36. Tylko winni i pijani się tłumaczą
Po naszej wczorajszej rozmowie Parker przestał już do mnie wydzwaniać, porzucając tym samym jakiekolwiek próby kontaktu ze mną, co w gruncie rzeczy było mi bardzo na rękę, bo nie miałam ochoty rozmawiać z nim przynajmniej do czasu wystawy Romia.
Może i zachowywałam się głupio, może i powinnam z nim porozmawiać i może też powinnam wyjaśnić całą sytuację.
Byłam bardzo wybuchowa i robiłam wiele głupich rzeczy pod wpływem emocji, czego potem żałowałam, ale wtedy na ogół okazywało się, że moje uczucia przysłaniały mi realne myślenie. Czy tak było tym razem? Nie mogłam tego wiedzieć, bo Parker twierdził, że wcale mnie nie okłamywał, więc cała ta sprawa wciąż pozostawiała niewyjaśniona. Kto miał rację? Ja, mówiąca o tym, że jest oszustem, czy on, twierdzący, że miałam paranoję?
Wiedziałam jedynie, że czułam się naprawdę zraniona faktem, że kłamał mi w żywe oczy. Niezależnie od tego, jakimi motywami się kierował.
A jeśli okłamywał mnie z premedytacją, dążąc do tego, by mnie zranić, nie chciałam brnąć w to dalej i spędzić ostatnich chwil swojego życia w totalnej rozsypce. Nie chciałam zakochiwać się bardziej.
— Znalazłam jakąś starą sukienkę — oznajmiła mi Olivia, wchodząc do mojego pokoju i przerywając moje rozmyślania.
Podała mi wieszak z beżową sukienką, dopasowaną w talii i rozkloszowaną na dole, z bufiastymi, długimi rękawami i bardzo wyciętym dekoltem w kształcie litery V, sięgającą mi mniej więcej przed kolano. Była wykonana z śliskiego materiału, który przyjemnie chłodził moją skórę, gdy naciągałam ją na siebie. Już ubrana wyszłam zza drzwiczek szafy i pokazałam się Olivii.
— Kupiłam ją na bal kończący szkołę w tamtym roku, ale wszystkie moje koleżanki — zrobiła cudzysłów z palców — powiedziały mi wtedy, że wyglądam jak babcia.
— Wątpię, żeby jakakolwiek babcia odsłaniała aż tyle ciała — rzuciłam, przypatrując się swojemu wyeksponowanemu dekoltowi. — Ale jest śliczna. Dziękuję.
— Możesz ją zatrzymać. I tak wygląda o wiele lepiej na tobie niż na mnie. — Wzruszyła ramionami. — Co to właściwie za okazja?
— Romio wziął udział w jakimś konkursie malarskim i dziś jest wystawa — poinformowałam ją bez entuzjazmu, co od razu zauważyła.
— I nie cieszysz się bo...?
— To nie tak, że się z tego powodu nie cieszę. — Westchnęłam głośno i wyjęłam z szafy czarne sandałki na szpilce, które miałam na nogach może raz w życiu, dawno temu. — Jestem z niego bardzo dumna, tylko chciałabym, żeby ta wystawa odbyła się dopiero po tym, jak wszystko już się skończy.
Po tych słowach przyjrzałam się sobie w lustrze. Sukienka Olivii była lekko ciasna, ale nie wyglądała tragicznie. Nie mogłam jedynie za bardzo się schylać, czego w tych butach i tak na pewno nie planowałam, jeśli nie chciałam zaliczyć bliskiego spotkania z podłogą. Miałam na twarzy delikatny makijaż w stonowanych kolorach, a włosy pozostawiłam samym sobie, wobec czego delikatnie układały się w fale spływające po moich plecach. Obiektywnie rzecz biorąc wyglądałam naprawdę ładnie i elegancko, ale czułam się tak okropnie, że nie robiło to na mnie żadnego wrażenia.
— Czyli dokładnie co? — drążyła dalej Olivia, niezrażona moją niechęcią do uzewnętrzniania się.
Czy mogłyśmy na jeden dzień wrócić do czasów, gdy się do siebie nie odzywałyśmy?
— Pokłóciłam się z Parkerem, nie chcę się z nim widzieć, nie rozmawiamy ze sobą — powiedziałam jednym tchem. — Ale obiecałam Romiowi, że przyjdziemy na jego wystawę razem. Jak tylko myślę o tym wieczorze to chce mi się wrzeszczeć.
— Więc wrzeszcz. — Olivia wzruszyła ramionami. — Najlepiej na Parkera, gdy tylko po ciebie przyjedzie.
— Naprawdę uważasz, że w tej sytuacji powinnam na niego nakrzyczeć?
— W końcu lepiej w domu niż na wystawie, prawda? — Uśmiechnęła się do mnie. — Biorąc pod uwagę, że ty nazywasz się Nora Winslow, a on Parker Presley to prędzej czy później i tak się to stanie. Oszczędzicie Romiowi kompromitacji i może przy okazji się dogadacie. Bo jestem pewna, że prędzej czy później i tak to jakoś rozwiążecie, nie o takie błahostki się już przecież kłóciliście.
Tylko czy tym razem to była taka błahostka?
I znów. Nie miałam pojęcia.
— Widziałam go na mieście z inną dziewczyną — mruknęłam, nie mogąc uwierzyć, że w końcu komuś o tym powiedziałam i że tym kimś była akurat moja młodsza siostra, z którą do niedawna jeszcze w ogóle nie rozmawiałam.
Olivia zamilkła na chwilę, najwidoczniej nie wiedząc, co powiedzieć.
— Parker to raczej nie jest typ chłopaka, który ugania się za dziewczynami — powiedziała w końcu, marszcząc brwi. — Ty byłaś chyba pierwszym takim przypadkiem.
Cisnęło mi się na język, żeby powiedzieć jej, że Parker uganiał się za mną tylko dlatego, żeby wygrać jakiś durny zakład. Nie powiedziałam jednak nic, bo nagle do głowy przyszła mi kolejna pokręcona teoria, mówiąca o tym, że może... Amelia też była celem zakładu. Kolejnego zakładu.
Pokręciłam głową, mimo wszystko nie wierząc, że Parker odstawiłby aż taką szopkę dla jakiegoś głupiego wyzwania kolegów, że spędzałby ze mną aż tyle czasu i w ten sposób zapewniał mnie o swoich uczuciach. Naprawdę nie chciałam w to wierzyć i nie chciałam też, by nachodziły mnie kolejne natrętne myśli, które niewiele miały wspólnego z logiką.
Zmieniłam temat rozmowy, a Olivia nie drążyła dalej, za co byłam jej w tym momencie bardzo wdzięczna. Pogadałyśmy przez chwilę, aż wreszcie zmyła się do swojego pokoju, a ja usiadłam na łóżku i zajęłam się przeglądaniem telefonu, wiedząc, że według ustaleń sprzed kłótni lada moment miał po mnie przyjechać Parker.
Polubiłam zdjęcie, które Romio wstawił na swój profil na Instagramie. Pozował ze swoją mamą, która wyglądała na naprawdę dumną z syna stojącego obok niej w bordowym garniturze i swoim zwyczajem uśmiechającego się szeroko do aparatu. Oboje byli już w galerii, w której miała się odbyć wystawa i ogłoszenie wyników konkursu, a przez to zdjęcie sama zapragnęłam się już tam znaleźć.
Parker jednak nie przyjechał ani za pięć minut, ani za dwadzieścia, ani za pół godziny, co było już prawie ostatecznym czasem, by wyjechać z domu tak, żeby się nie spóźnić.
— Mamo? — zawołałam, wyglądając na korytarz, ale odpowiedziała mi tylko cisza, co oznaczało, że mama dalej była poza domem.
W takim momencie naprawdę żałowałam, że zrezygnowałam z robienia prawa jazdy, uzależniając się tym samym od innych ludzi i autobusów. Autobusy nie kursowały zawsze, a ludzie najwidoczniej mieli w zwyczaju zawodzić.
Zadzwoniłam do Parkera dwa razy pod rząd, co nie przyniosło żadnego efektu, aż wreszcie zrezygnowana zadzwoniłam po taksówkę, zaznaczając, że bardzo zależy mi na czasie i oferując lekką nadpłatę. Musiałam zdążyć na wystawę Romia.
Wychodząc z domu próbowałam kolejny raz zadzwonić do Parkera, ale znów włączyła się poczta głosowa.
— Chcę tylko żebyś wiedział — zaczęłam oskarżycielskim tonem — że jesteś naprawdę strasznym dupkiem. Bez względu na to, co wydarzyło się między nami, oboje obiecaliśmy coś Romiowi. Nie mam zamiaru dłużej na ciebie czekać i spóźnić się na wystawę najlepszego przyjaciela, bo musisz mi pokazać jak bardzo uraziłam twoją dumę. Zamówiłam taksówkę i jadę tam bez ciebie.
Oburzona wsiadłam na tylne siedzenie i przywitałam kierowcę, zmuszając się do użycia neutralnego, a nie wkurzonego tonu głosu. Po powitaniu nastąpiła cisza, co bardzo mnie cieszyło, bo nie wiedziałam, jak długo byłam jeszcze w stanie udawać, że nie byłam piekielnie zła.
Dojeżdżaliśmy pod galerię, gdy nagle zadzwonił mój telefon, a na wyświetlaczu pokazało się zdjęcie Parkera. W pierwszym odruchu chciałam się rozłączyć, ale tknięta złym przeczuciem nacisnęłam zieloną słuchawkę.
— Halo?
— Gdzie ty jesteś, do cholery? — wysyczałam, nie chcąc jednocześnie wystraszyć taksówkarza, który łypnął na mnie w przednim lusterku. — Wystawa Romia już się zaczyna.
— Wystawa Romia? — zapytał zdezorientowany, zupełnie jakby nie wiedział czym była wystawa albo kim był Romio. — Aaaaaa, no tak, wystawa. No, nie będzie mnie na niej. Ale za to będę na imprezie. Albo już jestem!
Przez chwilę wsłuchiwałam się w jego paplaninę, łącząc ze sobą wszystkie fakty.
Wiedziałam, że to był Parker, ale jednak jakaś część mnie czuła się, jakbym rozmawiała z zupełnie inną osobą, która była do niego podobna tylko głosem. Jego wypowiedzi nie miały ani grama sensu i zdawały się być przytłumione, zupełnie jakby nie mówił do mnie. W tle słychać było jakieś hałasy i głosy innych ludzi oraz donośną muzykę. Teraz już wiedziałam, dlaczego po mnie nie przyjechał.
— Parker, czy ty jesteś pijany? — powiedziałam w końcu.
— Może tak, może nie. — Zaśmiał się w słuchawkę, co samo w sobie stanowiło odpowiedź na moje pytanie.
— Gdzie jesteś? — spytałam.
Nie doczekałam się jednak żadnego odzewu, a w słuchawce usłyszałam jedynie trzask, zupełnie jakby Parker przez przypadek zrzucił telefon z jakiejś wysokości. Po chwili go podniósł i znów coś powiedział, ale zorientowałam się, że to wcale nie był on.
— Dobry wieczór, nazywam się Brendon i jestem barmanem w Cotton Club...
— Co się stało z Parkerem?! — niemal wykrzyknęłam, przerywając mu, przerażona trzaskiem, a taksówkarz spojrzał na mnie kolejny raz.
— Nic mu nie jest, spokojnie — zapewnił mnie. — Tylko upuścił telefon za bar, gdzie akurat stałem. Może nie powinienem tego robić, ale sprawia trochę problemów i chciałbym wiedzieć czy jest ktoś z jego rodziny lub znajomych, kto mógłby po niego przyjechać zanim szef każe mi go wyrzucić.
Wiedziałam, gdzie był Cotton Club, bo właśnie tam Romio obiecał zabrać mnie, Parkera i kilku kolegów-malarzy po swojej wystawie – w razie wygranej, żeby świętować, a w razie przegranej, by opijać smutki. Przepraszając kierowcę podałam mu nową lokalizację i jednocześnie przepraszając barmana zapewniłam go, że za chwilę byłam w stanie odebrać Parkera.
Po kilku minutach byłam już pod klubem, przeklinając pod nosem Parkera i jego wyczucie czasu. Nawet nie mogłam zadzwonić do Romia, bo wiedziałam, że byłoby naprawdę niezręcznie, gdyby podczas wręczania nagrody nagle zadzwonił mu telefon.
Poprosiłam taksówkarza, by poczekał na mnie przed klubem, żebym mogła odwieźć tego idiotę do domu, jednocześnie zastanawiając się, jak wysoką cenę musiałam potem zapłacić. Szczególnie jeśli z Parkerem było naprawdę tak źle, jakie wrażenie odniosłam przez telefon.
Przed klubem czekał na mnie już Brendon, którego poznałam po ubiorze i podeszłam do niego, pytając go od Parkera. Zgasił papierosa, którego palił i gestem pokazał mi na budynek.
— Od prawie dwóch godzin tuła się po naszym klubie, nękając klientów — wyjaśnił mi barman.
— Jezus... — jęknęłam z zażenowania, znając skłonności Parkera. — Nie wdał się w żadną bójkę, prawda?
Weszliśmy razem do środka. Wnętrze klubu było dokładnie takie, jak zawsze przedstawiały je filmy: ciemne kolory, pikowane kanapy, głośna muzyka, ludzie tańczący na parkiecie. To zupełnie nie pasowało do Parkera.
— Nie, nie, nie, nic z tych rzeczy. Zresztą, to trzeba po prostu zobaczyć. — Wskazał mi miejsce przy barze, a ja od razu wypatrzyłam Parkera, który rozmawiał z jakimś facetem pijącym drinka.
Wyglądał jak siedem nieszczęść, przygarbiony i wyraźnie pod wpływem alkoholu, trzymając w ręku pusty kieliszek. Inny barman patrzył na niego z politowaniem, a potem spojrzał na mnie i Brendona, jakbyśmy byli wybawicielami.
— Dasz wiarę, że tak strasznie ją oszukuję? — powiedział na tyle głośno, że usłyszałam to, stojąc w dość dużej odległości od niego. — A Nora o tym nie wie. Albo wie, bo mówi, że jestem oszustem. Co ja mam niby teraz zrobić? Nie chcę jej dalej kłamać, nie chcę mówić jej prawdy i nie chcę, żeby mnie przez to rzuciła.
Mój mózg nawet nie przyswoił faktu, że Parker niemalże przyznawał się do tego, że mnie oszukiwał. W tym momencie bardziej interesowało mnie to, że musiał się czuć naprawdę samotny, skoro żeby przed kimś się uzewnętrznić musiał doprowadzić się do takiego stanu i opowiadać o swoich uczuciach nieznajomym ludziom w jakimś klubie. To było naprawdę przygnębiające i trochę łamało mi serce.
— Nora jest dla mnie bardzo ważna, a ja to niszczę jak ostatni frajer — powiedział już sam do siebie, bo jego słuchacz ewakuował się gdzieś, prawdopodobnie mając go serdecznie dość.
— Wszyscy w klubie znają to już na pamięć. Naprawdę współczuję tej Norze — powiedział barman z zażenowanym uśmiechem. — Tak czy inaczej cieszę się, że tak szybko przyjechałaś odebrać brata. Josie, prawda? — W pierwszym momencie byłam zdezorientowana pytaniem, ale skinęłam głową, czując, że gdybym przyznała mu się do tego, że to ja byłam tą idiotką, którą oszukiwał Parker, spaliłabym się ze wstydu. W tym momencie cieszyłam się, że Parker miał mnie zapisaną w swoim telefonie jako „Winslow". — Cały wieczór mówił o tobie jak o małej dziewczynce.
— Zawsze tak ma po alkoholu — stwierdziłam, uśmiechając się sztucznie i wzruszając ramionami. — Dzięki, że do mnie zadzwoniłeś. Zajmę się nim.
Podeszłam do Parkera, a on zrobił zszokowaną minę, gdy tylko mnie zauważył.
— No nie, co ty tu robisz? — zawołał na mój widok, a ja uciszyłam go — Od razu ci mówię, nie jestem jak mój ojciec. On był pieprzonym alkoholikiem.
Nie mogłam też pozwolić, by został ani chwili dłużej w klubie, gdzie lada chwila mógł zjawić się Romio. Nie mogłam pozwolić, by zepsuł mu wieczór, bo już i tak na pewno wściekał się na mnie za to, że się spóźniłam. Plan był taki, by odwieźć Parkera do domu i jak najszybciej popędzić na wystawę, licząc, że było jeszcze co oglądać.
Ale nazwanie mnie przez barmana imieniem Josie i wzmianka Parkera o jego ojcu sprawiły, że naszła mnie bardzo rozsądna myśl – rodzeństwo Parkera i jego babcia nie mogli zobaczyć go w takim stanie.
— Wisisz naprawdę duże czekoladki Romiowi za zrujnowanie mu wieczoru — fuknęłam na Parkera i omijając jego protesty pociągnęłam go za rękę. Oparł się o mnie i w takiej konfiguracji szliśmy do wyjścia. — A mi wisisz porządny masaż za dźwiganie cię. I zrujnowanie wieczoru.
Jakoś upchnęłam go do taksówki, posyłając przepraszające spojrzenie taksówkarzowi, który musiał mieć mnie za szaloną i usiadłam razem z Parkerem z tyłu, modląc się, by przestał już gadać. Od tych wszystkich emocji bolała mnie już głowa i czułam się naprawdę zmęczona. Chciałam tylko być w domu.
Przymknęłam oczy i skupiłam się na swoim oddechu, a po chwili byliśmy już pod moim domem. Zapłaciłam taksówkarzowi i jakoś wygramoliłam się z samochodu z Parkerem, po czym pomogłam mu dojść do domu. Jedną ręką podtrzymywałam jego, a drugą próbowałam otworzyć drzwi, mając nadzieję, że mojej mamy wciąż nie było albo by była na tyle zajęta, by nie zauważyć tego wszystkiego.
W domu panowała jednak całkowita ciemność i cisza, a ja jakimś cudem zdołałam przekonać Parkera, by nie wydawał z siebie ani jednego dźwięku. Najwidoczniej mimo wszystko potraktował to bardzo poważnie, chwila przykładając palec do ust, ale na szczęście faktycznie się nie odzywał, dzięki czemu udało mi się doprowadzić go do swojego pokoju.
Gdy tylko się tam znaleźliśmy, rzucił się na moje łóżko bez życia i już myślałam, że zasnął, gdy nagle usłyszałam jego głos.
— A wiesz... — wybełkotał. — Wiesz, że ja nigdy nie wypiłem tak dużo alkoholu? Nigdy, nigdy, nigdy. Bo mój ojciec pił zawsze i zobacz jak... skończył. — Wzruszył ramionami.— Ale dzisiaj musiałem się napić i się napiłem.
Mimo że mówił to zabawnym pijackim tonem, zabrzmiało to naprawdę smutno.
— Widzę — mruknęłam. — Dlaczego akurat dzisiaj musiałeś?
— Bo mi jest źle z tym, że miałaś rację. Oszukuję cię. I nie zasługuję na to, żebyś mi wybaczyła, Nora...
Na chwilę stanęło mi serce. Tak chciałam, żeby się przyznał, a gdy właśnie to robił, będąc najbardziej szczerym, mimowolnie pragnęłam, żeby nie mówił nic. Usiadłam na łóżku obok niego, a on podniósł się do pozycji siedzącej, spojrzał mi prosto w oczy i dotknął dłonią mojego policzka.
— Ale chcę, żebyś mi wybaczyła — powiedział. — Jesteś jedną z czterech kobiet, na których mi najbardziej na świecie zależy. Josie, moja babcia, moja mama no i ty. Jak śmiesznie to brzmi?
Nie wiedziałam czy brzmiało śmiesznie, ale z pewnością stanowiło dla mnie swego rodzaju dowód, że z Amelią nie łączyły go zbyt bliskie stosunki. W tym stanie Parker nie miał możliwości, żeby mnie okłamywać, więc gdyby coś między nimi było, w tym rankingu pewnie byłaby wyżej niż ja.
Tylko dlaczego powiedział, że mnie oszukuje?
— Idźmy już spać — zaproponowałam, czując się naprawdę przytłoczona. — Obojgu nam dobrze to zrobi.
Przez chwilę nic nie mówił i zajął się zdejmowaniem z siebie ubrań, a ja zrobiłam to samo z moją sukienką, którą zmieniłam na leżącą na podłodze koszulkę. Parker został w samych bokserkach i zadrżał z zimna, więc szybko wszedł pod kołdrę.
— Jestem jak mój ojciec? — zapytał nagle z wielkim smutkiem w głosie, a ja nie miałam serca, żeby zadawać mu jakiekolwiek pytania.
To mogło poczekać do jutra.
— Nie, Parker — odpowiedziałam całkowicie szczerze. — Jesteś dobrym człowiekiem. Idź już spać.
Pogłaskałam go po głowie i wsunęłam się pod kołdrę się obok niego, ignorując zapach alkoholu płynący z jego ust.
Oparł o mnie głowę i niesfornie objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego. Po chwili oboje zasnęliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro