4. Nie gwiazdorze przecież, nie kłam.
Harry denerwował się dostając na miejsce "tajemniczego" eventu. Tomlinson zrobił konkurs jeszcze przed trasą, gdzie jego fani z wielu krajów mogli wygrać bilety dla siebie oraz osoby towarzyszącej. Miało się też odbyć przed samym występem małe podpisywanie płyt, a on sam musiał się tam pojawić ze względu na młodych ludzi.
Ci różnie mogli zareagować na spotkanie idola, albo ścisk czy duszności. Nie wspominając, że był też dla teamu Tomlinsona. Różnie bywało w takim pośpiechu.
Wszedł od odpowiedniej strony i podszedł do ochroniarza, który po wylegitymowaniu go, dał mu przepustkę, dzięki której mógł spokojnie poruszać się po budynku. Musiał znaleźć Dana i prawdopodobnie Louisa, mieli mieć przygotowany dla niego cały zestaw w którym będzie widoczny jako pomoc medyczna. Czuł poddenerwowanie, w końcu to był pierwszy dzień jego pracy i to dla kogoś takiego jak Louis Tomlinson. Obiecał sobie, że da z siebie wszystko. Zawsze starał się pracować w stu procentach, albo i nawet w stu dwudziestu.
- Em, Dan tak? - brunet uśmiechnął z widocznym dołeczkiem w policzku, widząc przystojnego mężczyznę w średnim wieku.
- Cześć Harry, dobrze że nas znalazłeś, Louis ma układane włosy. Wiesz gwiazda. - ze śmiechem przewrócił oczami - A ty jak się czujesz przed rozpoczęciem pierwszego dnia?
- Hej - poprawił swój koczek i westchnął dramatycznie, kiwając kilka razy głową - Nerwy, to inny sposób pracy. W ogóle macie dla mnie rzeczy? Muszę je przejrzeć, czy nie macie czegoś przeterminowanego.
- Spokojnie, cały osprzęt jest nowy, a wszystko co ma termin ważności kupione dziś z samego rana w aptece. Na dziś masz kamizelkę z napisem pomoc medyczna. Są rękawiczki, maseczki, bandaże, profesjonalnie przygotowany zestaw z atestem BHP - obiecał Dan.
- W takim razie się cieszę. Pokażesz mi, gdzie to jest? Jestem dosłownie pogubiony przez ogrom tego wszystkiego - ułożył dramatycznie dłonie na swoich biodrach.
- Nie ma problemu - ułożył dłoń na plecach omegi i zaprowadził ją do miejsce, gdzie Louis miał swoją garderobę - Śmiało Harry, oni są zajęci, będziesz miał chwile żeby posprawdzać sobie wszystko.
- Jeśli tylko jesteś pewny - jego ciało drżało na uczucie silnej dłoni na swoim ciele. Weszli do środka, a mężczyzna nie puszczał młodej omegi. A Harry przywitał się ze skinięciem w stronę pary. Louis i Danielle ładnie razem ze sobą wyglądali.
- Tu masz całą torbę, mamy jeszcze jakieś dwadzieścia minut do rozpoczęcia podpisywania płyt. Nie masz czym się stresować, będziesz sobie siedział z boku i obserwował tłum. Jeden z ochroniarzy będzie donosił butelki z wodą, aby w razie czego można było dać komuś z kolejki. Jest tam trochę osób, ale to nie jest wielki koncert - zapewnił omegę - Dobry trening przed trasa, tam będzie tylko do ogarnięcia nasz team na backstage'u, bo areny zapewniają pomoc dla fanów.
Torba okazała się naprawdę dobrze wyposażona, były rzeczy najlepszych producentów i było ich ilościowo ponad miarę. Kamizelka też miała ładne logo oraz napis, zdążył tu przyjść, a już czuł się częścią tego zespołu i miał nadzieję, że tak pozostanie. Nie chciał żałować tej decyzji, nawet zrezygnował z wynajmowanego mieszkania, po spojrzeniu na rozpiskę trasy, nie opłacało mu się płacić za wynajem, jeśli go tam nawet nie będzie.
Najważniejsze rzeczy pochował do specjalnej skrzynki, wiedząc że nie będzie mógł ich brać ze sobą. Nałożył na siebie kamizelkę i zapiął ją na sobie, przez co dłoń managera już nie była na jego ciele, ale czuł wciąż czujny wzrok na sobie. Spojrzał na Danielle i zmieszał się, widząc jak ta jest blada i słaba, patrząc po jej ruchach.
- Em, Danielle? Coś się dzieje? - zapytał delikatnie.
- Kręci mi się w głowie i bardzo mi słabo. Nie wiem o co chodzi - starała się głęboko oddychać - Jeszcze przed chwila było całkiem w porządku, nagle... - przerwała opierając się bardziej na siedzeniu.
Harry ukucnął i najpierw palcami nacisnął na miejsce koło nadgarstka, żeby wyczuć puls.
- Okej, sprawdzimy inną rzecz - sięgnął po torbę i wyjął z niego sprzęt do sprawdzania stanu cukru we krwi - Lekko nakuję ci palec, dobrze? - kiedy dostał skinienie, przyłożył igiełkę do palca i nakuł, zaraz kropelkę krwi dając na specjalny patyczek i maszyna zaczęła działać - Czy macie coś słodkiego? Danielle ma bardzo niski cukier. To dość niebezpieczne - spojrzał na dwie alfy.
- Louis... - Dan spojrzał na piosenkarza, znając aż za dobrze jego nawyki żywieniowe - Po prostu podziel się, sprawa zdrowia tak? Wiem że masz coś słodkiego, zawsze masz.
- No już dobrze, dobrze - sięgnął do swojego plecaka i wyciągnął czekoladowego batonika, którego podał Danielle.
- Za kilka minut znowu sprawdzimy stan twojego cukru i w ostateczności będziesz potrzebować wizyty w szpitalu - uświadomił parę - Zwłaszcza, że jesteś w ciąży. Różnie to bywa.
- Ugh tak, wiem o tym - trochę krzywo spojrzała na słodycz, jednak rozpakowała ją i zaczęła jeść.
- No to pierwsze zadanie zaliczone na piątkę. Oby tak dalej, to będzie to naprawdę owocna współpraca - uśmiechnął się Dan, chwaląc omegę i klepiąc ją delikatnie po ramieniu.
- Pomaganie ludziom to moje powołanie - uniósł wzrok w górę i z szerokim uśmiechem spojrzał na mężczyznę - Gdzie jest tu śmietnik? Muszę wyrzucić patyczek i igiełkę - zauważył.
- Tam kochanie - Dan wskazał na miejsce za siedzącym Louisem.
Tomlinson spojrzał na swojego managera, a jego oczy pociemniały. Nie podobało mu się jak Dan zwrócił się do Harry'ego, tym bardziej ze mówił mu, że Styles jest dla niego wyjątkowy. Zacisnął lekko pieści, które były ukryte w rękawach jego bluzy. Brunet wstał i przeszedł powoli, żeby wyrzucić wszystko i wrócił do kobiety, której kolory powoli wracały na twarz, co było bardzo optymistyczną oznaką.
Usiadł obok niej i naszykował kolejny zestawik na sprawdzenie stanu kobiety. Wyczekali jak najdłużej mogli, aby zmierzyć cukier po raz drugi. Wynik badania był już trochę lepszy, więc z małym spóźnieniem, Tomlinson mógł wyjść na podpisywanie płyty.
Tłum, który na niego czekał, zrobił naprawdę porządny hałas, kiedy tylko szatyn pojawił się w zasięgu ich wzroku. Spotkania z fanami zawsze go relaksowały. Zwłaszcza, kiedy ci się nie bali i normalnie z nim rozmawiali, traktując go jak starego kumpla.
To właśnie kochał w swojej pracy.
Przybijał piątki i starał się z każdym zamienić choć dwa zdania. Wszystko było zorganizowane naprawdę dobrze i szło sprawnie. Louis składał podpis za podpisem, odpowiadając na pytania przy okazji.
- Louis, czy to prawda, że ty i twoja dziewczyna spodziewacie się pierwszego szczenięcia? - zapytała jedna z odważniejszych osób, nagrywając wszystko ukradkiem.
- Umm, uhhh... - motał się trochę alfa - Wydaje mi się, że to pytanie jest zbyt osobiste. W zamian za to ja zapytam się, która piosenka jest najmniej lubiana przez ciebie? - uśmiechnął się nieznacznie.
- To się tak da? Ja nie potrafię opuścić ani jednej z zachwytu, zadajesz za trudne pytania! - zaśmiała się.
Harry siedział niedaleko Louisa w wyznaczonym miejscu i przysłuchiwał się, jak cudowny kontakt z fanami ma piosenkarz. Oni traktowali go jak kolegę, a równocześnie był dla nich kimś wielkim. To było coś, co dawało Louisowi tą specjalną więź ze słuchaczami.
Podpisywanie się zakończyło i przyszedł czas na kilkunastominutową przerwę przed prawidłowym wystąpieniem alfy. Brunet wewnętrznie też się tym ekscytował, w końcu nie kłamał o swoim zadurzeniu w tych kawałkach.
🐾🐾🐾🐾
- Wiem, że koncert idola to duże przeżycie, ale musisz się uspokoić i oddychać. Napij się jeszcze wody. Jest tu gdzie twoja osoba towarzysząca? - Harry dopytał się dość młodej fanki, która zasłabła w trakcie drugiej piosenki.
- Mój chłopak poszedł do toalety - wytłumaczyła omega, upijając kolejnego łyka z buteki, jej dłoń lekko drżała - Dlaczego to zawsze muszę być ja? Chciałam tylko posłuchać idola.
- Słyszysz go, ale jesteś troszkę dalej. Choć już chyba żegna się ze wszystkimi. Niestety każdy organizm inaczej reaguje na tak duże emocje. Trzeba na siebie uważać, chwilowy brak twojego chłopaka też mógł zrobić swoje w takim momencie - wyjaśnił zielonooki - Kolory wracają na twoje policzki, więc jest lepiej.
- Mhm. Czuję się o wiele normalniej i lepiej mi się oddycha, jedynie głowa boli po tym wszystkim - przyłożyła dłoń do swojej twarzy, a konkretniej czoła.
- Jak wróci twój chłopak, będzie na pewno lepiej. Nie mogę co dać żadnych leków niestety, nie wiem na co masz uczulenie, a na co nie. Dużo odpoczynku i wody, na pewno zrobi ci się lepiej - starał się pocieszyć dziewczynę, która była naprawdę miła i było mu jej szkoda.
Alfa jakąś chwilę później ich złapał, słysząc od obcych ludzi co się stało. Niemal od razu obiecał, że zajmie się swoją partnerką.
Harry uśmiechnął się i wyjaśnił mu co się stało, dziewczyna na szczęście na spokojnie wstała, po czym podziękowała Stylesowi i wyszła na dwór razem ze swoim chłopakiem. Zielonooki posprzątał wszystko po sobie, cały event na szczęście dobiegał końca. Ostatnie osoby wychodziły z budynku i brunet na całe swoje szczęście nie dostał kolejnego pacjenta. Kochał to, ale nie lubił patrzeć na ludzkie cierpienie.
- Zmęczony? Trochę pracy było, a do tego musiałeś być czujny cały czas - Dan poszedł do omegi, chcąc się upewnić że wszystko jest w porządku.
- Odrobinę - potwierdził zielonooki, odwracając się w stronę managera Tomlinsona - Muszę tylko sięgnąć po apteczkę i oddać to w bezpieczne miejsce.
- Pomogę ci, wszystko trzeba dać do garderoby, nasi ludzie się tym zajmą - machnął dłonią alfa - Jak ci minął pierwszy dzień? Jesteś zażalenia? Czegoś brakowało?
- Zażaleń jak na teraz brak - zapiął torbę i nałożył ją sobie na ramię - Zobaczymy, co czas przyniesie. Jestem też dobrze zabezpieczony, a produkty pierwszej klasy. Czego można chcieć więcej.
- W takim razie dobrze, przyjechałeś komunikacją miejską? - zagadał Dan, kiedy szli w stronę garderoby.
- Strzał w dziesiątkę, Dan - potwierdził słowa mężczyzny, dostając się finalnie na backstage, gdzie kręciły się jeszcze przeróżne osoby.
- Odwiozę cię do domu w takim razie, zrobiło się późno i lepiej, żebyś nie wracał sam - odparł - Nie wiadomo na kogo się natkniesz po drodze.
- Och. Nie trzeba - pokręcił głową, kładąc torbę w garderobie Tomlinsona, gdzie jeszcze siedział wymieniony alfa - Przywykłem do tak późnych powrotów komunikacją, to nic nowego.
- Nalegam Harry, szczególnie że pracujesz z nami blisko, a ja nie chce stracić nikogo szczególnie tak blisko trasy. I tak spadłeś nam z nieba - oparł się o ścianę i przyglądał ruchom omegi.
- Nie spadłem z nieba - jęknął i zsunął z siebie kamizelkę, zaraz poprawiając na swoim cele swój sweterek, który odrobinę się podwinął przez jego ruchy - Louis mnie znalazł - wskazał na piosenkarza.
- Uważaj, bo nasza gwiazda obrośnie w piórka od takich komplementów - Dan odgryzł się w stronę swojego podopiecznego.
Harry również spojrzał na szatyna i uśmiechnął się lekko w jego stronę. Zielone oczy błyszczały od wszystkich przeżytych dziś emocji.
- Nie może być tak źle - nie zgadzał się z mężczyzną.
- Nie widziałeś go jeszcze w ... - przerwał, przez wcinającego się mu Louisa.
- Zamknij się Dan, nie stawiaj mnie w złym świetle, bo Harry się jeszcze rozmyśli i nie pojedzie z nami w trasę - zmrużył oczy - Nie gwiazdorze przecież, nie kłam.
- Spokojnie Louis, nie wiem, co musiałoby się stać, żebym zrezygnował - machnął dłonią, nie mając wątpliwości - Jestem słowną omegą, plus już w pewien sposób poznałem cię na naszych wizytach.
Dan ledwo widocznie zlekceważył słowa Stylesa, za dobrze znając swojego podopiecznego i ponownie tego dnia ułożył dłoń na dole pleców Harry'ego.
- Może jednak cię podwioze, nie bądź uparty - rozbłysł uśmiechem.
- Myśle, że ja bez problemu mogę podrzucić Harry'ego do domu, ty mieszkasz na obrzeżach i masz kawał drogi Dan. Nie będziemy ci zajmować więcej czasu - uniósł brew Louis - Ja mieszkam na miejscu, więc będzie mi zdecydowanie łatwiej.
- Ja naprawdę się nie obawiam... - Harry rzucał wzrokiem z jednego, to na drugiego mężczyznę - Louis, twoja dziewczyna nie za dobrze się czuła, tylko przypominam.
- Właśnie Lou, musisz się zająć Danielle, przecież tu chodzi o jej zdrowie, no i nie tylko jej. Powinna odpocząć i zjeść coś porządnego - podchwycił to manager.
- Ciebie Dan też nie będę wykorzystywał - zaznaczył Harry swoim pewniejszym głosem - Jestem dużą omegą, dam sobie radę. A wy wyjaśnijcie sobie sprawy, bo czuć od was to spięcie... Do zobaczenia - machnął w ich stronę i prędko wyszedł, nie chcąc więcej słuchać.
- Co ty do cholery wyprawiasz Dan?! - Louis zapowietrzył się, po upewnieniu, że Styles jest już za daleko aby ich usłyszeć.
- Jestem miły dla Harry'ego o co ci chodzi? Jest nowy w naszym teamie, trzeba go ciepło przyjąć i pokazać, że jesteśmy jak rodzina. Swoją drogą jest bardzo miły i uroczy, ma w sobie to coś co przyciąga. Co poradzić? - wzruszył ramionami
- Nie tykaj się go Dan. Dobrze wiesz, że mój alfa ma wiele do niego - zazgrzytał zębami, podchodząc do swojego managera - Znajdź sobie inną omegę, nie bądź chujem.
- Dobrze już się nie wkurzaj Lou, wdech i wydech. Zbieraj się do domu, masz ciężki dzień za sobą - polecił Dan - Dobra robota, fani byli zachwyceni wszystkim - sprytnie zmienił temat.
- Mam cię na oku Dan. Nie jestem głupi... - zazgrzytał zębami, biorąc swoje rzeczy w dłonie - Znajdź sobie inną omegę, jeśli jeszcze ty mnie zdradzisz... - nie wyobrażał sobie tego.
Wyszedł, nie słuchając dłużej managera. Na szczęście po Danielle przyjechała jakaś przyjaciółka, dzięki czemu Louis nie musiał mieć jeszcze jej na głowie. Dzieliły ich dosłownie dni od oficjalnego rozstania. A wtedy musiał zaplanować to, jak przekonać w odpowiedni sposób Harry'ego do siebie i może stworzyć coś z nim. Na pewno nie pozwoli Danowi wtrącać się i psuć wszystko. Miał nadzieje, że wszystko będzie łatwiejsze, kiedy najgorsze się skończy. Trasa wspólnie z Harrym dawała mu nadzieje na porządne poznanie się i spędzenia naprawdę dobrego czasu razem. Był sprytnym alfą. Dobrze wiedział jak działać dla siebie. Jeśli jego manager chciał się bawić, to on chętnie mu pokaże gdzie raki zimują.
🐾🐾🐾🐾🐾
- Dla oficjalnej wiadomości powodem rozstania jest zdrada. Jesteś w ciąży, a nie wrobicie Louisa w dziecko tylko dla kasy. Sama podjęłaś decyzje Danielle, więc będziesz musiała się z nią zmierzyć - poinformował ją Dan.
- Zgadzam się ze słowami swojego managera. Nie zamierzam brać twojej winy na klatę - szatyn ułożył dłonie na swojej klatce piersiowej.
- Ja mówiłem, że i tak kończę z nią współpracę, więc nie będę negocjował warunków rozstania. Z resztą do tej pory nikt nie potwierdził, że to dziecko Louisa - manager Danielle, również postanowił się wtrącić.
- Świetnie, zostawcie mnie samą i zróbcie ze mnie najgorszą, jestem do cholery w ciąży i nie mogę się stresować - zauważyła, czerwieniąc się na twarzy.
- Było o tym myśleć, kiedy pieprzyłaś się z Luke'iem. - rzucił do niej Louis - Nie przyznam się do tego dzieciaka, a innego wytłumaczenia niż zdrada nie ma.
- Louis ma rację. Dziecko zniszczyłoby mu też karierę, plus nie mógłby wejść przez ciebie w prawdziwy związek - Dan podsunął papiery w stronę ich gości - Podpiszcie i miejmy to z głowy. Louis musi już zacząć się pakować.
Danielle z ociąganiem podpisała dokument tuż po swoim managerze. Wiedziała, że wiele osób śledziło jej życie tylko ze względu na to, że była dziewczyną Louisa, była świadoma że jej zasięgi spadną kolosalnie. Do tego nieplanowana ciąża rujnowała jej plany i musiała z goryczą przejść obok tej przegranej, obiecując sobie, że jeszcze kiedyś się wybije.
Choćby nie wie co.
🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro