10. Lepiej dla ciebie, prawda?
Louis niechętnie oderwał się od warg swojego chlopaka, który szczęśliwy nie mógł go przestać całować. Ustawka z Brianą właśnie się zakończyła. Dziewczyna również była z tego zadowolona, mogła wrócić do swoich obowiązków i rozkręcania własnego biznesu.
- W końcu żadna omega nie będzie ciebie zabierać - szepnął brunet, szczerząc się najpiękniejszym uśmiechem.
- Tylko my, nikt więcej. Do końca trasy będziemy mieli wspólny pokój w hotelu i nie widzę innej opcji - stwierdził szatyn - Za bardzo lubię, jak się do mnie przytulasz.
- Wiem, że tu chodzi o moje piżamki - szturchnął Tomlinsona - Tym razem pogadasz z Danem na ten temat? Jestem dość zdziwiony.
- Pogadam, ale wiesz jak z nim jest. Z resztą, jesteśmy dorośli. Nawet jeśli nie zgodzi się to ja zawsze mam wynajmowany apartament dwuosobowy z małżeńskim łóżkiem. Po prostu będziemy go stawiać przed faktem - wzruszył ramionami.
- Brzmi perfekcyjnie - wtulił się w silne ciało swojego partnera - Nie wierzę, że kończymy trasę w Kanadzie i zaraz lecimy dalej. Trochę się obawiam długiego lotu.
- Wtedy daliśmy radę, to teraz też damy. Potem mamy UK. Tu tez będzie dość mocna trasa i będziemy dużo jeździć - zauważył.
- Jeździć, nie latać - przewrócił oczami na to porównanie - Wiem, że nie ominą nas loty, ale będą one króciutkie.
- Nie obędzie się bez lotu czasami - potwierdził - Ale damy radę kochanie, wszystko będzie dobrze i spędzimy mnóstwo dobrego czasu.
- Plus twoja rodzina nas odwiedzi - napomknął - A oni myślą, że jesteśmy narzeczeństwem - przypomniał Tomlinsonowi i wskazał na swoje puste palce ze śmiechem.
- Och kurwa, zapomiałem kompletnie akcje narzeczeństwo - uświadomił sobie szatyn - Coś ogarniemy z tym. Cholera.
- Ty nas w to wpakowałeś, przypominam - złapał za torbę medyczną i westchnął - Idziemy, bo spóźnisz się na próbę
- Wiem że ja nas wpakowałem. Próba na szybko, nie mam siły na więcej niż trzy piosenki. W Anglii na próbach będą fani - przypomniał sobie.
- Ostatni koncert w Kanadzie i lecimy dalej - potwierdził.
Wyszli na korytarz pełen pracowników i nim przeszli kawałek, Dan zawołał Louisa do siebie. Alfa przewrócił oczami, jednak posłusznie poszedł do managera, który mia na arenie własne małe biuro. Zostało mu one udostępnione dla wygody.
- Co znowu chcesz Dan? Zaraz się spóźnię na próbę, a jak próba się przesunie, to i rozpoczęcie koncertu - niechętnie zamknął za nimi drzwi i usiadł na fotelu.
- Ustawka Louis, od trasy w UK. Tym razem masz szczęście, bo to będzie chłopak. Lepiej dla ciebie, prawda? - nawet nie spojrzał się znad papierów na podopiecznego.
- Nie zgadzam się Dan - zagrzmiał swoim surowym głosem - Briana była i to powinno ci wystarczyć - zaznaczył, zaciskając dłonie w pięści.
- Mówiłem, że musisz spotkać się z więcej niż jedna osobą. Pocieszasz się po Danielle Louis. Już rozmawiałem z managerem tego chłopaka. Będzie na pierwszym koncercie w UK - wyjaśnił.
- Niczego nie podpiszę, a wiesz dlaczego? Bo nie zmusisz mnie do tego - wstał i uderzył dłońmi o biurko mężczyzny - Wiem o twoim szczeniaku. Chcesz, żebym ci zrujnował reputację.
- Jakim moim szczeniaku? Ja odpowiadam Tomlinson za twoja karierę i promocje. Mamy do podpisania kontrakt wstępnie na trzy miesiące. Obaj będziecie mieli z tego profity, on dopiero zaczyna na scenie muzycznej - kompletnie nie brał do siebie słów piosenkarza.
- Moja była asystentka. Wiesz która - uśmiechnął się wrednie - Żadnej ustawki nie będzie i wybij to sobie z głowy - wskazał na jego czoło - Nieślubne szczenię, zostawiona kobieta bez połączenia w ciąży, dziecko wychowujące się bez taty. To zniszczy twoje niezszargane imię, nie uważasz?
- Skąd ty o tym do kurwy wiesz? Ona ci o tym powiedziała? Dostaje takie alimenty, że miała nie pisnąć słówkiem na ten temat, ale chyba chce się w takim razie ich pozbyć - Dan był zdecydowanie wściekły.
- Jej tu nie mieszaj, miej jaja - zmarszczył nos, ledwo panując nad swoim alfą - Ktoś z boku wiedział o twoim postępku. Od samego zwolnienia. Nie byliście za ostrożni, a ja już wiem.
- Kurwa mać... Idź na pieprzoną próbę i przemyśl tą ustawkę, bo to tylko plusy dla ciebie. Ujawnienie się oficjalnie jako gej, plus wschodzący piosenkarz - rzucił, jego pięści leżały zaciśnięte na biurku.
- Ujawnię się z Harrym. Moi rodzice o nas wiedzą i przyjeżdżają na koncerty w UK, więc nie ma co mieszać - zadowolony wstał ze swojego miejsca - I ty się dziwisz, dlaczego mojego Harry'ego trzymam z daleka, jak tak załatwiłeś jedną z pracownic.
- Idź na tą próbę, nie wkurzaj mnie bardziej Louis, wystarczy że poruszyłeś temat, którego nie trawię - znowu wrócił wzrokiem do papierów.
- Trzeba było pomyśleć nad swoimi czynami... - wyszedł z gabinetu i trzasnął drzwiami.
Harry stał kawałek dalej ze zmartwioną miną, a jego dolna warga znajdowała się pod naporem śnieżnobiałych zębów.
- Harreh? Co to za mina? - podszedł do omegi i momentalnie objął go, potrzebował jego zapachu w tamtym komencie.
Musiał uspokoić się po tej wymianie zdań z Danem, nie wierzył że mężczyzna chciał ponownie mu to zrobić.
- Zmartwiłem się, plus słyszałem podniesione głosy - wyjaśnił cicho, ostrożnie kładąc dłonie na dole pleców Tomlinsona - On chciał cię znowu do czegoś zmusić?
- Tak, ale posłużyłem się jego bronią. Nie ma o czym mówić, jest po sprawie Harry. Nie dam mu się zmanipulować i zamydlić sobie oczu - był pewien swoim słów w każdym procencie.
Ciało omegi się wyraźnie rozluźniło, a ona sama mocniej objęła piosenkarza.
- Tak się cieszę, nie wiem czy wytrzymałabym kolejne twoje ustawki - szepnął. Te obawy błądziły po jego głowie.
- Sam bym nie wytrzymał kolejnej, całe szczęście że Briana też buntowała się przy poprzedniej, bo Dan już zaczynał wymyślać. - odsunął się trochę - Muszę iść na tą próbę.
- Mhm. Połamania nóg - stanął na palcach i cmoknął policzek partnera.
- Harry? Alice się słabo czuje! - doszedł do nich czyiś krzyk i brunet bez zastanowienia odszedł od Louisa.
Alfa niechętnie poszedł w stronę sceny, gdzie już czekał zespół. Zaśpiewał trzy piosenki z najnowszej płyty o zakończył próbę. Nie chciał przemęczać się bardziej przed samym koncertem.
🐾🐾🐾🐾
Przylecieli do Anglii dwa dni później. Louis miał małą przerwę od koncertowania, skoro był w swoim domu. Chciał troszkę spędzić czasu ze swoimi bliskimi. Harry był w domu oczywiście z nim. Alfa nie chciał nawet słyszeć o hotelu, wiedząc że brunet zakończył wynajem mieszkania z czasem wyruszenia w trasę, bo płaciłby za nie bez sensu. Omega nawet zaczęła się po chwili mościć w jego czterech ścianach, jakby nieśmiało robiąc z jego domu swoje gniazdo. To dosłownie rozrywało z czułości Louisa. Dzięki jego obecności, apartament wydawał się bardziej przytulny i mniej surowy. Do tego przepełnił się ich wymieszanymi zapachami, co wystarczyło alfie do szczęścia. Louis odebrał też śliczny sygnet od znanego jubilera. Ciążył on przyjemnie w jego kieszeni. Czuł nerwy, choć nie były to jego, ich prawdziwe zaręczyny. Te prawdziwe sprawi bardziej wyjątkowymi. Chciał, żeby omega czuła, że oświadczy jej się z prawdziwego uczucia, a nie z pomówienia przed rodzicami, choć i tak będzie musiał się tłumaczyć w sprawie wyjść z Brianą.
Zastał Harry'ego śpiącego na kanapie w salonie. Na jego udach leżała książka, którą zapewne wcześniej czytał. Obie dłonie miał chowane pod głową, a nogi zaplątane w koc. Uśmiechnął się tylko lekko i podszedł, aby wziąć od niego książkę, chciał też poprawić jego koc. Nie mógł napatrzeć się na uroczego bruneta, który wyglądał na naprawdę spokojnego w tamtym komencie.
- Loueh - jęknął Styles, leciutko uchylając powieki - Wróciłeś? - ziewnął w swoją dolną i finalnie spojrzał zamglonymi oczami na partnera.
- Tak już jestem, nie chciałem cię obudzić, ale mi nie wyszło - spojrzał przepraszająco - Możesz drzemać dalej, ja tylko odłożę książkę, żeby nie było ci niewygodne - położył ją na stoliku.
- Nie chcę. Jet lag ssie - usiadł na kanapie - Kochanie, a gdzie tak właściwie mi uciekłeś? - dopytał, pierwszy raz sobie pozwalając na taką ksywkę.
- Podoba mi się jak tak do mnie się zwracasz - alfa poczuł przyjemne ciepło w żołądku - Nazwałem cię narzeczonym przy moich rodzicach, więc musiałem naprawić jedną rzecz. To nie są prawdziwe zaręczyny, ale rekompensata za to co ci wtedy zrobiłem - wyciągnął pudełeczko z kieszeni.
- Wiesz, ja też lubię jak nazywasz mnie ksywkami, a robisz to rzadko - niepewnie sięgnął po pudełko i przestraszony spojrzał na Louisa - Alfo? Żartujesz sobie? To najlepszy jubiler w Londynie!
- Zasługujesz na wszystko co najlepsze, a mnie akurat na to stać. Z reszta wiem w jak niekomfortowej sytuacji cię postawiłem i z perspektywy czasu naprawdę mi źle z tym - przyznał się - No dalej otwórz je. Nie jest bogaty, ale uznałem że pasuje idealnie do tego jak skromny jesteś i delikatny. Poza tym najlepsze muszę zostawić na właściwe zaręczyny. Prawda?
Serce Louisa mimo wszystko waliło, nie czekał na żadną odpowiedź, ale chciał wiedzieć czy omedze spodobała się biżuteria. Nie kupował wcześniej dla nikogo tego tylu ozdób, co najwyżej wisiorek lub bransoletkę swojej mamie. To był inny poziom prezentów. Brunet niepewnie uchylił wieczko i sapnął, widząc przed sobą piękny sygnet w kształcie róży
- Jest przepiękny Lou - drżącą dłonią go wyjął i nałożył na swój palec. Pasował idealnie.
- Bardzo się cieszę. Bardzo mocno się wahałem, ale ten przekonał mnie tym że jest tak prosty, że aż piękny - nie mógł przestać się uśmiechać, widząc ozdobę na palcu omegi - Mama nie wypomni mi po raz kolejny, że żałuję ci pierścionka - zażartował - Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił właściwie.
- Wierzę kochanie, wyszło jak wyszło - zamknął pudełko - Ale to nic. Na pewno się wtedy nie spodziewałem, że będziemy w takim miejscu teraz. Obaj. Jeszcze raz dziękuję. Będę go z dumą nosił.
- To dobrze, stres ze mnie schodzi. Mimo wszystko czułem pewne obawy - zaśmiał się sam z siebie, chcąc rozładować swoje emocje.
- Chodź do mnie, muszę cię pocałować - już po chwili miał ręce na karku Louisa, a ich wargi łączyły się w czułym momencie.
Alfa oddawał każde muśnięcie, uwielbiał czuć usta Harry'ego na swoich. Były miękkie i znały sposób w jaki Louis lubił być całowany. Wolne dobrze robiło dla ich rozwijającego się związku. Ich uniesienie przerwało dość natarczywe pukanie do drzwi. Louis niechętnie oderwał się od partnera i przeszedł na korytarz a w swoim podglądzie spostrzegł Luke'a. Nie wierzył, że chłopak miał czelność go nachodzić. Mimo to ze znudzeniem na twarzy otworzył drzwi, nie mając zamiaru wpuszczać chłopaka do środka.
- Czego chcesz Luke? Kolejnego sińca na twarzy? - zapytał na pozór spokojnie, opierając się o framugę.
- Nie kontaktowała się z tobą Danielle? Może jest u ciebie? - zaglądał za jego plecy, a w jego oczach widać było zawziętość.
Harry podszedł do nich i zaraz stał za Louisem, ściskając dłonią delikatnie jego biodro.
- Po co miałaby się ze mną kontaktować? Od czasu trasy ani razu się z nią nie widziałem - uniósł ramię i Harry mógł się w spokoju wtulić w jego bok, ciekawskim wzrokiem przyglądając się obcemu mężczyźnie.
- Pokłóciliśmy się, zawinęła się z pieniędzmi ze sprzedaży mieszkania i tyle ją widziałem. Coś marudziła, że pójdzie do ciebie i ją przyjmiesz. Stad jestem tutaj - westchnął mężczyzna, jednak zaciekawiony spoglądał na omegę obok szatyna.
- Cała Danielle - prychnął śmiechem - Trafił swój na swego - sam spojrzał na swojego chłopaka i ucałował go w czoło - Mój narzeczony, Harry. Harry, mój były najlepszy przyjaciel - przedstawił ich sobie.
- Nie przesadzaj Louis, po prostu martwię się o nią. Masz jakiś kontakt do kogoś dla niej bliskiego? Z kim mógłbym się skontaktować? - dopytywał.
- Kompletnie nie, spytaj Dana - polecił, mając już gdzieś, czy ta ustawka wyjdzie, czy nie.
- Louis - Harry upomniał swojego chłopaka.
- Twojego managera? Okej, skoro tak mówisz... - uniósł brew i niezręcznie spojrzał się na nich - Gratulacje narzeczeństwa, czy coś...
- Dziękujemy - Harry się wyszczerzył, ukazując dołeczki w policzkach.
- Jak coś napisz, może... Uda mi się jakoś pomóc - Louis nie potrafił od tak przestać się martwić, mimo swojej maski i wewnętrznego bólu.
- Jasne, nie przeszkadzam wam już w takim razie - odparł Luke i skierował się w stronę windy, która nie zdążyła pojechać jeszcze na żadne inne piętro wiec od razu do niej wsiadł.
- Zachowałeś się naprawdę dobrze Lou - Harry pochwalił alfę po zamknięciu drzwi - Nawet jeśli cię zranił, to nie byłeś kompletnym dupkiem.
- A miałem ochotę, bo mimo że ja i Danielle nie byliśmy razem, to zrobił mi najgorsze gówno jako przyjaciel - pokręcił głową.
- Masz rację, takie rzeczy są niewybaczalne... I znowu mnie przedstawiłeś jako narzeczonego - zachichotał, ciągnąc mężczyznę w stronę salonu.
- Lukę zna moich rodziców, mimo wszystko mógłby im powiedzieć jakby mieli kontakt - zauważył.
- Ach. No tak, jest przyjacielem z dzieciństwa - uderzył się dłonią w czoło, przez co syknął bo sygnetem podrażnił skórę.
- Moja niezdara, musisz się przyzwyczaić, że twój palec nie jest nagi - odsunął rękę zielonookiego i pocałował miejsce, które zaczerwieniło się.
- Chyba tak - rozczulił się na krok alfy i przymknął powieki - A niezdarą to jestem dużą. Zawsze się śmiałem, że jak będę nosił szczeniaki, to lepiej żebym leżał cały ten czas.
- Zapamiętam to skarbie i wezmę do siebie - uniósł kącik ust na samą myśl o ich wspólnej przyszłości.
- Twój wilk już tego nie chce? Wiesz, szczeniaków - usiadł na kanapie i zagarnął dla siebie kocyk.
- Jestem na etapie, jakbym wpadł to nic by się nie stało, a jeszcze chwile do szczeniąt, bo muszę skończyć trasę. Wtedy mógłbym zrobić sobie porządną przerwę i ogarnąć życie prywatne - wyznał.
- Rozumiem, dość odpowiedzialnie - pochwalił swojego chłopaka - Dość śmiesznie, bo masz malutkie rodzeństwo.
- Cóż rodzice podjęli późno decyzję o moim rodzeństwie - potwierdził - Poza tym chce uczestniczyć w życiu mojego dziecka, pewnie nie obędzie się gdzieś bez trasy z nim, bo przecież nie zostawię ma tyle miesięcy rodziny w Londynie.
Brunet na samą myśl zadrżał, a jego oczy w pewien sposób pociemniały na myśl o rodzinie. Całe życie o tym pragnął. Mieć kogoś, kto będzie go kochał całym sercem.
- A ty już chciałbyś szczenię? - odbił piłeczkę - Wiesz, niektóre omegi wcześnie czują instynkt i chciałyby dziecko. Mama mi trochę mówiła.
- Chyba od dawna było to moim marzeniem. Wiesz, dać małej istocie taką miłość, jakiej nigdy nie poznałem - uniósł kącik ust - Choć z drugiej strony to przeraźliwe, bo nie mam "praktyk".
- Czasami trzeba się samemu nauczyć. Wiesz szkoła rodzenia i w ogóle. Z resztą moja mama na pewno będzie chętna do pomocy - stwierdził alfa - Kocha dzieci i mogę się założyć, że chciałaby już wnuki.
- Już myślisz o nas w roli rodziców? - czuł coś dziwnego w żołądku. Delikatnie opadał się na ramieniu alfy.
- Wiesz tak ogólnie. Mój alfa jakby też już obsadził ciebie w roli matki moich szczeniąt i nie widzi odwrotu - zaśmiał się.
- Wszystko po kolei kochanie - szturchnął szatyna, czując czerwień na policzkach - Mamy czas.
🐾🐾🐾
Louis wjechał windą na górę razem z mamą i częścią bagaży. Nie dali rady zabrać się na raz. Na dole czekał jeszcze jego tata i bliźnięta. Jego rodzina nie mogła spać w hotelu, skoro on miał mieszkanie w którym spokojnie mogli się przespać.
Nie chciał też, żeby Harry nosił i pozwolił mu jeszcze odsypiać. W końcu jet lag jeszcze ich w pewien sposób łapał.
Postawili rzeczy w sypialni, którą mieli zająć jego bliscy.
- Harry jeszcze śpi, więc trzeba być troszkę cicho - wyjaśnił szatyn.
- W porządku, powiedz tylko o tym Doris i Ernestowi. Wiesz, że czasami rozpiera ich energia - przypomniała Jay - Dobrze, że mieszkacie razem z Harrym, ale musimy poważnie porozmawiać, bo chyba nie do końca wszystko rozumiem Louis.
- Wiem mamo... Możesz rozgościć się w kuchni i tam porozmawiamy - skrzywił się na samą myśl wyjaśniania - Idę pomóc tacie i zaraz będziemy z powrotem.
- Nastawie wodę na herbatę w takim razie. Myśle, że wszyscy się chętnie napijemy - zgodziła się i przeszła do kuchni.
Alfa w tym czasie przeszedł do windy, która wjechała na jego piętro, a reszta jego rodziny wysiadła z dźwigu.
Szatyn złapał za torby, od razu tłumacząc całej trójce sytuację o śpiącym brunecie. Doris i Ernest zgodzili się pod warunkiem, że Louis włączy im bajki w salonie. Dan na to przystał dość niechętnie.
Louis od razu spełnił prośbę jak tylko przeniósł resztę bagaży. Na dużym ekranie pojawiły się ulubione bajki dzieciaków. Po tym przeszedł do kuchni, gdzie stała już gorąca herbata.
- Pewnie macie do mnie wiele pytań... Odpowiem szczerze, tylko zastanówcie się, co chcecie wiedzieć - mruknął dość cicho, upijając łyczka swojego napoju.
- Lou... Chodzi o to, że przedstawiłeś nam Harry'ego jako narzeczonego, a w stanach wychodziłeś z Brianą - zaczęła Jay - Twój narzeczony wydaje się być delikatny i wrażliwy Louis.
- Mamo, myślę... Że muszę być w końcu z wami szczery - zmarszczył brwi i skupił się na swoim kubku - W moim przemyśle jest coś takiego, zwanego PR - wypuścił ciężko powietrze spomiędzy swoich warg - Żaden związek, w którym byłem od swojej sławy... Nie był niczym prawdziwym. Byłem zmuszony do udawania, żeby sprzedaż się zwiększyła, a ludzie plotkowali na mój temat.
- Więc Briana? Danielle? - wymieniała, a jej oczy rozszerzyły się - To było kłamstwo? Nie wiem czy jestem zmartwiona w to co się wpakowałeś czy czuje ulgę, że te dziewczyny to nie był twój wybór, bo naprawdę tego nie popierałam.
- Tak. Były ustawkami, Harry nią nie jest - zaznaczył - Mój wilk od początku wiedział, że przynalerzymy do siebie - uśmiechnął się czule - Jednak Dan sam coś poczuł do mojego Harry'ego i na siłę dał mi znowu Brianę i do tego na czas trasy tutaj, chciał mi dać kolejną. Tym razem męską.
- Ten twój manager... - ojciec Louisa sam się zdenerwował - Od początku wydawał się dziwnym typem i tylko mnie w tym utwierdził teraz. Przesadził z takim zachowaniem.
- Za chwilę kończy mi się z nim umowa i nie podpisuję kolejnej - potwierdził, zaraz poczuł za sobą ciepłe ramiona i czuły pocałunek w skroń - Dzień dobry skarbie, już wstałeś? - uniósł wzrok na zaspaną omegę.
- Mhm - potwierdził dość sennie i spojrzał na małżeństwo - Dzień dobry, mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłem.
- Dzień dobry Harry, strefy czasowe jeszcze dają o sobie znać? - przywitała się Jay - Nigdy nie przeszkadzasz, jesteś częścią rodziny. Narzeczonym naszego synka, więc tez jesteś naszym dzieckiem.
Brunet uśmiechnął się nieśmiało i usiadł koło Louisa, zaraz czując opiekuńcze objęcie przez Louisa.
- Dopiero przy tej pracy poznałem co znaczy jet lag - potwierdził, ledwo powstrzymując ziewnięcie.
- Uroki podróżowania. Europa będzie spokojniejsza. Gorzej jak ruszymy do Azji i Australii. Wróci to na chwilę - wyjaśnił alfa - Ale teraz przede wszystkim Anglia.
- Wyglądacie naprawdę dobrze razem. I tu, widać czym jest prawdziwa miłość - Dan pochwalił ich, mimo wcześniejszej złości się uśmiechając.
- Bo to uczucie jest szczere. Znaleźliśmy siebie przypadkiem i to był najlepszy przypadek jaki mógł nas spotkać. - wyznał Louis - I mamo tak, Harry ma pierścionek - widział jak kobieta doszukuje się biżuterii na palcu bruneta.
Harry uroczo zachichotał, unosząc swoją dłoń delikatnie w górę. Róża pięknie zabłyszczała na jego palcu.
- Bardzo mnie to cieszy, od razu czuć to bardziej oficjalnym. Myśleliście już o ślubie? Po trasie Louisa? Czy planujecie już coś wcześniej? - spoglądała to na jednego to na drugiego
- Raczej się z tym nie śpieszymy - przejął głos brunet - Zwłaszcza, że Louis jeszcze naprawia wszystko po tym, jak mnie denerwował wychodząc z Brianą - wykorzystał w dobrym celu tę informację.
- Wiesz dobrze, że ani ja, ani ona nie byliśmy z tego zadowoleni. Swoją drogą pomogła mi trochę przed drugą ustawką - wyrzucił z siebie.
- Mimo wszystko - wydął dolną wargę - To nie był dobry widok - zaraz się zainteresował drugą częścią zdania - Co masz na myśli? Jaki ci pomogła.
- Powiedziała mi, że ma dziecko z moją byłą asystentką. Trochę zagrałem jego bronią i powiedziałem, że jak zmusi mnie do ustawki wygadam się do mediów, że ma szczeniaka bez połączenia i tylko płaci kasę na niego. - wyjaśnił.
- Dobrze, że kończysz z nim umowę - Jay prychnęła z pełną pogardą.
- I on mnie podrywał, z resztą wciąż to robi, mając taką przeszłość? Ten człowiek tylko łapie omegi dla swoich zachcianek - Harry przyłożył dłoń do ust zaskoczony.
- On dalej cię podrywa? - Louis bardzo czujnie słuchał bruneta - Przecież ja mu zrobię krzywdę jeszcze tu na miejscu w Anglii... Skurwiel jeden...
- Mhm. Kiedy spałeś w samolocie - niechętnie to potwierdził.
Starsze małżeństwo nie odzywało się, przysłuchując rozmowie młodszych.
- Wiedziałem, że ten mój sen to nie był dobry pomysł - warknął pod nosem - Nie zostawię cię już nawet na chwile z nim sam na sam.
- Jestem dużą omegą Lou - złapał dłoń szatyna - Zawsze wiem co robić z żeby go od siebie odsunąć. Choć nie rozumiem dlaczego nie przyjmuje słowa nie.
- Bo jest skurwielem, który myśli że dostanie wszystko, czego tylko chce.Niech ta pieprzona umowa już się kończy - zacisnął pieść drugiej dłoni.
- Louis, słownictwo - Jay musiała go zbesztać, słysząc tyle wulgaryzmów przy stole - Rozumiem, nerwy, ale nie zapominaj że w salonie jest twoje młodsze rodzeństwo.
- Przepraszam, zapomniałem o nich - podkulił swój wilczy ogon i spojrzał kontrolnie w stronę salonu.
Brunet ucałował policzek swojego chłopaka, a raczej w tym momencie narzeczonego.
- Spokojnie, wilczki śpią. Chyba podróż ich mimo to zmęczyła... - przyznał Styles.
- Bardzo możliwe, ściągnęliśmy ich z łóżek dość wcześnie - zauważyła Jay - Harry? A skoro jesteście zaręczeni to może zorganizujemy wspólny obiad z twoimi rodzicami? Chętnie ich poznamy.
Brunet spiął się, prostując na swoim miejscu, a w jego oczach mimo wszystko zagościły łzy.
- Mamo... - Louis czując emocje partnera, próbował delikatnie zainterweniować.
- Dam radę - szepnął Harry, przenosząc swój wzrok na Jay - Wychowałem się w domu dziecka. Nie mam rodziców, ani rodzeństwa, z tego co wiem.
- Oh, przepraszam... Nie miałam pojęcia, Louis nie wspomniał o tym - spojrzała na syna z lekkim wyrzutem - Tym bardziej Harry masz w nas rodzine. Możesz do mnie dzwonić z czym tylko będziesz potrzebował.
- Dziękuję... To dość miłe - uniósł odrobinę kącik ust.
Czuł, że z czasem choć trochę poczuje jak to jest mieć rodzinę. Rodziców. W końcu Louis miał najlepsze osoby.
- To, może rozpakujcie się na spokojnie. Dzieciaki niech śpią na kanapie, nic się nie stanie - stwierdził alfa - Dam wam zaraz ręczniki, reszta wiecie gdzie co jest.
Harry został sam w kuchni, więc postanowił przyszykować coś do jedzenia. Zasysało go okropnie w żołądku. Potrzebował czegoś pożywnego na dość późne śniadanie.
Louis wrócił do kuchni, aby dotrzymać młodszemu towarzystwa. Lubił patrzeć na płynne ruchy młodszego, wyglądał naprawdę swobodnie w mieszkaniu. Jak się okazało omega pichciła typowo brytyjskie śniadanie, nie mając pomysłu na coś innego.
Alfa w tym czasie wyciągnął telefon i sprawdził swoje media społecznościowe. Odpowiedział na kilka komentarzy i polubił zdjęcia na instagramie. Fani wiedzieli już, że znajduje się w Anglii.
- Nie siedź tyle przed telefonem kochanie, jedzenie ci wystygnie, a ty tego nawet nie spostrzeżesz - Harry skarcił Louisa po ustawieniu wszystkiego na stole. Dla gości też starczyło.
- Sprawdzałem wszystko, musiałem być trochę aktywny teraz, żeby potem spędzić czas z wami. Jestem w trakcie trasy, wiec nie mogę znikać z mediów - skrzywił się.
- Nie szukaj wymówek przy mnie - usiadł blisko i złapał za widelec - Nie wiem, czy twoja rodzina jadła, ale zrobiłem więcej.
- Myśle, że dzieciaki możliwe że przyjdą, mama i tata jedli, ale kto wie czy nie zdecydują się przyjść - wzruszył ramionami i odłożył telefon na bok.
- Okej - mruknął tylko i zajął się swoim talerzem - Podwieziesz mnie dziś do ginekologa?
- Do ginekologa? Okej, tak jasne - zgodził się niemal natychmiast, mając jednak za głową czym zajmuje się ginekolog.
- Dziękuję. Złapałem szybką wizytę przed kolejnym wyjazdem - przełknął to co miał w buzi i sięgnął po herbatę.
- Jasne, rozumiem. Albo przynajmniej tak mi się wydaje - skinął i kontynuował swoją porcję.
- Masz jakieś pytanie? - uniósł brew. Wiedział, że alfy czasem były dość dociekliwe. Poznał to przy Louisie.
- Nie, nie. W sensie ten ginekolog to po prostu kontrola, tak? - kompletnie przeczył początkowi swojego zdania, jednak wolał wyrzucić z siebie wszystko.
- Troszkę tak, plus muszę wziąć receptę na tabletki przeciw gorączce - wyjaśnił bez problemu.
- No jasne, w trasie nie wskazana gorączka. Za dużo pracy i za dużo alf wokół - zgodził się z tym co powiedział brunet.
- Ty też coś musisz brać, prawda? - w końcu ruja nie była w równi mocno wskazana.
Harry sięgnął po jeszcze troszkę jedzenia z głównych talerzy na stole.
- Tak mam tabletki do brania tydzień przed
planowaną rują. Plan trasy jest zbyt napięty, żebym zrobił sobie nagle tydzień wolnego - potwierdził niebieskooki.
- Najgorzej - uniósł nieznacznie kącik ust - Ja chyba od dobrych dwóch lat nie miałem gorączki - zastanawiał się.
- To dość długo. Miałem ruję na trzy tygodnie przed ruszeniem w trasę - zastanowił się - Albo nawet cztery. Już mi się terminy mylą. W kalendarzu mam przypomnienie, kiedy zacząć brać tabletki.
- Zalatana praca, a wcześniej staż. Jakoś tak wyszło, a ja za tym nie tęskniłem - sięgnął po brudne talerze i zaczął sprzątać.
🐾🐾🐾🐾🐾
Louis tak jak obiecał był gotowy, aby odwieźć omegę do lekarza. Wziął kluczyki do większego auta, czekając aż brunet będzie gotowy do wyjścia z mieszkania. Nie wiedział czy będzie musiał poczekać na omegę czy przyjechać po nią później. Harry wrócił do niego ubrany w sweterek i leginsy. Dość wygodnie, żeby mu nic nie przeszkadzało w czasie badania. Łatwo będzie mu zdejmować, czy zsuwać rzeczy.
- Już możemy iść? Masz wszystko co trzeba? - upewnił się, aby nie było wracania się, kiedy już będą przy samochodzie, już raz przez to przechodzili.
- Mhm. Nie wypominaj mi kochanie - złapał za swoją komórkę i ruszył założyć buty - To była tylko jedna sytuacja.
- Wiem, ale masz wizytę za... - spojrzał na telefon - Dwadzieścia minut. To nie jest daleko, ale będziemy raczej równo.
- Możemy iść panie marudo - spojrzał na zajęte małżeństwo z dziećmi i wyszli z apartamentu, obiecując że szybko wrócą.
- Ja ci dam marudę... - kiedy tylko zamknął drzwi uszczypnął biodro młodszego, słysząc pisk z jego strony na ten ruch.
Przeszli razem do windy, wciąż się drocząc razem i w takim stanie dojechali na podziemny parking. Tam Harry skapitulował dając krótkiego buziaka Louisowi. Wsiedli do czarnego range rovera i ruszyli na ulice Londynu. Na szczęście było dość luźno że względu, że ledwo dochodziło południe. Większość ludzi była w pracy, a dzieciaki w szkołach.
- Dziękuję za podwózkę - powiedział Harry, kiedy dojechali pod publiczną placówkę - Widzę, że jest troszkę osób. Lepiej nie czekaj na mnie.
- Wrócę po ciebie, pojadę sobie zatankować na spokojnie i wypije kawę - wzruszył ramionami - Harry? Mogę coś zasugerować? Oczywiście zrobisz z tym co będziesz chciał.
- Jasne, coś się stało? - odpiął swoje pasy i spojrzał uważnie na swojego chłopaka zaciekawionymi oczyma.
- Może porozmawiasz z lekarzem o antykoncepcji? Jakby wiesz, trasa będzie dość długa i będziemy w niej razem - podrzucił pomysł omedze.
- Och - uroczo się zaczerwienił i zagryzając dolną wargę, pokiwał delikatnie głową na znak zgody - Jeśli nie będzie kolejki, powinienem wyjść za dwadzieścia minut.
- W takim razie do zobaczenia - miał ochotę dać całusa brunetowi, ale nie mogli sobie teraz na to pozwolić, ktoś mógł ich złapać.
Harry uciekł do kliniki, czując na sobie palący wzrok alfy. Louis odjechał dopiero w momencie kompletnego zniknięcia młodszego.
Czas zatankować samochód.
Pojechał na stację dobry kawałek dalej, bez problemu zatankował bak do pełna, po czym wszedł zapłacić i do tego kupił kawę oraz nową paczkę papierosów. Może i mniej palił, odkąd był z Harrym, jednak przy stresie potrafił prędko wypalić całą paczkę. Wiedział, że to było niezdrowe... Ale uzależnienie nie wybierało. Przestawił samochód na wolne miejsce i wyszedł zapalić. Kubek z kawą postawił na masce i jednocześnie oparł się o nią. Miał jeszcze chwilę, wiec mógł w spokoju dopić swój napój.
Rozglądał się leniwie, widząc spieszących się ludzi, jak i samochody. Czasem przerażał go ten pośpiech do wszystkiego. Cieszył się, że choć na chwile mógł zwolnić o nikt go nawet nie zaczepiał, nawet jeśli ktoś go rozpoznał. Mógł spokojnie odpalić i skończyć kawę, zanim wrócił za kółko. Podjechał ponownie pod klinikę, gdzie okazało się, że Harry już czekał pod budynkiem. Rozmawiał z kimś, ciągle uciekając wzrokiem na parking. Zatrzymał się między samochodami i napisał szybką wiadomość do omegi, cały czas mając ją w zasięgu wzroku. Miał nadzieje, że nikt nie meczy jego chłopaka. Spostrzegł jak omega złapała za telefon i uśmiechnęła się w wyjątkowy sposób, szukając wzrokiem odpowiedniego pojazdu.
Coś powiedział do osoby obok siebie i ruszył w stronę Land Rovera.
- Całe dwadzieścia minut. Stęskniłem się panie Styles - zagadał Louis i jak tylko upewnił się, że są bezpieczni wyjechał z parkingu.
- Też tęskniłem, ale mamy jeszcze jeden przystanek panie Tomlinson - pomachał w dłoni swoją receptą.
- Jasne, apteka. Jest tu za rogiem, tylko stanę trochę bardziej z boku - skinął i po chwili zatrzymał się pomiędzy budynkami, aby omega mogła pójść po rzeczy dla siebie.
Ku jego zdziwieniu Harry wrócił nieco zdenerwowany, a jego brwi były zmarszczone. Nie był na pewno zadowolony.
- Co się stało? Widzę, że coś nie po twojej myśli - nie bawił się w owijanie w bawełnę - Czegoś nie kupiłeś?
- Kupiłem, ale obsłużyła mnie jakaś starsza omega i zaczęła mi wypominać, że nie powinno się brać tabletek, żeby zabijać szczeniaki. Rozumiesz? - niedowierzał w absurd całej sytuacji
- Chodziło jej o antykoncepcję? - zmarszczył brwi alfa - Co za staroświeckie poglądy, powinna zająć się swoim życiem.
- Tak, antykoncepcja. A jeszcze gorszą miała gadaninę na leki przeciwko gorączki... - zapiął swoje pasy i wypuścił ciężko oddech.
- Nie przejmuj się skarbie. - sięgnął do kolana omegi - Nikt oprócz ciebie samego nie będzie ci układał życia. A szczenięta to poważna decyzja.
- Bardzo poważana. Czasem nie rozumiem, dlaczego ludzie sami wiążący ledwo koniec z końcem mają gromadkę dzieci. Nie zrozum mnie źle, ale każde szczenię to duży wydatek. Zwłaszcza, jeśli chcesz dać mu przyszłość, a nie ciągłe problemy.
- Cieszę się, że mamy podobne podejście. Wszystko z rozsądkiem i przemyślane - potwierdził - Dobrze, że moi najbliżsi nie są tak zacofani.
- Bardzo dobrze. Właśnie, a czym zajmuje się twój tata? - uświadomił sobie, że nigdy się o to nie zapytał.
- Tata jest kierownikiem w największej firmie w Doncaster. Zajmują się transportem i czymś tam jeszcze? - wyjaśnił - Dostał niedawno awans, bo były kierownik poszedł na emeryturę.
- To naprawdę dobre stanowisko - uśmiechnął się i finalnie odłożył swoje leki - Nie sądziłem też, że w klinice spotkam swojego znajomego ze studiów.
- To był ten chłopak, który stał obok ciebie na parkingu? Waśnie zastanawiałem się kto to był. Przestraszyłem się, że ktoś cię zaczepił. Jakby wiesz... Poznał, że jesteś z mojego teamu czy coś - byli już blisko osiedla Louisa.
- Tak on. Pracuje tam i właśnie skończył swoją zmianę - miło było spotkać kogoś znajomego.
🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro