20. Amelia została adoptowana
Koniec marca dalej dawał im nie zbyt dobrą pogodę, jednak zdecydowanie zaczynało robić się cieplej. Harry'emu udało się zorganizować spotkanie z Anne i Desmondem. Od rana latał po mieszkaniu, chcąc aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Louis w tym czasie jeszcze spał, na noc złapała go wena i nie wrócił do łóżka, dopóki nie wyczerpał jej. Harry próbował na niego jakoś wpłynąć. Zwłaszcza, że od kilku tygodni miał bliski kontakt ze swoimi rodzicami i chciał, aby ich spotkanie wyglądało dobrze.
Nie chciał, żeby cokolwiek zepsuło to dzień. Zwłaszcza, że organizacja jego i Louisa ślubu rwała zastraszająco szybko do przodu i nie chciał, aby któreś z jego rodziców nie przyszło na tak ważny dla niego dzień.
Od kilku tygodni nie był też w domu dziecka przez zapracowanie, ale ciągle miał w głowie Amelię. Miał nadzieję, że ta się dobrze trzymała i może łapała z kimś kontakt. Dziewczynka naprawdę zasługiwała na dobre życie i ta myśl pojawiała się w głowie omegi coraz częściej. To była krucha istotka, która potrzebowała domowego ciepła. Możliwe, że Harry trochę widział w niej siebie.
Dosłownie jakby mu ktoś czytał w myślach, zadzwonił jego telefon i zobaczył numer dyrektorki domu dziecka na ekranie. Sięgnął po urządzenie i bez namysłu odebrał. W końcu ta musiała mieć powód, żeby do niego dzwonić. Zwłaszcza, że prosił ją aby dzwoniła gdyby coś się działo.
- Halo? - wiedział, słysząc jakiś szmer.
- Dzień dobry Harry. Przeszkadzam ci? Czy możemy zamienić dwa zdania? - spytała kobieta - Prosiłeś, żebym informowała i jakiś zmianach, wiec poczułam się zobowiązana.
- Mam czas, mam - obiecał, odpowiadając na przywitanie i usiadł na krześle w kuchni - Coś się stało? Mam się martwić?
- Kiedy ciebie nie było u nas, pewne małżeństwo przychodziło odwiedzać dzieci. I spędzali dużo czasu z Amelią. Wszystkie procedury mieli już za sobą i dziś padła decyzja o adopcji, podpisali dokumenty i wzięli ją już ze sobą do domu - kobieta starała się delikatnie to opisać.
Coś ciężkiego osiadło na żołądku omegi, a uśmiech opadł na jego wargach. Amelia znalazła swój nowy dom i nie był on nim.
To jakby w niego uderzyło, w tym momencie, co naprawdę czuł do dziewczynki.
- J-Ja... To cudowne. Mam nadzieję, że są to naprawdę dobre osoby, ona jest tak delikatna - wychrząkał.
- Rodzina naprawdę porządna Harry, alfa zarabia na cała rodzine, a omega w domu ma czas na wychowywanie dziecka i zapewnienie mu opieki. Do tego maja dom pod Londynem. Dobre warunki dla szczenięcia. Wiem jak ważna dla ciebie była, podbiła ich serca swoim charakterem - wyjaśniła dyrektorka.
- Nie dziwię się... Ja, dziękuję za informację. Jestem naprawdę szczęśliwy z jej powodu - zagryzł niemalże boleśnie swoją dolną wargę. Dosłownie chwilę jeszcze porozmawiali, nim zakończyli rozmowę.
Kompletnie nie potrafił wrócić do swoich obowiązków, siedział na krześle w kuchni cały czas trzymając telefon w dłoni. Nie spodziewał się takiej wiadomości, nie dziś. Był świadomy, że jego myśli krzyczały aż, że jest samolubny w swoim myśleniu, jednak nie potrafił inaczej spojrzeć na sytuację. Za późno zrozumiał czym naprawdę była jego troska i dlaczego jego omega niemal wyła, widząc jak jakiś inny wilczek źle traktował inną istotkę.
Był tak głupi...
- Dzień dobry, wyspałem się i mogę funkcjonować normalnie. Tylko czułem jak wstajesz z łóżka, ale nie byłem w stanie nic więcej zrobić - przyznał się alfa, wchodząc do kuchni i przecierając swoją twarz.
Brunet zadrżał i uniósł wzrok na partnera.
- Amelia została adoptowana - powiedział tylko, wyciągając na przód dolną wargę.
- Oh, to dla jej dobra Harreh, źle znosiła dom dziecka - szatyn momentalnie kucnął koło narzeczonego i chwycił jego dłoń - Wiem, że się zżyliście.
- Chyba nawet za mocno Lou - zamrugał kilkukrotnie - Dopiero teraz to zrozumiałem, że mam do niej matczyne instynkty i dosłownie czuję się rozwalony emocjonalnie.
- Miałem tak wrażenie, ale nie chciałem za bardzo w to ingerować jakby wiesz... Nie znam się do końca na sprawach domu dziecka, adopcji... Jednak widziałem jak patrzysz na nią i jaka troska od ciebie biła - pocałował wierzch dłoni omegi.
Harry pociągnął nosem, starał się panować nad swoim wilkiem, ale było to cholernie ciężkie. To odkrycie sprawiło, że stał się emocjonalny.
- Nie mogę tego znieść w środku - szepnął.
- Musisz uwierzyć kochanie, że będzie jej dobrze w nowym domu, będzie szczęśliwa i da powód do dumy nowym rodzicom - wstał i pociągnął młodszego do góry, aby przyciągnąć go do swojej klatki piersiowej.
- Teraz tylko bardziej chcę naszego szczeniaka - mruknął w pierś Louisa, zaciskając dłonie na jego ciele.
- Wiesz, że po ślubie jedziemy w trasę. Nie chcę zostawiać cię samego w ciąży w Londynie - starał się uświadomić młodszego, mimo że patrząc na niego byłby w stanie dać mi co tylko chciał, byle zobaczyć jego uśmiech.
- Wiem, ale robię się stary i dopiero to odczuwam - w pewnym sensie nawiązał do ich wilczej historii.
Tam młodo miało się szczenięta, mężów. A taki wiek, w jakim był Styles, oznaczał nic dobrego dla samotnej omegi.
- Weźmiemy niedługo ślub, pojedziemy w trasę i potem postaramy się o szczenię tak? Ja wezmę sobie trochę wolnego od wydawania muzyki, poświęcę się tobie i naszemu dziecku w stu procentach.
- Mhm - zgodził się z mruknięciem, wdychając zapach Louisa - Mogę na to przystać kochanie. Dobrze, że tym razem będzie to mniejsza trasa.
🐾🐾🐾🐾
Desmond był tym, który przyjechał jako pierwszy. Nie zapomniał o kwiatach dla swojego syna oraz dodatkowo przywiózł butelkę wina. Miał też drugi bukiet, który podejrzewali, że był dla Anne. Nie było między nimi ciszy. Rozmawiali wesoło we trójkę, a Harry kończył obiad. Kiedy wszystko zostało położone na stole, dzwonek do drzwi mówił o przyjściu Anne.
- Ja otworzę - Louis się zaoferował i szybkim krokiem przeszedł do drzwi, gdzie wpuścił kobietę, witając się z nią krótkim uściskiem.
Przejął od niej małą torbę z prezentem i pomógł rozebrać się z wierzchnich rzeczy, nim weszli w głąb apartamentu.
Rodzice Harry'ego spotkali się pierwszy raz na przestrzeni tylu lat.
- Anne... - alfa wstał i poprawił swoją marynarkę, a następnie sięgnął pomnikowy kwiatów, przygotowany specjalnie dla niej.
- Des. Cześć, dużo lat minęło - kobieta uśmiechnęła się, podchodząc do byłego partnera - Nie sądziłam, że dzięki naszemu dziecku ponownie się spotkamy.
- To dość niespodziewane, jednak fantastyczne. Są dla ciebie - podał kobiecie bukiet - Wyglądasz naprawdę dobrze, mimo upływu lat, sądzę że poznałbym cię na ulicy.
- To miłe, dziękuję - przyjęła bukiet i spojrzała na młode narzeczeństwo - Mogę gdzieś wsadzić kwiatki, są za śliczne by zwiędły od razu.
- Wstawię je do wody - zaoferował Louis i przejął bukiet - Zapraszam do jadalni, Harry czeka z nakrytym stołem.
Przeszli do wymienionego pomieszczenia. Na początku wydawało się, że będzie ciężko... Ale nie mogło być to bardziej omylne.
Anne i Dan wyjaśniali sobie wszystko z przeszłości. Obwiniali się też, bo gdyby może więcej zrobili, to Harry wychowywałby się w normalnej rodzinie. Z nimi. Louis co raz ściskał lekko udo omegi, chcąc przypomnieć mu, że jest obok i wspiera go całym sobą. To było dobre uczucie, jeść obiad z rodziną narzeczonego, w końcu sam mógł poczuć tą atmosferę. Czas mijał, a im języki się nie zamykały. To był ogromny postęp w dobrą stronę. Zwłaszcza dla wewnętrznego dziecka, drzemiącego w brunecie.
🐾🐾🐾🐾
- Jestem kiepski w wybieraniu garnituru... - marudził Louis - Wiem, że ślubny to inna sprawa, ale poważnie to będzie męczarnia zarówno dla ciebie jak i da mnie.
- Może masz w tym troszkę racji miłości - zgodził się z partnerem, rozglądając się po ekskluzywnym sklepie, gdzie obsługa aż za dobrze wiedziała, jak traktować takich gości - Nie chcemy niczego okropnie ciasnego, prawda?
- Dokładnie i zero krawatów czy muszek - zaznaczył - Będziemy brać ślub na plaży, nie może być zbyt sztywno - zaśmiał się - Dopiero ci się oświadczałem.
- Poleciałbym nawet w inne standardy - wyznał Harry, mało przekonany do typu strojów, dotykając lekko dłonią jedną z bliskich propozycji.
- Co masz na myśli kochanie? - zainteresował się alfa, patrząc na swojego narzeczonego.
- Eleganckie spodnie, lekko przed kolano plus bardziej zwiewne koszule. Mamy bardzo dobre prognozy pogody, alfo - wyjaśnił mężczyźnie swoje spostrzeżenia.
- Podoba mi się ten pomysł. Spróbujmy coś takiego przymierzyć. To nasz ślub i musimy czuć się dobrze tego dnia - jego humor od razu się poprawił.
Harry musnął delikatnie policzek starszego wargami, nim weszli głębiej w sklep przez swoje poszuiwania.
- Za tydzień ślub Zayna i Nialla, a wciąż nie mamy dla nich prezentu - przypomniał.
- Ciężko się z czymś wstrzelić, próbowałem podejść jakoś Zayna, ale nic mi nie podpowiedział - westchnął i zaczął przekładać kolejne spodnie na wieszakach.
- Ja myślałem coś o wyjeździe tygodniowym, gdzieś na jachcie. Niall mi się skarżył, że Zayn przez to wszystko nie może wziąć go na miesiąc miodowy - przypomniał sobie - Ale to dość duży wydatek...
- W takim razie mamy plan, wyślemy ich na małe wakacje. - skinął Louis - Skontaktuje się z moją znajomą, która ma biuro podróży. Na pewno coś zorganizuje fajnego.
- Tylko w takim razie musimy dobrać odpowiedni czas, żeby nie mieszało się to z pracą. A wiem, że masz z nim kompatybilny kalendarz... - złapał za czarną, prześwitującą lekko koszulę i przyłożył do ciała swojego narzeczonego - Pięknie. Będzie prześwitywać leciutko twoje tatuaże.
- Jest całkiem ładna. Jest podobna biała, będziesz dobrze w niej wyglądał. - zasugerował Tomlinson. - Wrzucę im wycieczkę zgodnie z kalendarzem, żeby nic się nie nakładało.
Harry sięgnął po białą koszulę i wydął dolną wargę, widząc że są same za duże rozmiary, a bardzo mu się ona podobała.
- Cóż. Będę miał sukienkę - wzruszył ramionami.
- Panna młoda z prawdziwego zdarzenia? W białej sukni? - droczył się szatyn - Biel to kolor czystości, coś tu chyba nie do końca pasuje - poruszył brwiami.
Harry zmroził wzrokiem swojego narzeczonego, marszcząc przy tym uroczo nosek.
- Jeszcze nie dotknąłeś mnie w czasie gorączki... - znalazł mały haczyk, wiedząc jakie to ważne w wilczym związku.
- To akurat prawda - potwierdził - Ale to kwestia twoich tabletek. W innym wypadku sprawy miałyby się inaczej - alfa wziął z wieszaka spodnie - Czarne chyba będą w porządku? Nie widzę się w innych przy tej koszuli.
- Będą nawet bardziej niż w porządku - uśmiechnął się, dotykając dobrej jakości materiał - A co do gorączki, jakoś o tym nie rozmawialiśmy.
- Ciągle byliśmy zajęci i trasa. Ja nie chciałem też, żebyś miał gorączkę przy teamie, są w nim alfy - przypomniał młodszemu - Sam wstrzymuje ruję przecież.
- Masz rację, bez połączenia i dostać gorączkę to spore niebezpieczeństwo - spojrzał na Louisa - Wystarczy mi już na całe życie natrętnych alf.
- Ja będę tylko natrętnym alfą dla ciebie - pochylił się i pocałował krótko młodszego - Po trasie wszystko sobie odbijemy. Nasze wilki pójdą na całość.
- W końcu szczenię ma z teg wyjść - szepnął, a jego twarz rozpromieniała. Brunet złapał jakieś pasujące do swojej długiej koszuli spodnie, w odrobinę brudnym białym kolorze.
Przeszli do przymierzalni, gdzie szybko włożyli na siebie ubrania, aby sprawdzić jak leżą oraz czy będą dobrze się w nich czuć. O dziwo czuli się lepiej niż się spodziewali. Wyszli zadowoleni ze sklepu, gdzie ich torby zabrał czekający na nich ochroniarz. Harry trzymał mocno dłoń alfy, zaraz okiem łapiąc dość znajomy szyld.
- Louuuu - jęknął, zwalniając odrobinę ich ruchy.
- Co jest? Widzę ten wzrok co wymyśliłeś? - zatrzymał się szatyn i skupił wzrok na narzeczonym - Dalej Harreh. O co chodzi?
- Chcę wejść do Victoria Secret - ruchem głowy wskazał na dany sklep, jego oczy błyszczały.
Obaj wiedzieli, że chodzi o wspólną noc poślubną.
- Mam iść z tobą czy wolisz sam? - oblizał wargi, na samą myśl jakieś seksownej bielizny w której Harry zawsze wyglada bardzo dobrze.
- Możesz wejść. Może znajdziemy coś więcej - jego kolekcja odrobinę się pomniejszyła, odkąd z Louisem nie potrafili trzymać rąk z dala od siebie.
Weszli do sklepu, który miał charakterystyczny styl, otaczało ich dużo różowego koloru oraz błyszczące elementy. Louis właściwie nigdy nie był w takim sklepie, jego wzrok nie był w stanie skupić się na jednej rzeczy. Brunet puścił dłoń szatyna, czując się jak ryba w wodzie. Nie mógł się oprzeć i wybrał sobie prześwitujący, biały szafroczek, który nawet nie zakrywał do końca jego tyłka. Odnalazł też idealną ślubną bieliznę, która po prostu sama sobą mocno kusiła. Louis wyprzedził też Harry'ego i przyłożył swoją kartę do czytnika, zanim młodszy w ogóle wyciągnął portfel. Kobiety na kasie chichotały, jedna z nich wyraźnie ich poznała.
- Nie dość, że wziąłeś dodatkową bieliznę, to zapłaciłeś - marudził Styles, podążając za Louisem do wyjścia.
- Wiesz, że to dla mnie nie problem - machnął dłonią Louis - To przyjemność dla nas obu, uwielbiam patrzeć jak leży na tobie ta bielizna.
- Ale mimo to mogłem zapłacić, we wcześniejszym sklepie też mnie wyprzedziłeś - fukął niezadowolony, pozwalając na to, żeby Louis go objął
- No już nie bocz się tak na mnie. Przecież wiesz, że kasa to dla mnie nie problem - przypomniał brunetowi - Jestem za to głodny i jeśli bardzo chcesz, możesz zapłacić za coś dobrego do jedzenia.
- No dobrze - uśmiechnął się lekko, układając głowę na jego ramieniu - Gdzie jest Paul? - dopytał, nie mogąc znaleźć wzrokiem ochroniarza.
- Chwila... - spojrzał na telefon - Przestawił się na parking za budynkiem, bo za duży ruch tutaj był, a do tego fanki go poznały i zaczęły czatować.
- Nie dobrze - zadrżał na samą myśl o dużym tłoku zrobionym przez fanki - Gdzie pojedziemy zjeść? - dopytał, kierując się do windy.
- Mam ochotę na burgera, co ty na to? - zaoferował - Nic wymyślnego, chce dobrze napełnić żołądek bez zabawy w czekanie i jedzenie porządnie.
- Czyli Paul pojedzie pod jakiś fast food, a my nie będziemy mieli strachu przed tłokiem - rozpromienił się, naciskając piętro minus jeden.
- Tak, na spokojnie. Nie mam dziś ochoty na zabawę w autografy i zdjęcia. Mamy dzień dla siebie i tak powinno zostać - postanowił - Wrócimy sobie do domu i będziemy mogli poleżeć sobie.
- Brzmi perfekcyjnie - wyszczerzył się.
Do ślubu przyjaciół został krótki czas, a do ich lekko dwa miesiące. Zapowiadały się szalone dni.
🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro