Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. Czasem dobrze jest podsłuchiwać

— Dramatyzujesz.

Zagotowało się we mnie, gdy tylko usłyszałam te słowa. Spojrzałam z ukosa na Romia, który siedział obok mnie i przepisywał coś z tablicy. Matematyczka łypnęła na nas złowrogo, prawdopodobnie ostrzegając nas, żebyśmy nie rozmawiali, ale ja miałam znacznie większe problemy niż rozwiązywanie zadań. Prawdziwą niewiadomą był Parker Presley, a nie jakiś tam X.

— Przysięgam, że byłam spokojna, dopóki tego nie powiedziałeś — fuknęłam cicho, a on uniósł ręce w geście obronnym. — Teraz mam ochotę cię udusić.

— Jaki jest twój problem? — zapytał, a ja przybiłam sobie z otwartej dłoni w czoło.

Czy on zapisywał sobie wszystkie wyrażenia, które stosował Parker i używał ich w rozmowie ze mną? No błagam!

— Widzisz? — jęknęłam. — Za dużo przebywasz z Parkerem. Denerwuje mnie to.

— Jesteś po prostu zazdrosna — rzucił zgryźliwie, na co przewróciłam oczami. — Ale naprawdę uważam, że dramatyzujesz. Nie ma żadnego powodu, dla którego Parker miałby cię unikać.

Spojrzałam w jego oczy i przez chwilę miałam wrażenie, że miał rację, bo gdyby się nad tym zastanowić, faktycznie nie było przyczyny.

Ale czułam, że Parker mnie ignorował; widziałam w jego oczach chęć jak najszybszego zniknięcia za każdym razem, gdy ze sobą rozmawialiśmy, a tych okazji nie było znów tak wiele.

Od zeszłego piątku minął równo tydzień, a my komunikowaliśmy się ze sobą jedynie wtedy, gdy było to konieczne, czyli głównie na próbach przedstawienia. W dodatku byłam pewna, że gdyby nie pani Montgomery, w ogóle niczego by do mnie nie powiedział i przekazał swoją rolę komuś innemu. Poza próbami zachowywał się, jakbyśmy byli sobie całkowicie obcy, czego w ogóle nie rozumiałam.

Nie wymagałam od niego, by przyjeżdżał po mnie rano i odwoził do szkoły, jednak jakaś część mnie każdego ranka czekała, aż na podjeździe pojawi się granatowy Mustang. Ale Parker nie pojawiał się ani rankiem, ani popołudniem, ani właściwie nigdy. Omijał mnie szerokim łukiem na korytarzu, czasem wymuszając z siebie jedynie krótkie „cześć", nie jadał z nami lunchu, znikał gdzieś na długich przerwach, a gdy już z konieczności przebywaliśmy w swojej obecności, rozmawiał głównie z Romiem, całkowicie mnie wykluczając. W środę próbowałam do niego zagadać, jednak gdy tylko mnie zobaczył, skierował się do męskiej łazienki, gdzie oczywiście nie mogłam wejść. Później przestałam go widywać w szkole, a Romio powiedział mi, że Parker się rozchorował i miał zwolnienie do końca tygodnia.

Akurat.

Skoro jednak nie chciał mieć ze mną kontaktu, nie narzucałam mu się. Nie miałam w zwyczaju biegać za facetami, bo nie byli mi potrzebni do szczęścia, dlatego choć było mi przykro i myślałam o tym całymi dniami, nie dobijałam się do niego. Nie pisałam, nie dzwoniłam, nie poszłam też do jego domu, choć przeszło mi to przez myśl i właściwie jedyną czynnością, którą robiłam, było rozmawianie o tym z Romiem, który uważał, że przesadzałam.

Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek, który oznaczał koniec lekcji. Zaczęłam pakować swoje rzeczy i jak najprędzej wyszłam z sali, nie czekając na Romia, który chwilę później i tak mnie dogonił.

— Jeśli kolejny raz chcesz mi wcisnąć bajeczkę o tym, że jest chory albo że jest zły na całą tę sytuację, daruj sobie. Doskonale wiem, że nie jest chory, a od urodzin minął już tydzień i pewnie nawet nie myśli o tym, co się stało — powiedziałam, gdy tylko otworzył usta.

— Boże, jesteś niemożliwa — jęknął. — Mam pomysł. Napiszemy do niego oboje i zobaczymy, czy cię ignoruje, czy po prostu nie ma czasu.

Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam telefon. Napisałam sms'a z jakąś niepotrzebną informacją o przedstawieniu, którą prawdopodobnie wiedział, z kolei Romio uprzedził go o zbliżającym się teście z matematyki. Po chwili jego telefon zawibrował.

— Odpisał — poinformował mnie.

Odblokowałam telefon, jednak nie było widoczne żadne powiadomienie. Pokazałam mu telefon z satysfakcją, starając się ukryć, że było mi naprawdę przykro.

— Dobra, nie odpisał ci, ale to o niczym nie świadczy — powiedział. — Zresztą, ja napisałem do niego chwilę przed tobą, więc może po prostu...

Nagle stanęłam jak wryta.

Przez drzwi wejściowe wchodził właśnie chłopak mojej siostry, patrząc w telefon. Miał na sobie jakieś okropne dresy, które sprawiały, że wyglądał jak jakiś ćpun z ulicy, co idealnie komponowało się z jego mało inteligentnym wyrazem twarzy. Co on tu właściwie robił? I dlaczego mógł sobie ot tak wchodzić do szkoły? Zmrużyłam oczy na jego widok i zdałam sobie sprawę z tego, że miał podbite oko, ale siniak powoli zaczynał schodzić. Zupełnie... Zupełnie jakby ktoś uderzył go mniej więcej tydzień temu.

Szybko powiązałam ze sobą wszystkie wątki.

1. To Justin i jego koledzy przynieśli alkohol, którym dysponowali do końca imprezy.

2. Moim ostatnim wspomnieniem było picie alkoholu, który podał mi kolega Justina, a on sam stał obok i patrzył na mnie obleśnym wzrokiem.

3. Według Romia Parker „zajął się tą sprawą", a powszechnie wiadomo było, jak Parker zajmował się swoimi sprawami i dziwnym trafem twarz Justina wyglądała, jakby spotkała się z jego pięścią.

I właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie rzecz, która sprawiła, że mój żołądek zawinął się w supeł.

Temat tego, kto podał mi narkotyki, był tematem tabu. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że zarówno Romio, jak i Parker byli świadomi, kto był za to odpowiedzialny, ale z jakiegoś powodu nie chcieli mi o niczym powiedzieć. A przecież chodziło o mnie! Miałam prawo wiedzieć, kto chciał mnie skrzywdzić!

I w tym momencie czułam, że już wiedziałam, kim była ta osoba.

— Romio... — powiedziałam i głośno przełknęłam ślinę.

Wystarczyło, że na niego spojrzałam i już wiedziałam, że miałam rację. Z początku próbował udawać, że nie wie, o co mi chodzi, jednak gdy wyszeptał „nie rób nic głupiego", byłam przekonana, że to właśnie Justin próbował mnie naćpać.

Byłam jednocześnie przerażona i zła, miałam ochotę uciec jak najdalej, ale przy okazji skopać mu tyłek. Zacisnęłam pięści i poprawiłam torbę na ramieniu, po czym otworzyłam usta, które ktoś sprawnie zatkał dłonią. Romio złapał mnie za rękę i pociągnął do małej luki między szafkami, zanim zdążyłam krzyknąć na Justina. Spojrzałam na niego zdezorientowana.

— Widzisz? Właśnie o tym mówił Parker — powiedział, a ja nic z tego nie rozumiałam. — To dlatego miałem ci nic nie mówić. Wiedział, że jeśli dowiesz się, kto za tym stoi, od razu zaczniesz zgrywać pannę silną i niezależną i do niego pójdziesz, żeby na niego nawrzeszczeć.

Wyszarpałam się z uścisku i założyłam ręce pod klatką piersiową.

— I co w tym złego? Przecież sobie zasłużył — fuknęłam. — Dorzucił mi tabletkę gwałtu, Romio! Do cholery, to jest przestępstwo!

Romio westchnął i oparł się plecami o stojący za nim rząd szafek.

— Naprawdę myślisz, że przejmie się twoimi wrzaskami? Albo że przestraszy się, gdy postraszysz go policją? Nie masz żadnych dowodów na to, że to on. Zresztą do dzisiejszego dnia nawet o tym nie wiedziałaś.

W tym momencie żałowałam, że nie byłam celebrytką, która wszędzie chodziła z kamerą. W ten sposób miałabym nagrane, jak wraz z kolegą wrzucają mi tę cholerną tabletkę do drinka i mogłabym po prostu złożyć doniesienie na policji.

— Przecież on jest od ciebie dwa razy większy i dwa razy silniejszy, Nora — poinformował mnie Romio. — Mógłby bez problemu wyciągnąć cię z tej szkoły i dokończyć to, co zaczął na urodzinach.

Przełknęłam głośno ślinę, mając w głowie wizję bycia ciągniętą za włosy prosto w krzaki, które rosły obok szkoły. Może Romio miał w pewnym sensie rację? Na ogół nie odczuwałam strachu przed jakimkolwiek człowiekiem, ale to był chłopak, który prawdopodobnie zgwałciłby mnie, gdyby miał ku temu okazję. Jak mogłam nie czuć się przerażona na jego widok?

— Po prostu choć raz nie bądź uparta i pozwól, by Parker się tym zajął. Po części już to zrobił... — powiedział, mając na myśli jego oko. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek na lekcję, ale Romio nie ruszył się z miejsca, wpatrując się we mnie intensywnie. — Obiecujesz?

Pokiwałam posłusznie głową, a on uśmiechnął się i poszedł do klasy, zostawiając mnie samą w luce. Wzięłam głęboki oddech i już miałam iść na następne zajęcia, gdy nagle usłyszałam, że ktoś coś do mnie powiedział.

— Kogo my tu mamy? — Sam głos Justina sprawił, że moje ciało było jak sparaliżowane. Wizja mnie w krzakach znów stanęła mi przed oczami. — Nie widziałem cię od ostatniej imprezy.

Drzwiczki od jakiejś szafki trzasnęły, a ja aż podskoczyłam, wyobrażając sobie, jak to Justin wali w nie pięścią, chcąc przestraszyć mnie jeszcze bardziej. Nie musiał tego robić, bo i tak trzęsłam się jak osika, choć nawet jeszcze go nie widziałam. Najwidoczniej czaił się pod szafkami i czekał na okazję, by dopaść mnie sam na sam.

— Cześć, stary — odpowiedział inny głos i nagle dotarło do mnie, że słowa Justina wcale nie były skierowane do mnie. Odetchnęłam w ulgą i przycisnęłam się do ściany, nie chcąc ryzykować, że jednak zauważyłby moją obecność. — Czekasz na swoją laskę?

— Taa — mruknął. — Napisałem jej sms'a, że ma ruszyć dupsko, ale jak zwykle się spóźnia i pierdoli coś o jakiejś biologii. Jak sprawy z Jenny?

Jego rozmówca zaśmiał się perliście.

— Poszło szybciej niż myślałem — wyjawił. — Wypiła tyle, że nawet nie podejrzewała, że cokolwiek mogłem jej dorzucić. Sam wiesz, co było dalej!

Tym razem obaj wybuchli śmiechem, zupełnie jakby właśnie wymieniali się znakomitymi żartami i najprawdopodobniej przybili piątkę, bo po korytarzu rozszedł się plask. A ja nagle poczułam, jakbym miała zwymiotować, bo doszło do mnie, o czym mówili. Nie byłam jedyną dziewczyną, którą chcieli skrzywdzić!

Wyciągnęłam z kieszeni telefon i przezornie włączyłam dyktafon, starając się zrobić to jak najbardziej dyskretnie. Na korytarzu nie było już nikogo poza mną, Justinem i jego kolegą, więc mógł mnie zdradzić nawet najmniejszy szmer.

— Twój sposób zawsze działa — pochwalił tamten Justina. — Te laski są coraz bardziej głupie i piją wszystko, co im podasz. A później leci już z górki. Żadna nie ma oporów, nie pierdolą niczego pod nosem i są chętne na wszystko, czego normalnie by nie zrobiły. Seks po tym jest nieziemski. Próbowałeś już z tą małą Winslow?

— Z nią jeszcze nie — mruknął w odpowiedzi. — Jest ładna, ale straszna z niej cnotka, nawet nie pozwala się dotknąć, no i pić też ostatnio nie chce. Zresztą chyba wybrałem nie tę siostrę, co trzeba. Nie zacząłbym z nią chodzić, gdybym najpierw poznał starszą.

— Chodzi ci o Norę Winslow? Niezła z niej dupa, ale podobno nie da rady jej zbajerować, jest za bardzo wyszczekana. Zresztą teraz Presley pilnuje jej jak piesek.

— Ta, coś o tym wiem — powiedział, a ja miałam wrażenie, że mówił o podbitym oku. — Podałem jej tabletkę na urodzinach Olivii, ale tamten od razu zaprowadził ją do sypialni i skorzystał z okazji.

Ten drugi koleś zagwizdał.

— Czyli to koniec z Olivią? Bierzesz się za Norę? — mówił o nas jak o rzeczach, które można było mieć, a we mnie się zagotowało.

— Nie lubię jedzenia, które ktoś już zaczął jeść — powiedział ze wstrętem Justin. — Ale Olivia jest do niej trochę podobna. Nie ma takich kształtów i jest bardziej koścista, ale przynajmniej byłbym jej pierwszym, a to mnie strasznie jara.

Nie miałam z Olivią najlepszych relacji, ale wciąż była moją siostrą i to, że mówił o niej w taki sposób, doprowadzało mnie do szału. Zupełnie jakby była jakąś dmuchaną lalką, a nie człowiekiem!

— Czyli będziesz czekał?

— Co ty, stary — zaśmiał się Justin. — I tak czekam już za długo. Dziś jest wielka impreza, więc Olivia wreszcie będzie moja.

Zrobiło mi się niedobrze i musiałam naprawdę powstrzymać się, żeby nie zwymiotować.

— Czy tego chce, czy nie.

Słowa Justina zabrzmiały tak złowieszczo, że aż mnie zamroczyło. Usłyszałam tylko, jak chłopcy mówią coś o paleniu, a następnie po korytarzu rozeszło się echo ich kroków. Gdy byłam pewna, że jestem sama, zasłoniłam usta ręką i wydałam z siebie cichy jęk, który brzmiał strasznie żałośnie. Ręce mi się trzęsły, gdy wyłączałam dyktafon i robiłam kopię zapasową na wszelki wypadek.

Wyszłam z mojej kryjówki i nagle wpadłam na kogoś, a konkretniej na moją siostrę, która wydawała się bardzo się spieszyć.

— Olivia? — wydukałam zaskoczona, jednocześnie rozglądając się dookoła w obawie, że Justin był gdzieś w pobliżu. — Co ty tu robisz?

Na mój widok przybrała obojętny wyraz twarzy, jednak widziałam, że coś ją trapiło, bo nerwowo bawiła się włosami i raz po raz zerkała na telefon. Bała się tego skurwiela i było to po niej widać!

— Idę — burknęła. — A raczej szłam, dopóki na mnie nie wpadłaś, ofermo.

Puściłam jej komentarz mimo uszu i założyłam ręce na piersiach. Nie miałam czasu na rozwijanie konfliktu między nami, podczas gdy groziło jej realne niebezpieczeństwo, którego być może nie była nawet świadoma.

— Niby gdzie idziesz? Z tego, co wiem, masz teraz biologię.

Znów miałam wrażenie, że czymś się martwiła, ale starała się, by nie było tego po niej widać.

— Nie jesteś moją matką — warknęła i wyminęła mnie.

Doskonale wiedziałam, gdzie szła i nie podobało mi się to, że była na każde skinienie Justina, choć on traktował ją jak przedmiot, który posiadał. Przypomniałam sobie jego słowa i to, że chciał ją wykorzystać i znów zrobiło mi się niedobrze.

— Nie jestem twoją matką, ale twoją siostrą już tak — powiedziałam, doganiając ją. — Pewnie mi nie wierzysz, ale martwię się o ciebie. Wiem, że idziesz na jakąś głupią imprezę i... Olivia, między nami nigdy nie było najlepiej, ale po prostu nie chcę, żebyś tam poszła. I zaufaj mi, ty też tego nie chcesz — dodałam.

Sama nie wiedziałam, dlaczego nie chciałam jej powiedzieć, co chciał zrobić Justin. Byłam pewna, że i tak by mi nie uwierzyła, w końcu z nim była o wiele bliżej, niż ze mną.

— Niby dlaczego miałabym ci ufać? — Zaśmiała się szyderczo. — Nie jesteś moją siostrą i nigdy się o mnie nie martwiłaś. Nie łączy nas zupełnie nic, a ty obchodzisz mnie mniej niż ludzie, których mijam na ulicy.

Byłam przyzwyczajona do tego, że mówiła o mnie w ten sposób, więc nawet nie zwracałam na to uwagi. Jedyną istotną dla mnie rzeczą było w tym momencie to, żeby przemówić jej do rozsądku i wybić jej z głowy imprezę.

— Boli cię to, że jestem zapraszana na imprezy, a ty nie? Znajdź sobie coś do roboty i przestań mnie pouczać, bo nie wiesz absolutnie nic o moim życiu.

Pomachała mi na pożegnanie i wyszła ze szkoły. Zobaczyłam przez szklane drzwi, jak wsiadła do samochodu Justina i odjechali w nieznanym mi kierunku.

Dotarło do mnie, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdowałam. Miałam teraz tak po prostu odpuścić i iść na lekcje ze świadomością, że jakiś obrzydliwy typ wykorzystuje seksualnie moją siostrę właśnie w tym momencie? Nawet nie wiedziałam, gdzie była ta wielka impreza!

Poczułam, jak pod powiekami formują mi się łzy. Przecież nie mogłam na to pozwolić...

Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam jedyny kontakt z mojej listy, który w jakikolwiek sposób był w stanie pomóc mi i mojej siostrze.

Parker Presley.

— Zanim się rozłączysz, zasłaniając się jakąś denną wymówką, wysłuchaj mnie — powiedziałam od razu, gdy usłyszałam jego głos w słuchawce.

Westchnęłam głęboko.

— Naprawdę potrzebuję twojej pomocy... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro