33. Pięć minut szczerości
— Zacznijmy od świeżego mięska — powiedział pan Patterson, a ja odniosłam wrażenie, że już gdzieś słyszałam wcześniej te słowa. Po chwili przypomniałam sobie, że powitał mnie w grupie wsparcia mówiąc dokładnie to samo, co było dość ironiczne, biorąc pod uwagę, że właśnie dziś odwiedzałam ją ostatni raz.
Amy, bo tak nazywała się nowa dziewczyna, siedziała dokładnie w tym samym miejscu, co ja jakiś czas temu i nerwowo bawiła się rękawem swojego swetra. Nie powiedziała wiele, ale widać było, że miała naprawdę dużo problemów z samą sobą i najwidoczniej potrzebowała czasu, by cokolwiek o nich opowiedzieć. Patterson nie wydawał się być zirytowany, że podzieliła się z grupą jedynie kluczowymi informacjami na swój temat, zupełnie jakby miał pewność, że wkrótce się przed nim otworzy.
Ludzie patrzyli na nią ciepło, jakby zachęcali ją do mówienia, a ja zastanawiałam się, czy naprawdę chcieli wysłuchiwać tego, co ją męczy.
— Jesteśmy z tobą, Amy. — Usłyszałam ze strony Evy. Tej samej, która tak mocno skrytykowała mnie podczas mojego pierwszego spotkania, zarzucając mi bycie samobójczynią, która nie docenia własnej matki. Czy tylko do mnie wszyscy byli nastawieni tak źle?
— Jesteśmy z tobą. — Rozniosło się jak echo.
Przypadkiem spojrzałam na Pattersona, a nasze spojrzenia się skrzyżowały, czego od razu pożałowałam.
— Nora? — spytał, najwidoczniej uznając, że patrzenie na niego było wyrazem mojej chęci do zabrania głosu. — Chcesz być następna?
Przez chwilę zawahałam się, nie wiedząc, co powiedzieć. Wszyscy tutaj znali mnie od tej najgorszej strony i najpewniej kojarzyli jako wredną zołzę, co w gruncie rzeczy było nawet zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że byłam nią przez większość czasu. Pomyślałam sobie więc, że skoro i tak wszyscy widzieli we mnie to, co najgorsze, nie było powodu, bym wyprowadzała ich z błędu. Otworzyłam usta, mając w plamach jak najszybciej zakończyć tę farsę i chciałam to zrobić całkowicie w moim stylu, przynajmniej dopóki nie spojrzałam na Amy, która przecież była tu nowa i nie wiedziała o mnie niczego.
Nie miała pojęcia kim był Parker, Veronica czy ktokolwiek inny, tak samo, jak nie miała pojęcia, kim byłam ja. Tak naprawdę nikt tego nie wiedział. I wtedy zupełnie nagle poczułam potrzebę, by tym razem nie robić tak, jak zrobiłabym zwykle.
— Jestem Nora Winslow — powiedziałam powoli, szukając w głowie odpowiednich słów. — Wiecie, ta która jakiś czas temu prawie podpaliła szkołę. I ta która chodzi z Parkerem Presleyem. Jestem tą Norą, którą znacie z większości szkolnych plotek i z pierwszego spotkania grupy wsparcia, na którym byłam głównie wredna i arogancka. Nie wiem, co sobie o mnie myślicie i jeśli chcecie uważać mnie za straszną sukę, macie do tego pełne prawo. Ale jestem też inną Norą i tej wersji na pewno nie znacie.
Wzięłam głęboki oddech.
— W Maylawn mieszkam całe swoje życie, podobnie jak część z was, a jednak nikt nie miał pojęcia, że istnieję, aż do początku drugiego semestru. Mogę być dla was jedynie mglistym wspomnieniem z czasów, gdy chodziliśmy do przedszkola, choć ja nie pamiętam nikogo z was. Nie mam praktycznie żadnych wspomnień z dzieciństwa, a przynajmniej ich po prostu nie pamiętam. — Spojrzałam na Romia, który poruszył się na krześle, patrząc na mnie z czułością. Sprawdzał, czy wszystko grało, wiedząc, że takie wyznania nie były dla mnie codziennością, ale tylko skinęłam głową. — Wiem jednak, że miałam naprawdę wielkie szczęście, jeśli chodzi o rodzinę, bo moi rodzice kochali siebie nawzajem, a także mnie i moją siostrę i wszystko było perfekcyjne, każdy kolejny dzień...
Na dobrą sprawę nie pamiętałam też historii, którą właśnie miałam zamiar opowiedzieć, bo wszystkie wspomnienia z tego okresu miałam ściśnięte gdzieś na dnie swojego umysłu. Jednak gdy utkwiłam wzrok w przypadkowym punkcie na ścianie, słowa wychodziły ze mnie automatycznie, a przed oczami stawał obraz, którego nie widziałam od bardzo dawna.
Była niedziela. Słońce leniwie zaglądało przez okno i oświetlało mi twarz. Obok mnie leżała Olivia, która miała wtedy najwyżej pięć lat. Wiedziałam to, bo ściskała w ręku maskotkę królika, z którą nie rozstawała się właśnie do momentu, gdy skończyła pięć lat; później pan Berbee rozpoczął życie na własną rękę, gdy przypadkiem zgubił się na jednej z naszych wycieczek. Olivia miała zwyczaj chrapać, gdy spała naprawdę twardo i to właśnie robiła w tym momencie, co działało na moją korzyść.
Nie martwiłam się o mamę, bo byłam pewna, że nic ani nikt nie wyciągnąłby jej z łóżka o tak wczesnej porze, a skoro i ona, i Olivia smacznie spały, wiedziałam, że miałam dobrą okazję do tego, by mieć tatę tylko dla siebie. W takich momentach byłam małą egoistką, ale właśnie te poranki, które mogłam spędzić jedynie z tatą, uwielbiałam najbardziej.
Biegiem zmieniałam piżamę na normalne ubrania, a następnie po cichu wychodziłam z pokoju, nie chcąc obudzić siostry i ostrożnie schodziłam po schodach, nie wydając z siebie żadnego dźwięku, ale byłam pewna, że tata już wiedział, że nie śpię. Nigdy nie przegapiałam niedzielnych poranków.
Jak zawsze czekał na mnie przy drzwiach, gotowy do drogi na targ, który był chyba jego ulubionym miejscem na świecie. Potrafił robić tam zakupy godzinami, a mi nigdy się to nie nudziło, choć czasem od długiego chodzenia zaczynały mnie boleć nogi. Wtedy tata brał mnie na barana, a za wytrwałość kupował mi w nagrodę jedną rzecz od starszej pani, która sprzedawała naprawdę stare pamiątki po swojej rodzinie.
Po powrocie z targu, tata zabierał się za robienie śniadania. W kuchni zawsze grało radio, żeby mógł sobie podśpiewywać pod nosem podczas gotowania, a ja robiłam to razem z nim, choć nie znałam tekstu połowy piosenek. Tata jednak nie zwracał uwagi na to, jak przekręcałam brzmienie jego ulubionych utworów i zawsze bił mi brawo, gdy kończyłam śpiewać do dużej, czarnej chochli, służącej mi za mikrofon, a potem sadzał mnie na blacie i całował w czoło, mówiąc mi, że jestem jego gwiazdką.
Potem budziliśmy Olivię i mamę śniadaniem do łóżka i spędzaliśmy resztę dnia rodzinnie: jeździliśmy na wycieczki rowerowe, urządzaliśmy pikniki, chodziliśmy do wesołego miasteczka i robiliśmy wszystkie inne rzeczy, które robią szczęśliwe rodziny.
— Ale w pewnym momencie coś się zmieniło, bo tata przestał czekać na mnie pod drzwiami w każdy niedzielny poranek. Nie miał już ochoty chodzić na targ, a ja zupełnie nie wiedziałam dlaczego, skoro to było jego ulubione miejsce na świecie. — Uśmiechnęłam się smutno do własnych wspomnień. — Byłam zła i obwiniałam go o to, że mnie zostawił, szczególnie w momencie, gdy doszło do tego, że rodzice w ogóle nie spędzali już z nami niedziel, a zamiast tego wynajęli nam starą opiekunkę i znikali na całe dnie.
Przestałam patrzeć na ścianę i rozejrzałam się po sali. Nikt nie patrzył na mnie ze znudzeniem, choć tego właśnie się spodziewałam. Nawet Eva słuchała uważnie, choć przecież za mną nie przepadała.
— W pewnym momencie zorientowałam się, że tata po prostu nie miał siły, żeby chodzić na targ albo w ogóle gdziekolwiek — mówiłam dalej. — Jego zniknięcia w niedziele nie były wcale odpoczynkiem od rodziny. Mój tata odkrył, że jest chory. Ale wtedy byłam tylko dzieckiem, pewnym, że to było tylko przeziębienie. Że tata poleży kilka dni w łóżku, a potem znów będzie zabierał mnie na targ i smażył naleśniki.
Poczułam uścisk w klatce piersiowej, a moje oczy zrobiły się dziwnie wilgotne. Twarz taty w moich wspomnieniach, które nie zdarzały się przecież często, była zawsze bardzo rozmyta. Teraz widziałam ją dokładnie, każdy detal, każdą jego cechę. I jego brązowe, pełne miłości oczy, które nagle wypełniały się łzami.
— Wkrótce mój tata przestał przypominać siebie. Wyglądał coraz gorzej i prawie nie wychodził ze swojego pokoju. I nie chodziło tu o samą chorobę, bo z nią da się żyć naprawdę długo — powiedziałam. — Mój tata po prostu nie mógł pogodzić się z faktem, że w ogóle był chory. Nie chciał zaakceptować tego, że wydawaliśmy na niego tyle pieniędzy i że kiedyś to my będziemy musiały poświęcić swoje życie, żeby się nim zajmować, gdy nie da rady się sam poruszać. Z najsilniejszego człowieka, jakiego znałam, stał się wrakiem.
Uspokoiłam się, choć jeszcze chwilę temu byłam bliska płaczu. Nie chciałam, żeby widzieli mnie w takim stanie, bo i tak otwierałam się właśnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
— W pewnym momencie w ogóle przestałam go widywać. Było tak, jakby już odszedł. Chyba po prostu chciał nas przygotować na moment, gdy faktycznie go zabraknie. Ale na coś takiego nie da się przygotować.
Nie chciałam sięgać pamięcią tak głęboko. Nie chciałam znów oglądać momentu, gdy znalazłam jego ciało, szczególnie teraz, gdy wszystko układało się dobrze.
— Po śmierci taty wyparłam wszystkie wspomnienia z tamtego okresu. Było tak, jakby dla mnie nie istniał, podobnie jak reszta świata. I choć tak bardzo nienawidziłam tego, co zrobił, sama zachowałam się podobnie, zamykając się w pokoju. Straciłam przez to naprawdę dużo, bo chociażby relację z mamą i siostrą, możliwość na potencjalną przyjaźń, a być może też wiele szczęśliwych chwil. Po prostu nie chciałam, żeby ktokolwiek się do mnie przywiązywał, zupełnie jakbym miała przeczucie, że ja też będę chora. Diagnoza nawet mnie nie zdziwiła — oznajmiłam najspokojniej jak mogłam. — Dopiero teraz wiem, że to nie była dobra decyzja. Tylko że po prostu nie umiałam inaczej. Dlatego przepraszam, jeśli zniechęciłam was do siebie na pierwszym spotkaniu. Przepraszam, że byłam dla ciebie wredna, Eva — zwróciłam się w jej stronę. — Nie chciałam, żebyście myśleli o mnie w ten sposób. To wszystko, co chciałam powiedzieć.
— Nigdy nie uważałam cię za sukę — powiedziała nagle, a ja spojrzałam na nią ze zdziwieniem. — W zasadzie, byłam o ciebie bardzo zazdrosna.
— O mnie? — Uniosłam jedną brew. — Dlaczego miałabyś być o mnie zazdrosna?
— Nawet jeśli zostało ci jedynie pół roku... Masz wokół siebie ludzi, którzy cię kochają, masz rodzinę i przyjaciół. Ja nie mam nikogo.
Po tych słowach zapadła cisza, bo najwidoczniej każdy poza mną znał historię Evy. Patterson spojrzał na nią czule i spytał, czy chciała zabrać głos.
— Jestem Eva — powiedziała najpierw w stronę Amy, która wyglądała na bardziej ożywioną niż na samym początku. Później zwróciła się w stronę reszty grupy. — Moja mama zawsze powtarza mi, że najgorszym dniem w jej życiu był dzień, w którym mnie urodziła i na tym właściwie mogłabym skończyć swoją wypowiedź. To mówi samo za siebie. Czasem naprawdę myślę sobie, że chciałabym się zamienić miejscami z Norą albo kimkolwiek innym. I dlatego właśnie tak bardzo wkurzyłam się, gdy mówiłaś o swojej mamie w tak lekceważący sposób — powiedziała, patrząc na mnie ze smutkiem wymalowanym na twarzy.— Bo ja oddałabym wszystko, żeby moja mama robiła dla mnie choć połowę tego, co twoja mama robi dla ciebie...
W miarę jak mówiła dalej o tym, jak wielokrotnie została pobita przez matkę alkoholiczkę i jej kolejnych chłopaków, miałam ochotę płakać. Eva naprawdę nie miała nikogo, kto szczerze by ją kochał. Jej ojciec umarł, gdy była malutka, a matka od zawsze traktowała ją bardziej jak przedmiot, niż własne dziecko. Nie zareagowała nawet w momencie, gdy jeden z jej wielu kochanków wykorzystał bezbronną Evę. Jasne, siedział w więzieniu za to i wiele innych złych rzeczy, ale tego, co zrobił Evie nie dało się już odkręcić.
W tym momencie przypomniało mi się, gdy oszukałam Pattersona i rzekomo w imieniu Evy pytałam o rady odnośnie spraw sercowych i jak powiedział mi wtedy, że ma bardzo niskie poczucie własnej wartości. Wtedy nie chciałam w to wierzyć, mając ją w pamięci jako kogoś naprawdę paskudnego i dopiero teraz widziałam, że faktycznie mogła być niepewna siebie. Miała ku temu powody, w końcu od wielu lat słyszała w domu, jak beznadziejna była. Dopiero teraz widziałam, że siedziała niesamowicie zgarbiona, a gdy mówiła, bezustannie patrzyła na innych, w oczekiwaniu na ich reakcję, jakby bezustannie poszukiwała czyjejś aprobaty. Bardzo często patrzyła też na mnie.
Ja zresztą też patrzyłam na nią, nawet gdy przestała mówić i gdy opowieść zaczął ktoś inny z grupy. Nie mogłam przestać myśleć o tym, jak źle ją oceniłam, a ją męczyły chyba podobne myśli. Dlatego kiedy spotkanie skończyło się, podeszłam do niej i bez słowa przytuliłam ją.
To było takie nie w moim stylu, a jednak czułam się w tym momencie tak dobrze. Eva nie była nawet moją przyjaciółką, jednak miałam dziwną potrzebę, żeby zrobić dla niej coś dobrego. Przerażał mnie fakt, że chciała zamienić się ze mną miejscami, choć umierałam, bo pokazywało to, jak bezwartościowa się czuła. Jak skrzywdzona była.
— Jeśli kiedyś będziesz chciała pogadać... — Uśmiechnęłam się. — Możesz odezwać się do mnie w każdej chwili. Przynajmniej przez najbliższe pół roku... Później mogę być nieco niedostępna.
— Twoje poczucie humoru strasznie mnie przeraża... Ale na pewno będę o tym pamiętać — odpowiedziała, również się uśmiechając. — Dziękuję. Strasznie się co do ciebie pomyliłam.
— Znam to uczucie — powiedziałam, nie mając na myśli jedynie Evy.
Pomyliłam się co do wszystkiego.
Do Parkera, Olivii i tego, jak traktowałam swoje życie.
Dlatego kiedy po spotkaniu grupy wsparcia przyjechałam do domu, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było przytulenie mojej mamy, która nie wiedziała, co się dzieje. Zdziwiła się chyba jeszcze bardziej, gdy Olivia, która przechodziła akurat obok salonu, dołączyła do nas.
— Kocham cię, mamo — powiedziałam.
I choć zdawałam sobie sprawę z tego, że miałam naprawdę pokurwione poczucie czasu, bo na takie wyznania było już odrobinę za późno, równocześnie pomyślałam też:
Kocham cię, życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro