5. Nic nie wyjdzie poza to mieszkanie.
Harry: Słyszałem o tym co się stało. Wybacz, jeśli się narzucam i głupio wykorzystuję twój numer... Ale chciałem napisać, że jeśli chcesz ramienia do wypłakania, czy coś to przyjadę. Nikt nie zasłużył na takie traktowanie. Em, kończę... Zignoruj tą wiadomość, czy coś.
Louis: Jest w porządku, tak myślę. Właściwie siedzę w mieszkaniu zupełnie sam, jeśli chciałbyś wpaść na jakaś pizzę czy coś to śmiało. Zawsze dobrze jest mieć jakieś towarzystwo.
Harry: Podaj mi adres. Zaraz będę, mam nadzieję, że nie masz żadnych uprzedzeń co do pizzy (o hawajskiej nawet nie myśl, bo to nie jest pizza).
Louis: Czyli mamy podobne zdanie. Zaraz udostępnię ci lokalizację. Jeśli chcesz mogę zamówić ci podwózkę? W końcu ściągam cię do siebie...
Harry: Dam radę Lou! Podjadę busem, muszę jakoś wykorzystać mój bilet miesięczny 😉. Będę do kilkunastu minut!
Louis: W porządku czekam niecierpliwe w takim razie ;)
Harry: Po cichu liczę tylko na jakąś miłą herbatkę panie Tomlinson!
🐾🐾🐾🐾
Louis powolnym krokiem przeszedł do kuchni i nalał wody do czajnika. Nie mógł przepuścić okazji na spotkanie z omegą, tym bardziej, że ta sama to zaproponowała. Może nie była świadoma, że Louis bardziej ma zamiar świętować niż się użalać nad sobą, ale nie to było najważniejsze w tamtym momencie. Ta krótka rozmowa wiele mu też uświadomiła, jak i wcześniejsze spotkania. Brunet w ogóle nie chciał używać jego pieniędzy. Czy to na dojazd do niego, czy też na paliwo, kiedy proponował podwózkę.
Nie wspominał już o swoim alfie, który lekko się martwił, wiedząc jak to bywa w wielkim Londynie. Przygotował dwa kubki oraz otworzył stronę internetową swojej ulubionej pizzerii. Miała niewielkie menu, ale jedzenie zawsze było świeże i dojeżdżało niemal gorące. Zawsze kiedy podawał swoje nazwisko wiedział, że może liczyć na dobrą robotę i nie żałował napiwku. Z pełnymi kubkami pokierował się do salonu i postawił je na stoliku.
Jego życie ostatnio było szalone. Poznał omegę, do której jego alfa od razu zaczął coś żywić, jego ustawka się skończyła, a najlepszy przyjaciel go zdradził w dotkliwy sposób. Tak naprawdę nie mógł się doczekać wyjazdu w trasę. Będzie mógł skupić się tam przede wszystkim na sobie. No i może trochę na Harrym, jeśli chłopak mu na to pozwoli. Brzdęk kolejnej wiadomości sprawił, że zreflektował się i sięgnął po urządzenie. Kolejną wiadomość od Harry'ego z pytaniem, na które piętro ma wjechać. Odpowiedział mu szybko i skierował się do drzwi, które odblokował z górnego zamka, musiał mimo wszystko być bezpiecznym. Mieszkanie miało nawet alarm, który włączał na noc lub kiedy wychodził. Brzęk windy i już nacisnął na klamkę, zaraz przed sobą widząc dość zmartwioną omegę. Harry bez słowa go objął, chcąc dać mu otuchy.
- Przykro mi Lou, naprawdę dobrze razem wyglądaliście...
- Jest okej Harry, jakby wiesz sprawa się miała tak wcześniej, oficjalnie teraz poszło do informacji. To rozmowa z resztą na dłuższy czas - westchnął, jednak nie uciekał od uścisku.
- Nie rozumiem - odsunął się od mężczyzny i zamknął za sobą drzwi - Wyglądaliście na naprawdę szczęśliwych. Zwłaszcza Danielle promieniała.
- Mam herbatę, zamówimy jedzenie i wyjaśnię ci wszystko bardziej szczegółowo - swoją drogą po prostu potrzebował się komuś wygadać, komuś innemu niż Dan.
- Jasne, nie ma sprawy - zsunął ze swoich nóg buty i wszedł dość niepewnie w głąb mieszkania za alfą
- Śmiało czuj się jak u siebie, herbata jest już gotowa i lekko przestygła - skierował się do przestronnego salonu.
Tam zamówili to na co mięli ochotę. Restauracja obiecała im posiłek do pół godziny, oczywiście po tym jak Louis podał swoje nazwisko.
- Nie wiem skąd wiedziałeś, ale zrobiłeś mój ulubiony napój - Styles pochwalił alfę, uśmiechając się lekko po upiciu kilku łyków - Mamy chyba podobny gust.
- To dobrze, lubię herbatę. Potrafię pić ją litrami, jeśli mnie tak najdzie - zaśmiał się i sam upił kilka łyków.
- To... Wyjaśnisz mi? W ogóle nie widzę, żebyś był przejęty tym wszystkim. To szalone - nie mieściło mu się to w głowie. Czego innego się spodziewał.
- Show-biznes jest generalnie ciężkim kawałkiem chleba. Ja i Danielle... To nigdy nie istniało naprawdę Harry - wyrzucił to w końcu z siebie.
- Czekaj co? - zmieszał się, odkładając naczynie na stół i patrząc na alfę z uniesioną brwią - Cholera, byliście PR prawda? Ona była twoją brodą dla plotek.
- Bingo. Najpierw to miało być tylko kilka wyjść, dla zrobienia szumu. Jednak nasi managerowie podłapali, jak dobrze ludzie na to zareagowali i ustalili większy kontrakt razem - potwierdził słowa młodszego.
- Och. Przykro mi - odnalazł dłoń alfy i nieśmiało, delikatnie ją ścisnął - Niech zgadnę, jej szczenię ułatwiło ci zerwanie kontraktu, czy coś takiego? - nie chciał powiedzieć źle.
- To akurat prawda. Zerwała zasady kontraktu, chciała wyłudzić ode mnie kasę i myślała że jej manager ją wyratuje - prychnął alfa - Wiesz z kim zrobiła sobie szczeniaka? Z moim najlepszym przyjacielem... Przepraszam, byłym najlepszym przyjacielem, który też nie wiedział że jesteśmy ustawką.
- I tu pokazuje się zasada, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie - uniósł smutno kącik ust - Ale pozbyłeś się sępa i łatwo znajdziesz sobie kogoś bliskiego - zapewnił piosenkarza - Kto wie, może jeszcze znajdziesz partnera, który zarazem będzie twoim najlepszym przyjacielem.
- Tylko proszę, ani słowa Danowi, że wiesz o tym - zaznaczył - Nikt nie powinien wiedzieć, ale masz w sobie coś, co powiedziało mi że mogę ci zaufać.
Harry przyłożył dłoń do ust i udawał, że zamyka ją na kłódkę.
- Jestem słownym wilkiem. Nic nie wyjdzie poza to mieszkanie - przysiągł - A już zdążyłem polubić twojego managera... - przyznał - I zmieniło się to teraz, bo nie lubię gdy ludzie na siłę ingerują w sprawy wilków.
- Generalnie jest w porządku, ale czasami pomysły bierze nie wiem skąd - przewrócił oczami - Dla niego mimo wszystko to biznes, kasa którą może wyciągnąć i zainwestować we mnie.
- Dobrze wiedzieć... Nie lubię się pakować w znajomości z próżnymi osobami - puścił kompletnie Louisa i złapał za swój kubek - Ja rozumiem, pieniądze są ważne, ale uczucia i to kim jesteś jest najważniejsze. Pieniądze mijają.
- A chciałeś wpakować się w głębszą znajomość z nim? - alfa zapytał, zanim zdążył przemyśleć - Nie musisz odpowiadać, to było wścibskie z mojej strony.
- Daj spokój - machnął ręką - Jasne. Nudno się żyje bez alfy u boku, zwłaszcza kiedy jesteś pieszczochem - zachichotał na określenie siebie - A nie jestem głupią omegą i widziałem oraz czułem co Dan robi.
- Cóż Dan jest specyficzny - uśmiechnął się - Ja sam oprócz jednego związku przed karierą nie miałem nikogo więcej. Muszę uważać na ludzi i brać wszystko na chłodno.
- Koniecznie. Sam mogę tylko sobie wyobrażać jakie to ciężkie - zamyślił się - Ciężko takiemu mi znaleźć odpowiedniego partnera, a co dopiero tobie. Wszędzie możesz napotkać wykorzystujące osoby.
- To prawda, ale można tez znaleźć tych, którzy wbrew wszystkiemu będą koło ciebie - spojrzał w hipnotyzujące zielone oczy, wydawały mu się teraz oazą na pustyni.
- I wierzę, że tak będzie dla ciebie. Nie wszyscy patrzą na to co prezentujesz materialnie. Ważne co masz tutaj - wskazał na jego serce - I tutaj - delikatnie palcem dotknął jego czoła z nieśmiałym uśmiechem.
Louis sam nie powstrzymał się przed uniesień kącika ust, Harry był naprawdę blisko niego. Alfa szatyna merdał ogonem, pokazując swoją radość z tego towarzystwa. Jeszcze godzinę temu nie spodziewał się, że omega do niego przyjedzie. Jeszcze ta rozmowa utwierdziła go w tym, że brunet był odpowiednim wilkiem. Jego słowa i czyny to tylko piętnowały, tworząc silniejszą pieczęć.
- Cieszę się, że przyjechałeś. Mimo wszystko... - wyznał Louis - Jako jedyny się przejąłeś sprawą, nikt inny nie odezwał się. No oprócz rodziny.
- Lubię cię Louis, serio. Nie mógłbym inaczej zareagować - postanowił wypić do końca herbatę - I wiem, że ciężkich chwilach jest ktoś potrzebny... Nawet jeśli tu wyszło coś innego.
- Wiesz, tak naprawdę mogłeś nie zareagować wcale. Znamy się dosłownie chwilę - sięgnął po kubek i poszedł w ślady zielonookiego - A ja jestem jakąś tam gwiazdką, jak to mówi Dan.
- Nie prawda. Jesteś Louisem, zwyczajnym człowiekiem z niezwykłą pracą. Masz uczucia jak każdy inny i potrzebujesz czasem, ba nawet bardziej potrzebujesz takich przyziemnych rzeczy - klepnął udo Tomlinsona.
Alfa poczuł ciarki rozchodzące się po całym ciele na dotyk bruneta, od kilku lat był traktowany jak maszynka do zarabiania pieniędzy. Myślał że Luke jest inny, jednak on też był najzwyczajniejszym w świecie pasożytem.
Wzrok Louisa uciekł do warg omegi, chciał poczuć je na tych swoich.
- Wiesz co Louis, ubieraj się - wstał z kanapy - Zostawimy pieniądze pod drzwiami za pizzę, ale mam lepszy pomysł - wyszczerzył się - Tylko ubierz się bardziej "zakrywająco". Nie chcemy twoich fanów.
- Coś ty wymyślił? - wrócił myślami do teraźniejszości - Postaram się ubrać tak, żeby się zakryć, ale nie obiecuję, niektórzy mają naprawdę dobre przeczucie.
- Niespodzianka. Dam ci namiastkę normalności - obiecał z błyszczącymi oczami.
Tomlinson przeszedł do sypialni, a następnie do garderoby. Przebrał się w czarne jeansy oraz tego samego koloru bluzę z obszernym kapturem. Przy lustrze poprawił swoje włosy tak, aby grzywka lekko opadała mu na czoło. Był zdezorientowany jak i podekscytowany. Jakoś się nie bał, mając już ogromne zaufanie co do młodszej omegi. Wrócił do Harry'ego, po czym sięgnął po portfel oraz telefon.
- Będzie nam potrzebne auto? - zawahał się stając przy szafce, gdzie miał kluczyki.
- Tylko jeśli dasz mi prowadzić - zaznaczył - Ale nie, mam lepszy pomysł - zsunął bandanę ze swoich włosów i ostrożnie zawiązał ją na karku Tomlinsona - Dla podpuchy. Przez mój zapach na tobie nie pomyślą jeszcze mocniej, że to ty.
- W porządku. - czuł się naprawdę spokojny, na zapach, który go otoczył - Tylko z autem jest tak, że mam dwa. Wiec albo duży Range Rover albo niskie sportowe porche.
- Będą się rzucać w oczy, więc rezygnujemy z tego planu - przeszedł na korytarz i nałożył na swoje stopy buty - No dalej Louis. Nie mamy całego dnia
Alfa wsunął na nogi zwykle czarne vansy i sięgnął po klucze. Przed wyjściem załączył alarm i skierowali się do windy, którą Harry przywołał guzikiem.
Nie zapomnieli o pozostawieniu pieniędzy na wycieraczce, a Harry postarał się o uroczą wiadomość dla dostawcy.
Na dole Harry spostrzegł czy Louis jest naprawdę niemalże nierozpoznawalny i złapał go za nadgarstek, ciągnąc w stronę przystanku autobusowego.
Dobrze, że miał dwie karty.
- Więc autobus? Wiesz kiedy ostatni raz nim jechałem? Na wycieczce, kiedy byłem na początku szkoły średniej - szepnął, wiedział że jego głos też jest specyficzny.
- Jak mówiłem, damy ci trochę normalności - wygrzebał z kieszeni dwie karty i jedną podał Tomlinsonowi - Na razie sami jesteśmy, nie musisz się aż tak ukrywać - dyskretnie się rozejrzał.
- Po prostu wiem, że jeśli ktoś mnie nakryje to Dan będzie wściekły, że dziś wyszedłem z domu - skrzywił się - Jednak czuje się za dobrze, żeby dalej o tym myśleć.
- Jestem twoim kompasem dziś, dobrze? Nie martw się niczym - poprosił pewnym głosem - Nasz autobus się zbliża, złap mają dłoń, żebym mógł cię prowadzić.
Louis splątał ich palce, poczuł ściśnięcie żołądka i przyjemne ciepło przy tym. Podążał za brunetem, starając się dostosować do sytuacji. Przyłożyli swoje karty do czytnika i prędko ruszyli na górę, gdzie okazało się, że prawie nikogo nie było. Usiedli na samym przodzie, mając duże okno tylko dla siebie. Nawet jeśli było delikatnie ubrudzone. Tomlinson przez chwile wyglądał jak dziecko, które pierwszy raz jest zabrane na wycieczkę. Niebieskie oczy błyszczały podekscytowaniem, a głowa chodziła na boki, nie wiedząc na czym skupić wzrok. Nie przeszkadzały mu nawet częste przystanki, co było typowe dla czerwonych busów. Harry aż nie mógł się na niego napatrzeć.
- Daleko jedziemy? - spytał alfa - W zasadzie nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy, ale jestem przeokropnie ciekawy.
- Zobaczysz - zapewnił, nie chcąc za wiele zdradzać - Mamy jeszcze kawałeczek do przejechania...
Piętnaście minut później prędko wysiedli z pojazdu i Harry wszedł z Louisem, który na początku był niechętny, do centrum handlowego, z którego dostali się do kina.
- Podążaj za mną i nic nie mów - polecił Styles, podchodząc z Louisem do kasy - Poproszę cały ostatni rząd na najlepszy spektakl i dwa duże popcorny, dwie kole i to tam na końcu - wskazał, kończąc swoje zamówienie.
Kobieta za ladą była przez chwile zdezorientowana, jednak zgodnie z prośbą swojego klienta nabiła wszystko na kasę oraz podała zarówno bilety jak i przekąski. Louis stał bokiem do niej, a jego serce zdecydowanie miało przyspieszony rytm. Nie mógł nawet spytać się co wyprawia Harry, bo mógłby się zdradzić.
Omega sprawdziła salę do której powinni się udać i wcisnęła w ręce Louisa napój oraz popcorn. Ruszyli prędko w stronę sali i jak się okazało, dostali się tam jako jedni z pierwszych. Zajęli sam środek, a Louis niemal od razu skulił się na swoim miejscu, póki nie zgasną światła, nie będzie bezpieczny.
Brunet rozłożył ich rzeczy na ziemi obok nich i rozsiadł się równie wygodnie, wyłączając swój telefon. Szatyn poszedł w jego ślady. Ludzie zaczęli wchodzić na salę, a Louis tylko mocniej naciągnął kaptur na swoją głowę. Tym razem jego pewność siebie, którą miał szczególnie na scenie, uciekła gdzie pieprz rośnie. Rzeczy uległy zmianie, w momencie rozpoczęcia się seansu. Tomlinson pierwszy raz od dawna poczuł się jak normalny dorosły człowiek, bez masy fanów. Po prostu był na miłym seansie z omegą... Jak randka.
Jego głowa dalej była zakryta, jednak już nie tak mocno jak wcześniej. Sięgnął po popcorn i zadowolony zaczął go chrupać. Jego wyjścia do kina od dobrego czasu, polegały właściwie na premierach, gdzie była masa znanych ludzi.
- Lou, zaraz się kończy - Harry szepnął do alfy, szturchając go delikatniej - Lepiej już wyjdźmy, będzie bezpieczniej - szeptał do ucha mężczyzny.
- Tak masz rację.l - skinął - Wolę tu nie być, kiedy zapalą się światła - czas minął mu zbyt szybko i dobrze.
Chwycił pudełko po jedzeniu i kubek z jeszcze połową napoju, po czym razem wyszli z sali najciszej jak to było możliwe. Wyrzucili śmieci do śmietnika i niespostrzeżenie wydostali się z budynku. Harry rozejrzał się i odnalazł dla nich jakąś małą uliczkę, żeby mogli na chwilę odetchnąć i wymyślić co dalej.
- Film był naprawdę dobry, dawno nie byłem w kinie na czymś luźnym - Louis starał się dopić swój napój - Dziękuję Harry, tylko wykosztowałeś się wykupując cały tylny rząd.
- Nie ma za co, mam nadzieję, że chociaż częściowo spełniłem swoje zadanie - odruchowo poprawił badane na szyi alfy.
- Zrobiłeś więcej niż można było by chcieć. Wiesz bezinteresownie, nie wiem kiedy ostatnio ktoś za mnie zapłacił - pokręcił głową i skończył picie.
- No widzisz, teraz masz co wspominać... Tylko co dalej - rozejrzał się - Miałem tylko tyle zaplanowane.
- Możemy po prostu pospacerować, pójść do jakiegoś parku... Nie wiem, wystarczy mi, że spędzam czas z tobą. - powiedział zupełnie szczerze.
- W takim razie chodźmy - ruszył jako pierwszy przed siebie. Nie odmówiłby Louisowi.
Przeszli do niewielkiego parku, który w dużej mierze był pusty. Minęli jedynie starsze małżeństwo z uroczym psem, który jak widać było tez miał już swoje lata. Powoli kierowali się po ścieżce, rozmawiając cicho ze sobą. Obaj na pewien sposób czuli wyjątkowość tego dnia.
- Powiedz mi coś o sobie Harry, mało o tobie wiem. Prócz tego, że jesteś pielęgniarzem - zauważył piosenkarz.
- Wychowałem się w domu dziecka, ciężko pracowałem, żeby dostać się na studia oraz złapać odpowiednie stypendia. Wiesz, musiałem się jakoś utrzymywać - przeszedł na pierwszy temat, który wpadł mu do głowy.
- Wow, dom dziecka. Zaszedłeś naprawdę daleko w takim razie, bez większego wsparcia i w ogóle - Alfa był pod wrażeniem - Szczególnie że to Londyn i domyślam się jak ciężko tu żyć na dobrym poziomie.
- Nie było łatwo. Choć najgorszej to wynająć coś w bezpiecznej okolicy za niewielkie pieniądze - przewrócił oczami - Ja znam ten najgorszy Londyn.
- Ja przeprowadziłem się tu z małego miasteczka, było dziwnie kiedy nagle znalazłem się w stolicy - przyznał, jednak wiedział że jego małe problemy były niczym przy tym.
- Wierzę na słowo. Małe miasta, a ogromne różnią się diametralnie - spojrzał na swojego towarzysza - Ale jesteś tu teraz. Silny i niezależny alfa.
- Czasem tęsknie za mamą i rodzeństwem - otwierał się przed młodszym - Życie samemu w dużym mieszkaniu też nie jest cudowne i wspaniałe.
- Wiem o czym mówisz... Ale Lou, przynajmniej ich masz. Zawsze możesz zadzwonić i porozmawiać. Zerwać się i po prostu pojechać. Nawet na kilka godzin - gestykulował delikatnie.
- Wiem, jestem wdzięczny za moich rodziców. Gdyby nie oni, nie byłoby mnie tu - tęsknił za nimi i za Doncaster - Mama oddałaby serce każdemu z nas.
- Jak liczne masz rodzeństwo? - zainteresował się, zajmując miejsce na ubocznej ławce
- Mam brata i siostrę, są młodzi i są bliźniętami. Mama stwierdziła, że potrzebuje dziecka w domu, kiedy ja się usamodzielniałem i dostała dwójkę - zaśmiał się i usiadł blisko niego.
- Czyli duża różnica wieku między wami, wnioskuję - ukazał dołeczki w policzkach - Powinieneś do nich pojechać przed trasą.
- Myślałem o tym i powinienem, bo możemy się trochę nie widzieć - skinął - Harry? Nie chciałbyś pojechać ze mną? Mama jest cudowną osobą, mamy spory domek w Doncaster, też odpoczniesz przed wszystkim.
- Em, jesteś pewien? Nie chcę wam przeszkadzać... Czy coś - zagryzł dolną wargę niepewnie patrząc w jasne oczy.
- Sam ci to zaproponowałem tak? Mama się ucieszy, że przyjechałem z kimś. Nie lubiła nigdy Danielle, więc mogę się założyć że świętowała jak tylko dostała ode mnie informacje, że między nami wszystko zakończone - uniósł kącik ust - Chce żebyś pojechał, przez chwile też nie martwił się niczym. Będziesz miał dużo przestrzeni, świeżego powietrza, a moja mama naprawdę dobrze gotuje. Będziesz żałował jeśli zostaniesz w Londynie.
- Okej, już okej - zaśmiał się w głos na paplaninę piosenkarza - Chętnie z tobą pojadę Louis. Oby było jak mówisz.
🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro