29. Może tego szukasz, kochanie?
Louis i Harry dojechali pod apartament, podróż na szczęście była szybka i przyjemna, więc brunet nie zdążył za wiele marudzić. Wsiedli do windy i pojechali na odpowiednie piętro. Mieli posprzątać tam i wziąć wszystkie potrzebne rzeczy, które jeszcze przydadzą się w nowym domu. To wyszło spontanicznie, jednak wiedzieli, że nie wrócą na stałe do apartamentu i dom na pograniczach Londynu jest dla nich, i dla ich szczeniaków najlepszy.
Zero sępów, zero upartych fanów, a przede wszystkim natura i brak tłoku.
- Ja sprawdzę kuchnie i salon, a ty wrzuć do kartonów ciuchy, które jeszcze zostały. Nie jest ich dużo, ale jest kilka rzeczy które bardzo lubię - odparł szatyn - Pudła są w szafie. Myśle, że dwa wystarczą. Jednak nie noś ich, tylko daj znać jak skończysz.
- Oi Oi kapitanie - z ręką na plecach poszedł do ich starej sypialni. Łatwo wygrzebał dwa spore pudła i zaczął przeglądać ciuchy swojego męża.
Kręcił głową na ogromy bałagan i każdą rzecz musiał składać przed wrzuceniem. Pudło łatwo się wypełniało i nim się obejrzał, brał się za drugie.
Nagle zmarszczki brwi, widząc coś przypominającego opakowanie papierosów. Louis od dawna nie palił... Sięgnął po pudełko i zmroziło go. Po otwarciu zauważył, że to jointy. Co gorsze, przy kolejnej wyciąganej rzeczy zauważył dwie, a raczej trzy paczuszki z białym proszkiem.
Położył dłoń na brzuszku, czując wzbierające w nim zdenerwowanie. Musiał usłyszeć od Louisa skąd to jest i czy dalej to bierze. Nigdy nie złapał go na gorącym uczynku, ale też nie spodziewał się tego po nim. Wziął kilka głębokich oddech, nie powinien go oceniać, dopóki nie porozmawiają właściwie. Niestety, hormony nie pomagały mu tym. Z rzeczami w dłoniach, a raczej narkotykami, wyszedł z sypialni. Przedostał się do salonu i chrząknął w stronę szukającego czegoś panicznie Louisa, w szafkach.
- Może tego szukasz, kochanie? - nie mógł nie zapytać ironicznie.
- Skąd ty to? - alfa wyprostował się i zamarł widząc co trzyma omega - To nie tak jak myślisz Harry. Wyjaśnię ci wszystko. To jest naprawdę stare, jestem czysty. Jeszcze przed poznaniem ciebie byłem.
- Mam nadzieję, że mi to wyjaśnisz, bo staram się nie denerwować - podszedł bliżej do mężczyzny - Ale patrząc, że nie wiedziałeś, gdzie ich szukać, to naprawdę dawno tego nie robiłeś.
- Był czas, że brałem. Dan mnie w to wciągnął, po części. Wiesz, mniej stresu od trawki, a proszek dawał więcej energii przed koncertami. Było w pewnym momencie kiepsko, byłem naprawdę szczupły, bo jedzenie mnie odrzucało. Imprezy były na początku dziennym. Dan dopiero zorientował się co się dzieje, kiedy ludzie w internecie zaczęli coś podejrzewać - skrzywił się.
- Zawsze ten Dan. Ten człowiek ściągał cię na dno - nie bał się tego powiedzieć, ostrożnie siadając na kanapie - Byłeś na odwyku? W końcu jakoś z tego wyszedłeś.
- Tak w przerwie po trasie, ludzie myśleli że zaszyłem się gdzieś, aby pisać nowy album. Właściwie robiłem to, ale będąc właśnie na odwyku. Ośrodek w Szkocji na odludziu - skinął - Nie jestem dumny z tego czasu w moim życiu.
- Też nie jestem dumny, słysząc to. Zwłaszcza, że nie powiedziałeś mi o tym - ścisnął mocniej w dłoniach narkotyki - Ale też wiem, że jesteś tylko człowiekiem. Podatnym na stres i ludzi. Tylko... Dlaczego to zostawiłeś?
- To jakby dawało mi siłę. Potrafiłem funkcjonować bez tego, mając to w zasięgu ręki, nie wiem czy rozumiesz - zawahał się.
- Myślę, że rozumiem cię... Ale nie zabierzesz tego do naszego domu. Nie chcę i nie pozwolę - wyciągnął do przodu dłonie - Weź to i daj do kibla, czy coś.
- Masz rację, spuszczę to w toalecie - wziął narkotyki i po chwili zniknął.
Harry z jednej strony był spokojniejszy, jednak wiedział też, że uzależnionym jest się całe życie. Będzie musiał jeszcze bardziej wspierać męża w czasie tras, stojąc przy jego boku. Zrobi wszystko co w swojej mocy, aby Louis nie powtórzył swoich błędów. Alfa wrócił i ostrożnie objął męża, potrzebował jego zapachu. Na szczęście ten go nie odrzucił, stali tak i przytulali się przez kilka minut.
- Spakowałeś już kartony? - zmienił temat, kiedy się odsunął.
- Prawie - potwierdził - Znalazłem w ciuchach tych mniej ruszanych - wytłumaczył - Lou? Ale nie ciągnie cię ponownie do nich?
- Nie, mam was. Nie mogę was zawieść, wiem że nie warto sięgać po to ponownie. To by się wiązało z odwykiem, co będzie się wiązało z brakiem mnie w domu. Nie ma takiej opcji - był pewny swoich słów.
- Zawsze możesz do mnie przyjść z problemami - czuł potrzebę, żeby go z tym zapewnić - Czuję się zmartwiony kochanie.
- Wiem Harreh, jesteś moim mężem i przyjacielem. Moim wszystkim. Ufam ci i jeśli będzie coś nie tak, będziesz pierwszym który się dowie. Obiecuję - mówił, patrząc w zielone oczy.
- Okej. Uspokoiłeś mnie - złapał w dłonie policzki Louisa i połączył krótko ich usta - Kończmy to wszystko kochanie.
- Dalej, biorę kartony i możemy się stąd zwijać - zachęcił - Z kuchni wziąłem tylko trzy kubki, a z salonu kilka innych rzeczy. Myśle, że więcej nie będzie potrzebne.
- Racja, co jakiś czas będziemy tu wracać - ruszył do sypialni i chętnie, dość szybko skończył pakowanie ciuchów partnera.
W tym czasie alfa zjechał windą na dół i schował pierwsze kartony. Potem wrócił i zabrał ubrania, nie dając omedze dźwigać czegokolwiek, Harry był odpowiedzialny za porządne zamknięcie apartamentu. Sam też zjechał na dół na parking.
Prędko się ukrył za jedną ze ścian, widząc jak kilka fanek złapało jego partnera. Widocznie te były u kogoś bliskiego z tego bloku. Louis wyglądał na zmieszanego i lekko przerażonego. To nie był odpowiedni moment na autografy i zdjęcia. Jednak zrobił to, po to by dziewczyny jak najszybciej wsiadły do windy i zniknęły z parkingu. Te zajmowały dłużej jego czas, prowadząc z nim rozmowę. Mimo, że widziały iż ten się wyraźnie śpieszy. W końcu to ich idol, a one miały wiele mu do powiedzenia.
- Dzięki, naprawdę wasze słowa wiele dla mnie znaczą. Jednak muszę już jechać. Powstrzymajcie się dwa czy trzy dni z upublicznianiem zdjęć. Będę wdzięczny - zrobił dwa kroki w stronę auta.
- Och. Okej, przepraszamy za zajmowany czas - ruszyły w stronę windy, co jeszcze bardziej przeraziło Louisa. Co jeśli Harry właśnie zjeżdża?
Patrzył się prosto w ich kierunku i odetchnął, kiedy dźwig otworzył się pusty w środku. Oparł się o auto i sięgnął po telefon, musiał ostrzec męża.
- Nie musisz do mnie dzwonić - Harry zadowolony wyszedł zza ściany - Już myślałem, że będę musiał usiąść na ziemi. Krzyż mi odpada.
- Boże, nawet nie wiesz jak się przestraszyłem. Do tego były bardzo podekscytowane i nie chciały odejść. Bałem się, że wysiądziesz akurat z windy czy coś - otworzył drzwi od auta, aby brunet mógł usiąść.
- Wysiadłem jakoś i musiałem się prędko schować. To nie jest fajne - zmarszczył nosek i zajął swoje miejsce, zaraz zapinając pasy - W domu wymasujesz mi plecki.
- Plecy będą dokładnie wymasowane - obiecał, a kiedy zajął swoje miejsce, pochylił się po krótki pocałunek.
Harry przedłużył ich czułość, nie mogąc się powstrzymać w żaden sposób.
- Może zajedziemy do Liama po zdjęcia? Chciałbym je już zobaczyć? - zaproponował.
- Napisze do niego, będziemy jechać i miejmy nadzieje odpisze w tym czasie. Potrzymasz mój telefon - napisał szybko wiadomość i podał urządzenie omedze.
Harry spoglądał coraz na ekran. Nie chciał przegapić możliwej wiadomości od fotografa. Mówiąc szczerze, nawet nie poczuł kiedy ruszyli. Niemal pisnął, kiedy pojawiła się informacja od Liama, że właśnie kończy obrabiać ostatnie zdjęcie i mogą przyjechać odebrać pendrive z nimi. Louis nie musiał nawet pytać czy jadą do Payne'a.
Alfa zajechał po drodze do Liama i zagarnął prędko fotografie, nie chcąc na długo zostawiać Harry'ego w rozgrzanym samochodzie. Choć klimatyzacja działała, to musiał być pewien.
- Mam wszystko kochanie, dziś będziemy mogli obejrzeć je. Podłączę pendrive do telewizora i będziemy mieli pokaz zdjęć. Liam mówił, że wiele z nich jest świetnych nawet bez obrabiania - wyjaśnił Louis.
- Na pewno musimy je wywołać - chciał wszystko ładnie uwiecznić w albumie, który sam stworzy.
- Oczywiście kochanie. Wszystko ogarniemy w swoim czasie. Teraz czeka na nas Europa i dzidziuś - prowadził prosto do ich domu.
- Jeszcze musisz pojechać do sierocińca - przypomniał, sam bardzo chciał zobaczyć się z Amelią. Jeszcze nie mógł tego zrobić. Niestety.
- Oczywiście. Jutro jest chyba dobrym dniem. Co ty na to? Kupię po drodze jakąś zabawkę. Nie chce jej przekupić, chce żeby się po prostu uśmiechnęła - nie był pewny swojego pomysłu.
- Zrób to. Chociaż się uśmiechnie - ułożył dłoń na udzie partnera - I uściskaj ją ode mnie.
🐾🐾🐾🐾🐾
Spotkanie z Amelia choć nietypowe przebiegło naprawdę dobrze. Dziewczynka uśmiechnęła się na widok Harry'ego i jednoczenie jej ustaw ułożyły się w podkowę, po tym jak spytała czemu sam nie przyjechał. Musieli trochę nagiąć fakty i powiedzieć, że Harry jest przeziębiony i nie chciał wszystkich wkoło zarazić.
Louis wiedział, że kiedy się rozłączyli, Harry się po prostu popłakał. Za dobrze znał swojego męża i wiedział jak emocjonalny jest w czasie ciąży. Spędził tez trochę więcej czasu z Amelią i sam czuł dziwne ukłucie w sercu, kiedy opuszczał dom dziecka. Polubił tę małą wilczycę. Naprawdę. Miała w sobie coś wyjątkowego, plus przypominała mu z jednej strony jego rodzeństwo.
Nie chciał, aby ta cierpiała jak Harry jeszcze kilka lat temu. Musiał zadziałać, tylko pytanie: Jak?
🐾🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro