19. Widzieliśmy, że macie gości.
Ola: Zapraszamy na mały rollercoaster 👀
Karo: No tego nie ma mowy, że się spodziewaliście 😈
Louis zadowolony prowadził auto prosto w stronę domu Zayna, był dosłownie podekscytowany. Harry kręcił głową na zachowanie narzeczonego, który dosłownie cieszył się jak dziecko, które miało dostać cukierka. Śmiał się jednak sam czuł poddenerwowanie w środku, bo miał zobaczyć dom, który miał zostać ich azylem.
- Tęskne za Amelią, wiesz - postanowił jakoś zagadać się z alfą, żeby nie myśleć za dużo. Nie chciał wyobrażać sobie niewiadomo czego.
Nigdy nie wiesz, jakie będą realia. Równie dobrze, może się zawieść na guście Louisa.
- Byliśmy nie tak dawno w domu dziecka, a przecież możesz ją odwiedzać - odpalał alfa będąc skupionym na drodze - Nie mamy tam aż tak daleko od naszego apartamentu.
- Ja wiem, ale ten mały aniołek... Ona jest wyjątkowym szczeniakiem i boli mnie to, jak dzieciaki w sierocińcu ją odtrącają - sam pamiętał, jakie to uczucie jest okropne. Nie wiesz dlaczego ludzie tao cię nie lubią.
- Niestety nie wychowamy wszystkich dzieciaków Harry, słyszałem że niektóre potrafią być naprawdę brutalne przez przeszłość jaką miały - skrzywił się na samą myśl, ponieważ nikt nie zasługiwał na krzywdę.
Harry pozostawił ten temat, widząc że właśnie dojechali pod posesję Zayna, który miał klucz od domu. W końcu to on załatwiał "odświeżenie".
Wysiedli z pojazdu i prędko ruszyli za bramkę, która była otwarta.
- Mają gości - skomentował Harry, wskazując na dodatkowy samochód stojący na podjeździe.
- Weźmiemy klucze i od razu się zmywamy, Zayn je ma, bo zostały wymienione drzwi na bardziej solidnie i domontowany alarm oraz połączony z bramą na pilota - wyjaśnił - Nie będziemy im przeszkadzać.
Przeszli prosto do drzwi i Louis nacisnął dzwonek.
- Masz rację, ostre zabezpieczenia kochanie. Już dbasz o swoją przyszłą rodzinę - pochwalił go, całując policzek mężczyzny.
- Harry, Louis. Cześć, wejdźcie. Mam klucze w sypialni - Zayn zaprosił parę do środka, skąd dobiegały inne głosy.
- Cześć, nie będziemy przeszkadzać. Bierzemy klucze i zmywamy się, chce pokazać Harry'emu dom - wyjaśnił niebieskooki - Widzieliśmy, że macie gości.
- Rodzice Nialla - potwierdził - Nalegam, nie będziecie stali na zimnie - wskazał, żeby weszli do środka - Możecie przecież poczekać na korytarzu. Nikt was nie zje.
- Czy ja słyszę Lou? Hazza jest z nim?! - głos Horana się wybił i omega niemal od razu była na korytarzu.
- Zgadza się, to właśnie my - Louis potwierdził, omegi złapały naprawdę dobry kontakt po takim czasie rozstania i dosłownie wariowały na możliwość spotkania.
- Nini! - zielonooki rozłożył ręce i nie mogło obyć się bez uścisku.
Blondyn wpadł w ramiona swojego przyjaciela i cóż, alfy mogły tylko czuć się zazdrosne przez długość uścisku przyjaciół.
- Idę po te klucze - Zayn wskazał na schody prowadzące na górę, skąd dochodził męski głos. Ojca Nialla.
- Może pójdę z tobą, oni raczej szybko się od siebie nie odkleją - zaśmiał się Tomlinson i zrobił krok w stronę swojego managera.
Mimo wszystko cieszył się, że Harry ma przyjaciela, któremu może zaufać.
- Nie przesadzaj kochanie - Harry był zawsze czujny - To nie tak, że twój dom nam ucieknie - droczył się, pozwalając alfom odjeść - Jak tam Nini? Coraz bliżej ślubu, ja wciąż z Lou nie mam niczego ogarniętego do naszego...
- Masz faceta ze znajomościami, nawet jakbyście mieli pobrać się za tydzień to byście wszystko załatwili. My właśnie dopinamy z rodzicami ostatnie szczegóły, to będzie wyjątkowe i nie mogę się doczekać, aż powiem tak - jego oczy naprawdę błyszczały.
- Może masz troszkę racji - puścił całkowicie blondyna - Tylko mam nadzieję, że o starym przyjacielu nie zapomnisz - pogroził palcem Niallowi.
- Nigdy! Nie ma takiej opcji - pokręcił głową - Może poznasz moich rodziców? Końcu przyjaciele to jak rodzina, na ślubie będziecie, dobrze mieć znajome twarze.
- Śpieszymy się dość z Louisem - zagryzł dolną wargę - Ale... - przerwał, przez idącą do nich brunetkę.
Kobieta z uśmiechem do nich szła, zaraz kładąc swoją dłoń na biodrze Horana.
- Właśnie, to moja mama Anne, mamo to mój przyjaciel z sierocińca, Harry - omega szeroko się uśmiechając, przedstawiła ich sobie.
- Dzień dobry, miło poznać osobę, która zaopiekowala się Nini - brunet wyciągnął dłoń do przodu, lekko schylając się w stronę kobiety.
- Oh, to ten chło... - nagle przerwała patrząc na Harry'ego jakby conajmniej zobaczyła ducha - J-ja przepraszam za pytanie, ale skąd masz tą wsuwkę w kształcie motyla?
Przez chwile panowała dziwna cisza między nimi, a Anne wyraźnie oczekiwała na odpowiedz ze strony bruneta. Harry przyłożył dłoń do niej i uśmiechnął się smutno. Mimo, że nie rozumiał jej zachowania, chętnie odpowiedział na to pytanie.
- Myślę, że to jedyna z rzeczy po mojej mamie, ale nie jestem tego pewien. Wiem, że z tym mnie przyjęli do sierocińca, proszę pani.
- Więc masz ją jakby od zawsze? - upewniła się na co dostała skinięcie - Chyba musimy usiąść i bardziej porozmawiać, to nie jest rozmowa na chwilkę, a raczej na porządny kawałek czasu.
- Przepraszam, ale nie mogę - mimo, że czuł się zaintrygowany, to musiał się trzymać tego co zaplanowali z alfą - Mamy plany z narzeczonym - uniósł wzrok i uśmiechnął się czule na widok Louisa, schodzącego na dół w towarzystwie Zayna.
- To jest naprawdę ważne, poprosisz narzeczonego, abyście mogli je przełożyć? Chociaż dajcie mi chwile, potem sam zdecydujesz, co chcesz robić... - kobieta czuła na sobie niezrozumiały wzrok Nialla, ale musiała działać zgodnie ze swoim sercem.
- Mamo, dziwne się zachowujesz... - skomentował chłopak.
- Mam klucze, możemy jechać do naszego nowego azylu - Louis pomachał małym pęczkiem i objął Harry'ego - Och, dzień dobry. Musi być pani mamą Nialla. Jestem Louis Tomlinson, a to mój narzeczony Harry Styles.
- Teraz to naprawdę ważne... - Anne była wręcz zdesperowana - Louis, mam bardzo ważna sprawę do Harry'ego. Wiem że macie plany, ale siądźcie ze mną i porozmawiajcie. To naprawdę ważne. Myśle, że to może wywrócić nasze życia do góry nogami.
- Och... Skoro tak pani stawia sytuację, to możemy mieć chwilę. Tylko mamy troszkę do przejechania, więc nie za dużo czasu - zmarszczył brwi, patrząc to na Harry'ego to na kobietę.
Byli dziwnie... Podobni.
- Może wejdźmy do salonu - zaproponował Niall i tak zrobili - Ja naprawdę nie wiem co tu się dzieje - szepnął na ucho do Zayna.
- Może to zabrzmieć dziwnie, ale... Jestem twoją biologiczna matką Harry... - wyrzuciła z siebie, mając łzy w oczach - Spinka którą masz we włosach to pamiątka po mojej babci i twojej prababci. Nie mogę uwierzyć, że siedzisz tu przede mną.
Bruneta dosłownie zmroziło, zaraz złapał dłoń swojego narzeczonego. Uśmiech zmalał na twarzy omegi, a oczy straciły blask.
- To musi być zbieg okoliczności, pani Anne - pokręcił głową - Niemiły zbieg okoliczności.
- Mamo - Niall zszokowany przyłożył dłoń do ust. Nie wiedział o przeszłości kobiety.
- Twoim ojcem jest Desmond Styles, mój chłopak ze szkoły średniej i niestety nie ma pojęcia, że ma syna. Jego rodzice przeprowadzili się i zabrali go ze sobą, stwierdzili że nasz związek był i tak słaby i do tego nastoletni, więc to nie zrobi nam różnicy. Ja nie wiedziałam jeszcze, że jesteśmy w ciąży wtedy - otarła policzki.
- Nie mogę tego słuchać... - Harry zaczął drżeć, chciał wstać, ale Louis go powstrzymał, czując że to nie jest koniec - Oddałaś mnie, ale zaadoptowałś później inne dziecko. Jak okropnym trzeba być?!
- To nie tak Harry, nie miałam możliwości decydowania o tobie - kolejna fala łez przyszła do niej - Miałam ledwo szesnaście lat, kiedy cię urodziłam. Ja i Des nie byliśmy małżeństwem, wiec w obliczu prawa nie mogłam pełnić roli rodzica, moja mama została wpisana jako prawny opiekun - kobieta przyjęła chusteczkę od Nialla - Stwierdziła, że nie dam rady sobie z tobą, tym bardziej bez Desmonda, ona zdecydowała o oddaniu cię do domu dziecka. Zrobiła to, kiedy spałam. Nie chciała mi powiedzieć, gdzie oddała cię. Tą spinką zawsze spinałam twój kocyk. Dzwoniłam po domach dziecka, ale nie udzielają informacji obcym, tym bardziej że moja matka zrzekła się w pełni praw rodzicielskich do ciebie.
- Nie mogę tego słuchać, nie mogę - Harry zaczął otwarcie płakać, zasłaniając dłońmi swoje uszy - Nie chcę...
- Co tu się dzieje, kochanie dlaczego płaczesz - do salonu wszedł Bobby.
- Kochanie - Anne spojrzała na męża - On zna tą historię, wie o tym wszystko - pociągnęła nosem - To jest Harry, ten Harry od Desa. Był w tym samym domu dziecka z którego wzięliśmy Nialla.
- Twój syn - zrozumiał od razu i usiadł przy swojej żonie, kładąc dłoń na jej udzie - Nie wierzę, co za zbieg okoliczności.
Harry gwałtownie wstał i bez słowa wybiegł z domu Malika. Nie mógł tego wytrzymać. To go tłamsiło.
- Ja przepraszam, muszę za narzeczonym - zdezorientowany Louis, poderwał się z miejsca i wybiegł za omegą.
Sam był w szoku, ten dzień miał się potoczyć zupełnie inaczej, a życie przyniosło im kolejną niespodziankę. Harry zapłakany czekał na niego przy samochodzie. Na pierwszy rzut oka było widać, jak jego ciało się trzęsło. Wsówka zniknęła z jego pięknych loków.
- Harreh - Louis dosłownie podbiegł do młodszego i objął go, wiedział że jego zapach chociaż trochę da mu poczucie bezpieczeństwa.
- Niech to będzie snem - poprosił cicho, rozpaczliwie ściskając dłonie w piąstki na kurtce alfy - Proszę, niech to będzie snem.
- Shhh... Jestem przy tobie kochanie. Dla nas wszystkich to szok. Dla jednych większy, dla innych mniejszy - pocierał plecy narzeczonego.
Omega pociągała nosem. Harry potrzebował chwili dla siebie. Na uspokojenie. Dopiero jakiś czas później odsunął się od partnera na długość ramion.
- Proszę cię, jedźmy stąd. Nie chcę tu być, Lou - złapał za klamkę.
Alfa od razu chwycił za kluczyki i odblokował pojazd. Sam okrążył auto i zajął miejsce kierowcy.
- Apartament czy dalej chcesz jechać zobaczyć dom? - spytał niepewnie alfa.
- Chcę zobaczyć dom - opowiedział po chwili - I jeśli możemy, to zostać tam na chwilę - zapiął swoje pasy, po zatrzaśnięciu drzwi.
Jego wzrok mimowolnie powędrował na dom Zayna.
- Wszystko jest gotowe, tylko musimy ewentualnie kupić coś do jedzenia po drodze, bo jest pusto. Tylko jakaś kawa, herbata czy cukier. Suche produkty z daleką datą przydatności - wyjaśnił, ruszając.
Harry przytaknął na myśl o zakupach. Mógł to zrobić. Jego głowa była pełna, przez co nie miał ochoty na rozmowy. Zamknął się w swojej własnej bańce obronnej. Louis nie nalegał na rozmowę, sam tez nie mówił na siłę. Wiedział, że cisza czasami jest potrzeba, ale w końcu będą musieli o tym porozmawiać.
🐾🐾🐾🐾🐾
Dom okazał się ogromny. Samotny wśród lasu. Z wielką częścią lasu należącą do Tomlinsona. Na dole znajdowała się przestronna kuchnia, ogromna jadania i salon większy niż całe wynajmowane przez Harry'ego mieszkanie wcześniej. Do tego kuchnia, gabinet i kryty basen. Za to na piętrze były w sumie cztery sypialnie, pralnia z suszarnią, sala kinowa oraz małe studio nagraniowe. Wszystko było utrzymane w stylu nowoczesnym, jednak nie było surowo, co było dużym plusem.
- Przecież nasze szczeniaki nie będą chciały się uczyć, będąc w takim domu - Harry wiedział, że Louisa stać na to wszystko, jednak to było wciąż niepojęte.
- Nie będzie tak łatwo, na przyjemności trzeba będzie zasłużyć. Sala kinowa jest na kod, wiec nie będzie tak kolorowo - zaśmiał się alfa.
- Myślisz, że nasze dzieciaki nie będą sprytne? - uniósł brew, tuląc się do boku starszego - Bo jak wdadzą się w ciebie, to będzie ciekawie.
- Myśle, że będziemy mieli co robić. Ale nie będziemy gorsi w byciu sprytnym - uniósł kącik ust - Przede wszystkim mam pewność, że to będą odpowiednie warunki dla was.
Harry się zgodził wewnętrznie na to. Mieli więcej, niż inni i powinni być za to wdzięczni. W każdy możliwy sposób.
- Jest tyle drzew i niestety ale są mury za drzewami na ogrodzie, że będziemy mogli spędzać tam czas nie przejmując się czy ktoś próbuje zrobić zdjęcia czy próbuje nas stalkoawać. Ekipa zrobiła dobrą robotę ukrywając te ściany - zauważył szatyn.
- Masz gust kochanie, twój dom jest przepiękny i wierzę, że nasze dzieci będą miały dobrze - zeszli na dół, do salonu, gdzie usiedli na ogromnym narożniku.
- Wiesz, że wyobrażam nas tu sobie? Z dwójką albo trójką dzieci. Z psami, jednym albo dwoma. My oczywiście jako małżeństwo - marzył na głos.
- Zobaczymy, gdzie przyszłość nas zbierze. Teraz nie jestem niczego pewien - złapał za nowiusienki koc i okrył się nim po zajęciu wygodnie miejsca na narożniku.
Alfa tylko skinął, wiedział ze humor omegi nie jest mimo wszystko najlepszy. Spodziewał się trochę innej reakcji, jednak przyjął to co otrzymał.
- Jednego jestem pewien, muszę odnaleźć swojego ojca - skoro nie wiedział o jego istnieniu, to miał małą nadzieję kiełkującą pod sercem - Najlepiej przed naszym ślubem.
- Wiesz, że to nie będzie proste - zauważył Louis - Nie mamy pojęcia, gdzie się znajduje. Możliwe nawet, że nie w Anglii. Oczywiście pomogę ci na tyle na ile będę w stanie - zaznaczył.
- Wiem, ale nie wyobrażam sobie teraz naszego ślubu... On może mnie zaakceptować albo tego nie zrobić - zagryzł dolną wargę, ponownie robił się emocjonalną kupką.
- Jasne, rozumiem. Nie mamy nawet zaczętego planowania. Po prostu się wstrzymamy w razie czego - skinął Louis, starał się zrozumieć omegę.
- Nie wierzę, że własna "babcia" odebrała mi mamę. Rodzinę... - łza spłynęła po policzku Harry'ego, a w dłoni ponownie znalazła się wsuwka.
- To mnie mocno zszokowało, jakby jak można decydować za kogoś? Ja rozumiem prawa rodzicielskie, ale oddanie dziecka do sierocińca... - Louis pokręcił głową.
Brunet schował się mocniej w swoim kokonie, chowając się przy tym przed Louisem. Miałby mamę. Ona go chciała. Z drugiej strony nie poznałby Nialla i Louisa. Chociaż naprawdę pragnął poznać, czym jest matczyna miłość. Nie było mu to dane.
- Harreh, spójrz na mnie - poprosił Louis - Wiem, że dziś dużo się działo. Ale jesteśmy tutaj, w domu... Naszym domu Harry, miejscu gdzie będziemy tworzyć naszą przyszłość. Kocham cię najbardziej na świecie, tak?
Brunet okrył się odrobinę i westchnął ciężko, delikatnie kiwając głową. Jego policzki były całe czerwone przez emocje.
- Co ja mam zrobić Lou? Ona nic nie zrobiła, ale to i tak boli... - nie potrafił tego wyjaśnić.
- Wiem, że boli. Ją prawdopodobnie też, tym bardziej że straciła cię. Wiesz jakby omega z instynktem macierzyńskim, której ktoś odbiera szczenię. Brzmi okrutnie - Louis starał się spojrzeć z perspektywy obu stron.
- Chyba masz rację, ja mimo, że nie mam naszych szczeniaków, to sama myśl mrozi krew w żyłach - zadrżał na potwierdzenie swoich słów - Powinienem z nią porozmawiać, ale sam na sam.
- To dobry plan kochanie. Niall musi tez być w swojego rodzaju szoku - zastanowił się Louis - Będę przy tobie Harry, kiedy tylko będziesz tego potrzebował.
- Dziękuję... - odnalazł dłoń szatyna - Za wszystko. To dziwny przypadek, że Niall trafił pod ich skrzydła.
🐾🐾🐾🐾
Harry wiercił się w ich apartamencie, Louis pojechał po Anne i dosłownie za sekundę powinni tutaj być. Z jednej strony czuł się gotów na rozmowę, z drugiej wręcz odwrotnie. Jego żołądek był ściśnięty i bał się tej rozmowy, nie chciał skrzywdzić brunetki, a jednocześnie miał obawy, że to on będzie tym, który źle na tym wyjdzie. Wziął kolejny głęboki oddech, kiedy usłyszał szczęknięcie zamka wejściowego.
- Harry musi być w salonie. Niech pani pójdzie prosto, ja was zostawię. To dość prywatna rozmowa - usłyszał głos swojego narzeczonego.
Był wdzięczny za takie wsparcie ze strony Louisa. Kobieta rozglądała się wokół siebie, zdążyła już zostawić wierzchnie rzeczy na przedpokoju i trzymając kurczowo torebkę, pokierowała się w stronę salonu, który wskazał jej Louis.
- Dzień dobry Harry - zatrzymała się między wejściem, a kanapą.
- Dzień dobry, pani Anne - przywitał się dość sztywnym głosem, czując jakby stres się powiększył o sto procent, jak nie więcej. Wskazał kobiecie dość szybkim ruchem, aby usiadła koło niego.
Podziękowała skinięciem głowy i zajęła miejsce.
- Dziękuje Harry, że postanowiłeś ze mną porozmawiać. Nie chce robić nikomu krzywd, ani wtrącać się w twoje życie na siłę, które wyglada na dość poukładane.
- Już pani zrobiła naprawdę wiele - bawił się swoimi palcami - Jeszcze niedawno żyłem z myślą, że moi rodzice po prostu mnie nie chcieli.
- Mój ojciec... To po nim mam nazwisko, prawda? - uniósł wzrok na twarz kobiety - Chcę go odnaleźć.
- Tak nazwisko masz po tacie. Desmond Styles. Mieszkał swego czasu tu w Londynie i niczego więcej nie wiem - pokręciła głowa - Nie wiem nawet, gdzie wyjechał. Jego rodzice nawet jemu do wyjazdu nie powiedzieli, abym przypadkiem ja się nie dowiedziała.
Harry skinął, na potwierdzenie że stara się zrozumieć sytuację. Pewnie przez tygodnie, pewnego rodzaju szok nie opuści jego ciała.
- Nie wiem co mam robić - powiedział szczerze - Jestem zagubiony, a to wszystko dosłownie wypala we mnie dziurę. Zawsze pragnąłem mieć rodziców, prawie ich miałem jako kilkuletnie dziecko, ale znowu... Nie byłem wystarczający.
- Więc, do momentu usamodzielnienia się byłeś w domu dziecka? - to jeszcze bardziej poruszyło serce Anne - Nie raz myślałam co u ciebie, miałam nadzieje że znalazłeś jakąś dobrą rodzinę. Po tym wszystkim nie byłam gotowa na własne dziecko, poznałam Bobby'ego i pobraliśmy się. On był w porządku z adopcją, poznaliśmy Nialla i on był w twoim wieku, a ja poczułam że musimy mu dać dom.
- Byłem wtedy na wycieczce, kiedy wróciłem mojego jedynego przyjaciela już nie było - nie wspominał dobrze tego czasu - Ale przynajmniej on miał normalną rodzinę. Zasłużył na to.
- Niall wspominał o przyjacielu Harrym, ale według wytycznych z domu dziecka, mieliśmy stworzyć mu nowe środowisko - pokręciła głową oraz przymknęła powieki - Mimo tego wszystkiego, cieszę się, że zostałeś postawiony na mojej drodze jeszcze raz.
- Dość śmieszny zbieg okoliczności - potwierdził, czując ciężką gulę w gardle - Szukałaś mnie?
- Oczywiście obdzwoniłam i byłam osobiście w każdym domu dziecka w Londynie i okolicach. Nigdzie nie chcieli mi udzielić informacji, powołując się na mój wiek i dobro dzieci. Wykradłam nawet mamie twój akt urodzenia - wyciągnęła dokument z torebki i podała brunetowi.
Harry niepewnie przyjął dokument i to jakby uderzyło w niego. Anne była naprawdę jego mamą. Osobą, której zawsze mu brakowało.
Walczył ze łzami, odkładając kartkę na stolik.
- M-Mamo... - powiedział dość desperacko, łamiącym się głosem.
- Synku... - kobieta wstała ze swojego miejsca i pod wpływem emocji usiadła obok niego i objęła go, miała swoje dziecko w ramionach, po dobrze ponad dwudziestu latach.
Harry głośniej zapłakał, desperacko zaciskając dłonie na ciele kobiety, jakby nie chciał, żeby ta go puszczała. Panicznie bał się straty, zwłaszcza że nadzieja powróciła do jego serca. Anne sama mocno to przeżywała, nie chciała żeby to spotkanie było jednorazowe. Chciała mimo wszystko uczestniczyć w życiu omego i cieszyć się jej sukcesami oraz pomagać w rozterkach.
- Nie chcę c-cię znowu tracić m-mamo - brunet jakby rozwiał jej wątpliwości, a sam Harry czuł się dziwnie, mogąc kogoś nazywać swoją mamą. Co najważniejsze, osobę, która nosiła go dziewięć miesięcy pod sercem.
- Ja ciebie tez nie chce stracić Harry, po tylu latach. Nie mam praw do ciebie, ale mamą się jest tu - położyła dłoń na miejscu, gdzie biło jej serce.
- Oby tak było, bo pokładam w tobie duże nadzieje - odsunął się od kobiety i otarł swoje mokre policzki.
- Masz siostrę, przyrodnią - otarła policzki - Ma na imię Gemma i urodziła się dwa lata po tym, jak adoptowaliśmy Nialla. W pewnym sensie on jest twoim przyszywanym bratem.
- Słyszałem od Nialla o Gemmie - pokiwał głową - Będę musiał ją poznać... A co z Nini? Musiał to być dla niego też ogromny szok.
- Jest i to duży. Tym bardziej przez wybuch emocji jaki nam wtedy towarzyszył. Ale rozmawiałam z nim i jest w porządku z tym wszystkim. Też bardzo liczy na rozmowę z tobą - zauważyła Anne.
- Zawsze ją dostanie. To mój Nini - uśmiechnął się delikatnie - Więc ty i Bobby mieszkacie w Irlandii? - nie za bardzo mu się podobało to, skoro chciał nadrobić wszystko z mamą.
- Aktualnie tak, Niall tam z nami mieszkał dopóki nie poznał Zayna i nie zdecydowali się na mieszkanie razem - potwierdziła - Jednak Gemma chciałaby się uczyć w Londynie i bylibyśmy blisko Nialla oraz oczywiście ciebie, więc mocno zastanawiamy się nad przeprowadzką do Londynu.
Harry chciał poznać swoją przyrodnią siostrę. Zwłaszcza, że łączyły ich więzi krwi.
- Jaki był... Mój ojciec? - chociaż choć trochę się dowiedzieć na temat mężczyzny.
- Des był bardzo dobrym alfą, był romantyczny i ochronny. Miał tez swoje zdanie, co nie zawsze wychodziło na dobre, ale koniec końców potrafił przyznać się do błędów, jeśli je popełnił. Byliśmy młodzi będąc w związku, ale trwał on jakieś dwa lata - wróciła wspomnieniami do szkoły.
- Chciałbym go poznać - zagryzł dolną wargę - Może w końcu zyskam to, na co całe życie czekałem... - szepnął, jakby nie chcąc, aby Anne to usłyszała.
- Harry... Sama bym chciała, żeby on wiedział o tobie - kobieta wzięła głęboki oddech - Gdybym wiedziała, gdzie się znajduje, osobiście bym pojechała go poinformować.
- Ja... Myślę, że ci ufam w tym - zaczął ostrożnie - I dostaniesz szansę na bycie moją mamą. Nie zawiedź mnie, proszę...
- Nie zamierzam Harry, nigdy w życiu. Los pozwolił mi znaleźć cię, nie po to zerwałam kontakt z własną matką, mówiąc jej że prędzej czy później cię znajdę - brunetka ponownie miała szklane oczy.
Harry pozwolił sobie na objęcie kobiety. Pozwolił sobie na myśl, że w końcu wszystko się ułoży.
🐾🐾🐾🐾🐾
Harry nie sądził, że spotkanie z własnym ojcem przyjdzie tak szybko i bardzo niespodziewanie. Dan zadzwonił do Louisa i kiedy piosenkarz wziął na głośnomówiący, mężczyzna wyjaśnił, że miał spotkanie biznesowe z facetem o nazwisku Styles. Śmiał się ze zbiegu okoliczności, jednak w głowie omegi zapaliła się lampka. Potwierdził jego imię i Harry wiedział, że nie odpuści sobie, aby osobiście sprawdzić czy to naprawdę on. Musiał się łapać każdego możliwego sygnału. Nawet jeśli to nie on i będzie oznaczać bezsensowną nadzieje i żal, że dał emocją wziąć w górę.
Des Styles miał swój ogromny magazyn kwiatów i potrzebował dobrego przewodnika po całej Anglii i nie tylko. Louis od razu zapewnił omegę, że zawiezie ją na miejsce. Tym bardziej, że musieli dostać się do Liverpoolu. Tam mężczyzna miał swoje główne biuro, co dawało mu też transport wodny do Irlandii. Umówili się wstępnie na spotkanie, choć Harry nawet nie chciał wiedzieć, jak mężczyzna zareaguje na nowości. W końcu spodziewał się klienta, nie osoby, która może być jego synem. Alfa zaparkował auto na parkingu przed firmą, który był ogólnodostępny i zgasił silnik. Mieli jakieś dziesięć minut, do spotkania, które mogło naprawdę dużo zmienić w życiu omegi.
- Wciąż się waham kochanie. Może powinienem sam wejść, porozmawiać i później cię zawołać... - rozmowa w cztery oczy, powinna dodać pewnego rodzaju powagi.
- Jeśli tak chcesz to nie na problemu. Poczekam tutaj i będę pod telefonem - zapewnił go alfa - Masz akt urodzenia od mamy, więc masz czym się poprzeć.
- Najpierw zapytam, czy zna moją mamę - potwierdził, odpinając pasy i całując krótko usta Louisa - Trzymaj mocno kciuki - poprosił narzeczonego, przed tym jak wysiadł z pojazdu.
Przeszedł do budynku i wziął głęboki oddech przed wejściem. Przeszedł przez drzwi i podszedł do sekretarki, która była ubrała w białą, idealnie uprasowaną koszulę, a blond włosy miała spięte w koka na czubku głowy.
- Dzień dobry - przywitał się grzecznie, zaciskając teczkę przy swojej klatce piersiowej - Nazywam się Harry Tomlinson, byłem umówiony z Desmondem Styles.
- Dzień dobry. Pan Tomlinson... - spojrzała w komputer - Zgadza się, za pięć minut macie państwo spotkanie. Pan Styles ma akurat telekonferencje, więc zapraszam na drugie piętro. Kiedy skończy zaprosi pana do gabinetu - wyjaśniła.
- Dziękuję - na ciężkich nogach pokierował się do windy. Czas jakby spowolnił, nie wiedział nawet kiedy usiadł przy sporych drzwiach na wyznaczonym piętrze.
W pewnym momencie, który wydawał się pojawić po naprawdę długim oczekiwaniu, chociaż wcale tak nie było, drzwi otworzyły się, a zza nich wyłonił się dość wysoki alfa o ciemnych włosach.
- Pan Tomlinson? - spojrzał na omegę - Zapraszam do gabinetu.
- Tak. To ja - poczuł coś dziwnego na sercu, widząc w oczach mężczyzny coś znajomego.
Wstał ze swojego miejsca i wszedł do gabinetu, zajmując zaraz wyznaczone przez Desmonda miejsce. Gabinet był utrzymany w dość surowy, typowy dla alf sposób.
- Jak mogę panu pomóc? Nie dostałem konkretnych wytycznych co do naszego spotkania - Des zajął swoje miejsce i oczekiwał wyjaśnień od zielonookiego.
- Możliwe, że zaskoczy pana mój powód przybycia, ponieważ nie jest on czysto zawodowy - powiedział bardzo powoli - Może to dziwnie zabrzmi, ale czy zna pan Anne Twist?
Mężczyzna spojrzał zaskoczony na omegę i zmarszczył swoje czoło.
- Można tak powiedzieć, nie widziałem jej dobrych dwadzieścia parę lat - ostrożnie odpowiedział, nie spuszczając wzroku ze swojego gościa.
- Nazywam się tak naprawdę Harry Styles - wypuścił z siebie słowa - Przy spotkaniu podałem nazwisko swojego narzeczonego - starał się utrzymywać wzrok na twarzy mężczyzny.
- Ma pan na nazwisko tak samo jak ja... A co ma z tym wspólnego Anne? - wszystko co zdążył zebrać w całość, powiedział na głos.
- Mam dwadzieścia sześć lat - uśmiechnął się lekko - Wychowywałem się w domu dziecka i niedawno poznałem swoją matkę. Anne Twist i powiedziała mi, że moim ojcem jest... Desmond Styles i po nim, po nim mam swoje nazwisko - pod koniec jego głos się załamał przez emocje.
- Chcesz powiedzieć, że jestem twoim biologicznym ojcem, tak? A Anne cię urodziła? - wstał ze swojego miejsca, a jego twarz była pełna emocji - W jakim miesiącu się urodziłeś?
- Pierwszego lutego - wyciągnął z teczki dokument i wyciągnął go w stronę mężczyzny - Mama mówiła, że nie zdążyła panu o wszystkim powiedzieć. Nie wiedziała, gdzie pana szukać.
- Rozstaliśmy się w czerwcu po końcu roku szkolnego, kiedy rodzice wyprowadzili się ze mną właśnie tu do Liverpoolu - nie wyglądał o dziwo na zdenerwowanego, ani od razu nie wypierał się możliwości bycia ojcem.
- Coś wspominała mama, o waszych trudnościach... - potwierdził, układając dłonie na swoich udach.
- Czemu Anne oddała cię do domu dziecka? Przepraszam, że tak bezpośrednio po prostu to nie w jej stylu. Zawsze chciała mieć dzieci i zarzekała się, że jeśli byśmy wpadli to wychowamy je - oparł się o krzesło ramionami.
- Mama nie chciała mnie oddawać - uśmiechnął się smutno - To "babcia". Zabrała mnie w nocy, kiedy mama spała. W końcu ona miała prawa na mnie - nie chciał poznawać tej kobiety, zabrała mu wszystko.
W zielonych oczach zawidniały łzy, ale nie pozwolił im wypłynąć.
- Teraz wszystko jest jasne, nawet nie musisz więcej mówić o tej kobiecie - jak widać Desmond również nie pałał do niej dobrymi emocjami - Od początku robiła wszystko, abyśmy nie byli razem. Mój wyjazd był jej na rękę.
- Cieszę się, że nie miałem zaszczytu jej poznać - oparł się o oparcie i westchnął ciężko - Właśnie dlatego zajmuję panu czas. Mój przyszły teść robił z panem interesy i poinformował mnie o zbieżności, Wiedząc że szukam swojego krewnego.
- Możesz mówić mi po imieniu - zajął z powrotem swoje miejsce - Wybacz moja reakcje, nie jest zbyt entuzjastyczna, ale nie codziennie dowiadujesz się, że masz dorosłego syna.
Harry ukazał dołeczki w policzkach, skinając na słowa mężczyzny.
- To u mnie jest odwrotnie. Lata czekałem i wyobrażałem sobie, że jednak rodzice po mnie wrócą i zabiorą z domu dziecka - żal ze wszystkiego nie potrafił z niego zejść. Musiał się nauczyć, akceptować sytuację.
- Przykro mi, że miałeś takie dzieciństwo. Gdybym tylko wiedział... Nie pozwoliłabym na to. Bez wahania ożeniłbym się z Anne, wtedy byśmy mieli prawa do ciebie - przymknął oczy, nie sadził że kiedy wiódł spokojne życie tutaj, w Londynie tyle się działo.
- Jest jak jest. Musimy to zaakceptować, nawet jeśli jest to nieprzyzwoicie ciężkie - sam walczył ze swoimi myślami, ruchami i emocjami - Nie sądziłem, że tak szybko cię znajdę. Raczej nie wiedziałem za co się zabrać - ścisnął delikatnie dłoń mężczyzny, jego sygnety zabłyszczały na ten ruch.
- Mimo, że jestem w szoku cieszę się że wiem. Lepiej późno niż wcale, prawda? Powiedz mi coś o sobie. Wiem że masz dwadzieścia sześć lat, wychowałeś się w domu dziecka i masz narzeczonego - wymienił.
- Skończyłem studia. Jestem pielęgniarzem. Przez rok pracowałem w szpitalu, ale mój szef był... Miał po prostu lepkie dłonie - wzdrygnął się na samą myśl - Na szczęście wtedy poznałem mojego już narzeczonego. Możesz go kojarzyć, ale nie musisz... Nazywa się Louis Tomlinson i jest piosenkarzem. Byłem przez rok z nim w trasie, jako pielęgniarz i naprawdę dobrze wspominam ten czas - rozgadał się.
- Tak coś mi to nazwisko mówiło. Kojarzę, ale nie słuchałem jego muzyki - przyznał alfa - Bardzo odważny zawód. Na pewno wymagał od ciebie wiele nauki, szczególnie kiedy miałeś takie warunki, a nie inne. To na pewno jest powód do dumy.
- Wiele wymagał, ale finalnie jestem tu mimo wszystkich przeszkód - uniósł w górę dłonie - Może ty opowiesz coś o sobie, bo wiem jedynie że jesteś moim tatą i masz na imię Des. No i posiadasz magazyn pełen kwiatów.
- Rozdysponowuje kwiaty na całą Anglię i za granice też, mam kilku kontrachentów. Nie mam własnej rodziny, skupiłem się na firmie i nie zaangażowałem się w żaden związek tak mocno, żeby się ustatkować. Więc jestem ja i moja firma - uśmiechnął się, jednak czuć było w tym lekko smutek.
- Jeśli chcesz, możesz mieć mnie - odważył się to powiedzieć - Jako swojego syna. Może i dzieciństwo zostało mi... Nam odebrane, ale teraz też się liczy.
- Bardzo chętnie Harry, bardzo bym chciał też spotkać się z Anne. Wiem, że minęło dużo czasu i pewnie ułożyła sobie życie... Ale chciałbym wiedzieć co u niej - zasugerował lekko.
- Mamie się udało ułożyć życie i myślę, że całkiem nieźle. Jestem pewien, że chętnie się z tobą spotka - jego telefon zaczął wibrować, więc spojrzał na wyświetlacz - To Louis. Czekał na mnie w samochodzie.
- Zaproś go na górę, nie mam już kolejnego spotkania. Możemy pójść razem na obiad jeśli macie ochotę - zaoferował.
- Bardzo chętnie - przyjął połączenie - Lou? Tak, wciąż rozmawiamy... Przyjdź do nas. Drugie piętro - omega tłumaczyła narzeczonemu spokojnie.
- Amanda, będę miał za chwile jeszcze jednego gościa. Wpuść pana Tomlinsona - Desmond zadzwonił szybko do swojej sekretarki.
Mężczyźni zaraz spojrzeli po sobie po zakończeniu swoich połączeń. Harry nie wiedział co ze sobą zrobić. Z jednej strony chciał przytulić mężczyznę, ale z drugiej się obawiał. Desmond jakby to wyczuł, rozłożył ramiona, zachęcając tym bruneta do objęcia go. Włączył mu się instynkt rodzicielski, co bardziej go upewnili, że Harry to jego szczenię.
Harry wtulił się w ciało mężczyzny, czując niemal od razu dziwnego rodzaju bezpieczeństwo, którego wcześniej nie zaznał w takim stopniu.
To było miłe i na pewno im obu zapadnie w pamięci.
🐾🐾🐾🐾🐾
Rzeczywiście skończyli we trójkę, w małej restauracji na obiedzie. Poznawali się oraz wymieniali różnymi ciekawostkami. Louis był również zaangażowany w całą sprawę, Desmond wywierał dobre wrażenie na nim. Narzeczeństwo postanowiło zostać na noc w tym mieście, widząc jak czas szybko upływa, a oni sami skusili się na wino do jedzenia. Louis napisał do Zayna z prośbą o zarezerwowanie pokoju w hotelu na miejscu. Mimo wszystko Desmonda dopiero poznali i nie chcieli zawracać mu głowy, tym bardziej, że Louis lubił długo pospać.
- Czyli jednak nasz ślub odbędzie się zgodnie z planem - zadowolony Tomlinson położył dłoń na udzie swojego partnera, ściskając je lekko.
- Bardzo mnie to cieszy szczerze mówiąc, trochę się bałem, że to się przedłuży i będziemy musieli czekać do końca kolejnej trasy - nakrył jego dłoń swoją.
- Nie rozumiem - Des spojrzał na nich dość niezrozumiałym wzrokiem, oczekując odpowiedzi od któregoś z nich.
- Harry powiedział, że nie weźmie ze mną ślubu, dopóki cię nie znajdzie. Planujemy pobrać się w czerwcu, zanim ruszymy w trasę - wyjaśnił młodszy alfa.
- Co się dziwisz, skoro miałem możliwość, że mój własny ojciec zaprowadzi mnie do ołtarza, to musiałem to wykorzystać - brunet szturchnął Louisa, nim cmoknął go w policzek.
- Naprawdę będę mógł to zrobić? Jakby mówisz to poważnie? - oczy Desa zabłyszczały się na samą możliwość - Będę zaszczycony.
- Chciałbym - zwrócił się twarzą do starszego alfy - Jesteś moim tatą i chcę się tym szczycić jak małe dziecko, mały szczeniak.
- W takim razie chętnie to zrobię - skinął - Mimo wszystko ten dzień jest naprawdę pozytywnym zaskoczeniem dla mnie.
- Dla mnie też, choć nawet nie wiesz, jak ogromny stres miałem jadąc tu... - Louis aż prychnął śmiechem na potwierdzenie, zaraz chrząkając dla niepoznaki.
- Ja też tu przyznam, że jestem zaskoczony. Miałem milion myśli w głowie, ale szczęście mojego Harry'ego mi wystarcza i zamyka wszelkie wątpliwości.
- Ważne, że wszystko się udało. Jest jakaś odległość między nami, ale zawsze znajdę czas jeśli będziecie w Liverpoolu. Oczywiście kwiaty na ślub macie załatwione z pierwszej ręki - zapowiedział.
- Liczę na najlepsze sztuki, tato - nazwa łatwo wydostała się spomiędzy warg Harry'ego. Nie chciał czekać z mówieniem ich. Za długo żył bez tej możliwości.
- Pierwszy raz od dawna wzruszyłem się - przyznał się mężczyzna - Ale to dobre uczucie synu, ciepło mi na sercu. W końcu jesteśmy rodziną i trzeba się trzymać razem.
- Trzeba i to koniecznie - oparł głowę na ramieniu Louisa, czując się jak w swoim własnym niebie.
🐾🐾🐾🐾
Kola💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro