Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Amelia została adoptowana



Koniec marca dalej dawał im nie zbyt dobrą pogodę, jednak zdecydowanie zaczynało robić się cieplej. Harry'emu udało się zorganizować spotkanie z Anne i Desmondem. Od rana latał po mieszkaniu, chcąc aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Louis w tym czasie jeszcze spał, na noc złapała go wena i nie wrócił do łóżka, dopóki nie wyczerpał jej. Harry próbował na niego jakoś wpłynąć. Zwłaszcza, że od kilku tygodni miał bliski kontakt ze swoimi rodzicami i chciał, aby ich spotkanie wyglądało dobrze.

Nie chciał, żeby cokolwiek zepsuło to dzień. Zwłaszcza, że organizacja jego i Louisa ślubu  rwała zastraszająco szybko do przodu i nie chciał, aby któreś z jego rodziców nie przyszło na tak ważny dla niego dzień.

Od kilku tygodni nie był też w domu dziecka przez zapracowanie, ale ciągle miał w głowie Amelię. Miał nadzieję, że ta się dobrze trzymała i może łapała z kimś kontakt. Dziewczynka naprawdę zasługiwała na dobre życie i ta myśl pojawiała się w głowie omegi coraz częściej. To była krucha istotka, która potrzebowała domowego ciepła. Możliwe, że Harry trochę widział w niej siebie.

Dosłownie jakby mu ktoś czytał w myślach, zadzwonił jego telefon i zobaczył numer dyrektorki domu dziecka na ekranie. Sięgnął po urządzenie i bez namysłu odebrał. W końcu ta musiała mieć powód, żeby do niego dzwonić. Zwłaszcza, że prosił ją aby dzwoniła gdyby coś się działo.

- Halo? - wiedział, słysząc jakiś szmer.

- Dzień dobry Harry. Przeszkadzam ci? Czy możemy zamienić dwa zdania? - spytała kobieta - Prosiłeś, żebym informowała i jakiś zmianach, wiec poczułam się zobowiązana.

- Mam czas, mam - obiecał, odpowiadając na przywitanie i usiadł na krześle w kuchni - Coś się stało? Mam się martwić?

- Kiedy ciebie nie było u nas, pewne małżeństwo przychodziło odwiedzać dzieci. I spędzali dużo czasu z Amelią. Wszystkie procedury mieli już za sobą i dziś padła decyzja o adopcji, podpisali dokumenty i wzięli ją już ze sobą do domu - kobieta starała się delikatnie to opisać.

Coś ciężkiego osiadło na żołądku omegi, a uśmiech opadł na jego wargach. Amelia znalazła swój nowy dom i nie był on nim.

To jakby w niego uderzyło, w tym momencie, co naprawdę czuł do dziewczynki.

- J-Ja... To cudowne. Mam nadzieję, że są to naprawdę dobre osoby, ona jest tak delikatna - wychrząkał.

- Rodzina naprawdę porządna Harry, alfa zarabia na cała rodzine, a omega w domu ma czas na wychowywanie dziecka i zapewnienie mu opieki. Do tego maja dom pod Londynem. Dobre warunki dla szczenięcia. Wiem jak ważna dla ciebie była, podbiła ich serca swoim charakterem - wyjaśniła dyrektorka.

- Nie dziwię się... Ja, dziękuję za informację. Jestem naprawdę szczęśliwy z jej powodu - zagryzł niemalże boleśnie swoją dolną wargę. Dosłownie chwilę jeszcze porozmawiali, nim zakończyli rozmowę.

Kompletnie nie potrafił wrócić do swoich obowiązków, siedział na krześle w kuchni cały czas trzymając telefon w dłoni. Nie spodziewał się takiej wiadomości, nie dziś. Był świadomy, że jego myśli krzyczały aż, że jest samolubny w swoim myśleniu, jednak nie potrafił inaczej spojrzeć na sytuację. Za późno zrozumiał czym naprawdę była jego troska i dlaczego jego omega niemal wyła, widząc jak jakiś inny wilczek źle traktował inną istotkę.

Był tak głupi...

- Dzień dobry, wyspałem się i mogę funkcjonować normalnie. Tylko czułem jak wstajesz z łóżka, ale nie byłem w stanie nic więcej zrobić - przyznał się alfa, wchodząc do kuchni i przecierając swoją twarz.

Brunet zadrżał i uniósł wzrok na partnera.

- Amelia została adoptowana - powiedział tylko, wyciągając na przód dolną wargę.

- Oh, to dla jej dobra Harreh, źle znosiła dom dziecka - szatyn momentalnie kucnął koło narzeczonego i chwycił jego dłoń - Wiem, że się zżyliście.

- Chyba nawet za mocno Lou - zamrugał kilkukrotnie - Dopiero teraz to zrozumiałem, że mam do niej matczyne instynkty i dosłownie czuję się rozwalony emocjonalnie.

- Miałem tak wrażenie, ale nie chciałem za bardzo w to ingerować jakby wiesz... Nie znam się do końca na sprawach domu dziecka, adopcji... Jednak widziałem jak patrzysz na nią i jaka troska od ciebie biła - pocałował wierzch dłoni omegi.

Harry pociągnął nosem, starał się panować nad swoim wilkiem, ale było to cholernie ciężkie. To odkrycie sprawiło, że stał się emocjonalny.

- Nie mogę tego znieść w środku - szepnął.

- Musisz uwierzyć kochanie, że będzie jej dobrze w nowym domu, będzie szczęśliwa i da powód do dumy nowym rodzicom - wstał i pociągnął młodszego do góry, aby przyciągnąć go do swojej klatki piersiowej.

- Teraz tylko bardziej chcę naszego szczeniaka - mruknął w pierś Louisa, zaciskając dłonie na jego ciele.

- Wiesz, że po ślubie jedziemy w trasę. Nie chcę zostawiać cię samego w ciąży w Londynie - starał się uświadomić młodszego, mimo że patrząc na niego byłby w stanie dać mi co tylko chciał, byle zobaczyć jego uśmiech.

- Wiem, ale robię się stary i dopiero to odczuwam - w pewnym sensie nawiązał do ich wilczej historii.

Tam młodo miało się szczenięta, mężów. A taki wiek, w jakim był Styles, oznaczał nic dobrego dla samotnej omegi.

- Weźmiemy niedługo ślub, pojedziemy w trasę i potem postaramy się o szczenię tak? Ja wezmę sobie trochę wolnego od wydawania muzyki, poświęcę się tobie i naszemu dziecku w stu procentach.

- Mhm - zgodził się z mruknięciem, wdychając zapach Louisa - Mogę na to przystać kochanie. Dobrze, że tym razem będzie to mniejsza trasa.

🐾🐾🐾🐾

Desmond był tym, który przyjechał jako pierwszy. Nie zapomniał o kwiatach dla swojego syna oraz dodatkowo przywiózł butelkę wina. Miał też drugi bukiet, który podejrzewali, że był dla Anne. Nie było między nimi ciszy. Rozmawiali wesoło we trójkę, a Harry kończył obiad. Kiedy wszystko zostało położone na stole, dzwonek do drzwi mówił o przyjściu Anne.

- Ja otworzę - Louis się zaoferował i szybkim krokiem przeszedł do drzwi, gdzie wpuścił kobietę, witając się z nią krótkim uściskiem.

Przejął od niej małą torbę z prezentem i pomógł rozebrać się z wierzchnich rzeczy, nim weszli w głąb apartamentu.

Rodzice Harry'ego spotkali się pierwszy raz na przestrzeni tylu lat.

- Anne... - alfa wstał i poprawił swoją marynarkę, a następnie sięgnął pomnikowy kwiatów, przygotowany specjalnie dla niej.

- Des. Cześć, dużo lat minęło - kobieta uśmiechnęła się, podchodząc do byłego partnera - Nie sądziłam, że dzięki naszemu dziecku ponownie się spotkamy.

- To dość niespodziewane, jednak fantastyczne. Są dla ciebie - podał kobiecie bukiet - Wyglądasz naprawdę dobrze, mimo upływu lat, sądzę że poznałbym cię na ulicy.

- To miłe, dziękuję - przyjęła bukiet i spojrzała na młode narzeczeństwo - Mogę gdzieś wsadzić kwiatki, są za śliczne by zwiędły od razu.

- Wstawię je do wody - zaoferował Louis i przejął bukiet - Zapraszam do jadalni, Harry czeka z nakrytym stołem.

Przeszli do wymienionego pomieszczenia. Na początku wydawało się, że będzie ciężko... Ale nie mogło być to bardziej omylne.

Anne i Dan wyjaśniali sobie wszystko z przeszłości. Obwiniali się też, bo gdyby może więcej zrobili, to Harry wychowywałby się w normalnej rodzinie. Z nimi. Louis co raz ściskał lekko udo omegi, chcąc przypomnieć mu, że jest obok i wspiera go całym sobą. To było dobre uczucie, jeść obiad z rodziną narzeczonego, w końcu sam mógł poczuć tą atmosferę. Czas mijał, a im języki się nie zamykały. To był ogromny postęp w dobrą stronę. Zwłaszcza dla wewnętrznego dziecka, drzemiącego w brunecie.

🐾🐾🐾🐾

- Jestem kiepski w wybieraniu garnituru... - marudził Louis - Wiem, że ślubny to inna sprawa, ale poważnie to będzie męczarnia zarówno dla ciebie jak i da mnie.

- Może masz w tym troszkę racji miłości - zgodził się z partnerem, rozglądając się po ekskluzywnym sklepie, gdzie obsługa aż za dobrze wiedziała, jak traktować takich gości - Nie chcemy niczego okropnie ciasnego, prawda?

- Dokładnie i zero krawatów czy muszek - zaznaczył - Będziemy brać ślub na plaży, nie może być zbyt sztywno - zaśmiał się - Dopiero ci się oświadczałem.

- Poleciałbym nawet w inne standardy - wyznał Harry, mało przekonany do typu strojów, dotykając lekko dłonią jedną z bliskich propozycji.

- Co masz na myśli kochanie? - zainteresował się alfa, patrząc na swojego narzeczonego.

- Eleganckie spodnie, lekko przed kolano plus bardziej zwiewne koszule. Mamy bardzo dobre prognozy pogody, alfo - wyjaśnił mężczyźnie swoje spostrzeżenia.

- Podoba mi się ten pomysł. Spróbujmy coś takiego przymierzyć. To nasz ślub i musimy czuć się dobrze tego dnia - jego humor od razu się poprawił.

Harry musnął delikatnie policzek starszego wargami, nim weszli głębiej w sklep przez swoje poszuiwania.

- Za tydzień ślub Zayna i Nialla, a wciąż nie mamy dla nich prezentu - przypomniał.

- Ciężko się z czymś wstrzelić, próbowałem podejść jakoś Zayna, ale nic mi nie podpowiedział - westchnął i zaczął przekładać kolejne spodnie na wieszakach.

- Ja myślałem coś o wyjeździe tygodniowym, gdzieś na jachcie. Niall mi się skarżył, że Zayn przez to wszystko nie może wziąć go na miesiąc miodowy - przypomniał sobie - Ale to dość duży wydatek...

- W takim razie mamy plan, wyślemy ich na małe wakacje. - skinął Louis - Skontaktuje się z moją znajomą, która ma biuro podróży. Na pewno coś zorganizuje fajnego.

- Tylko w takim razie musimy dobrać odpowiedni czas, żeby nie mieszało się to z pracą. A wiem, że masz z nim kompatybilny kalendarz... - złapał za czarną, prześwitującą lekko koszulę i przyłożył do ciała swojego narzeczonego - Pięknie. Będzie prześwitywać leciutko twoje tatuaże.

- Jest całkiem ładna. Jest podobna biała, będziesz dobrze w niej wyglądał. - zasugerował Tomlinson. - Wrzucę im wycieczkę zgodnie z kalendarzem, żeby nic się nie nakładało.

Harry sięgnął po białą koszulę i wydął dolną wargę, widząc że są same za duże rozmiary, a bardzo mu się ona podobała.

- Cóż. Będę miał sukienkę - wzruszył ramionami.

- Panna młoda z prawdziwego zdarzenia? W białej sukni? - droczył się szatyn - Biel to kolor czystości, coś tu chyba nie do końca pasuje - poruszył brwiami.

Harry zmroził wzrokiem swojego narzeczonego, marszcząc przy tym uroczo nosek.

- Jeszcze nie dotknąłeś mnie w czasie gorączki... - znalazł mały haczyk, wiedząc jakie to ważne w wilczym związku.

- To akurat prawda - potwierdził - Ale to kwestia twoich tabletek. W innym wypadku sprawy miałyby się inaczej - alfa wziął z wieszaka spodnie - Czarne chyba będą w porządku? Nie widzę się w innych przy tej koszuli.

- Będą nawet bardziej niż w porządku - uśmiechnął się, dotykając dobrej jakości materiał - A co do gorączki, jakoś o tym nie rozmawialiśmy.

- Ciągle byliśmy zajęci i trasa. Ja nie chciałem też, żebyś miał gorączkę przy teamie, są w nim alfy - przypomniał młodszemu - Sam wstrzymuje ruję przecież.

- Masz rację, bez połączenia i dostać gorączkę to spore niebezpieczeństwo - spojrzał na Louisa - Wystarczy mi już na całe życie natrętnych alf.

- Ja będę tylko natrętnym alfą dla ciebie - pochylił się i pocałował krótko młodszego - Po trasie wszystko sobie odbijemy. Nasze wilki pójdą na całość.

- W końcu szczenię ma z teg wyjść - szepnął, a jego twarz rozpromieniała. Brunet złapał jakieś pasujące do swojej długiej koszuli spodnie, w odrobinę brudnym białym kolorze.

Przeszli do przymierzalni, gdzie szybko włożyli na siebie ubrania, aby sprawdzić jak leżą oraz czy będą dobrze się w nich czuć. O dziwo czuli się lepiej niż się spodziewali. Wyszli zadowoleni ze sklepu, gdzie ich torby zabrał czekający na nich ochroniarz. Harry trzymał mocno dłoń alfy, zaraz okiem łapiąc dość znajomy szyld.

- Louuuu - jęknął, zwalniając odrobinę ich ruchy.

- Co jest? Widzę ten wzrok co wymyśliłeś? - zatrzymał się szatyn i skupił wzrok na narzeczonym - Dalej Harreh. O co chodzi?

- Chcę wejść do Victoria Secret - ruchem głowy wskazał na dany sklep, jego oczy błyszczały.

Obaj wiedzieli, że chodzi o wspólną noc poślubną.

- Mam iść z tobą czy wolisz sam? - oblizał wargi, na samą myśl jakieś seksownej bielizny w której Harry zawsze wyglada bardzo dobrze.

- Możesz wejść. Może znajdziemy coś więcej - jego kolekcja odrobinę się pomniejszyła, odkąd z Louisem nie potrafili trzymać rąk z dala od siebie.

Weszli do sklepu, który miał charakterystyczny styl, otaczało ich dużo różowego koloru oraz błyszczące elementy. Louis właściwie nigdy nie był w takim sklepie, jego wzrok nie był w stanie skupić się na jednej rzeczy. Brunet puścił dłoń szatyna, czując się jak ryba w wodzie. Nie mógł się oprzeć i wybrał sobie prześwitujący, biały szafroczek, który nawet nie zakrywał do końca jego tyłka. Odnalazł też idealną ślubną bieliznę, która po prostu sama sobą mocno kusiła. Louis wyprzedził też Harry'ego i przyłożył swoją kartę do czytnika, zanim młodszy w ogóle wyciągnął portfel. Kobiety na kasie chichotały, jedna z nich wyraźnie ich poznała.

- Nie dość, że wziąłeś dodatkową bieliznę, to zapłaciłeś - marudził Styles, podążając za Louisem do wyjścia.

- Wiesz, że to dla mnie nie problem - machnął dłonią Louis - To przyjemność dla nas obu, uwielbiam patrzeć jak leży na tobie ta bielizna.

- Ale mimo to mogłem zapłacić, we wcześniejszym sklepie też mnie wyprzedziłeś - fukął niezadowolony, pozwalając na to, żeby Louis go objął

- No już nie bocz się tak na mnie. Przecież wiesz, że kasa to dla mnie nie problem - przypomniał brunetowi - Jestem za to głodny i jeśli bardzo chcesz, możesz zapłacić za coś dobrego do jedzenia.

- No dobrze - uśmiechnął się lekko, układając głowę na jego ramieniu - Gdzie jest Paul? - dopytał, nie mogąc znaleźć wzrokiem ochroniarza.

- Chwila... - spojrzał na telefon - Przestawił się na parking za budynkiem, bo za duży ruch tutaj był, a do tego fanki go poznały i zaczęły czatować.

- Nie dobrze - zadrżał na samą myśl o dużym tłoku zrobionym przez fanki - Gdzie pojedziemy zjeść? - dopytał, kierując się do windy.

- Mam ochotę na burgera, co ty na to? - zaoferował - Nic wymyślnego, chce dobrze napełnić żołądek bez zabawy w czekanie i jedzenie porządnie.

- Czyli Paul pojedzie pod jakiś fast food, a my nie będziemy mieli strachu przed tłokiem - rozpromienił się, naciskając piętro minus jeden.

- Tak, na spokojnie. Nie mam dziś ochoty na zabawę w autografy i zdjęcia. Mamy dzień dla siebie i tak powinno zostać - postanowił - Wrócimy sobie do domu i będziemy mogli poleżeć sobie.

- Brzmi perfekcyjnie - wyszczerzył się.

Do ślubu przyjaciół został krótki czas, a do ich lekko dwa miesiące. Zapowiadały się szalone dni.

🐾🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro