Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. Może przesadzam, ale nie ufam obcym.

W zasadzie w kolejnym tygodniu kończymy to ff 👀👀👀

Louis spakował wszystko do samochodu i upewnił się, że nie zapomniał któreś z toreb. Wyglądało jakby conajmniej się wyprowadzali, a tak naprawdę większość rzeczy należała do Juniora. Musieli być przygotowani na każdą ewentualność lecąc na Ibizę. Zwłaszcza, że chłopiec brykał i szybko rósł. Louis dopiero przy wolnych dniach poczuł jak wiele stracił. Dla Harry'ego było normalne to, że Junior biegł pod domu w wilczej postaci, nieraz zamykając się w jakiejś szafce, czy siadał na swój ogon i wtedy następowało przeraźliwe wycie.

- Jesteśmy gotowi Harry? Samochód jest zapakowany - ogłosił szatyn wracając do domu i rozglądając się za mężem oraz synem.

- Ja tak, ale Junior nie współpracuje - poskarżył się, wskazując na ukrytego wilczka pod jedną z szaf w salonie - Dalej kochanie, mama tam nie wejdzie.

- Loulou kochanie - szatyn usiadł na podłodze i rozszerzył nogi - Mamusia i tatuś chcą zabrać cię na wycieczkę. Przytulisz tatę, bo bardzo chciałbym spędzić z tobą trochę czasu.

Szczeniak merdał ogonkiem, położony wygodnie, prostując swoje krótkie łapki. Cichy werk wyszedł od dziecka, nim te skoczyło nagle w ramiona taty.

- Powinieneś się słuchać mamy Lou, mamusia prosiła żebyś wyszedł - alfa po ojcowsku spojrzał na syna.

Chłopiec zignorował słowa ojca i zaczął lizać jęzorem całą twarz Louisa.

- Cały Loulou, jak tatuś. Swoimi drogami chodzi - powinien chyba do tego przywyknąć.

- Przynajmniej możemy ruszać. Zakręciłem wodę, żeby nie było niespodzianek po powrocie. - wstał z podłogi i rozejrzał się - Jedziemy?

- Tak, będę musiał trzymać go na kolanach. Przecież wilczka nie zapniemy - pomasował swój brzuszek.

- Chyba, że zaraz zmieni zdanie i się przemieni. Nic z nim nie wiadomo - przewrócił oczami - Weź go, załączę alarm i zamknę drzwi.

- Chodź do mnie kochanie - złapał syna w swoje ramiona i ucałował jego łepek kilka razy.

Przedostali się do auta, po tym jak Louis sprawnie zabezpieczył dom i ruszyli na Londyńskie lotnisko. Junior na złość rodzicom został w wilczej postaci, sprytnie unikając fotelika. Wolał siedzieć w ramionach mamy, łepek mając ustawiony na ramieniu Harry'ego. Spokojnie oddychał, czując zapach rodzica przy sobie. Dojechali na lotnisko, gdzie zostali od razu wpuszczeni na płytę, aby dojechać do samolotu. Gdzie pracownicy zajęli się już ich rzeczami, oprócz tych podręcznych.

Louis nawet się nie zastanawiał. Lot publicznymi liniami był niemożliwy. Zwłaszcza przy szczeniaku i ciężarnej omedze. Pamiętał dobrze, jak Harry potrafił się w ciąży męczyć. Zayn i Niall nie lecieli z nimi, mieli kolejne spotkania przedadopcyjne z psychologiem. Cały czas walczyli o dziewczynkę, nie dając za wygraną. Chcieli szczęścia dla niej i dla siebie. Tomlinsonowie też mieli spotkanie, jako przyjaciele. Mieli rozmowę na temat jacy są Malikowie. Czy są zdolni do wychowania dzieci. Nie kłamali, powiedzieli wszystko tak jak było naprawdę. Oni po prostu zasługiwali na to.

Junior już w samolocie przemienił się, co było ułatwieniem na czas startu. Zajęli swoje miejsca, a stewardessa przywitała się z nimi i wyjaśniła jak zwykle podstawowe procedury. Sprawdziła też dla bezpieczeństwa, czy szczenię jest szczególnie potraktowane, zapięte i nic mu się nie stanie podczas startowania.

Czuła na sobie czujny wzrok i dość ciężki oddech omegi, jednak rozumiała że ta nie ufała obcym przy swoim dziecku. W końcu mogli rozpocząć swoją podróż, pogoda była na szczęście łaskawa dla nich, co zapowiadało sprawny lot, bez niespodzianek. Odetchnęli, kiedy mogli już odpiąć swoje pasy. Junior rozglądał się ciekawy wszystkiego, to była jego pierwsza taka podróż. Zmienił się w wilczka, uciekając przy tym od pasów i zaczął niuchać po całej przestrzeni pokładu. Jego ogonek był lekko ułożony w górę, a uszy nastroszone.

- Chyba lubi wilczą postać - skomentował alfa - Coraz bardziej panuje nad przemianami, to tylko pokazuje że dorasta.

- Nasz roczny synek. A czuję, jakbym wczoraj nosił go pod sercem i marudził na kopniaki - zachichotał na wspomnienia, jego dłoń instynktownie masowała wypukłość.

- Niedługo będziesz marudził na kolejne. - sięgnął dłonią do brzuszka omegi - Cieszę się z drugiej ciąży tak bardzo. Dobrze, że lekarz wyraził zgodę na lot. Nie wyobrażam sobie, zostawić cię w tak wczesnej fazie.

- Ja nie wyobrażam sobie być bez ciebie, nazwij mnie głupim, ale twoja obecność pomaga wszystko przeżyć... - uśmiechnął się nieśmiało, pozwalając Louisowi na każdy czuły dotyk.

- Nigdy cię tak nie nazwę, sam nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Wszystko wydaje się lepsze i prostsze, życie jest w końcu proste - alfa przysunął dłoń męża do ust.

Harry rozpromienił się i nachylił się po pocałunek, kiedy usłysłyszeli huk z części "kuchennej". Gdzie personel robił im kawę, czy odgrzewał obiad i chwilę po tym piski synka. Louis momentalnie poderwał się z miejsca i podbiegł do oddzielonego pomieszczenia, aby sprawdzić co się stało. Jego serce waliło jak szalone. Stewardessa trzymała potłuczony talerz, a Junior siedział z podkulonym ogonem i zwierzonymi uszkami na środku przejścia.

- Loulou - głos alfy był miękki, specjalnie przeznaczony dla szczenięcia - Już wszystko jest dobrze. Tata jest przy tobie, nic się nie dzieje - wziął chłopca na ręce i przytulił do klatki piersiowej - Wszystko w porządku? Co się właściwie stało?

- Nie zauważyłam pańskiego synka i się go wystraszyłam, przez co talerz mi spadł - wytłumaczyła skruszona - Mały się wystraszył.

- Przepraszam jest okropnie ciekawski i poznaje wszystko. Nie sądziliśmy z mężem, że na tyle się odważy żeby wejść tu do was - odparł alfa - Dobrze, że nikomu się nic nie stało.

Zaraz w ramionach alfy pojawił się rozstrzesiony chłopiec. Niebiesko-zielone oczka były załzawione, a dolna warga drżała.

- Tata - wychlipiał.

- Już skarbie, chodź do mamy. Nic się nie stało, to był tylko talerz. Przestraszyłeś panią i talerzyk zrobił bum - bujał chłopcem w ramionach i wrócił do miejsc siedzących.

Harry ze zmartwionym wyrazem twarzy przyjął swoją pociechę i ucałował kilka razy czuło szczeniaka.

- Mój synek, nie ma potrzeby płaczu. To tylko talerzyk, wiem że duży hałas... - nie ukrywał, że słyszał wszystko.

- Przestroga, aby być ostrożnym i nie wpychać się wszędzie. Wiem, że jest ciekawski i jest dzieckiem, ale musi uważać - mruknął Louis siadając w fotelu - Ale jego wycie to coś, co mrozi krew w żyłach.

- Bardzo. Zwłaszcza dla rodzica - objął mocniej pociechę - Mój synek. Mama i tata tak bardzo się przestraszyli kochanie.

- Grunt, że więcej strachu niż krzywdy. Mały rozrabiaka. Dobrze, że nie wcisnął się pod jakąś szafkę - Louis przyglądał się swojej rodzince.

- Nie widziałeś jego wszystkich akcji w domu - pokręcił głową - Znalazłem go pod zlewem. Zamknął się w szafce i przeraźliwie wył.

- Jest zdolny do wpadania w tarapaty. Jak tatuś z resztą, widać że to moje dziecko - zaśmiał się Louis - Ciekawe czy to go nauczy chociaż trochę ostrożności.

- Myślę, że z czasem tak. Nikt się nie odważy powiedzieć, że Junior nie jest twój - samo wspomnienie tamtej sytuacji sprawiło, że sierść jego wilka uniosła na karku i wzdłuż grzbietu.

- Harry, wiesz że nie powinieneś się denerwować, ta sprawa to przeszłość. Nick poniesie konsekwencje, razem z całym BBC. Lecimy teraz na Ibizę, po kolejną przygodę w naszym życiu - starał się opanować emocje męża.

- Przepraszam - skruszył się, odpuszczając i kierując swoją omegę na dobrą stronę.

Junior uspokoił się w końcu w ramionach mamy i uciął sobie finalnie drzemkę, po dobrym czasie psocenia. Mogli odetchnąć i sami odpocząć.

- Teraz możemy rozmawiać kochanie - Harry wiedział, że mają trochę do przelecenia, a na pewno nie zasną.

- Przyznam, że wyjazd zaczęliśmy od niezłych zdarzeń. Junior dał popalić, mam nadzieje że na miejscu będzie spokojniejszy. Willa jest spora, a wszyscy już są na miejscu - usiadł wygodniej.

- Będzie tylko lepiej... Albo gorzej - nie było większego wyboru, mieli jakoś to wszystko przeżyć.

🐾🐾🐾🐾🐾

Na miejscu przywitała ich naprawdę piękna pogoda. Niestety jednocześnie Louisa czekała szybka nagrywka wejścia do domu i przywitania się z uczestnikami programu. Harry rozumiał to, szczególnie że alfa był w pracy, a nie na wakacjach. Alfa dosłownie tylko odprowadził ich go głównej sypialni i pożegnał się z bliskimi, nim dość niechętnie zostawił swoją rodzinkę w pokoju.

Jego kroki unosiły się po korytarzu. Z zewnątrz słyszał podekscytowane głosy chłopaków. Podopiecznych. W końcu pokazał się wszystkim i został przywitany uściskami oraz dobrymi słowami. Uczestnicy naprawdę byli zadowoleni, że to Tomlinson jest ich mentorem.

- Gotowi na zapoznanie się ze swoim tymczasowym, nowym, domem?! - zawołał, unosząc dłonie w górę i przeskakując z nogi na nogę.

- Tak! - krzyknęli chórem, wtórując Louisowi.

Miejsce w którym znajdowali się, było ogromne. Miało masę pomieszczeń i piękny ogrodzony ogród, gdzie również był basen. Widok na morze też powalał, a niektóre z sypialni wychodziły na stronę wody.

- Wybaczcie panowie, z góry wyznaczyłem wam pokoje. Nie ma marudzenia, bierzecie co jest - Louis stanął na środku korytarza na górę - Pod żadnym pozorem nie wchodźcie na trzecie piętro. Jest ono przeznaczone dla mojej rodziny.

- Ale cała reszta jest dostępna dla nas? Łącznie z ogrodem - upewnił się jeden z nich, zacierając ręce na wylegiwanie się przy basenie.

- Tu też będą pewne zasady, jednak dziś jesteście wolni. Od jutra ciężko pracujemy, dziś macie odpoczynek. O dziewiętnastej posiłek. Zero spóźnialstwa - pokazał im, że mogą się rozejść.

Ruszyli do pokojów, zostawiajac Tomlinsona samego. Szatyn odetchnął po części, bo to oznaczało że mógł wrócić do rodziny. Miał nadzieję, że ich bagaże zostały wypakowane i dostarczone do sypialni. Spojrzał ostatni raz na uczestników i ruszył w stronę schodów prowadzących na ostatnie piętro.

Potrzebował drzemki. Koniecznie. Tuląc swojego męża. Ku jego zadowoleniu ich rzeczy były na swoim miejscu, a łóżeczko Juniora było rozłożone i stało pod jedną ze ścian. Chłopiec spał spokojnie, a omega najwyraźniej musiała być w łazience. Podszedł do synka i pogłaskał jego policzek z czułością, nim nachylił się i ucałował jego czoło.

Zaraz postanowił iść do swojego partnera. Zawsze mogli się razem wykąpać, czy coś. Harry stał na środku pomieszczenia w samej bieliźnie i grzebał w swojej kosmetyczce. Woda pod prysznicem była już nastawiona, co tylko zachęciło alfę do dołączenia do męża.

- Czuję cię, wiesz? Jak było? - brunet odwrócił się lekko w stronę niebieskookiego - Hmm. Czuję, że chcesz dołączyć do mnie.

- Chcę, potrzebuję twojego zapachu i bliskości. Było w porządku. Nagraliśmy szybko przywitanie się i rozeszli się do pokojów. Podałem godzinę kolacji i tyle. Mam wolne do dziewiętnastej - podszedł bliżej bruneta.

- Zapraszam w takim razie - zagryzł dolną wargę, spojrzał ponownie na swoją kosmetyczkę, z której wyjął płyn do mycia ciała i szampon. Wszystko w podróżniczych tubkach.

Louis szybko zrzucił z siebie ubrania i pierwszy wszedł pod prysznic. Potrzebował odświeżenia się, przed drzemką. Zawsze potrzebował tego po podróży. Chwilę później poczuł za sobą delikatnie dłonie, które usadowiły się na jego podbrzuszu. A miękkie wargi wylądowały na karku alfy. Szatyn zamruczał z przyjemności, nie mógł wyobrazić sobie lepszej chwili po podróży. Junior śpiący w łóżeczku i ich intymny moment. Nie koniecznie pod względem tylko seksualnym. W końcu nie na tym ich życie polegało, a czułość była ważna w związku. Tak samo miłość, wsparcie, dobre rady i szczerość. Umyli wzajemnie swoje ciała, a następnie wytarli się. Chcieli jak najszybciej dotrzeć do łóżka i zaplątać się w swoje ciała. Mimo że łóżko było ogromne oni mieli zamiar być jak najbliżej siebie. Brunet ułożył głowę w karku alfy i westchnął lubieżnie, zadowolony z takiego kontaktu.

- Czyli tydzień w tym cudownym miejscu, kochanie? - szepnął.

- Calutki tydzień, trochę pracy mnie czeka, ale nagrywki. Oni walczą jeszcze o miejsca w odcinkach live - wyjaśnił - Będą mieli zajęcia z trenerami, a ja tylko będę sprawdzał jak im idzie.

- Będziesz nas oddzielał od wszystkiego. Kamery nie zawitają u nas - upewnił się, wiedząc że to różnie bywa. Nie ufał nikomu z showbiznesu. Nie po tym co zdążyli przeżyć.

- Zero was na kamerach. Nie ma nawet takiej opcji. Junior dalej jest z zakazem udostępniania wizerunku. Nie będę zarabiał ani na nim ani na tobie - zapewnił męża.

- Dziękuję - ucałował gorącą skórę - Lubię czuć anonimowość, ale czasem mam momenty, że chcę się chwalić światu jakimiś naszymi zdjęciami, momentami.

- Mam podobnie kochanie, czasami aż mnie ręka świerzbiła żeby dodać jakieś nasze zdjęcie z Juniorem - przyznał się szatyn.

- Możemy dodawać z nim, ale bez twarzy, wiesz o co mi chodzi - zaproponował. Wilk syty, owca cała.

- Wiem o co ci chodzi kochanie - potwierdził - Mam zdjęcie, gdzie jest jakby przełożony przez moje ramie. Myślisz, że będzie w porządku kiedy dodam je dziś wieczorem?

- Idealne mężu, idealne - odsunął się odrobinę i ziewnął - Mała drzemeczka. Poproszę...

- Oczywiście kochanie, dopóki junior sam śpi - szepnął, po czym sam zapadł w uprawniony sen.

🐾🐾🐾🐾

Harry zszedł na dół na śniadanie z synkiem. Louis miał zaraz do nich zejść. Kucharz ponoć już szykował dla nich śniadanie, a dla małego kaszkę. Dom był naprawdę spektakularny, wszystko było nowoczesne, a okna sięgały od podłogi do samego sufitu, co dawało mnóstwo światła. Omega lubiła jasne pomieszczenia, wiec przypadło to do jej gustu. Usiadł na krześle w jadalni i ułożył gaworzącego Juniora na udach. Rozglądał się ciekawskim wzrokiem, a zapach z kuchni dochodził do jego nozdrzy. Mały alfa był jeszcze lekko zaspany, co było dobrą sprawą, ponieważ nie rozrabiał. Dzień wcześniej po kolacji znowu zamienił się w wilczka i zasnął pod łóżkiem, czym napędził im wielkiego stracha. Harry wyprostował się jak struna czując obcy zapach i jak jastrząb czując obcy zapach. Przekręcił głowę u niemal nie zasyczał, widząc jednego z uczestników programu. Nie wiedział skąd się ten przypałętał.

- Chyba się zgubiłem - rzucił mężczyzna, zastygając na widok omegi ze szczenięciem - Dzień dobry.

- Chyba na pewno - odpowiedział cicho, chowając mocniej Juniora w swoich ramionach.

- Ma! - chłopiec niezadowolony zawołał.

- Smacznego w takim razie i już nie przeszkadzam. Nie powinnismy wchodzić tutaj - facet wydawał się kompletnie odklejony od rzeczywistości.

- Radzę to zrobić Adam. Moja rodzina nie powinna być w twoim zasięgu wzroku. Znasz zasady - Louis powiedział dość surowym głosem.

- To przypadek Louis, już znikam - uniósł ręce i pokierował się do schodów, które prowadziły na niższe piętro.

- Wiedziałem, że się nie uda - Harry zszedł z siłą uścisku, wiedząc jak mały się wierci niezadowolony.

- Mama, ju - chłopiec powtórzył.

- Upomnę ich dziś, maja śniadanie za pół godziny. Pojawię się tam i przypomnę im zasady. Naruszenie ich może mieć przykre konsekwencje. Adam dostanie ostrzeżenie przy wszystkich - Louis starał się uspokoić.

- Gdybym był sam, to nic. Ale nie chcę, żeby ktoś niepowołany poznał twarz naszego syna. Wiesz, że w tych czasach wszystko jest możliwe. Plus szczerze, nie lubiłem tego wyrazu twarzy - jako mama miał naprawdę cholernie czułe instynkty.

- Przepraszam kochanie, wiem że ludzie mogą wykorzystać ten fakt, ale oni maja naprawdę podpisane umowy i złamanie ich grozi zarówno wyrzuceniem z programu jak i finansowymi zobowiązaniami - wyjaśnił.

- Może przesadzam, ale nie ufam obcym. Nazwij mnie złą mamą, czy cokolwiek - ucałował kilka razy czubek głowy szczeniaka.

- Jesteś najlepszą mamą skarbie -
podszedł bliżej bruneta - Junior ma szczęście mając taką mamę, a ja mając takiego męża.

Zielonooki zarumienił się uroczo, zagryzając dolną wargę. Te słowa naprawdę wiele dla niego znaczyły.

- Kaszka dla młodego pana Tomlinsona - usłyszeli pogodny głos starszej kobiety, która położyła przed omegą miseczkę z jedzeniem - Ma też nadzienie ze świeżo startych jabłek.

- Dziękujemy, mały uwielbia jabłka - zapewnił Louis - Zaraz zobaczymy czy ma dziś apetyt, ale po wczorajszych psotach powinien.

Szatyn uszczypnął policzek chłopca, na co dostał pisk i cudowny śmiech.

- Będzie am am, prawda Loulou? - Harry dopingował synka, biorąc w dłoń łyżeczkę i chuchając, zanim przyłączył ją do usteczek chłopca.

- Am, am! - potwierdził, zjadając chętnie.

- Cudownie, będzie duży chłopak. Zaraz przyniosę śniadanie dla Panów - zapowiedziała i wycofała się do kuchni.

- Miła kobieta, do tego jej angielski jest bardzo dobry. Podobno wzięli obsługę lokalną - skomentował niebieskooki.

- Brzmi ciekawie, poznamy trochę nowych smaków - był podekscytowany na kolejną odmianę w ich życiu - Jak grzecznie je, pewnie będzie psocić.

- On zbiera siły, ja już to czuję - zaśmiał się Louis - Potem będzie drzemka po obiedzie i dalej będzie rozrabiał. Możemy któregoś dnia wziąć go na plażę, żeby pobawił się w piasku i wykąpał w morzu. Podobno jest kawałek prywatnej plaży.

- Brzmi ciekawie. Chętnie Lou, choć nie powinienem się opalać, więc musisz załatwić mi parasol, jeśli go brakuje - chłopiec machał nóżkami, lekko uderzając o udo mamy, jedząc zadowolony.

- Załatwię wszystko co będzie nam potrzebne - obiecał - Chce żeby poznawał jak najwiecej się da, żeby miał dużo wspomnień z dzieciństwa.

- Mamy podobne pragnienia - czule palcem starł resztkę jedzenia z policzka dziecka - Mój brudny chłopiec.

- Ktoś ma pełny brzuszek? - alfa wyciągnął ręce po chłopca, aby odciążyć trochę męża.

W tym czasie na stole pojawiło się ich śniadanie, za co podziękowali. Cudowny zapach rozszedł się po całym pomieszczeniu.

- Cem - chłopiec powiedział, spgalądajac na potrawę taty i kładąc rączkę na środku jajecznicy.

- Junior... - jęknął szatyn - Nie wkłada się łapek do cudzego jedzenia, poczęstuje cię moim am, ale najpierw umyjemy raczki, bo zaraz wszyscy będziemy brudni.

- Asam, asam tata (przepraszam) - skruszył się, wyciągając do przodu dolną wargę. Nie płakał, był po prostu niezadowolony.

Harry patrzył urzeczony, jak ta dwójka dobrze się dogaduje i jak alfa dobrze podchodził do wychowania ich syna. Louis był naprawdę dobrym ojcem i widać było ich więź.

🐾🐾🐾🐾

Pierwsze co obudziło Harry'ego, to płacz Juniora, przez co się poderwał. Zaraz go głowa zabolała, słysząc dosłownie imprezę na dole ich willi.

- Co do cholery? - przyłożył dłoń do swojego czoła i kilka razy potrząsnął Louisem, zaraz wstając i przyjmując w ramiona przestraszonego Juniora - Shhh. Wiem, mamusia wie, że się boisz tego hałasu.

- Co się dzieje? Ta muzyka jest od nas z dołu? - Louis ledwie usiadł na łóżku i skrzywił się na naprawdę zadziwiającą głośność - Mam chyba zbyt dobry sen. Ale obudzenia Juniora nie podaruje - przebudzał się.

- Nasz wilczek się boi Lou - poskarżył się, zamiast się cieszyć wyjazdem, miał go coraz mocniej dość.

Podskoczył, słysząc jak coś się stłukło na zewnątrz.

- Louis! - Harry zawołał z paniką, niepewnie podchodząc do okna.

- Ja zaraz im zrobię imprezę w ogrodzie. Przyjechali tu pracować nad sobą, a nie imprezować. Myślą, że to są darmowe wakacje czy jak? - szatyn wstał i sięgnął po koszulkę oraz dresy.

Jego alfa czuł coraz większą wściekłość, pochodzącą od jego wilczej strony. Wyszedł z sypialni i dosłownie zbiegł ze schodów. Na pierwszym piętrze już czuł smród alkoholu... I czy to była trawka? Znalazł szybko wyjście na ogród i przy basenie zastał prawie wszyskich. Jego pieści zacisnęły się i podszedł do sprzętu z którego leciała muzyka, aby odłączyć go od prądu.

- Co to do cholery ma być?! Nie dość, że jesteście pod moim dachem, to robicie imprezy w nocy z alkoholem i narkotykami?! - wydarł się, zyskując tym uwagę uczestników.

Całkowita cisza opanowała wszystkich uczestników. Zamarli trzymając szklanki w dłoniach, a dwie osoby zdecydowanie coś paliły.

- Louis... Bez przesady, to tylko mała impreza integracyjna, poznajemy się - Adam wyszedł z szeregu.

- Wy dwaj wylatujecie - wskazał na palących zioło. Zaraz zobaczył przerażenie w innych parach oczu, co niemożliwe go zadowoliło w tej sytuacji - A ty - wskazał na Adama - Nadzorujesz jak cała grupa sprząta ten syf - spojrzał na stłuczony stolik - I składacie się na odkupienie tego, co zniszczyliście. Rano ma wszystko lśnić, inaczej sobie pogadamy. Rozumiecie?!

- Tak - odpowiedział mu chórek reszty osób.

- To żart? Mam wypaść z programu za głupią trawkę? - oburzył się jeden z uczestników.

- Trzeba było czytać to, co podpisujecie - odwrócił się w stronę palących - Zwłaszcza, że pod tym dachem znajduje się małe dziecko. A nic, powtarzam nic nie jest ważniejsze od mojej rodziny, jej komfortu i zdrowia... I żeby nie było - ponownie spojrzał na uczestników - Od rana macie wszystkie zajęcia i próby. Nie będzie litości. Nawarzyliście sobie piwa, to je wypijcie.

Bez słowa wzięli się za sprzątnie terenu, mieli trochę pracy przed sobą, ale wiedzieli że to nie przelewki. Louis potrafił pokazać swoją mocną stronę, kiedy było trzeba. Przestraszyli jego syna, to wystarczyło. Ciemnymi, wilczymi oczyma omiótł ich wszystkich wzrokiem i odszedł ciężkimi krokami. Chcą się tak bawić, to zobaczą złą stronę Louisa.

Nie da sobie gówniarzom skoczyć na głowę.

- Mam okna na ogród, wiec nie myślcie że mnie wykiwacie - rzucił jeszcze, nim wrócił do budynku i skierował się do swojej sypialni, musiał sprawdzić jak się ma jego rodzina.

Jego mąż spokojnie chodził po całej sypialni, śpiewając cicho do ucha wilczka. Głos Harry'ego był piękny, chropowaty, głęboki. Mógłby zostać kimś wielkim.

- Uspokoił się choć trochę? - spytał szeptem alfa, podchodząc bliżej swojej rodzinki - Ogarnąłem towarzystwo, może być ich chwile jeszcze słychać, bo sprzątają.

- Słyszałem twój krzyk. Już nie płacze, ale jest przytomny - odpowiedział, wskazując na dość spokojną, ale czerwoną od płaczu i opuchniętą od łez twarzyczkę szczeniaka.

- Mój biedny szczeniak, a taki dobry sen był, prawda? - pocałował czoło syna - Już więcej się to nie zdarzy. Wyrzuciłem dwóch chłopaków z programu.

- To nie za dużo? - zapytał dość nieprzekonany do tej decyzji - Większość jest jeszcze dzieciakami. Nie przemyślą i robią.

- Podpisali umowę, wnieśli na teren willi narkotyki. Tu jest Loulou, a co jeśli pod wpływem weszliby tutaj? Nie podarowałbym sobie Harry - pokręcił głowa.

- Och. To zmienia postać rzeczy, kompletnie. Skąd oni to wszystko wzięli? - ledwo kontrolował swoje wilcze ja. Nie mógł się denerwować.

- Nie wiem, się nie będę tego tolerował - skrzywił się - Jutro mają od rana próby i zajęcia z trenerami, będą mieli ciekawie. Chyba dwóch chłopaków z nimi nie było.

- Widocznie przeczytali do końca kontrakty - podał synka Louisowi - Potrzebuję chwili na uspokojenie.

- Jasne skarbie - ułożył szczenię na swojej klatce piersiowej i delikatnie nim bujał, próbując doprowadzić do zaśnięcia.

- Boję się, że kolejne dni będą podobne Lou - Harry susem przeszedł do ogromnego okna i wyjrzał za nie - Oni nie wypłacą się za ten stolik - dopowiedział - Sprawdzałem kosztorys. Kto płaci prawie pięć zer za stolik.

- Cóż, chciałem im dać komfortowe warunki do rozwoju i wykorzystali to - trzymał emocje, mając szczenię w ramionach - Nie sądzę, że ktoś odważy się na wyskok, po tym co dziś zobaczyli.

- I będą musieli spłacić - zasłonił zasłonę i powrócił do swojej rodzinki - Już śpi. Potrzebował tatusia.

- Za chwile go położę, potem sami wrócimy do snu - odetchnął - Nie spodziewałem się takich rewelacji.

- Ja też nie. To miał być miły wyjazd - zajął ich łóżko, pozwalając alfie zająć się małym.

🐾🐾🐾🐾

Kolejny dzień minął pod znakiem warsztatów dla uczestników i ciszy ze strony alfy. Pożegnali się z dwójką z nich, a Louis musiał przekazać produkcji co dokładnie się stało. Nie była to za miła rozmowa. Rzetelnie się tłumaczył, aż ludzie z góry przyjęli jego decyzje i obiecali załatwić papierkową sprawę. Wieczorem spędził też trochę czasu z każdym z uczestników, dopytując o wybór piosenki i dając kilka cennych rad, które sam stosował. Odrzucił kompletnie poprzedni wieczór, starał się być naprawdę obiektywny. Musiał zachowywać się jak dorosły. Zwłaszcza, że było dużo wiosen za nim, bardzo dużo.

🐾🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro