Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Czasem naprawdę warto mieć parasol

Burza, a raczej jej zapowiedź w postaci chwilowej ulewy, pojawiła się dopiero w następnym tygodniu, razem z Veronicą Gilmore, która po swoim tajemniczym zniknięciu w końcu postanowiła zaszczycić nas swoją obecnością.

Był poniedziałek, a całe Maylawn High School wydawało się być niezwykle poruszone. Siedziałam właśnie na lekcji angielskiego, grzecznie pisząc wypracowanie na temat jakiegoś wiersza, który przedstawiłam jako swój ulubiony, choć określenie go tym mianem było kłamstwem, bo tak naprawdę wcale nie przepadałam za poezją. Byłam lekko rozdrażniona faktem, że nie mogłam skleić nawet jednego porządnego zdania, w dodatku nie pomagały mi przejęte szepty dziewczyn siedzących za mną. Nauczyciel zdawał się nie pamiętać, że znajdował się w klasie i całą swoją uwagę poświęcał jakiejś książce

Zerknęłam w stronę Romia, który zajmował ławkę obok mnie. Nie wydawał się być szczególnie skupiony na swoim wierszu, dlatego trąciłam go lekko w ramię.

— Dlaczego wszyscy są tak poruszeni? — spytałam, rozglądając się dookoła. — Chryste, kolejna nowa uczennica? Nieślubna córka Trumpa? — prychnęłam, a potem dodałam z udawanym przejęciem. — Albo, o matko, nieślubna córka papieża Franciszka?

Romio uśmiechał się przez chwilę, ale potem zacisnął zęby, dając do zrozumienia, że coś go trapiło. Nie byłam najlepsza w rozwiązywaniu cudzych problemów, dlatego zrobiłam jedyną rzecz, jaka przyszła mi do głowy.

— No nie mów. Syn? — powiedziałam do niego, próbując go rozbawić chociaż odrobinkę. — Widziałeś go i już zdążyłeś się zakochać? Romio, wątpię, żeby papież popierał homoseksualne związki.

— Może lepiej skup się na swoim związku, co? — Uniósł jedną brew, ale nie brzmiał złośliwie. Choć szczerze mówiąc, wolałabym słyszeć w jego głosie złośliwość, niż smutek, a na dodatek widzieć, jak próbował się z tym ukryć. — Po pierwsze, nie sądzę, że gdyby papież miał nieślubne dziecko, o którym wiedzą wszyscy na świecie, łącznie ze mną i tobą, to dalej byłby papieżem. Po drugie, w nikim się nie zakochałem. A po trzecie, całe to przejęcie polega na tym, że do szkoły wróciła Veronica Gilmore.

— Chyba wolałabym już córkę papieża — powiedziałam, spoglądając w kierunku dziewczyn, które dalej w najlepsze plotkowały. — Naprawdę nie wiem, co w tym takiego niezwykłego. Obcięła się na łyso, straciła nogę albo coś podobnego?

— Może nie straciła nogi, ale kilka kilogramów na pewno — rzucił niechętnie Romio i nie czekając na to, co odpowiem, wrócił do wypracowania, chcąc najwidoczniej dać do zrozumienia, że nie miał ochoty rozmawiać na ten temat.

Martwiło mnie to, jak wpływała na niego choćby najmniejsza wzmianka o Veronice. To nie był pierwszy raz, kiedy zastanawiałam się, co między nimi zaszło, ale nie chciałam naciskać na Romia, który najwidoczniej nie był gotowy na to, żeby mi się z tego zwierzyć. Czy ona też go prześladowała? Może kiedyś była jego przyjaciółką i dlatego tak bardzo bolało go to, jaka się stała? Bo jeśli Romio miał się z nią kiedyś przyjaźnić, musiała być naprawdę zupełnie innym człowiekiem, niż była teraz.

Po kilkunastu minutach pracowania nad wierszem, usłyszałam w końcu dzwonek, który ogłaszał, że tego dnia nie miałam już więcej lekcji. Czekały mnie już tylko zajęcia teatralne, które szczerze mówiąc, trochę mnie już męczyły. Gra sama w sobie sprawiała mi dużo przyjemności, ale wiązało się z nią też dużo pracy, szczególnie, że wcielałam się w postać, która owszem, podzielała moje problemy, ale w ogóle nie przypominała mnie, jeśli chodziło o charakter.

Spakowałam swoje książki i pożegnałam się z Romiem, który w dalszym ciągu miał nietęgą minę.

— Hej, jeśli coś będzie się działo, zadzwoń do mnie — powiedziałam, naprawdę zaniepokojona jego samopoczuciem. — Jeśli tylko będziesz chciał pogadać, masz mój numer.

Romio zmarszczył brwi, ale uśmiechnął się, a mi w pewnym stopniu ulżyło, bo rozpoznałam w tym naprawdę szczery uśmiech.

— Od kiedy to jesteś psychologiem? — zapytał. — Bez obrazy, Nora, ale ten zawód nie jest dla ciebie. Twoje rady są na ogół gówniane.

— Wiem. — Uniosłam ręce do góry w obronnym geście. — Dlatego wszystkie potencjalne rady skonsultuję najpierw z Pattersonem. Ale jeśli będziesz chciał się wygadać, możesz na mnie liczyć.

— Dobra, to już się robi dziwne. — Zaśmiał się. — Nie znosisz chodzić do Pattersona.

— Racja, ale jeśli miałabym ci tym samym pomóc to mogę do niego chodzić codziennie.

Spoważniał, ale uśmiech nie zniknął z jego twarzy. Patrzył na mnie, a mi naprawdę trudno było zinterpretować jego minę.

— Dzięki — powiedział. — Nic mi nie jest i nie potrzebuję rozmowy, ale... Dzięki. To mega urocze.

Po tych słowach przyciągnął mnie do siebie i zamknął w uścisku. Tkwiliśmy tak przez chwilę, aż w końcu odepchnęłam go od siebie, mamrocząc pod nosem coś o przestrzeni osobistej i o tym, że nie lubiłam zapachu jego perfum.

— I wracamy do starej, dobrej Nory — powiedział i wyszczerzył się od ucha do ucha, a potem oboje rozeszliśmy się w swoje strony.

Szłam w kierunku auli, gdy nagle dostałam sms'a. Wyciągnęłam telefon, widząc, że nadawcą był Parker. Chciał, żebym poczekała na niego przy automacie, który minęłam już dawno, a ja, chcąc to zrobić, odwróciłam się nieco zbyt gwałtownie i ruszyłam przed siebie, zupełnie nie patrząc pod nogi, co zaowocowało tym, że w pewnym momencie wpadłam na kogoś z impetem.

Poczułam gorącą ciecz na swojej bluzce, gdzie rozkwitła jasnobrązowa plama, a gdy spojrzałam w górę, chcąc zobaczyć, kim był winowajca...

Oczywiście. To było jasne, że zobaczyłam akurat Veronicę Gilmore, trzymającą pusty kubek po kawie i uśmiechającą się na mój widok.

— Normalnie, gdy oblejesz kogoś kawą, raczej przepraszasz — mruknęłam, patrząc ze złością na plamę.

Ta szkoła liczyła kilkuset uczniów, a jednak to właśnie na nią musiałam wpaść. Cudownie.

— Może dlatego, że gdy normalnie kogoś oblejesz kawą, raczej jest ci przykro. — Wydęła wargi i wzruszyła ramionami. — Ale skoro to ciebie oblałam, mój dzień jest jeszcze lepszy.

Przyjrzałam jej się. Faktycznie, była sporo chudsza niż wcześniej, a jej oczy nie miały takiego blasku, ale jeśli chodzi o całokształt, dalej promieniała. Dalej była prześliczną, wysoką blondynką, jedynie odrobinę chudszą. Miała na sobie dopasowaną spódniczkę i biały golf, a jej włosy były całkowicie wyprostowane, choć zwykle nosiła loki. Co więcej, dalej była zapatrzoną w siebie zołzą.

— Cześć, Parker — powiedziała, spoglądając gdzieś ponad moje ramię, dając mi do zrozumienia, że stał za mną. Po chwili wróciła jednak wzrokiem do mnie i uniosła brew, spodziewając się najpewniej obraźliwych słów w moją stronę. Ale Parker nie wyzwał mnie od oferm i idiotek, jak się pewnie tego spodziewała.

Nie wiedziała chyba, jak wiele zmieniło się pod jej nieobecność, szczególnie w relacji mojej i Parkera, co postanowiłam wykorzystać. Może i zachowywałam się jak dziecko, ale w tym momencie zupełnie mi to nie przeszkadzało.

— Hej, skarbie — powiedziałam, odwracając się do niego i stanęłam na palcach, wystawiając policzek.

— Cześć... Skarbie? — bardziej spytał, niż powiedział, ale posłusznie pocałował mnie w policzek. A ja z przyjemnością obserwowałam, jak Veronica na krótką chwilę poczerwieniała ze złości.

Przypomniałam sobie o jej ostrzeżeniu, żeby nie zbliżać się do Parkera, który rzekomo należał do niej, podobnie jak rola w przedstawieniu i cała szkoła. Tyle że Parker chodził ze mną, Hazel Brookshire grałam ja, a całą resztę szkoły miałam właściwie gdzieś.

— Z przyjemnością pogadałabym z tobą dłużej, ale ja i mój chłopak — podkreśliłam dwa ostatnie wyrazy — mamy naprawdę ważną rzecz do zrobienia. Gdybyś nie wiedziała, gramy główne role w szkolnym przedstawieniu i właśnie idziemy na próbę.

Uśmiechnęłam się najszerzej jak umiałam, a ku mojemu zaskoczeniu Veronica zrobiła dokładnie to samo, w mgnieniu oka opanowując złość.

Cholera, czy jej nieobecność spowodowana była warsztatami panowania nad gniewem?

— Wiem, idę w tym samym kierunku — powiedziała. — Dostałam rolę twojej dublerki.

Zmarszczyłam brwi, patrząc na nią ze zdziwieniem, a ona, nie czekając na mój komentarz, odwróciła się i zostawiła mnie osłupiałą na środku komentarza, mówiąc na odchodne:

— Połamania nóg!

— Wow — powiedział Parker, gdy tylko zniknęła za rogiem. — Czuję się, jakby karma do ciebie wróciła, skarbie.

Wiedziałam, że nawiązywał do sytuacji, gdy wylałam na niego shake'a, zanim jeszcze byliśmy parą i wiedziałam też, że szydził ze mnie, nazywając mnie „skarbem". W ogóle nie zareagowałam na te słowa, czując zbierający się we mnie gniew.

— To jakiś pieprzony żart...

***

— To jakiś pieprzony, kurwa, żart! Ja pierdolę! — krzyknęłam sfrustrowana.

— Uspokój się — powiedział cierpliwie Parker, obserwując, jak kręciłam się na przednim siedzeniu jego Mustanga. — Wiercisz się tak, jakbyś miała owsiki.

— Jedyny pasożyt w moim życiu to Veronica Gilmore — mruknęłam. — Pani Montgomery, Nora powinna stać prosto, jak dama. Pani Montgomery, w tej fryzurze Nora wygląda jak wieśniaczka, może powinna kupić sobie perukę? — powiedziałam, naśladując głos Veronici.

Parker tylko pokręcił głową, nie komentując tego w żaden sposób. Założyłam ręce pod piersiami i oparłam głowę o okno, chcąc się uspokoić, ale gdy tylko przypominałam sobie próbę, od razu zaczynało się we mnie gotować.

Już na samym początku, gdy tylko pani Montgomery poinformowała mnie, że Veronica miała zostać moją dublerką, uśmiechnęła się do mnie tak szyderczo, że aż przeszły mnie ciarki. Czy ona planowała mnie zabić, do cholery? Takim sposobem chciała przejąć moją rolę?

Pod pozorem dawania mi rad, jako doświadczona „koleżanka", ciągle krytykowała moją grę i mój wygląd, przez co powtarzaliśmy niektóre sceny kilkanaście razy, choć wcześniej pani Montgomery uznawała je za dobre. Miałam wrażenie, że zgadzanie się na takie zachowanie Veronici wynikało z chęci nauczycielki, żeby jakoś wynagrodzić jej to, że nie mogła dać jej głównej roli, ale zupełnie nie rozumiałam, jak mogła udawać, że nie widzi tego, jak bardzo Veronica tego nadużywała.

Nie pasowało jej to, jak stałam, jak dygałam, jak mówiłam, krytykowała mój wyraz twarzy, gdy zwracałam się do Parkera i właściwie nie było ani jednej rzeczy, która przypadłaby jej do gustu, łącznie z tym, na co właściwie nie miałam wpływu. Jak miałam zmienić swoją twarz? Zrobić operację plastyczną?

Wszystko zapowiadało się tak spokojnie i naprawdę miałam nadzieję, że stąd była już prosta droga. Chciałam tylko świętego spokoju, czy to naprawdę tak wiele?

— Kurwa... — usłyszałam jak przez mgłę głos Parkera, a gdy podniosłam głowę, zobaczyłam, że byliśmy już pod moim domem.

Ale nie byliśmy jedyni, bo na podjeździe stał również samochód Justina, a on sam szarpał za ramię moją siostrę, która próbowała mu się opierać. Była ubrana w piżamę i szlafrok, a po policzkach leciały jej łzy. Okazało się więc, że problem z Veronicą nie był jedyną rzeczą, z którą tego dnia musiałam sobie poradzić.

Spojrzałam tylko na Parkera, który momentalnie otworzył drzwi i wybiegł z samochodu, pędząc w stronę mojej siostry. Zrobiłam to samo co on i w czasie, gdy zajmował się Justinem, ja wciągnęłam przerażoną Olivię do domu.

— Spokojnie, będzie dobrze — powiedziałam do niej, choć serce waliło mi jak oszalałe. Złapałam ją za buzię, każąc tym samym spojrzeć na mnie. — Będzie dobrze. — Powtórzyłam.

Roztrzęsionymi rękami wyjęłam telefon, chcąc wezwać policję, ale zanim zdołałam to zrobić, do środka wszedł Parker, któremu z głowy sączyła się stróżka krwi.

— O mój Boże, nic ci nie jest? — pisnęłam wystraszona.

— Przyłożył mi ręką, w której trzymał kluczyki od samochodu — powiedział, oglądając się w lustrze. — A potem znów dostał ode mnie w mordę. Do trzech razy sztuka. Zrobił ci coś? — Zwrócił się do Olivii.

— Przyjdzie tu jeszcze? — odpowiedziała mu pytaniem na pytanie.

— Policja szuka go od czasu imprezy — poinformował ją. — Lepiej nie otwieraj nikomu nieznajomemu, dopóki nie złapią tego gnojka.

— Chryste, Olivia, dlaczego w ogóle otworzyłaś mu drzwi? — wtrąciłam, może nieco za bardzo oskarżycielskim tonem.

Olivia spojrzała na mnie błyszczącymi oczami i zanim zdążyłam się obejrzeć, uciekła do swojego pokoju. Wymieniłam spojrzenia z Parkerem i poszłam za nią, jednocześnie każąc mu, że powiadomił policję o nieoczekiwanej wizycie Justina. Miałam nadzieję, że to okaże się dość ważną informacją.

Weszłam do pokoju siostry, zastając ją siedzącą na łóżku i gapiącą się pustym wzrokiem w ścianę. Bez słowa usiadłam obok niej i po chwili wspólnego milczenia, po prostu objęłam ją ramieniem, pogłębiając uścisk, gdy zaczęła szlochać.

— Przepraszam — szepnęłam. — Nie chciałam cię o nic oskarżać. Próbuję tylko zrozumieć, dlaczego...

— Dlaczego w ogóle zaczęłam spotykać się z kimś takim jak on? — wychlipała. — Nie wiem, Nora. Od kilku dni mam piętnaście lat. Przez większość czasu sama nie wiem, co mną kieruje.

Ku mojemu zdziwieniu, wtuliła się we mnie jeszcze bardziej, przy okazji mocno śliniąc moją koszulkę, ale to nie miało dla mnie żadnego znaczenia.

— Od zawsze czuję się, jakby nikomu na mnie nie zależało — powiedziała. — Kiedy umarł tata, ty zamknęłaś się w pokoju, jakbyś miała gdzieś to, że ja też cierpiałam.

— Tak, zamknęłam się w pokoju. — Przyznałam. — Ale przecież miałaś jeszcze mamę, przyjaciół. Nie byłaś sama.

— Mama? — Zaśmiała się. — Nigdy nie było jej w domu, a gdy już zdarzyła się taka okazja, była tak zafiksowana na twoim punkcie, że w ogóle mnie nie zauważała. Ciągle słyszałam, jak jest ci źle, jaka jesteś biedna i jak bardzo potrzebujesz naszej pomocy, ale ani ja, ani ona nie byłyśmy ci potrzebne. Potem zachorowałaś i znów się zaczęło, ciągle tylko Nora, Nora, Nora.

Zmarszczyłam brwi, bo ja nigdy tak tego nie odbierałam. Nie słyszałam, żeby mama tak o mnie mówiła, a już na pewno nie sądziłam, że nie poświęcała czasu Olivii.

— Przyjaciele, o których mówisz, interesowali się mną tylko dlatego, że mama miała gdzieś to, co robię, więc mogłam pić, palić i imprezować do białego rana. I tak właśnie poznałam Justina. Od razu wiedziałam, że to dupek, wiesz? Pocałował mnie na pierwszej imprezie, na której się poznaliśmy. Boże, nie masz pojęcia, jak obleśne to było. — Zaszlochała. — Śmierdział ziołem i wódką, a ja pozwoliłam mu wpychać sobie język do gardła, bo tylko dzięki temu czułam się coś warta. I wiedziałam, że zależy mu tylko na seksie, ale przynajmniej dzięki nie czułam się, jakbym nie istniała. Wiedziałam, że on nie zamknie się w pokoju, nie zostawi mnie...

— Olivia... — zaczęłam, ale nie wiedziałam, co mogłabym jej powiedzieć.

Zawsze myślałam sobie, że Olivia była po prostu głupia. Myślałam, że te wszystkie imprezy i starszy chłopak po prostu sprawiały jej radość, że dzięki temu czuła się dorosła i miała jakieś poczucie wyższości nade mną, społeczną inwalidką. Nie wiedziałam, że szukała w tym potwierdzenia swojej wartości, której poczucie to ja jej zniszczyłam.

— Czasem naprawdę chciałam przestać tak robić, wiesz? Ale w pewnym momencie zaczął być agresywny, bo uważał, że wszystko mu się należy. A ja wracałam do domu i widziałam, jak z dnia na dzień dostajesz super przyjaciela i wspaniałego chłopaka, na którego możesz liczyć. A co miałam ja? Nic, zupełnie nic, jedynie kogoś, kto mnie pożądał. Ale to zawsze było lepszym wyjściem, niż bycie zupełnie samą.

— Obiecuję ci — powiedziałam drżącym głosem — że już nigdy nie będziesz się tak czuła. Obiecuję, że już nie zamknę się w pokoju i nie zostawię cię z tym wszystkim samej. Możesz na mnie liczyć. Przepraszam, że wcześniej nie mogłaś i przepraszam, że to przeze mnie wydarzyło się to wszystko, że musiałaś czuć się tak okropnie. Nie chciałam tego, naprawdę.

— Wiem — powiedziała, ocierając łzę, która spłynęła po moim policzku, a potem wycierając swoje oczy. — Teraz to widzę. Byłam na ciebie tak bardzo zła przez cały ten czas.

— Naprawimy to wszystko. — Uśmiechnęłam się do niej przez łzy. — Nie nadrobimy ośmiu lat w pół roku, ale obiecuję ci, że będzie lepiej.

Olivia otworzyła szerzej oczy, jakby świadomość mojej śmierci była dla mnie nowością, a potem przytuliła mnie mocniej. 

— Nora, powinnaś wiedzieć, że...

— Cśś. — Uciszyłam ją. — Nie musisz mi tego teraz mówić. Od teraz wszystko będzie okej. 

I tak siedziałyśmy w uścisku, aż ze zmęczenia zasnęła mi na ramieniu. Położyłam ją na łóżku i przykryłam kocem, a sama zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Parker.

Siedział na krześle, przykładając do obitej ręki paczkę mrożonych warzyw, którą wyciągnął z zamrażarki. Krew na jego czole już zaschła, tworząc strupek. Podeszłam do szafki, w której mama zawsze trzymała apteczkę i wyciągnęłam z niej plaster i wodę utlenioną, po czym bez słowa zaczęłam opatrywać mu ranę.

Gdy skończyłam to robić, delikatnie pocałował mnie w czoło, również nic nie mówiąc.

Doskonale rozumiał, że po takiej ulewie należało po prostu odpocząć.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro