Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. Przecież nie wolno rozdzielać przeznaczonych.



Harry zaspany podszedł do drzwi hotelowych, mając na sobie puchaty szlafrok na swoim ciele. Prawdopodobnie ktoś z obsługi przyniósł im śniadanie, więc nie mógł ubrać na siebie delikatnego materiału. Louis chyba by go zabił.

Leniwie złapał za klamkę i otworzył drzwi. To co zastał przed sobą, niemal w sekundę go rozbudziło.

- Tato dlaczego całujesz mamę?

- Uh, cześć Harry. Wpuścisz nas? - Anne odsunęła się od Desmonda i poprawiła swoją sukienkę.

Ciężarny odsunął się i wpuścił rodziców do środka. Atmosfera była dość gęsta, ale kiedy Tomlinsonowie wyjeżdżali w trasę, Anne była dalej z Bobbym.

- Wejdźcie - polecił, niepewnym wzrokiem im się przyglądając i zamknął za nimi drzwi od pokoju - Louis, wstawaj, mamy gości - zawołał. Ręką uspakająco głaskał swoją wypukłość, nie mógł się denerwować, ale to co zobaczył było ogromnym szokiem.

- Jakich gości? - Alfa jęknął, będąc zaplątanym w pościel, jeszcze odsypiał poprzedni dzień - Dzień dobry... - momentalnie się obudził, widząc teściów.

- Właśnie takich - usiadł w grogu łóżka, parząc poważnie na swoich rodziców.

- Dzień dobry Louis, Harry, proszę nie patrz tak na nas - poprosiła starsza omega, siadając na fotelu.

- A jak mam na was patrzeć, skoro całowałaś tatę? - zdenerwował się.

- Bobby o wszystkim wie Harry - wtrącił się Desmond - To trwa już chwilę, ale musieliśmy to wypracować.

- Znalazłeś Louisa w odpowiednim momencie i nikt was nie rozdzielił. Ja i Desmond zostaliśmy rozdzieleni, mimo że mamy tą specjalną więź. Ja i Bobby... To było dla nas wygodne - wyrzuciła z siebie Anne.

- Co z Bobbym? - było mu naprawdę ciężko odnaleźć się w tej sytuacji. W końcu to on pomógł się spotkać swoim rodzicom.

- Okej, ciekawie się dzieje - Louis usiadł i objął swoje ciało kołdrą - Nie denerwuj się Harry, to nie dobre dla szczeniaka - przyłożył dłoń do brzucha męża.

- Próbuje - obiecał tylko, wzrok mając skupiony na Anne i Desie

- Bobby jest wyrozumiały. Jego przeznaczona zmarła zanim się poznaliśmy. Oczywiście jest smutny, ale rozumie to wszystko - skinęła Anne - Niall i Gemma nie są zadowoleni, wręcz Gemma się do mnie nie odzywa. Ma prawo do tego. Nie jestem najlepszą matką wiem o tym - łzy spływały po jej policzku.

- Sam jestem w szoku. Zwłaszcza, że nie widzieliście się z tatą wiele lat - brunet przełknął ślinę - Ale nie wiem, jak zachowałbym się w tej sytuacji, gdybym na waszym miejscu był z Louisem - spojrzał na swojego męża - Tylko szkoda mi w tym wszystkim Bobby'ego, to miły facet. Był ciągle przy tobie mamo. Macie razem córkę i zaadoptowaliście syna.

- Wiem Harry, ale kocham Desmonda. Naprawdę go kocham i moja omega ciagle dążyła do niego. Przeprowadziłam się do Liverpoolu, nie ma w Irlandii już moich rzeczy - pociągnęła nosem.

- Wiemy, że to szalone i niektórzy mogą pomyśleć, że jesteśmy nieodpowiedzialni i zachowujemy się jak szczeniaki - zaczął Des - Ale my po prostu się kochamy.

Harry westchnął ciężko i wstał, żeby zaraz objąć z całej siły swoją matkę. Nie znał ich długo, jednak to nie znaczyło, że ich nie kochał. Bo to robił. To coś w nim siedziało całe życie, choć nie miał ich wtedy przy sobie.

- Ważne, że jesteście szczęśliwi. Myślę, że moje rodzeństwo to z czasem też zrozumie - odsunął się delikatnie od kobiety - Ale to ma być ostatni taki numer. Tato, mamo, słyszycie? Będziecie dziadkami. Zachowujcie mi się.

- Naprawdę nas akceptujesz? Nawet nie wiesz jak dobrze to słyszeć... Cały czas słyszałam krytykę, a ty... Kocham cię Hazz, synku mój... - rozkleiła się i ponownie objęła dziecko.

Louis stał z boku i obserwował wszystko, wiedział że to duże emocje dla jego męża, jednak wolał bardziej nie wtrącać się w ich relacje. Musieli to przepracować. Sam był też w szoku, przez informacje jaką dostali.

- Też cię kocham mamo, ciebie też tato - nie mógł za nich decydować, wiedział że ci byli na tyle dojrzali, żeby podjąć właściwą decyzję.

W końcu chodziło przede wszystkim o szczęście.

Harry podszedł do Desa i też go objął, chcąc mu przekazać swoje wsparcie. Nie po to ich odzyskał, żeby się obrażać za ich uczucie.

- Może zamówię śniadanie do pokoju? Nie wychodzimy do restauracji, nie chcemy za bardzo wychylać się z ciążą Harry'ego. Trzymamy to w tajemnicy ile tylko będzie się dało - wyznał Louis.

- Będzie w porządku Lou, mój synek rośnie w oczach. Nasz wnuczek jest w drodze i musi być zdrowy - wzrok Anne przeskoczył na Harry'ego.

- W końcu noszę małego chłopca alfę - chciał jakoś udobruchać bliskich tą informacją i usiadł na z powrotem na łóżku.

Louis tylko szczerzej się uśmiechnął i wykonał telefon do obsługi, zamawiając większe śniadanie.

- Chłopiec, jak cudownie. Będzie pierworodny alfa. To bardzo dobrze. Będzie silny i będzie miał oko nad resztą rodzeństwa w przyszłości, o ile planujecie więcej szczeniąt - Desmond uniósł kącik ust.

- Cóż. W planach troszkę mamy - zachichotał Harry i spojrzał na leżącą na ziemi walizkę - Podniósł byś mi ją tato? Na łóżko - poprosił, widząc że Louis wciąż rozmawia.

- Oczywiście Harreh - mężczyzna wykonał szybko polecenie syna, każdy dosłownie skakał wokół ciężarnego i brunet był tego całkowicie świadomy.

- Dziękuję, pójdę się przebrać - wyciągnął kilka czystych rzeczy i pokierował się ostrożnie do łazienki, czując delikatne zawroty głowy.

Nim się obejrzeli obsługa przywiozła śniadanie, a Louis szybko przebrał się kiedy Harry zwolnił łazienkę. Śniadanie zjedli w zdecydowanie lepszej atmosferze niż ta, która panowała na początku.

Ciężarny nie ukrywał swojego apetytu oraz tego, że musiał połknąć kilka kapsułek. Wszystko dla dobra szczeniaka, a po drugie były to normalne rzeczy. Nie musiał się tego wstydzić.

- Kończycie już trasę prawda? Z Desem podjęliśmy dość spontaniczna decyzje i chętnie zobaczymy koncert Louisa - zasugerowała Anne - Potrzebowaliśmy odskoczni od Anglii.

- Tę część tak, ale zostajemy tu jeszcze dwa dni i lecimy do Londynu, później dalsza część trasy. Ameryka zawsze zajmuje sporo czasu - Louis kochał, a zarazem nienawidził te dwa kontynenty.

- Wrócimy z wami jeśli to nie problem. Będzie łatwiej na pewno. Nie będziemy wam zawracać głowy, mamy pokój na innym pietrze w tym hotelu - zagadała Anne.

- W odrzutowcu jest pełno miejsca, nie ma problemu - Louis uśmiechnął się szeroko - A skąd wiedzieliście, gdzie jesteśmy?

- Niall, trochę wykorzystaliśmy, że zna managera Louisa. Nie bądźcie na nich źli - poprosiła Anne - Ni się jeszcze do mnie odzywa, mimo że jest w jakimś stopniu obrażony.

- Nic nawet nie spostrzegłem, a był w zasięgu wzroku przez cały czas - Harry kompletnie nie wiedział, jak to się stało - I nie jesteśmy źli, dobrze was widzieć.

- Całe szczęście, bo mama przeżywała okropny stres w samolocie. Nawet sobie nie wyobrażacie co się działo - zaśmiał się Desmond - Ale wszystko skończyło się widać dobrze, tak jak z resztą od początku mówiłem.

- Nie mógłbym być na was zły, ledwo co zyskując was w swoim życiu. Przecież nie wybiera się tego, do kogo czujemy prawdziwą miłość - brunet ucałował policzek Louisa - Mówiłem wam, że stary manager Louisa się za mną uganiał? Straszliwy był. Robił mi i Louisowi na złość, próbował nas niszczyć, dawając mu pod publikę partnerów, którzy nie byli mną.

- To okrutne... Przecież nie wolno rozdzielać przeznaczonych. Wiemy coś o tym - kobieta złapała dłoń Desa - Mam nadzieję, że karma go dopadła, bo zasłużył na to. Domyślam się jak bolało cię widząc go z inną omegą - odparła brunetka.

- Mocno, mieliśmy też kłótnie - potwierdził Harry.

- Nie był to za ciekawy czas, ale stale walczyliśmy o siebie i w nie przedłużyłem umowy z Danem - na samo wspomnienie alfy jego oczy pociemniały - Jesteś jedynym kochanie - ucałował czoło męża.

- To takie urocze. Przypomina mi się jak byliśmy nastolatkami - Desmond ułożył dłoń na biodrze kobiety i przyciągnął ją bliżej siebie - Dobre czasy, oprócz twojej matki, która uprzykrzała nam życie. Nie pozwoliła nam nawet zabrać ciebie z nami.

- Co? - brunetka spojrzała na Desa z szokiem wymalowanym na twarzy - O czym ty mówisz, nic nie wiedziałam... - kręci głową, wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby się zgodziła na wyjazd.

- Rodzice mówili, że twoja mama podobno z tobą rozmawiała i chciałaś spokojnie skończyć szkołę w Londynie - zmarszczył czoło - Albo twoja mama przekręciła albo moi rodzice.

- Nie, nic nie wiedziałam. Przecież wiesz, że bym za tobą ruszyła - jej matka była okropną wilczycą, rozdzielając siłą przeznaczonych.

- Jak dobrze, że nasze rodziny są inne. Nie wyobrażam sobie tego. Sam bym nie potrafił tak postąpić ze swoim szczenięciem. Może mi nie pasować jego partner w przyszłości, ale nie rozdzieliłbym na siłę - wtrącił się Louis.

- Stanowczo nie - potwierdził Harry, naciskając dłonią lekko na napiętą skórę - Chcecie zobaczyć swojego wnuka? Mamy świeże zdjęcia.

- Oczywiście! Głupie pytanie, zawsze chętni. - brunetka od razu przysiadła się bliżej syna.

Czas minął im na oglądaniu USG i rozmowach na temat maluszka oraz tego jak Harry to wszystko przeżywa.

Omega zachwalała swojego męża oraz jego wsparcie, nie zapomniała dodać tego, jak na razie łatwo przechodzi ciążę mimo noszenia alfy w sobie.

🐾🐾🐾🐾

Trasa po Ameryce zakończyła się sukcesem, wszystkie koncerty odbyły się bez problemów. Co najwyżej na trzy lub cztery Louis spóźnił się lekko, zajmując się w tym czasie swoim mężem, ale o tym nikt się nie dowie.

Może kiedyś coś o tym opowie. Choć powątpiewał na ten moment. Tak długi lot dla Harry'ego był okropny. Ciągle lądował w toalecie i zwracał to, co ledwie zdążył zjeść. Okropnie się czuł. Plecy mu doskwierały.

To był pierwszy raz, kiedy ciąża tak mocno dała mu we znaki. Na szczęście Louis nie zmrużył oka nawet na chwilę, troszcząc się o niego. Podawał mu wodę i gorzką herbatę, aby ten się nie odwodnił. To było zdecydowanie nie wskazane. Anne i Desmond proponowali Louisowi zamianę w opiece, jednak ten uparcie nie zgadzał się. Wiedział, że bliskość alfy może pomóc młodszemu w zniesieniu tego lotu i nie mylił się.

Kiedy Harry się zmęczył i chciał drzemkę, alfa miał za zadanie stale głaskać ciążowy brzuszek, co w pewien sposób koiło młodszego. Sen w tym wszystkim okazał się najlepszy, ponieważ brunet obudził się dopiero przy końcówce lotu.

Na miejscu stały auta, które miału zabrać ich do apartamentu, a Anne i Desmonda od razu do Liverpoolu ze względu na pracę alfy. Pożegnali się i rozeszli każda para w swoją stronę. Zielonooki, był dosłownie ledwo przytomny, na szczęście Louis cały czas był przy jego boku.

Przy dotarciu do apartamentu brunet od razu ruszył do ich sypialni, gdzie się zakopał w ich łóżku, marudząc na wszystko co tylko mógł. Obwiniał każdego o swoje złe samopoczucie.

Alfa znosił to dzielnie, wiedząc że to kwestia jego stanu oraz długiej podróży. Sam był zmęczony, nie spał nawet chwile przez cały lot. Odłożył ich walizki na bok i sprawdził, czy w mieszkaniu nic się nie stało. Dał też znać Zaynowi, że są w Anglii cali i zdrowi.

Włączył alarm i położył się obok śpiącego już męża. Objął go i z ulgą poszedł spać. Tego w końcu potrzebował.

Przespali dobre kilka godzin, mogąc w końcu odpocząć jak należy. To Harry pierwszy wstał, czuł się o niebo lepiej, wszystkie objawy odeszły w dal. Miał próbkę tego jak wiele omeg czuje się na codzień na początku ciąży. Był zdecydowanie szczęściarzem.

Usiadł w ich salonie, nie mając apetytu i pił wodę z cytryną dla oczyszczenia organizmu. Przejrzał wiadomości z telefonu, ucieszył się z informacji, że rodzice są bezpiecznie w domu ojca.

Myślał o tym, by skontaktować się z Gemmą i porozmawiać o sytuacji. Wiedział, że w takich sytuacjach rodzina powinna trzymać się razem, a w końcu oni byli rodzeństwem. Do tego Gemma miała dostać bilety na koncert Louisa, a w końcu miał on tez koncert w Dublinie.

- Hej Gemms - powiedział po tym, jak dziewczyna odebrała od niego połączenie - Jak się czujesz kochanie? Wiem o wszystkim, tym co mama zrobiła z moim tatą.

- Cześć Harry. Ciężka sytuacja. Daj mi minutę, wyjdę z domu tylko - poprosiła dziewczyna, było słuchać skrzypnięcie drzwi i kroki - Jestem, nie chciałam o tym rozmawiać przy tacie, a siedzimy oboje w domu aktualnie. Niby mówi, że wszystko jest w porządku, jednak ja widzę że nie jest.

- Wierzę, naprawdę w to wierzę. Mama była wiele lat z Bobbym. Jestem dość zdziwiny postępowaniem moich rodziców, ale mam też na uwadze to, że są przeznaczonymi. To pochrzanione - upił dużego łyka napoju.

- Próbuje to zrozumieć Harry... Ale to tak cholernie ciężkie - było słychać w jej głosie żal - Rozmawiałam z Niallem, on lepiej to znosi niż ja... Trochę mi to pomieszało w życiu swoją drogą.

- W końcu Bobby to twój tata. Nie jestem do końca w tej samej sytuacji, ale naprawdę go lubię i jest mi przykro. Mam nadzieję, że się tam trzyma i nie trzyma urazu na mnie... Jakby, ja doprowadziłem do spotkania mamy z moim tatą - czasem czuł się winny.

- Nie, nie martw się. Nie ma niczego w stosunku do ciebie. Ty tylko chciałeś mieć rodziców to zrozumiałe - zapewniła go dziewczyna - Chciałam się przeprowadzić do Londynu, ale szczerze boję się teraz zostawić go samego w Irlandii.

- On może też się przeprowadzić do Londynu Gemma. Ma tu Nialla, Zayna. Nas. Mimo wszystko to twój tata, a ja jestem twoim bratem - jego rodzina wyglądała na nieźle pochrzanioną - A rodzinny dom pewnie też mu nie pomaga we wspomnieniach

- Próbuje z nim o tym rozmawiać Harry, nie są to łatwe rozmowy - zauważyła - Nie odzywam się do niej. Już od dobrych dwóch tygodni. Pisze do mnie, a ja nie potrafię Harry. Jest mi przykro, ale nie potrafię.

- Musisz wszystko przemyśleć, mimo że mamę też boli utrata ciebie. Gemma. Musisz sobie w głowie wszystko poukładać, stawiaj na pierwszym miejscu swoje uczucia i samopoczucie - poprosił kobietę.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zadzwoniłeś do mnie. To wiele dla mnie znaczy Harry, każda rozmowa czy z Niallem czy z tobą pozwala mi poukładać sobie wszystko po kolei w głowie - pociągnęła nosem - A jak u ciebie? Jak ciąża?

I tak się zaczął jeden z dłuższych tematów. Harry lubił rozmawiać o swoim nienarodzonym dzidziusiu i rzeczach, których w czasie swojego stanu się dowiedział. Harry w pewnym momencie wzdrygnął się na dotyk na swoich ramionach, ale po chwili doszedł do niego zapach Louisa, wiec odprężył się. Akurat kończył rozmowę z Gemmą i umówili się niedługo na kolejny telefon.

- Poważne rozmowy z siostrą? - Louis nachylił się i pocałował policzek męża.

- Nawet nie wiesz jak bardzo, kochanie - uśmiechnął się - Dobrze było z nią porozmawiać. Bobby na swój sposób to wszystko przeżywa i smutno mi z jego powodu

- Niestety życie czasami inaczej nas wiedzie niż sobie zaplanowaliśmy. A jak się czujesz? Było kiepsko dość jak wróciliśmy do apartamentu - ostatni raz pocałował policzek bruneta i usiadł na krześle obok - Spałeś dość mocno, nawet nie obudziłeś się jak kładłem się do ciebie.

- Mam się wyśmienicie, no prawie - przewrócił oczami - Pamiętasz jak mówiłem, że chyba nie będę omegą karmiącą? Cofam to - wziął dłonie Louisa i przyłożył do małych piersi, które dosłownie niedawno się pojawiły.

- Woah, jakby twój organizm zdecydowanie szykuje się do przyjścia maleństwa na świat. Będziesz karmił nasze szczenię sam - uśmiechnął się - To właściwie dobrze. Czytałem, że to pomaga zbudować szczenięciu odporność.

- I większa więź się tworzy - potwierdził, puszczając dłonie Louisa i zachichotał na to, że Louis swoje zostawił w miejscu - No tak, alfa musi wszystko obczaić.

- To dla mnie nowe! - Louis pierwszy raz miał styczność z omegą w ciąży, która była mu bliska, nikt w rodzinie do tej pory nie dał mu takiej okazji, chciał być gotowy do pomocy Harry'emu, jednocześnie rozumiejąc wszystko.

- Dla mnie też, moje ciało diamentralnie się zmieniło, ale czuję się śliczny widząc, że ciągle tak samo na mnie patrzysz - podzielił się swoimi myślami.

- Moje postrzeganie ciebie nie zmieni się nigdy, niezależnie od tego czy jesteś w takcie ciąży czy będziesz po niej - w końcu odsunął swoje dłonie.

- Mam nadzieję, strasznie mnie pobolewają. Nie miłe uczucie - wskazał na klatkę piersiową.

- Zmieniają się, więc to raczej coś normalnego. Chcemy dziś już jechać do naszego domu? - spytał Louis - Jestem podekscytowany na życie tam.

- Bardzo chcę. Potrzebuję stworzyć gniazdo z choć na te kilka dni. A tu nie czuję tej "magii" - zrobił z palców króliczki.

- W takim razie jedziemy, a na miejscu zamówimy coś do jedzenia. Będzie okej? Chyba, że wolałbyś teraz coś zjeść, bo w sumie w samolocie wymiotowałeś i praktycznie to co zjadłeś zwróciłeś... - zastanawiał się niebieskooki.

- Wiem, że to źle brzmi, ale nie mam apetytu - ułożył usta w cienką linię - Ale po drodze możemy coś złapać, w razie potrzeby

- Musimy, na miejscu prawie nic nie ma. Jednak chyba zawiozę nas do domu, a potem pojadę po zakupy i coś ciepłego do jedzenia - zastanowił się - Kawałek od zjazdu do nas jest restauracja.

- A może zróbmy zakupy internetowo, poczekajmy aż ktoś je dowiezie i wtedy pojedziemy? - złapał za w połowie pustą szklankę i napił się.

- Dobry pomysł - wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał jeden z popularnych marketów - Jakieś specjalne zamówienia co do zakupów?

- Banany, jabłka, marchewki... - i tak wymieniał przez dłuższą chwilę to, co będzie im potrzebne do posiłków, jak i jego prawdopodobnych zachcianek.

- Po co ci do cholery awokado? Przecież to jest ohydne... - oburzył się szatyn - Nie zamówię tego, nie ma mowy. To wszystko czy jeszcze coś?

- Zamówisz, bo ja tego chcę - ledwo powstrzymał się od śmiechu, czekając na kolejne reakcje męża.

- Nie ma opcji, pieprzone awokado, które nie ma smaku i jest cholernie drogie... Nie wrzucę tego do koszyka Harry - był uparty w tej kwestii.

- Mówi to facet z ilomaś zerami na koncie - prychnął finalnie śmiechem, układając dłoń na swoim brzuchu - Zapomniałeś, że też nie lubię awokado?

- Z tobą w ciąży wszystko jest możliwe... Czy ty sobie ze mnie robiłeś właśnie żarty? - alfa był zaskoczony i jednocześnie sam nie wytrzymał i prychnął śmiechem.

- Z męża zawsze można, plus uroczo marszczysz nosek, kiedy ci coś nie odpowiada - był zadowolony z siebie.

- Kończę te zakupy i jedziemy do domu - mruknął szatyn i szybko dorzucił jeszcze swoje potrzeby, po czym zapłacił za wszystko - Czas dostawy za cztery godziny, już na spokojnie będziemy na miejscu i zdążymy zamówić sobie jedzenie.

- Ideale kochanie - spojrzał wyczekująco na alfę, jego oczy błyszczały jak szmaragdy.

Louis zbyt dobrze znał swojego męża, pochylił się do niego i połączył ich wargi w czułym pocałunku. Potrzebowali takich czułości nawet przy takich żartach czy nawet sprzeczkach.

Szybko ogarnęli się i ruszyli do nowego domu, podróż zleciała im naprawdę sprawnie. Nim się obejrzeli Louis wyjął pilota od bramy ze schowka i zatrzymał się przy sporym garażu, którzy spokojnie zmieści dwa samochody. To tez przypomniało omedze, że alfa miał w garażu w apartamencie sportowe auto.

- Właśnie, Lou. Będziesz musiał chyba tutaj "przyprowadzić" ten sportowy samochód - skomentował - Myślę, że tu mimo wszystko jest dla niego bezpieczniej.

- Przywiozę go, chyba nie ma różnicy w bezpieczeństwie. Garaż na dole apartamentu jest strzeżony - wyjaśnił - Tutaj będzie o tyle bezpieczny, że jest alarm i rzadko kto przejeżdża okolicą.

- Właśnie o to chodzi Lou. Mieszkamy, jakby w środku lasu - zachichotał - A tam nigdy nic nie wiadomo - rozpiął pasy i wysiadł z pojazdu - Ocho. Dziecko naciska na pęcherz.

- Pamiętasz kod do alarmu? - zawołał Louis, otwierając szybę po trzaśnięciu drzwiami przez omegę

- Pamiętam! - z ręką na plecach dostał się do środka po wpisaniu kodu.

Po tym od razu przeszedł do łazienki na parterze, dzięki czemu po chwili odczuwał ulgę. Czasami takie rzeczy działy się w najmniej oczekiwanych momentach, jednak dobrze że to nie stało się w trasie.

- Lubisz zaskakiwać mamusię, szczeniaku - komentował wychodząc z pomieszczenia - Ale mama cię kocha i nie ma tego za złe.

- Auto zaparkowane i zamknięty garaż - Louis wszedł do domu - Zostało nam czekać na zakupy i zamówić jedzenie. Mój brzuch domaga się ciepłego posiłku.

- Skoro mowa o posiłku, dzidziuś też chce - wrócił na korytarz i zsunął z nóg buty.

- To dobrze wróży w takim razie. Zaraz otworze ci menu w telefonie tej restauracji i wybierzesz sobie coś dobrego - szatyn zdjął buty, po czym wyciągnął telefon.

- Chcę zwykłe spagetti kochanie, na pewno je mają - weszli w głąb domu. Harry znalazł sobie wygodne miejce na ogromnym narożniku w salonie i objął swoje ciało puchatym kocem.

Alfa w tym czasie zamówił posiłki dla nich, które miały dotrzeć pod dom do czterdziestu minut. Po tym opadł na kanapę i wszedł na Twittera, gdzie wysłał tweeta, który nie był jednoznaczny. Był to napis „Home" oraz emoji domku. Wiedział, że będą dla niektórych znakiem, że wrócił do Londynu, a dla innych będzie czymś związanym z piosenką.

Zaraz poczuł ciężar na swoich kolanach. Harry wygodnie ułożył głowę na jego nogach, wciąż zakryty niemal po znak przynależności.

- Boję się, że będę potrzebować dłuższej przerwy, Lou.

- Od trasy? - instynktownie wplatał dłoń w jego loczki, bawiąc się nimi i nawijając je sobie na palce.

- Mhm. Niby zostaniemy tydzień w domu... Ale nie wiem, wszystko wyjdzie z czasem - przymknął powieki.

- Dużo sam o tym myślałem dziś Harry... Jakby zaraz mam koncerty w Sydney i Tokio... To znowu bardzo długi lot, a patrząc co działo się przy powrocie ze stanów... Boję się - był szczery z mężem.

- Też się tego boję, szczenię nieźle dawało w kość przy powrocie do Londynu - zagryzł dolną wargę - Najgorszy byłyby brak ciebie w domu. Zero pocałunków, samotne spanie.

- Wiem, ale tych koncertów nie ma dużo. Raptem trzy w Australii, jeden w Nowej Zelandii. Potem cztery w Azji... Raptem dwa tygodnie i będę z powrotem w domu - zdążył już kilka razy przeanalizować tą cześć trasy.

- Nie w takim domu, skoro zaatakuje cię Europa - przyłożył dłoń do wypukłości - Ale chyba nie polecę. Troszkę stabilizacji doda siły maluchowi i mi.

- Będę w domu, a potem ruszmy w Europę, ale już tourbusem. Och właśnie. Louise ma do nas dołączyć na Europę - przypomniał sobie alfa.

- I jej córeczka? - zainteresował się tematem.

🐾🐾🐾🐾🐾

- Louis? Czemu przed naszym domem stoi jakiś ciemny samochód? - Harry spoglądał w ich podgląd ze zmarszczonymi brwiami.

- Mój agent z banku. Żebyśmy nie musieli jechać do oddziału, a przecież mieliśmy cię dopisać do konta. Naszego konta - zaznaczył niebieskooki i skierował się do drzwi.

- Och. Zaskoczyłeś mnie - spojrzał na męża, nie spodziewał się, że starszy aż tak tego pilnował - Dotrzymujesz słowa, hm?

- Dokładnie tak, przede wszystkim chce żeby wszystko było zabezpieczone. Co moje to twoje. Nie podpisaliśmy intercyzy - otworzył wejście i przywitał się z mężczyzną, po czym przedstawił Harry'ego.

Harry aż za dobrze to wiedział, ponieważ przebył rozmowę z Louisem na ten temat. Dość poważną. Nie chciał aby szatyn myślał, że jest z nim dla majątku.

Tak nie było.

Przeszli do gabinetu, gdzie się wygodnie rozgościli i przybyły mężczyzna wszystko rzetelnie wytłumaczył małżeństwu. Harry uzupełnił dokument ze swoimi danymi oraz złożył podpisy w odpowiednim miejscu. Wybrał też sobie wzór karty, która miała do niego przyjść pocztą w kolejnym tygodniu.

To była typowo małżeńska sprawa, która tylko mocniej zawiązywała ich ze sobą.

Omega do końca w pewien sposób w to niedowierzała. Ba, przecież nie wymagała tego od Louisa. W ich związku nigdy nie chodziło o pieniądze.

- Uparty jesteś, kochanie - skomentował, kiedy Louis wrócił po zamknięciu wszystkiego za przybyłym wcześniej mężczyzną.

- Ale mamy to z głowy, jesteś współwłaścicielem konta. Teraz w całości co moje to twoje. Jesteś moim mężem i matką moich dzieci, zasługujesz na wszystko co najlepsze i na stabilizację - wyjaśnił i rozłożył ręce, chcąc objąć omegę.

Harry zmiękł na słowa mężczyzny i chętnie wczepił się w jego ciało.

- Na razie matką jednego szczeniaka - schował nos w karku alfy - Ale szybko to się zmieni.

- Ludzie dostaną jeszcze większego szoku, kiedy ogłosimy że nasz syn jest na świecie. Chociaż przeglądając Twittera, ludzie raczej podejrzewają że się rozstaliśmy, bo nigdzie cię nie było widać w ostatnim czasie - zaśmiał się niebieskooki.

- Nie podoba mi się to. Chyba muszę coś dodać na Instagrama - ścisnął swoje dłonie na plecach Louisa - Zwłaszcza, że będziesz sam przez jakiś czas na trasie.

- Zrobimy jakieś urocze zdjęcie i podzielimy się z fanami - zgodził się szatyn - Ktoś to zrobił się trochę zazdrosny i zaborczy.

- Zawsze jestem, kiedy chodzi o osoby które kocham, zwłaszcza kiedy nie ma mnie przy nich - niechętnie rozdzielił się i pociągnął starszego na narożnik w salonie.

Rozłożyli się na miękkim meblu, oczywiście bardzo blisko siebie. Sięgnęli tez po koc, który spokojnie okrył ich dwójkę. Mieli ponownie czas da siebie, bez żadnych gości.

Brunet podał Louisowi pilota, układając poduszkę pod swój brzuch. Koniecznie musieli pomyśleć o tej specjalnej dla osób wysoko w ciąży.

Alfa skakał po kanałach szukając dla nich coś odpowiedniego. Było to nie lada wyzwanie, bo leciały seriale o których nic nie wiedzieli. W końcu wylądowali na muzycznym kanale, gdzie ku ich zaskoczeniu właśnie rozpoczął się teledysk najnowszego singla Louisa.

- Woah, jakby pierwszy raz trafiałem swój singiel w telewizji - zachwycił się alfa - To coś wielkiego, promocja którą robi Zayn jest naprawdę dobra.

- Mhm. Cieszy mnie to, kochanie - zapewnił, dając szansę nagraniu.

Dość prędko się to zmieniło, widać pełne seksu sceny, co kompletnie się mu nie podobało. Zwłaszcza, że wyglądało to maksymalnie realistycznie. Nawet nie wiedział, kiedy pod nosem zaczął na to wszystko prychać.

Omega nie wytrzymała, kiedy jeden z chłopaków pociągnął za koszule alfy i dwa guziki rozpięły się. Dosłownie wyrwał pilot z ręki męża i przełączył na kanał z dokumentami na temat zwierząt. Jego hormony to wszystko utrudniały. Nie chciał nawet spojrzeć na minę Louisa, przez jego dość dziecinne zachowanie.

- Cóż... Dzikie zwierzęta też są ciekawe - mruknął Louis, zbyt dobrze wyczuwał emocje swojego męża i rozumiał o co chodzi.

- Bardzo - odłożył pilota i odwrócił się do Louisa z czymś dziwnych w oczach - Moje - dłonią wtargnął pod koszulkę szatyna i przejechał po jego ciepłej klatce piersiowej.

- Cały twój kochanie, nikogo więcej - zapewniał, czując ciarki na całym ciele, kochał dotyk bruneta.

- I ma tak pozostać - ucałował materiał koszuli, w miejscu spod którego czuć było bicie serca Louisa.

- Kocham cię, maluszka tez kocham. Jesteście moją rodzinką i nie wymieniłbym was na nikogo innego - przeczesał palcami loki zielonookiego.

- Naszego synka - Harry uspokoił się całkowicie, poprawiając swoją pozycję na tę bardziej wygodną.

🐾🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro