, blondynka miała w ręku bukiet kwiatów i trzymała się za kolana, jednocześnie śmiejąc się na cały budynek, a Bellamy obrzucał ją ryżem.
-Witam, pani Bellamy! - krzyknął brunet.
-Witam, panie Clarke! -tym razem odezwała się Griffin (albo w sumie już Blake).
Jak szybko się pojawili, tak szybko również wyszli. Zza szklanych drzwi można było dostrzec, że Clarke idzie w lewo, a Bell w prawo, na dodatek oboje wyporostowani, jakby nic się nie stało.
Nim atmosfera zdążyła się uspokoić, do katedry wbiegł Jasper i Raven. Oczy Lincolna omal nie wyszły z orbit, podobnie z brunetką, która ponownie zmarła. Jednak po chwili przyjaciele wybiegli z powrotem i wytłumaczyli, że zostali zaproszeni na świadków.
Octavia posłała Lincolnowi jednoznaczne spojrzenie, które oznaczało powrót do hotelu.
***
Clarke obudził okropny ból głowy. Leniwie uniosła głowę i spróbowała otworzyć oczy, jednak blask światła zza okna natychmiast ją oślepił. Nie pamiętała nic, poza incydentem z wąsami i dużą ilością alkoholu.
Po chwili poczuła, jak coś za jej plecami się rusza. Odskoczyła bardziej na lewo i krzyknęła głośno. Wtedy usłyszała, że ten ktoś też krzyczy. Odwróciła głowę w tamtą stronę i dostrzegła Bellamy'ego, którzy patrzył na nią przerażony.
Zapadła niezręczna cisza, podczas której oboje przyglądali się swoim twarzom z przenikliwością.
-My chyba... Nie? -wydukał brunet.
-Masz na sobie ubranie? - zapytała i sięgnęła ręką pod pościel, macając swoje nogi w poszukiwaniu spodni. Bellamy zrobił to samo.
-Tak. -odpowiedział po chwili.
-Serio?
-Nie. -przyznał przerażony i odwrócił wzrok.
-Pamiętasz coś? -zapytała niepewnie.
-Tylko śmiech... Dużo śmiechu...
-Nie zrobiliśmy tego. -przyznała pewnie Clarke. Najwyraźniej śmiech według niej wykluczał jakiekolwiek zbliżenie.
Uśmiechnęła się pokrzepiająco w jego stronę i zaczęła szukać swoich ciuchów. Miała nadzieję, że do niczego nie doszło, jeżeli miałaby się z nim chociażby całować, chciałaby zapamiętać każdy szczegół.
Nie minęło pół godziny, a już oboje dotarli na stołówkę, gdzie dostrzegli Octavię, Raven, Murphy'ego i Lincolna uśmiechających się w ich stronę. W tle można było zobaczyć również Jaspera, który nakładał sobie już 3 łyżkę ziemniaków na talerz.
Blake wyprzedził blondynkę i wysunął jej krzesło, co spotkało się z głośnym westchnieniem jego siostry. Spojrzał na nią niezrozumiale, po czym zajął miejsce obok Clarke, która przyglądała się z zastanowieniem reszcie paczki.
-Macie nam coś do powiedzenia? -Murphy szturchnął bruneta w ramię i sugestywnie poruszył lewą brwią.
-Yyyy... -Bellamy spojrzał na niego niezrozumiale. -Mamy?
-Nie blefuj Blake... Clarke nas zaprosiła. -mruknęła Raven.
Griffin otworzyła szeroko usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Za nic nie mogła sobie przypomnieć, gdzie i kogo zapraszała. Octavia, widząc zmieszanie na twarzy, postanowiła się odezwać i ją uświadomić.
-Clarke... Nie przegapilibyśmy ślubu przyjaciół.
-Ooo... Kto wziął ślub? -blondynka klasnęła w dłonie i rozejrzała się po twarzach znajomych.
Bellamy zrobił to samo na dodatek z otwartymi ustami.
-Nooo, wy? -odezwał się do tej pory milczący Lincoln.
Clarke już miała zacząć się śmiać, jednak wszystko w jej głowie zaczęło się układać. Jednak wydobyła z siebie jakiś dźwięk, przypomninający śmiech, kiedy usłyszała chichot Bella.
-My mielibyśmy wziąć ślub?! To niedorzeczne.
-Dokładnie, to nie miałoby sensu!
Ich śmiech trwał nadal, dopóki nie spojrzeli na siebie nawzajem. Wtedy wszystko nabrało sensu, a Griffin przestała mieć wątpliwości. To stało się na prawdę, wzięli ślub...
Ich reakcja na ten fakt była zsynchronizowana i identyczna, co jeszcze bardziej zaczęło ich dobijać.
Właśnie zdała sobie sprawę, że jest żoną swojego najlepszego przyjaciela, a pocałunek, jeżeli w ogóle był, pozostał niezapamiętany. Na dodatek było jej wstyd, a z każdym kolejnym słowem któregoś z przyjaciół było coraz gorzej. Octavia i Lincoln byli świadkami ich wyjścia z kapliczki, a Raven i Jasper spóźnili się na ceremonię, nikt nie widział samego zajścia, nikt nie mógł im powiedzieć, czy doszło do pocałunku.
Dziewczyna nie miała bladego pojęcia, co będzie teraz, co postanowią, czego będzie chciał Bellamy. W głowie miała totalny mętlik i postanowiła sobie, że już nigdy nie będzie tyle pić.
Kto by pomyślał, że przez głupie wąsy, namalowane mazakiem może narodzić się kolejny związek i to na dodatek tak dziwny.
-----------------
Po dość długim okresie czasu udało mi się to dokończyć! Brawo ja 👏🏿
Zakończenie tej historii dopowiedzcie sobie sami xD
P.S. Domix, to prezent dla ciebie, wiem, że czekałaś 🎁😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro