Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30. Najlepiej rozmawia się nocą

Byłam już określana naprawdę różnie.

Byłam dziewczyną, której tata zachorował, gdy była mała, a następnie umarł, powodując tym samym falę nieszczęść, które spadły na rodzinę Winslow. Dziewczyną, która nie wychodziła z domu przez chorobę odziedziczoną po ojcu, czym zaprzepaściła relacje ze swoją matką i siostrą, a także wieloma innymi ludźmi, których obecnie nawet nie pamiętała. Dziewczyną, która na dobrą sprawę istniała tylko połowicznie, bo jedynie w pamięci niektórych mieszkańców Maylawn. Potem byłam też dziewczyną, która zjawiła się w szkole w połowie semestru, narobiła sporego bałaganu i udawała, że nic się nie stało.

Ale teraz zyskałam nowy przymiotnik, bo byłam dziewczyną Parkera Presleya i choć dla wielu osób było to tak naprawdę niczym, dla mnie oznaczało naprawdę wielką zmianę.

I nie chodziło mi o to, że byłam w związku akurat z Parkerem, który uchodził za bożyszcze naszej szkoły, bo to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Spotykałam się z Parkerem nie przez wzgląd na to, co myśleli o nim inni uczniowie i nie imponowało mi to, jakie wrażenie na nich wszystkich wywierał, bo dla mnie liczyło się tylko i wyłącznie to, co ja czułam przy nim, choć tego tak na dobrą sprawę sama nie potrafiłam jeszcze do końca zweryfikować. Nie chodziło też o to, że bycie w związku do czegoś mnie zobowiązywało, choć tak na pewno było; myśli zajmował mi bardziej fakt, że właściwie nie wiedziałam, co miałam robić.

Czy miałam teraz zachowywać się zupełnie inaczej, niż do tej pory? Nazywać Parkera moim misiem, tulić go na każdym kroku i poświęcać mu każdą wolną chwilę? Ta wizja była niedorzeczna, bo sam Parker przyznałby, że ksywka „miś" nijak do niego nie pasowała, ale tu przecież nie chodziło też tylko o wymyślanie ksywek czy publiczne okazywanie uczuć.

A może sama nie wiedziałam już, o co mi właściwie chodziło.

Moim największym problemem było chyba to, że relacje międzyludzkie zawsze stanowiły dla mnie zagadkę i nigdy nie byłam w nich szczególnie dobra. Nie umiałam komunikować się z innymi, a skoro nie wiedziałam, jak to robić, po prostu tego unikałam, co wychodziło mi świetnie przez ostatnie kilka lat. Ale teraz wszystko miało być inaczej.

Bycie w związku oznaczało, że wszystko, co miałam, dzieliłam na pół, łącznie ze swoimi troskami, zmartwieniami, uczuciami. Bo przecież tym właśnie była miłość, a przynajmniej tak przedstawiały ją filmy i seriale, które stanowiły tak naprawdę mój jedyny wzorzec. Nigdy nie widziałam, jak moi rodzice obdarzali się miłością, a przynajmniej tego nie pamiętałam; wiedziałam, że tata kochał mamę, a mama kochała tatę i na tym moja wiedza się kończyła. Nie miałam żadnych wspomnień z dzieciństwa, żadnego przebłysku, w którym widziałabym rodziców razem, nie miałam ani jednego obrazka w głowie, wkazującego mi, jak tak naprawdę wyglądała miłość w realnym życiu.

W filmach nikt nie mówił, jak należało sobie radzić z samym sobą i własną psychiką, dlatego tak przerażała mnie wizja tego, że mogłam nie dać rady. I wiedziałam, że takie myśli były niedorzeczne, a bycie czyjąś dziewczyną nie stanowiło żadnego wyzwania; w końcu na świecie co chwila ktoś zaczynał związek, a ktoś inny w tym samym czasie go kończył. Ale ja na nowo musiałam uczyć się ludzi i tego jak się z nim obchodzić, a to nie była dla mnie byle relacja, bo w grę wchodziły mocniejsze uczucia, niż kiedykolwiek odczuwałam.

To znaczy, jasne, Parker nie był pierwszą osobą, do której coś czułam, bo przecież uczucia nie były domeną tylko romantycznych relacji. Romio też dużo dla mnie znaczył, podobnie jak moja mama i moja siostra, choć jej nigdy bym się do tego nie przyznała. Ale w przeciwieństwie do tych relacji, związek z Parkerem był jak stąpanie po cienkim lodzie, a ja byłam tak na dobrą sprawę kimś, kto nigdy nie miał do czynienia z lodem i cholernie bałam się, ile był w stanie wytrzymać pod moim ciężarem.

Wiedziałam, że mój strach był irracjonalny, a ja powinnam skupić się na chwili, zamiast bezustannie przeżywać to, że mogłabym coś spieprzyć. Na dobrą sprawę próbę spieprzenia czegoś podjęłam już zanim Parker i ja zostaliśmy parą, a przecież ostatecznie wszystko ułożyło się dobrze i teraz powinnam być już tylko szczęśliwa.

A mimo to nie mogłam zmrużyć oka. Leżałam skulona na łóżku, trzymając się za brzuch, który od nadmiaru stresu dawał o sobie znać. Zegarek leżący przy łóżku wskazywał godzinę trzecią, a przy okazji tykał niemiłosiernie głośno, jakby to on był powodem, dla którego nie mogłam zasnąć.

Trzymałam w ręku wisiorek, który dostałam na urodziny od Parkera, obracając małe serduszko wokół własnej osi i pustym wzorkiem patrzyłam na ścianę, pozwalając myślom pochłonąć mnie całą. Przez otwarte okno do pokoju wpadało chłodne powietrze, jednak ani trochę nie pomagało mi się to uspokoić.

Westchnęłam głęboko i odłożyłam wisiorek na szafkę, a następnie wstałam z łóżka i najciszej jak mogłam, poczłapałam do kuchni.

Ku mojemu zaskoczeniu, przy wysepce siedziała Olivia, patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń, podobnie jak ja kilka minut temu. To było naprawdę niesamowite, że mimo tego, jak bardzo rozeszły się nasze drogi, w pewnych kwestiach wciąż pozostawałyśmy takie same.

Szczerze mówiąc, wyglądała naprawdę kiepsko. Włosy miała poplątane, a oczy podpuchnięte i czerwone od płaczu. Cóż, trudno było jej się dziwić, w końcu cudem uniknęła tragedii i to z rąk osoby, której prawdopodobnie ufała najbardziej na świecie. To nie było łatwe przeżycie i choć po części sama sobie była winna, strasznie jej współczułam.

— Też nie możesz spać? — spytałam, ale Olivia tylko zmierzyła mnie wzrokiem, w którym absolutnie niczego nie mogłam dostrzec.

Nie wiedziałam, czy swoim starym zwyczajem rzuci w moją stronę jakimś chamskim tekstem, czy raczej podziękuje mi za to, że ją uratowałam, a może skrzyczy za to, że przerwałam jej imprezę, niszcząc tym samym życie towarzyskie. Olivia jednak nie powiedziała zupełnie nic, a mnie w ogóle to nie zdziwiło. Od naszej rozmowy w szpitalu, trwającej najwyżej pół minuty, nie rozmawiałyśmy ze sobą praktycznie w ogóle. To mama opowiedziała jej o tym, co zaszło na imprezie, bazując oczywiście na tym, co powiedzieliśmy jej ja, Parker i policja. Olivia nie dopytywała, skąd wiedzieliśmy, w jakim pokoju się znajdowała ani skąd wiedzieliśmy, gdzie odbywała się impreza, ani nawet dlaczego to Parker wyniósł ją stamtąd nieprzytomną, nie dając mi możliwości poczuć się zmuszoną do udzielenia odpowiedzi. A ja sama nie potrafiłam się zmusić, żeby uzupełnić wypowiedź mamy. Zatrzymałam więc dla siebie to, że Parker wcale nie miał pewności, że akurat w pokoju, do którego wtargnęliśmy znajdowała się Olivia, a wszystko było jedynie zasługą domysłów i niewielkiej strużki światła pod drzwiami, podobnie jak zatrzymałam dla siebie wiele innych szczegółów, bo nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Olivia też nie paliła się do rozmowy ze mną, chociaż właściwie to nie paliła się do rozmowy z kimkolwiek, tak przygaszona była.

— Czyli zimna wojna wciąż trwa — powiedziałam już bardziej sama do siebie i podeszłam do lodówki, z której wyjęłam mleko. Następnie, zupełnie ignorując moją siostrę, podeszłam do szafki z naczyniami i wyjęłam z niej swój ulubiony kubek.

— Nie oczekuj ode mnie, że tak od razu wszystko się zmieni — usłyszałam za plecami. — Jestem uparta tak samo jak ty, a może nawet i bardziej.

— W to nie wątpię — mruknęłam i po chwili zastanowienia wyciągnęłam z szafki jeszcze jeden kubek. — Nie musimy od razu skakać sobie w objęcia, Olivia. Nie musisz mi też opowiadać, dlaczego spotykałaś się z takim frajerem jak Justin, chociaż chciałabym wiedzieć, jakim cudem w ogóle na niego poleciałaś. Ale nie będę na ciebie naciskać, bo wiem, że mi nie ufasz i chyba nie ma już czasu na to, żeby cokolwiek zmienić, chociaż naprawdę bym chciała.

Znów uderzyła mnie cisza z jej strony, ale jakimś cudem w ogóle mnie to nie denerwowało. Wlałam mleka do małego garnka i poczekałam, aż się zagrzeje, w międzyczasie szukając reszty składników. W końcu nalałam ciepłego mleka do obu kubków, a potem do każdego z nich dodałam po łyżeczce miodu i szczypcie cynamonu. A potem odwróciłam się do Olivii i bez słowa podałam jej kubek.

Spojrzała na mnie z wahaniem, ale przyjęła wyciągniętą rękę.

— Tata zawsze robił nam ciepłe mleko, gdy nie mogłyśmy spać — powiedziała w pewnym momencie Olivia, a ja kiwnęłam głową, potwierdzając, choć to nawet nie było pytanie.

To był właściwie pierwszy raz, gdy któraś z nas wspominała o tacie w obecności tej drugiej. Olivia była młodsza ode mnie, gdy tata odszedł i o wiele mniej rzeczy pamiętała, zresztą zawsze miałam wrażenie, że to ja byłam z nim bardziej związana, a skoro nawet ja starałam się o nim nie wspominać i nie myśleć, nie dziwiło mnie, że tak samo postępowała Olivia.

— Więc... — zagadnęła w pewnym momencie. — Ty i Parker?

— Jesteś już drugą osobą, która zadaje mi to pytanie — mruknęłam i chciałam dodać, że skoro ona nie chciała rozmawiać o Justinie, ja nie miałam obowiązku, żeby opowiadać jej o Parkerze.

I już naprawdę byłam gotowa to oznajmić, a potem wyjść z kuchni i dokończyć mleko w swoim pokoju. Ale w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że naprawdę potrzebowałam rozmowy, a Olivia była na wyciągnięcie ręki.

— Sama nie wiem — powiedziałam. — To nie tak, że jest chłopakiem w moim typie. Właściwie sama nie wiem, jaki mam typ i czy w ogóle go mam. I nie spodziewałam się, że to właśnie on będzie moim pierwszym chłopakiem w życiu i właściwie to chyba... jedynym. No wiesz, biorąc pod uwagę okoliczności.

Olivia w ogóle nie zainteresowała się moją uwagą dotyczącą zbliżającej się śmierci, natomiast przyjrzała mi się badawczo, gdy nazwałam Parkera swoim chłopakiem.

— Czyli jesteście parą?

— Wyrwiesz mi wszystkie kudły, jeśli potwierdzę? — sarknęłam, nawiązując do wszystkich sytuacji, w których była zazdrosna o Parkera, podobnie jak reszta żeńskiej części szkoły.

Olivia uśmiechnęła się na moje słowa i pokręciła głową, a ja domyśliłam się, że Parker tak naprawdę nigdy jej nie interesował, ale zwracała na niego uwagę, bo każdy tak robił. Nie musiała mówić tego wprost, ale wiedziałam, że była bardzo podatna na wpływ otoczenia i łatwo ulegała presji.

— Problem polega na tym, że jakoś mnie to wszystko przeraża — wyjaśniłam. — Sama wiesz, jakie relacje mam z tobą, z mamą i z kimkolwiek innym, ale ja po prostu nie umiem inaczej.

— Jeśli chodzi o związki — powiedziała Olivia — chyba nie jestem najlepszą osobą, która mogłaby ci udzielać rad.

Zaśmiałam się cicho, a Olivia uśmiechnęła się kolejny raz.

I chyba w pewnym momencie zdała sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji się znajdowałyśmy, bo nagle zrobiła się markotna. Odstawiła pusty kubek na wysepkę i spuściła wzrok.

— Myślę, że powinnaś po prostu pogadać z Parkerem. Nie musisz sobie radzić ze swoimi lękami sama, bo w końcu cię to wykończy. Szczególnie, że dotyczą one jego — mruknęła i wstała, po czym po prostu wyszła z kuchni, zostawiając mnie samą.

Nie wiedziałam, jakim cudem mogła mówić coś tak mądrego, a następnego dnia udawać pustą dziunię, która miała pstro w głowie.

Westchnęłam, myśląc sobie, że i tak było lepiej, niż ostatnio. Wstawiłam swój i jej kubek do zmywarki i poszłam w jej ślady, kierując się do swojego pokoju. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, ale sen dalej nie chciał przyjść, mimo że byłam już lekko senna.

Pozostawała jeszcze jedna rzecz, którą musiałam zrobić, jeśli chciałam choć na chwilę zmrużyć oczy tej nocy. Sięgnęłam po telefon leżący na szafce i wybrałam numer Parkera, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to nie była odpowiednia pora.

— Nora? — Usłyszałam zaspany głos Parkera w słuchawce. — Co się dzieje?

Przez chwilę milczałam, nie wiedząc co powiedzieć, ale opamiętałam się. Byłam pewna, że gdybym się nie odezwała, Parker w mgnieniu oka przyjechałby pod mój dom, myśląc, że wydarzyło się coś złego.

— Nic — stwierdziłam. — Tylko się... socjalizuję.

— Socjalizujesz się... — powtórzył. — W środku nocy?!

Usłyszałam przeciągły jęk i zaczęłam mu współczuć. Chodził z wariatką.

— Mam wrażenie, że nocne rozmowy są najłatwiejsze — wyjaśniłam mu. — Każdy jest wtedy zbyt zmęczony, żeby udawać kogoś innego.

Nie odpowiedział nic i na kilka chwil zapadła cisza, a może tak mi się tylko wydawało, bo znów zaczynałam panikować.

— A ja muszę ci powiedzieć, że stasznie się boję — przyznałam w końcu drżącym głosem.— Boję się, Parker. Ciebie, siebie, nas razem. Paraliżuje mnie strach przed tym, co będzie jutro i zastanawiam się czy nie pozabijamy się nawzajem.

— Jeśli chodzi o mnie, miałem ochotę cię zabić na początku tej rozmowy — powiedział, a ja uśmiechnęłam się. — Ale teraz cieszę się, że do mnie zadzwoniłaś, bo mogę ci powiedzieć, że nie musisz się bać. Jasne, to trochę zderzenie dwóch światów, twojego i mojego. Ale hej, kto powiedział, że nie możemy ich połączyć?

Byłam zdziwiona faktem, że już sam jego głos pomagał mi w uspokojeniu się. Panika znikała i znów miałam to dziwne poczucie bezpieczeństwa.

Musiałam przyznać Olivii, że miała rację. Rozmowa z Parkerem, choć trwała naprawdę krótko, faktycznie mi pomagała.

— Nora? — Usłyszałam nagle, a do mnie dotarło, że tak wsłuchiwałam się w głos Parkera, że właściwie przestałam słuchać, o czym mówił. — Jesteś tam?

— Słuchaj uważnie, bo tego nie powtórzę, a jeśli komuś powiesz, to się tego wyprę — powiedziałam. — Naprawdę się cieszę, że cię mam.

Parker zamilkł, najpewniej zdziwiony moim wyznaniem. Cóż, trudno było mu się dziwić, bo mnie też ono zaskoczyło. Wykorzystałam więc ciszę i wyszeptałam szybko „dobranoc", po czym tak po prostu się rozłączyłam.

I z poczuciem, że nie muszę się niczego bać, w końcu dałam radę zasnąć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro