Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Jesteście kurwa siebie warci.

Miłej niedzieli xxx mamy nadzieję, że podoba Wam się to fanfiction 💙💚

Louis zaparkował pod szpitalem, mając Danielle na siedzeniu pasażera. Oczywiście dziewczyna czekała, aż alfa obejdzie samochód i otworzy przed nią drzwi. Chodziła o kulach, co nie było dla niej przyjemnym przeżyciem. Szatyn za to był szczęśliwy z nie musząc pomagać iść kobiecie. To już byłoby za wiele.

Otworzył jej drzwi przed budynkiem i pozwolił pierwszej wejść do środka. Beta na recepcji powitała ich ciepło oraz wskazała numer gabinetu, pod którym mieli czekać na wizytę kontrolną. Podziękowali i ruszyli korytarzem w odpowiednim kierunku. Alfa dokładnie pamiętał tą trasę i mieli minąć gabinet, który należał swego czasu do Harry'ego. I dziś. Jeśli dobrze zrozumiał. To miał być ostatni dzień pracy bruneta.

- Wejdziesz sama do gabinetu, ja mam coś do załatwienia - poinformował Louis, zaszczycając tylko chwilowo wzrokiem brunetkę.

- Co? Miałeś iść na kontrolę ze mną - upomniała się - Louis do cholery, nie taka była rozmowa. Siadaj koło mnie i czekamy na wizytę.

- Miałem tu przyjść z tobą i jestem. Nie niańczyć cię jak małe dziecko, którym nie jesteś - przypomniał kobiecie - Będę tutaj, ale coś innego muszę załatwić. Wrócimy do samochodu razem.

Usłyszał za sobą tylko prychnięcie, ale nie zareagował na nie, wrócił się korytarzem, pod znajome drzwi. Zapukał i odetchnął słysząc pozwolenie na wejście.

- Louis? Co ty tutaj robisz? - Harry spojrzał zdziwiny na alfę, pakując rzeczy z biurka do jednego z pudełek.

- Przyjechałem z Danielle na kontrole, ale mam tez sprawę do ciebie. Wiem, że kończysz prace tutaj. Znalazłeś już coś nowego? - spytał

- Nie, nie - pokręcił głową - Och, dochodziły już do mnie plotki. Cały szpital aż huczy, że będziesz tatą. Gratulacje.

- Co? Nie, to jakaś pomyłka. Nie oczekujemy szczenięcia - pokręcił głową - Nie wiem skąd te plotki, ale nie pakowałbym się w dziecko teraz. Jestem tuż przed trasą.

- Em. Louis, ale Danielle była w piątek tutaj u ginekologa. Troszkę później od ciebie, co mnie odrobinę zdziwiło - zatrzymał się i przyłożył dłoń do ust - Och nie, może chciała ci zrobić niespodziankę, a ja to zepsułem.

- Jest w porządku Harry, poczekam aż mi sama powie - jeśli to była prawda, ta cała sprawa mogła zakończyć się szybciej niż przewidywał - Wracając... Skoro nie masz pracy, mógłbym ci pomóc, jednak wiązałoby się to z wyjazdem czasowym z Anglii.

- Em. Tak? O co dokładnie chodzi - zainteresował się, powracając powoli do dalszego pakowania swoich rzeczy.

- Wyjazd ze mną w trasę jako pomoc medyczna dla teamu. Zapewniamy wszystko plus jeszcze wynagrodzenie. Tylko kwestia podpisania umowy na jakiś rok, nie pamietam kiedy trasa się kończy - zastanawiał się chwilę.

Harry był mocno zaskoczony, niepewnie spojrzał na alfę.

- Louis? Jesteś pewien? Nie mam wielkiego doświadczenia, a widziałeś mnie w akcji zaledwie dwa razy... - spostrzegł dość cicho. Wyjazd dla niego nie był problemem, nie miał nikogo. Był sam.

- Pomoc medyczna nam zrezygnowała, mamy w kandydatach samych ludzi po studiach, a ty pobierałeś mi krew i nie zostawiłeś po tym nawet śladu. To jest okazja Harry i dobre pieniądze. Lepsze niż tu - zapewnił.

- Okej. Zgadzam się, tylko... Co mam zrobić? Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, Louis - przypomniał alfie, siadając na swoim fotelu.

- Daj mi numer do siebie, a ja się reszta zajmę. Będziesz miał chwile na odpoczynek i ogarnięcie swoich spraw zanim ruszymy - obiecał młodszemu i wyjął telefon ze swojej kieszeni.

- Dobrze. Dziękuję, że o mnie pomyślałeś - sięgnął po kartkę i wypisał na niej rządek cyferek - To jest mój numer.

- Będziemy w kontakcie Harry - wziął numer i schował go pod obudowę telefonu - Będziesz miał spotkanie z moim managerem. Popraw jeszcze dziś CV, podrzucę ci adres mailowy na który je wyślesz.

- Oczywiście. Miłego dnia - ukazał dołeczki w policzkach, a jego oczy maiły przywrócony blask.

- Dobrego dnia Harry, myśle że to będzie zmiana na lepsze dla ciebie - uśmiechnął się jeszcze i opuścił gabinet.

Od razu napisał szybkiego smsa do managera, informując o tym jak przebiegła rozmowa z omegą. W tym czasie podszedł pod gabinet i usiadł na krzesełku.

Czyli Danielle ukrywała przed nimi wiele informacji. Ciąża, prychnął w myśli. I to chciała przed nimi chować? Nie myślała o swoim dziecku? Loty samolotem nie były za bezpieczne, a oni stale będą się tak poruszać. Swoją drogą nie miał pojęcia, kto mógł być ojcem dziecka. Na pewno nie on, ponieważ prywatnie nie dotykał nawet dziewczyny, a pod publikę grane były tylko pocałunki i obejmowanie się. Był bardzo ciekawy co odpowie mu Campbell.

Ekscytujący uśmiech wkradł się na jego twarz. Możliwe, że szybciej sie uwolni od tej chorej ustawki i zacznie łapać inną omegę w swoje sidła. Może to dziwnie brzmiało, ale chciał mieć swojego partnera. Spanie razem w łóżku z tulenie się i pocałunki. Po prostu miłość.

- Dziękuje Danielle i bądź ostrożna, to bardzo ważne - poprosił lekarz, kiedy otworzył przed nią drzwi, które prowadziły na korytarz.

Kobieta wydostała się na kulach z dziwnym uśmiechem na wargach. Powiększył się on, widząc Louisa.

- Możemy już wracać Lou - powiedziała wesoło, podając alfie swoją receptę i jakieś wyniki, których przez kule nie mogła dobrze trzymać.

Szatyn tylko skinął i ruszyli do wyjścia. Dotarli do auta w którym szybko się rozsiedli.

- Co powiedział lekarz? - spytał, aby nie strzelać od razu ciężkim tematem.

- Nic nowego, moja kostka ma się coraz lepiej - wzruszyła ramionami, zapinając swoje pasy. Jej kule zostały przesunięte w odpowiedni sposób, aby nie przeszkadzały

- Tak? A mnie doszły trochę inne wieści. I gratulacje wiesz? - nie odpalił nawet samochodu.

- Nie rozumiem - zmarszczyła brwi, odwracając swoją głowę w stronę Louisa - Jakie wieści?

- Nie baw się teraz ze mną w kotka i myszkę. Byłaś ostatnio tu u ginekologa, a dokładniej w piątek koło południa, bo ja rano byłem po wyniki badań - wytknął dziewczynie i czekał na wyjaśnienia.

- No i byłam na badaniach, co z tego? To normalne, że omegi muszą się badać w tych sprawach - niezrozumiale patrzyła w niebieskie oczy - I czuję twoją dosłownie mieszankę wybuchową emocji. Uspokój się.

- Do cholery powiedzieli mi, że jesteś w ciąży. Tak? Proszę odpuść sobie te gierki choć na chwile - uderzył dłonią o kierownicę.

Kobieta podskoczyła i uśmiech zmalał na jej pomalowanych szminką wargach.

- Skąd o tym wiesz? - wydukała, przykładając dłoń do swojego brzucha.

- Mówiłem, dostałem gratulacje, że zostanę tatą... Jednak problem w tym, że to nie ja nim będę... - spojrzał na Danielle, mając nad nią zdecydowaną przewagę.

- Tylko twój przyjaciel - potwierdziła, nie widząc w tym żadnego problemu - Ale dobrze, że myślą, że jest twoje.

- Czekaj co... Mój przyjaciel? Żartujesz sobie teraz ze mnie? Powiedz, że żartujesz... - jego oczy pociemniały.

- Tak Luke - potwierdziła, nie mając już czego ukrywać - No cóż... - rozsiadła się wygodniej - Nie dałeś mi uwagi, a on był skory co do tego.

- W takim razie on będzie cię niańczył i utrzymywał - warknął i odpalił silnik - Nie licz na więcej pomocy z mojej strony - dość agresywnie ruszył z miejsca, po odpaleniu silnika.

- Bądź ostrożny - upomniała Tomlinsona, łapiąc się fotela - Wieziesz ciężarną osobę.

- Teraz ci się przypomniało, że jesteś ciężarna? Jak długo o tym wiesz? Luke jest tego świadomy? - spytał bez emocji.

- Wiem od piątku - przyznała niezadowolona z tematu rozmowy - Wie.

- Jesteście kurwa siebie warci - jechał prostu do domu Campbell - Przecież to jest cholernie niesprawiedliwe, komu kurwa zaszkodziłem, żeby dostać coś takiego.

- Sam sobie wybrałeś przyjaciół - zaśmiała się - I wiesz co ci jeszcze powiem, że Luke chciał wrobić cię w tego dzieciaka, żebyś płacił niezłe alimenty - włączyła się w niej zgryźliwość.

- Ciekawe jak mnie wrobić skoro nawet nie spałem z tobą - prychnął - Niech sam sobie teraz kombinuje pieniądze na utrzymanie ciebie i tego szczeniaka.

- Łączy nas jeszcze przez trzy miesiące umowa Lou. Nie pozbędziesz się nas tak łatwo, a kto wie, co mój manager wymyśli wiedząc o moim stanie - rozpięła pasy i wysiadła z pojazdu. Łapiąc prędko swoje kule - Dam sobie sama radę wejść do domu. Nie martw się.

- Chce ci przypomnieć, że złamałaś warunki umowy, więc gówno mnie to obchodzi - krzyknął za nią, nie wierząc że jawnie powiedziała że chce go wykorzystać.

W jego przemyśle było wiele żmij, ale nie sądził że miał też je wśród swoich przyjaciół. Przecież, cholera z niektórymi osobami znał się za dzieciaka. Ruszył do swojego apartamentu, gdzie od razu złapał za paczkę papierosów. Miał gdzieś, że będzie śmierdziało w środku, był za bardzo w emocjach. Wyjął też piwo z lodówki i otworzył je bez wahania. Nie chciał rozmawiać z nikim, potrzebował samotności. Mimo wszelkich emocji pamiętał też o rozmowie z Harrym i tym, co mu obiecał.

Był dorosły i musiał pamiętać o rzeczy ważnych, nawet jeśli chciał się teraz spić. Usiadł na podłodze w kuchni i wyjął z pokrowca numer omegi. Wysłał mu SMS z adresem mailowym managera do wysyłki dokumentów potrzebnych do zatrudnienia. Zaraz otrzymał miłą odpowiedź od omegi, przez co choć na chwilę się dobrze poczuł.

Nie wiedział kompletnie co zrobić ze swoim "przyjacielem". Nie spodziewał się czegoś takiego po nim. Zawsze wydawało mu się, że był dobrym przyjacielem. Znali się z Luke'iem tyle lat i czuł się naprawdę pokrzywdzony w tym przypadku. Sięgnął po butelkę i wziął kolejne łyki trunku. Pomagał mu kiedy tylko mógł, służył dobrą radą i nieraz zabierał ze sobą na wyjazdy, które sam opłacał.

Widać, że stworzył sobie własną piajwkę.

Wybrał numer do swojego managera, chciał mu od razu przestawić sytuacje i dowiedzieć się czy będą mogli coś zrobić z Danielle chciał pozbyć się jej ze swojego życia. Poprawił swoją pozycję na zimnych kafelkach i czekal na odebranie jego połączenia. Czuł się żałośnie.

- Halo? Dan? - powiedział szybko, słysząc jakiś szmer.

- Louis? Coś się stało, że dzwonisz? Dałeś mi informacje o Harrym, więc chyba wszystko jest w porządku - zastanawiał się mężczyzna.

- Danielle jest w ciąży, wiedziałeś coś na ten temat? - zapytał poważnie - Czy wiedziałeś i siedziałeś cicho, mimo że złamała zasady kontraktu? - prychnął sztucznym śmiechem - Z moim pierdolonym przyjacielem, Dan!

- W ciąży? Nie miałem pojęcia... Jej manager nic nie mówił, przecież to jest jakiś pieprzony żart... - było słychać złość w głosie mężczyzny - Ona ci to powiedziała? Potwierdziła to?

- Tak! - zawołał, unosząc rękę, w której trzymał piwo i lekko rozlał jego zawartość - Oops - zachichotał - Tak. Jest w ciąży. Dowiedziałem się najpierw od Harry'ego, a ona to potwierdziła w samochodzie. Chcieli mnie w to wrobić rozumiesz? Żeby alimenty wyciągnąć.

- Ja im wyciągnę pieniądze. Oni zapłacą karę za złamanie umowy i zakończenie jej przedwcześnie. Dobrze ze zadzwoniłeś, skonsultuje to z prawnikiem - westchnął - Pijesz? Słyszałem butelkę.

- Piję - potwierdził - Ale nie bój się. Mam wszystko pod kontrolą, oprócz żmiji czekających za drzwiami.

- Bądź rozważny Louis, jutro wieczorem masz wywiad w radio i chcę, żebyś był ogarnięty na nim. Wypij to piwo i pójdź spać - poprosił Dan, mimo wszystko martwił się o podopiecznego.

- Oi, oi szefie - zasalutował, choć ten tego nie widział - Dajesz mi nadzieję, na koniec tej ustawki? Wcześniejszy koniec? - dopił trunek.

- Zobaczymy co powie nam prawnik, ale z tego co pamietam możemy wcześniej ją zakończyć za naruszenie zasad - potwierdził piosenkarzowi - Nie nastawiaj się Louis, na spokojnie to ogarniemy.

- Jasne. Dzięki Dan - uśmiechnął się do siebie i wstał na ciężkich nogach, żeby wyrzucić szkło - Zadzwoń, gdyby coś się działo - poprosił, nim się rozłączył.

🐾🐾🐾🐾

Louis był kompletnie rozkojarzony podczas wywiadu, nawet pomylił dzień jego wydania, ale na szczęście prowadzący obrócił to w żart i wyszli z tego. Miał dostać po nim informacje co z jego kontraktem oraz jakie kroki Dan poczynił w stronę zatrudnienia Harry'ego. W głowie miał też myśl co do swojej ustawki. na pytania o swoją dziewczynę odpowiadał raczej niejako, w głębi mając nadzieję, że zerwanie jest tuż tuż i będzie finalnie wolnym człowiekiem. Starał się skupić na płycie i nadchodzącej trasie, ale wszystko nijak mu szkło. Wywiad skończył się przed czasem, a alfa przeprosił dziennikarza za swoje podejście. Budynek opuścił niezadowolony ze swojego zachowania. Mógł się bardziej pilnować, ale myśli po prostu mknęły w wiele miejsc, wykluczając w tym wywiad oraz odpowiedzi na niego. Wsiadł do auta i zamontował telefon w uchwycie, po czym wybrał numer do Dana. Czekając na połączenie odpalił silnik i ruszył spod budynku w którym było radiostacja.

- No cześć. Masz dla mnie jakieś informacje? Jestem już po tym nieszczęsnym wywiadzie - mruknął, manewrując kierownicą w dobrze znaną sobie stronę.

- Mam dobrą wiadomość Lou, dwa tygodnie, jeśli dziś wyślę wypowiedzenie umowy do jej managera - powiedział Dan bez owijania w bawełnę - Nie mają nic do gadania, maja obowiązek przedstawić nam wyniki badań.

- Nie są zadowoleni, prawda? - dopytał szczęśliwy i lekko żałując, że nie mógł widzieć tego podenerwowania przegranych osobników.

- Jest wściekły, na Danielle przede wszystkim. Z tego co słyszałem po spotkaniu ma zamiar rozwiązać też bezpośrednio umowę z nią - wyjaśnił - Ja za godzinę dostanę od prawnika pismo i prześle je do nich. Musimy jeszcze ustalić jak publicznie się rozstaniecie. My dyktujemy warunki.

- To super, liczę że coś fajnego wymyślisz - chrząknął, unosząc kącik ust - A co z wiesz, em, Harrym? - nie mógł nie zapytać. Nie chciał aby brunet zrezygnował w ostatniej chwili.

- Dobre dokumenty, skończona jedna z lepszych uczelni w Londynie, rok własnej pracy w prywatnym szpitalu. Jutro przyjeżdża do biura podpisać umowę i jedzie z nami - poinformował go Dan - Spadł nam z nieba, mówię poważnie.

- Oj nawet nie wiesz, jak się z tym zgadzam - wyszczerzył się tym swoim czułym uśmiechem, a zmarszczki ukazały się koło jego oczu.

- Odpocznij Louis, czytałem już kilka opinii o wywiadzie i wole go chyba nie sprawdzać. - westchnął Dan - Jutro przyjedź do mnie, ustalimy szczegóły.

- Przepraszam - skręcił w znajomą sobie uliczkę - Za to co zrobię też przepraszam - dodał, rozłączając się.

Wysiadł z samochodu po zaparkowaniu i prędko podszedł pod dom Luke'a. Zostawił telefon w samochodzie, wiedząc że Dan będzie wydzwaniał za nim. Nie mógł zostawić sprawy bez swojego ruchu. Nie chodziło tu o Danielle, ale o bycie przyjacielem, a Luke oblał ten egzamin. Zapukał energicznie w drzwi i odsunął się lekko, chowając ręce do kieszeni spodni. Bujał się lekko na boki. Usłyszał trzask drzwi, a jego krew w głowie zaczęła dosłownie szumieć.

- Cześć zdradziecki skurwielu - powiedział tylko z uśmiechem, widząc twarz mężczyzny, nim z pięści uderzył go w twarz.

- Co do kurwy? Louis! - złapał się za nos, a kiedy odsunął dłoń była na niej krew - Co ty odpierdzielasz? Czemu mnie uderzyłeś? - podniósł się, chociaż jego głowa momentalnie rozbolała.

- Trzeba było się pierdolić z moją dziewczyną? Teraz chociaż weź kurwa odpowiedzialność za dzieciaka - ręka go świerzbiła, żeby ponownie uderzyć mężczyznę.

- Nie mam nawet pewności, że to mój dzieciak. Dani powiedziała, że sama nie jest niczego pewna - krzyknął odsuwając się od Tomlinsona.

- Jest twój - zapewnił, cofając się o krok - I szukaj sobie roboty, więcej nie będę cię utrzymywał - machnął i odszedł, wrócił do swojego pojazdu.

Czuł się lżej po tym co zrobił, facetowi się należało. Musiał rozliczyć się ze wszystkimi, nie chciał mieć tak fałszywych ludzi wokół siebie. Koniec z dawaniem siebie wykorzystać, koniec z oślepieniem przez "zażyłość".

🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro